Dymy nad Disneylandem

Opublikowano: 17.02.2010 | Kategorie: Gospodarka, Turystyka i podróże

Liczba wyświetleń: 914

Największa polska atrakcja turystyczna – byłe nazistowskie obozy zagłady.

W cieniu sensacji ostatnio związanych z kradzieżą napisu „Arbeit Macht Frei” ginie zasadnicze pytanie: czemu służyć ma dziś utrzymywanie takich miejsc, jak Auschwitz czy Majdanek. I czym będą one w przyszłości. Warto je zadać przed obchodami 65-lecia wyzwolenia Oświęcimia.

Przeprowadzane niedawno badania ankietowe młodzieży brytyjskiej wskazują, że słowo „Auschwitz” kojarzy im się z miejscem związanym z rozrywką – czymś w rodzaju historycznego Disneylandu. Daje to do myślenia, tym bardziej że wedle danych Instytutu Turystyki to właśnie Brytyjczycy stanowią najliczniejszą grupę turystów odwiedzających Kraków i okolice.

Brytyjskie nastolatki nie są odosobnione w opiniach.

Samorząd Województwa Dolnośląskiego przyjął niedawno nową strategię rozwoju turystyki. Zakłada ona promowanie regionu jako ziemi pełnej tajemnic. Przy czym te tajemnice – o czym nie pisze się wprost, lecz rozumie samo przez się – to głównie olbrzymie, istotnie nie do końca zbadane sztolnie w Górach Sowich koło Wałbrzycha. To, czy hitlerowski projekt nazwany „Gigant” miał być nową siedzibą sztabu Hitlera, czy ukrytym kompleksem zbrojeniowym, jest tematem sporu historyków, z których większość opowiada się za drugą wersją. Poza sporem jest natomiast to, że przy jego budowie życie straciły dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy więźniów filii (byłego nazistowskiego) obozu Gross Rosen. Dokładna liczba ofiar nie będzie znana nigdy – hitlerowcy przyznawali te same numery obozowe wielu ludziom, a większość masowych grobów w Sudetach nie została odnaleziona.

W górskich sztolniach można natomiast – za stosowną opłatą – bawić się w szukanie złota, być straszonym przez duchy w trakcie pływania łódką i spotkać Gacoperza – ducha sztolni. A także zakupić publikacje „wyjaśniające” tajemnice kompleksu – m.in. miały tu powstawać napędzane silnikami antygrawitacyjnymi latające talerze (prototyp, według autora jednego z tych dzieł, pod koniec wojny przewieziono do Argentyny łodzią podwodną).

Rozmaitość zastosowania byłych nazistowskich obozów nie jest zresztą nowa. Po wojnie niektóre z nich (Oświęcim) służyły jako obozy przejściowe dla Niemów. Potem Niemcy postanowili zrobić coś na rzecz wychowania młodzieży w duchu historycznych rozliczeń i ekspiacji za winy ojców. W latach 60. XX wieku niemieccy pedagodzy zamykali więc dzieciaki w barakach Brzezinki, odtwarzając im po ciemku krzyki i strzały oraz stosowne opowieści. Eksperyment przerwano, gdy antynazistowsko nastrojona młodzież zaczęła lądować w szpitalach psychiatrycznych.

Obozy zagłady szybko zaczęły odgrywać także ważną rolę w polityce międzynarodowej.

Pod koniec lat 80. XX wieku w Oświęcimiu zaczęły się pojawiać licznie zorganizowane grupy młodzieży izraelskiej. Wizyty te, zwane powrotem do korzeni, poprzedzają bezpośrednio odbywanie służby wojskowej i są w zasadzie obowiązkowe.

Wielu rabinów lub świeckich nauczycieli wygłasza na ruinach komór gazowych płomienne przemówienia wymierzone głównie w muzułmanów (Jeśli nie będziecie dzielni, zrobią z wami to samo…).

Fundamentaliści muzułmańscy – z prezydentem Iranu na czele – usiłują z kolei konsekwentnie pomniejszać lub negować Holocaust. Islamiści nie mają jednak w tej sprawie czystego sumienia – w czasie wojny związali się z hitlerowcami, a ich przywódca, wielki mufti Jerozolimy al-Husajni, zwiedzał obozy oświęcimskie jako jeden z bardzo niewielu zagranicznych gości. Podobno mu się podobało. Współcześni muzułmanie wolą o tym nie pamiętać – Izraelczycy wracają zaś nader chętnie do tej historii.

Obecność obozów Auschwitz i Birkenau odcisnęła dziwne piętno na mieście Oświęcim. Na polskim mieście.

Stałym pytaniem przybywających do miasta turystów jest kwestia: Jak tu można żyć po tych wszystkich okropnościach? Reakcją oświęcimian stało się więc zwrócenie ku innej historii miasta. W efekcie nie ma dziś chyba w Polsce drugiej takiej miejscowości, która by miała tak dużo polskich patriotycznych tablic pamiątkowych i pomników na głowę mieszkańca.

Ale efekt odwrócenia się Oświęcimia od Auschwitz jest również taki, że miasto niemal nie zarabia na przybywających do muzeum rzeszach turystów. Zupełnie odwrotnie niż cwane i nastawione na turystykę gminy sudeckie.

Oświęcim od lat próbuje – raczej nieskutecznie – pożenić turystów z Auschwitz z inną historią. Jako przykład takich starań można podać opracowaną przez Polską Agencję Rozwoju Turystyki strategię dla Oświęcimia. Zakłada ona utworzenie w parku oazy pokoju i przekształcenie wizerunkowe nazwy miasta w symbol pokoju. Od opracowania sążnistej bumagi minęło kilka lat i jakoś nie słychać na świecie ani o oazie, ani o pokoju. Być może dlatego, że w urzędowym dokumencie turystów podzielono na Żydów i gojów (zwanych na niepoznaki nie-Żydami) i posegregowano.

W zeszłym roku padł rekord liczby turystów w Auschwitz – 1,5 miliona. Jeszcze w połowie lat 90. gości było 400–500 tysięcy rocznie.

Kto na tym korzysta? Przede wszystkim Kraków.

Znów sięgnijmy do badań – Ruchu Turystycznego w Małopolsce (Instytut Turystyki). Z zestawienia widać jak na dłoni, że Auschwitz lokuje się w ścisłej czołówce małopolskich atrakcji, tuż za krakowskim rynkiem i Wawelem, i na równi z Zakopanem i Wieliczką. Przy czym aż 64 procent turystów zagranicznych deklaruje, że celem ich pobytu w regionie jest zwiedzanie zabytków.

Z roku na rok ubywa świadków pamiętających obozowe zbrodnie. Niemal puste są już także listy ściganych nazistów. Toczący się obecnie proces Iwana Demianiuka jest zapewne jednym z ostatnich. Pamiątki po Holocauście stają się tymczasem – na równi z oznakami esesmanów i żołnierzy Wehrmachtu – przedmiotem dziwacznych pasji kolekcjonerskich. Poszukiwane (i często podrabiane) są pasiaki z Oświęcimia, znaczki pocztowe i banknoty z gett, a nawet prywatne listy ofiar Holocaustu. Kradzież napisu „Arbeit Macht Frei” była elementem tych pasji.

Jaką rolę w świecie pozbawionym świadków i bezpośrednich ofiar pełnić będą dawne obozy zagłady? Czy da się technicznie utrzymać przez najbliższe 100 lat prowizoryczne drewniane baraki Majdanka i Brzezinki? Czy ma to sens? Czy nie lepiej (jak stało się to na miejscu obozu w Bełżcu) skoncentrować się na budowie dobrze przemyślanych, wartościowych artystycznie i wstrząsających pomników. Być może sztuka jest jedynym pożytkiem, jaki możemy wyciągnąć z Holocaustu.

Stan obecny – masowe oprowadzanie po obozach zupełnie do tego nieprzygotowanej, często rozbawionej szkolnej dziatwy – służy jedynie umacnianiu się wizerunku obozów jako czarnego Disneylandu.

Autor: Ada Kowalczyk
Źródło: “Nie” nr 4/2010


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.