Znaczenie pedagogów i nieodpowiedzialne reformy

Opublikowano: 25.01.2014 | Kategorie: Edukacja, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 538

Szczególny upadek znaczenia pedagogów obserwuje się w warunkach gospodarki neoliberalnej, która wiąże się z funkcjonowaniem pozornych wartości w rodzaju: bogactwo, sukces, kariera. Hasła rywalizacji i konkurencji również przyczyniają się do oceny pedagogów jako grupy znaczącej o wiele mniej niż w poprzednich epokach. Celem edukacji bowiem nie ma być wszechstronny rozwój jednostek lecz przygotowanie do wymagań rynku pracy. A więc w świecie liberalizmu ekonomicznego, pedagog ma wykonywać pracę podporządkowaną gospodarce. W wyższych uczelniach pojawiły się nagle Katedry Kapitału Ludzkiego oraz Katedry Kapitału Społecznego. Nastąpiła więc nawet w samej nazwie redukcja człowieczeństwa do roli jaką jednostka ma pełnić w gospodarce.

Mimo, że wielkie dzieła bywają niejednokrotnie tworzone po siedemdziesiątym roku życia, to usuwa się z pracy na uniwersytetach sędziwych profesorów, którzy mogliby spełniać rolę mistrzów dla przyszłych pedagogów. Warto tu zaznaczyć, że w okresie międzywojennym i w czasach PRL profesorowie kierowali katedrami na uniwersytetach niemal do końca życia. Wtedy ceniono niepomiernie wyżej mądrość niż dzisiaj, a wiadomo, że jeżeli ktoś ją nabywa, to wymaga to bardzo wielu lat wysiłku intelektualnego, szerzej – duchowego.

Od stanu świadomości – a nie tylko wiedzy – pedagogów zależy sposób myślenia pokolenia, które podlega ich edukacji. Pedagog pełni więc istotną i szczególną rolę w społeczeństwie. Rodząc się nie jesteśmy jeszcze człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Musimy podlegać kształtowaniu, a na jego kierunek wpływa pedagog. Nawet nauczyciel fizyki, czy na przykład matematyki ma możliwość oddziaływania na określone ukształtowanie poglądu na świat. Wiele osób ma dzieci, ale nie pełni z rozmaitych powodów roli wychowawczej i nie kształtuje w sposób pogłębiony ich światopoglądu. Niektórzy rodzice w ogóle do tego się nie nadają. Tym większa więc odpowiedzialność spoczywa na pedagogach.

Nasz dzisiejszy system edukacji prowadzi do absurdu poprzez rozdawanie studentom ankiet oceniających wykładowców. Wyrabia to niepokojącą skłonność, by schlebiać studentom i przemilczać nawet ich niekulturalne zachowania, bowiem w jakiejś mierze od oceny osób nauczanych zaczyna zależeć dalsze zatrudnianie wykładowcy. Nadszedł czas, by za sprawą edukacji pedagogów, przyczynili się oni w konsekwencji do odrodzenia na nowo modelu polskiego inteligenta, który jeszcze do niedawna nie był zamknięty wyłącznie w ramach wąskiej specjalizacji lecz zarazem wiedział nieco o rozmaitych dziedzinach oraz interesował się nimi. Rozbudzeniu ciekawości poznawczej służy filozofia, ale niestety, ruguje się ją od kilkunastu lat z nauczania na rozmaitych wydziałach. Filozofia jest nauką teoretyczną i zarazem praktyczną. Uzyskana dzięki niej wiedza jest pożyteczna dla kierowania własnym życiem oraz sposobem myślenia wychowanków. Ponadto filozofia budzi ciekawość poznawczą i ma walor wychowawczy, ponieważ wykazuje znaczenie wyższych wartości w życiu jednostek i społeczeństw, szerzej – całej ludzkości.

W naszej epoce globalizacji ceni się socjologię, a ruguje się filozofię. Towarzyszy temu mit człowieka nowoczesnego, który ma się odznaczać aprobatą dla liberalizmu ekonomicznego. Nie docenia się zależności rozwiązań prawnych oraz gospodarczych a także polityki społecznej od stanu świadomości tych, którzy mają moc decyzyjną. W warunkach deklarowanej wolności nastąpiło znaczne ograniczenie nurtów filozoficznych oddziaływających na społeczeństwo. Co gorsza, zamyka się obecnie wydziały filozoficzne.

Wysiłek poznawczy, mający na celu bezinteresowne zgłębienie tego, co dotąd niepoznane, wydaje się obecnie bezproduktywny. Zgoda na wydawanie i posługiwanie się różnorodnymi podręcznikami w szkole, w tym elementarzami, utrudnia w konsekwencji możliwość porozumiewania się jednostek. Temu porozumieniu sprzyjało w poprzednich dziesiątkach lat korzystanie z jednakowych podręczników dla wszystkich oraz czytanie takich samych dzieł literackich – a nie ich streszczeń.

Funkcjonuje błędny pogląd wiążący reformowanie systemu nauczania z oczekiwaniem na podniesienie poziomu edukacji. Pospieszne, nieprzemyślane reformy, w tym narastająca formalizacja i sprawozdawczość, nie sprzyja podnoszeniu poziomu edukacji. Zamiast reformować odwołując się do obcych wzorów – należało zachować dawną strukturę szkół i uniwersytetów, zwłaszcza, że w latach 1918 -1939 przyniosły one pozytywne skutki; doprowadziły do zespolenia Polaków żyjących przez dziesiątki lat w trzech różnych zaborach. Utrzymano tę strukturę szkolnictwa średniego i wyższego w Polsce nadal po II wojnie światowej, a więc w zupełnie innych uwarunkowaniach politycznych. Nie było merytorycznych uzasadnień, by dokonywać radykalne zmiany w edukacji szkolnej oraz wyższej. Decyzje o charakterze politycznym stały się nadrzędne w stosunku do racji merytorycznych. Stabilne programy ujednolicone dla obszaru Polski powinny powrócić. Również niezbędne byłoby przywrócenie instytucji asystentów w wyższych uczelniach. Relacja profesor – doktoranci nie jest zdolna zastąpić relacji mistrz – asystent. W konsekwencji zachodzi upadek szkół naukowych. Zanikło poczucie odpowiedzialności profesorów za kształcenie swoich następców. Studia doktoranckie przekształciły okres samodzielnego dojrzewania naukowego w status biernego ucznia. Studia te przynoszą korzyść materialną uczelniom, ale dla doktorantów wiążą się z kosztami i stratą czasu w porównaniu z funkcjonującą jeszcze możliwością przygotowywania rozprawy doktorskiej poprzez uczestniczenie nie w studium, lecz seminarium doktorskim określonego profesora.

Nikt nie przewidywał, że ocenianie wiedzy uczniów i studentów będzie się odbywać na podstawie testów. Jest to podstawa zawodna, bardziej sprawdzająca pamięć niż rozumienie problematyki.

Ponadto niepokojącym zjawiskiem w uczelniach jest przeliczanie ocen na punkty. Mechaniczne wyliczenia pozwalają w konsekwencji, by w programie studiów ominąć – dla wygody i łatwiejszego zdobycia dyplomu – ważne przedmioty. Nastąpiło obniżenie prestiżu stopnia naukowego profesora w rezultacie wprowadzenia stanowiska profesorów uniwersytetu. Panuje zresztą chaos, bowiem po 1989 roku krytykowano stanowisko docenta, następnie je wprowadzono, by obecnie uznać je za niewłaściwe.

Wprowadzenie licencjatów również obniżyło rangę wykształcenia. Tylko niektórym wydziałom – jak weterynarii, medycynie, psychologii, prawu – udało się temu sprzeciwić w trosce o właściwe wykształcenie. Uczelnie w rezultacie stają się niewystarczającą przeciwwagą dla manipulacji świadomości przez kulturę mediów. Upada warstwa inteligencji, której przedstawiciele do niedawna odznaczali się wszechstronnością wykształcenia, a więc wiedzieli więcej niż wymaga tego określona specjalizacja. Głęboki niepokój budzi ocena wysiłku poznawczego, który ma na celu bezinteresowne zgłębianie tego, co niepoznane – jako bezproduktywnego. Miejsce filozofii, przyczyniającej się do wszechstronnego wykształcenia zajęła socjologia i politologia, które tej funkcji nie spełniają. Filozofia rugowana jest z nauczania na rozmaitych wydziałach. Nawet doktorat z nauk humanistycznych można uzyskać nie zdając egzaminu z filozofii. System boloński jest wprowadzany bez konsultacji ze społeczeństwem, mimo deklaracji o demokracji i społeczeństwie obywatelskim. Przedstawiany jest rynek jako obiektywnie działająca siła do które musimy się stosować.
Nauczanie etyki powinno doprowadzić do tego, by młodzież mogła dokonywać wyboru między przedstawianymi jej w sposób obiektywny różnorodnymi teoriami etycznymi. Nikt nie powinien być zmuszany do przyjmowania nawet takiego światopoglądu, który wyznaje większość. Ma to uzasadnienia zarazem prawne, bowiem demokrację w XXI wieku pojmuje się jako ustrój odznaczający się m.in. neutralnością światopoglądową państwa.

W Konstytucji RP jest wyraźny zapis o bezstronności państwa w sprawach światopoglądowych. Państwo nie powinno więc być ani świeckie, ani wyznaniowe.

Autor: Maria Szyszkowska
Źródło: Przegląd Socjalistyczny


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. Gylhyrst 25.01.2014 13:00

    Pozwolę sobie skomentować i dodać kilka przemyśleń. Mam pewną skalę porównawczą, jeśli chodzi o pedagogów. Moja mama jest emerytowaną nauczycielką i mam porównanie, że nauczyciel nauczycielowi nierówny, pedagog pedagogowi również. Jest to oczywista oczywistość, ale naprawdę boli mnie mocno gdy czytam komentarze na onetach oraz wielu portalach na których komentarze dodawane są przez ludzi, którzy – zakładam – mają pewne wykształcenie i potrafią myśleć, tylko może nie do końca z tego albo też nie znają problematyki od wewnątrz lub zetknęli się tylko z samym złem.
    Sam przeszedłem przez stary system czyli 8+4 ze starą maturą i naprawdę nie znam wielu osób (nawet i wśród dzieci/młodzieży, która chce czegoś więcej od życia niż skończyć szybko i łatwo nauczanie i myśleć potem co będzie) które pochwalałyby nowy system edukacji. Moja mama za stawianie dwój/jedynek za brak zadania, piętnowanie nagannego zachowania itp itd miała auto obite bejsbolem, porysowane kluczami, groźby, karykatury itp itd, może wielu z Was też to zna, ale mimo tego nie uginała się aby piętnować to co złe, nawet mając z tego powodu konflikty z dyrektorem który wolałby nic nie robić i odcinać się od problemów przez wyrażanie biernej aprobaty zachowań które należy piętnować, jeśli zakładamy, że szkoła ma jakąś misję wychowawczą. Pamiętam jak dziś codziennie przesiadywania do 2-3 rano nad poprawą sprawdzianów (nie testów, na przysłowiowy odp…ol na zasadzie 0/1 gdzie uczeń nie wie dlaczego jakiś błąd popełnił) i wskazywaniem błędów i ewentualnych przyczyn błędnego myślenia. Tworzenie planów lekcji, wprowadzanie nowych technologii (choćby x lat temu magnetofon z niemiecką muzyką, śpiewaniem piosenek niemieckich – nawet i Rammsteina 🙂 z analizą tekstów, co w ostatnich latach podstawówki przyjęte było przez dzieci z pewnym szokiem ale niesamowicie pozytywnie i dawało rezultaty). Dzieci uczęszczały na kółka niemieckiego, angielskiego, które przez nauczycieli prowadzone były za darmo kosztem własnego czasu i sił, po to, żeby wyrównywać poziom, odrobić wspólnie lekcje, pozwolić żeby dzieci które chcą mogły zadać pytania, omówić sprawdzian itp. Wytwarzała się więź, która sprawiała, że nauka nie była tylko karą i przymusem ale widać było sens i powstawała chęć nauki, co jest naprawdę rzadkie. Z drugiej strony stawiam nauczycieli z którymi sam się spotkałem, zadających na początku zajęć “strona 80-110 a potem zróbcie notatki za tydzień będzie z tego sprawdzian” i wychodzących do kantorka na całą lekcję.
    Zaskoczyło mnie kiedy przeglądałem zeszyty wujka który skończył “tylko” technikum w latach ’70. Poziom wiedzy jaki tam był przekazywany był wyższy niż miałem do czynienia w liceum na mat-fiz i mogę powiedzieć, że równy a może i nawet wyższy niż to, co miałem na studiach w PWSZ.
    Odniosę się jeszcze do jednej rzeczy a mianowicie praktyk zawodowych. Z tego co wiem od Rodziny praktyki w technikum były faktycznie praktykami, przyuczały do zawodu, były miejsca w zakładach i była to ciężka i uciążliwa praca która owocowała prawdziwym doświadczeniem. W przypadku moich studiów 95% praktyk to zaświadczenie o ich odbyciu przez zakład/firmę kolegi, wujka, cioci, bez spędzenia nawet godziny na tych praktykach. Mnie się akurat udało w ramach praktyk zrobić sieć przewodową w budynku “Szkoły specjalnej” czy brać aktywny udział w procesie rekrutacji na studia obsługując programy do wprowadzania danych itp, i takie praktyki dały mi olbrzymiego kopa naprzód, bo mogłem w praktyce zobaczyć, że raz – większość rzeczy, o których się uczyłem jest nieprzydatna a dwa – coś, co w teorii wydaje się proste – w praktyce nie jest oraz trzy – im więcej wiem w teorii, tym później lepiej przedkłada się to na praktykę – choćby po to, żebym wiedział gdzie szukać rozwiązania jakiegoś problemu, bo wszystkiego nie da się spamiętać. Dlatego też starałem się uważać na zajęciach i wyciągać z nich jak najwięcej nie dlatego, że to się może przydać tylko dlatego, że WIEM że mi się to przyda.
    Obecnie praktyki to jedna wielka komedia, przynajmniej w mojej okolicy. Brak zakładów, gdzie można się spróbować, brak chęci kadry nauczycielskiej do pomocy w znalezieniu takich praktyk (choć nie chcę generalizować, jest wielu, którzy pomagają ale jednak więcej takich, którzy ręce umywają od tego), a efektem jest banda wybaczcie za słowo ale ćwierćinteligentów z tytułem mgr czy inż., sam siebie za takiego uważam po ukończeniu studiów.
    “Relacja profesor – doktoranci nie jest zdolna zastąpić relacji mistrz – asystent” – jakoś właśnie do zdanie przywiodło mi na myśl ten wywód o praktykach. Niby jest jak było a różnica kolosalna.
    Testy, punkty, oceny nauczycieli w związku z tym brak bezstronności nauczycieli do uczniów, premiujący brak problemów i przymykanie oczu na zło, do tego problemy ze znalezieniem pracy (po co się uczyć jak i tak nie będę mieć pracy, trzeba szybko skończyć i wyjechać do Anglii na zmywak jak mój brat i koledzy) nie nastrajają optymistycznie. Przerażony jestem poziomem wiedzy gimnazjalistów, jest stabilny na bardzo niskim poziomie. Uczenie się o głupotach, pomijanie ważnych tematów lub prześlizgiwanie się po nich a zatrzymywanie się na np. nauczaniu o Holokauście (nie neguję, podaję przykład nierównomiernego rozłożenia nauczania) podczas gdy cała 2 wojna jest skrócona do 2 lekcji (!) a pierwsza przeleciana w ciągu połowy zajęć, do tempo przekazywanych informacji i skupianie się nauczycieli na wyrobieniu się z normą programową co i tak graniczy z cudem (choroby, święta, absencje z powodu nie wiem opadów śniegu i zamknięcia szkół) – składa się to na to widzimy.
    To jest temat rzeka, większość widzi że jest źle i będzie coraz gorzej, ale to nie jest przypadek i następstwo źle przemyślanych decyzji, za które można pociągnąć kogoś do odpowiedzialności i przywrócić porządek lub choćby próbować wydostać się z tego wiru. To doskonale przemyślana akcja której celem ma być społeczeństwo tępe, wiedzące tyle ile ma wiedzieć, coś jak założenia dotyczące Generalnej Guberni, że Polacy mają umieć się podpisać i liczyć do 500 (nieco zaadoptowane do dzisiejszych czasów), oraz mają być tak biedni, żeby sami dobrowolnie bez łapanek chcieli jechać na roboty do Niemiec.
    Nie sugeruję, że to wszystko wina Niemiec, tylko podaję analogię akurat do działań z tego okresu.
    Filozofia, nauki ścisłe i wszystko to, co prowadzi do wzrostu chęci poznawania jest tępione, gdyż taki obywatel jest niebezpieczny – może myśleć samodzielnie i może się nie zgadzać, jeśli widzi gdzieś zło lub bezsens.
    Gdyby tak nie było – nie byłoby tego portalu, prawda?
    Ciekaw jestem innych komentarzy, może przesadzam i zbyt pesymistycznie podchodzę do tych spraw pomijając to, co dobre.

  2. MichalR 25.01.2014 17:17

    Przeczytałem zarazem artykuł jak i komentarz Gylhyrst. W obu widzę wiele racji. Jestem już efektem eksperymentalnego systemu szkolnictwa 6+3+3. Obecnie szkolę się na nauczyciela matematyki. Kadra z którą się spotykałem w szkołach była ni mniej ni więcej po prostu przekrojem naszego społeczeństwa. Były jednostki wybitne. Byli nauczyciele wyjątkowo bystrzy, ale z tych których oceniam za wyjątkowo dobrych – wymagający ale i zdający sobię sprawę ze swoich niedoskonałości. Jak to kiedyś powiedział mój nauczyciel matematyki, którego mam za swego rodzaju wzór, że gdyby miał większą wyobraźnie zamiast zostawać pedagogiem byłby inżynierem. Spotkałem na mojej drodze wielu wyjątkowo słabych pedagogów, których uważam że powinno się wyrzucić z pracy z dziećmi. Wiem że to często właśnie przez te dzieci Ci nauczyciele przestali wierzyć w sens swojego zawodu. Współczuję im ale według mnie taki wrak człowieka nie powinien mieć w szkole styczności z dziećmi jako pedagog.

    Studiując poznałem różnych pracowników uniwersytetu. Niestety widzę, że o ile program studiów jest wyjątkowo dobrze wybrany zakładając że na celu ma się stworzenie nauczyciela idealnego, o tyle późniejsze kolokwia, zadania ćwiczeniowe, czy egzaminy są nastawione na przepchnięcie jak największej liczby pracowitych studentów. Nie ma żadnego odsiewu w oparciu o zrozumienie materiału… Prędzej czy później każdy może zakuć zdać i zapomnieć – prześlizgując się tym samym przez cały cykl studiów.

    Ja o ankietach oceniających prowadzących zajęcia wypowiem się wyjątkowo dobrze. To jedyna możliwość kiedy student może narzekać na niski poziom. Wymagający prowadzący nie jest zły, najgorszy jest ten, który nie wymaga niczego. Nie jest to tylko moje zdanie, ale większości ludzi z roku z którymi rozmawiam.

  3. RobG56 26.01.2014 13:16

    Od ćwierćwiecza zgodnie z Orwelowskimi zasadami tworzy się kastę proli. Aktywiści naszych poliklik, (gdy w starej UE już ponad 15% urzędów jest “dziedziczona”) pragną w błyskawicznym tempie doszlusować do standardu. Czy to tylko koszmar, czy rzeczywistość?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.