Warszawski Marsz równości. Projekt marksistowski

Opublikowano: 20.06.2021 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Publikacje WM, Seks i płeć, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 2505

Powtarzane przez młodzież komunały o równości nie wzięły się znikąd. Jako powszechną i radykalną wyobrażali sobie równość – w dekonstruowanym (zburzonym) świecie – marksiści z wpływowej szkoły frankfurckiej.

Sednem marszu równości – który przelewa się przez zurbanizowany pejzaż zachodnich aglomeracji – jest doprowadzenie do sytuacji, w której dostęp do pomocy instytucjonalnej i wszelkich zasobów będzie odwrotnością jakiegokolwiek zhierarchizowania i uporządkowania polityki społecznej, będzie więc ten dostęp arbitralny (uzależniony od “ekspertów”) a zostaną go pozbawione naturalne wspólnoty kluczowe dla przyszłości demograficznej.

Marsz równości jest promocją społeczeństwa bez przyszłości, w którym biologiczne więzi – zwłaszcza prokreacja je podtrzymująca poprzez syntezę genów od ojca i od matki, genealogię i zakorzenienie – nie będą miały znaczenia, bo utracą swoją szczególną pozycję w imię niedyskryminowania. Zostaną więc osłabione perspektywy międzypokoleniowe. Przywileje dla par homoseksualnych zaprowadzają nieporządek i chaos. Małżeństwo jest przywilejem, ale nie dlatego, że jest wyrazem różnorodności i równorzędności różnych relacji, które anarchizują przestrzeń publiczną. Tzw. prawa mniejszości wyniesione ponad dobro wspólne, politykę prodemograficzną, w której związki prokreacyjne mają znajdować uprzywilejowaną pozycję chwieją regułami sprawiedliwości społecznej, czyli podziałem dóbr adekwatnym do wkładu włożonego min. w przetrwanie gatunku. Osłabiają mentalną orientację prodemograficzną społeczeństw, bo wykluczają wyraziste, a więc skuteczniejsze polityki prodemograficzne, rozmywają granice definicyjne małżeństwa, jako podstawowego statusu prokreacyjnego.

Czemu to służy? Władzy. Marksiści (liberalni albo liberałowie marksistowscy) mieli i mają – zarzucaną innym – obsesję na punkcie sprawowania rządu dusz poprzez podziały wewnątrzspołeczne i atomizację społeczeństwa. Gadanie w kółko o dyskryminacji, homofobii, wrzucanie tematu ekologii pochodzi z soteriologicznej warstwy marksizmu, który chciałby zbawiać od niedoskonałego świata do idealnego i wyzwalać jak żydowski mesjasz, który natchnął Karola Marksa. Zbudowanie trwałego mesjańskiego królestwa wymaga jednego zabiegu: zburzenia starego porządku.

Cała reszta obecna i epatowana na takich marszach równości, jak ten który przeszedł ulicami Warszawy streszcza się w eseju Herberta Marcusego “Tolerancja represyjna”: powtarzajmy uparcie, że społeczeństwo jest nietolerancyjne, kreujmy wiktymizację mniejszości (i klas). Oskarżajmy w kółko o faszyzm. Prewencyjnie oskarżajmy naszych przeciwników o agresję, zanim pomyślą coś przeciw nam. I… zastraszajmy, dajmy kulturowe przyzwolenie na represjonowanie tych, którzy nie podzielają naszego poglądu. Przyzwyczajajmy społeczeństwo do nietolerowania “reakcji” i do stosowanie wobec wrogów postępu przemocy kulturowej. Wygramy. Tym jest marsz tolerancji.

Warto się jeszcze zastanowić, co chce zrównać z ziemią pochód zmanipulowanych przez tuzów mniejszości.

Autor monografii o homoseksualizmie w kulturze japońskiej, Wim Lunsing (Japan Finding Its Way?), opisuje ład społeczny w relacji do homoseksualizmu. „(…) homoseksualizm rozumiano jako uciążliwy dla porządku społecznego, podobnie jak heteroseksualną aktywność poza małżeństwem, w szczególności prostytucję. W tym kontekście odpowiednie miejsce dla seksu było w małżeństwie, z jego celem prokreacyjnym – celem, który został uwydatniony jeszcze bardziej z końcem epoki Edo, kosztem seksu ze względu na przyjemność”. “Ogólny stosunek do homoseksualizmu – pisze dalej Lunsing – polegał na tym, że był tolerowany tak długo, jak nie wzruszał instytucji małżeństwa, którą w Japonii uznawano za element ładu społecznego, gdyż pierwszym obowiązkiem mężczyzny jest poślubienie kobiety i spłodzenie dzieci. (…) Aktywność homoseksualna była dozwolona tak długo, jak długo pozostawała prywatną rozrywką i nie wkraczała w porządek publiczny”.

Badacz konkluduje: „Wszystkie inne aktywności seksualne mogą podlegać „asobi”, zabawie chociaż zabawa niekoniecznie była postrzegana jako naganna. Mogłoby tak być, gdyby ingerowała w obowiązki zaangażowanych osób: obowiązki wobec rodziny, wspólnoty i państwa. Homoseksualizm może być tolerowany tak długo, jak długo pozostaje ograniczony do wyraźnie zidentyfikowanych osób lub do jasno określonych kontekstów, które miałyby niewielki lub żaden wpływ na istniejący porządek społeczny”.

Czy homoseksualiści mają być niewidoczni? A czy ujawniamy i promujemy związki kazirodcze, bigamiczne, biseksualne, seksualne i nieseksualnie itd. itd.? Raczej nie, bo tożsamość seksualna sama w sobie nie jest interesująca ani korzystna, jakkolwiek, społecznie. Dopiero wciągnięta w rygor i warunki trwałego, prokreacyjnego i wychowawczego zadania zaczyna odgrywać ważną społeczną rolę.

Seksualność instytucjonalizowana ze względu na nią samą, poza otoczeniem regulującym zachowania seksualne (wierność) i bez nakierowania na zrodzenie i wychowanie potomstwa to po prostu dekadencja. Niech każdy kocha jak chce, ale rozpoznanie związków miłosnych w prawie, na gruncie społecznym i etycznym nie jest arbitralne i nieuporządkowane, kieruje się zasadami.

Autorstwo: Maria233
Źródło: WolneMedia.net


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. 3steta 21.06.2021 19:11

    Brak feminizmu i brak poparcia lgbtq+ bardzo łatwo skutkuje degradacją niezależności emocjonalnej i finansowej kobiety-nacisk na wygląd, nie na osiągnięcia i niezależność finansową,zbyt duże romantyzowanie/wyidealizowanie związków a przez to skutkuje to utratą swojego zdania i osobowości byle by zadowolić drugą stronę.Największe problemy z odejściem od osób uzależnionych alkoholem mają kobiety. “Tradycyjne i chrześcijańskie” podejście łatwo uczy kobiety tracenia siebie dla związku. Czasem w książkach parających się psychologią pisanych przez facetów dla kobiet porusza się kwestię,że mężczyźni mają swoje życie poza związkiem,swoją własną “psychiczną jaskinię”,a kobiety oddają się w całości i nie mają przestrzeni emocjonalnej/duchowej zarezerwowanej tylko dla siebie,a przez to zbyt łatwo porzucają swoje hobby,przyjaciół,kariery dla partnera,który nawet jeszcze nie jest ich mężem… I to nie jest wynik natury kobiety,ale wychowania. Jeśli dla niektórych małzeństwo i w ogóle sens seksualności ma jedynie sens w prokreacji to okay- ale istnieją tacy,którzy uznają,że seksualność to jest coś przynoszącego przyjemność a małżeństwo za coś duchowego,wyraz emocjonalnego zaangażowania i pokazania tego drugiej połówce. Na świecie jest przeludnienie zatem rozmnażanie nie musi być największym celem związkow romantycznych. Poza tym jeśli dojdzie do dużego przeludnienia to skończy się to kompletnym wymarciem gatunku homo sapiens ,gdyż następne pokolenia zmienią swe zachowania jak w eksperymencie Calhouna na szczurach,gdzie szczury przez zbyt dużą liczebność gatunku wolą czyścić swoje futerko niż zawierać szczurze znajomości czy nawet przyjaźnie.Eksperyment był powtarzany parokrotnie – zawsze z tym samym skutkiem. Eksperyment opisany w filmie “Masa Krytyczna” z 2012 roku.

  2. katalizator 22.06.2021 08:19

    Żadna seksualność nie jest pozbawiona pierwiastka prokreacyjnego. Dobrze uzasadnia to perspektywa ewolucyjna. Jeden z dowodów? Najchętniej podejmujemy aktywność seksualną w okresie rozrodczym, zresztą jest tego inna strona medalu: gwałty mają miejsce w fazie płodności. Cykl menstruacyjny narzuca naturalny rytm seksualnej aktywności. Mamy problem ze złożeniem rzeczywistości, jakiejkolwiek. My ludzie Zachodu. Złożenie prokreacji, przyjemności i bliskości (romantyzmu) samo w sobie nadaje pewne szczególne i niepowtarzalne na gruncie przyrody ramy. I to jest ludzkie. Dodam jeszcze, że ciało ludzkie samo w sobie determinuje prokreacyjny charakter aktu seksualnego: coitus. Tych elementów nie należy rozdzielać, choćby były uśpione, dawne lub przyszłe, choć uzasadnione jest ich rozróżnianie. Płodność (uśpiona czy wygasła, ale zawsze obecna) i seksualność są parą, wtedy seks jest satysfakcjonujący. Jeśli zbyt drastycznie je oddalamy od siebie, pożądanie zostaje unicestwione.

  3. katalizator 22.06.2021 08:28

    Wynik natury kobiety czy wychowania? Bardziej ewolucji. Przez pięć milionów lat krzątały się przy ognisku domowym i cerowały relacje w grupie, a mężczyzna polował i stał na straży swojego domu. Jak się zastanowić niewiele się zmieniło i co ważniejsze poza tym układem wcale nie jesteśmy szczęśliwsi, mężczyźni i kobiety.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.