Pięć powodów, aby wycofać katechezę ze szkół

Opublikowano: 17.02.2017 | Kategorie: Edukacja, Publicystyka, Wierzenia

Liczba wyświetleń: 746

Ten artykuł nie powstał po to, by wyśmiać status Kościoła w życiu codziennym wierzących Polaków. Nie powstał też, by atakować sumiennych nauczycieli katechezy. Powstał dlatego, że bardzo trudno jest nam rozmawiać o katolicyzmie obecnym w polskich szkołach w sposób nie ubliżający nikomu – bez antyklerykalizmu lub poczucia, że porusza się temat tabu, bez zbytniej asekuracyjności, strachu przed zakwestionowaniem autorytetów. A jeśli coś jest trudne, to nierzadko oznacza, że warto (trzeba!) podjąć trud.

Postarałam się napisać ten tekst szczerze i logicznie. Mam nadzieję, że nikt z czytających nie poczuje się urażony, oraz że dostarczę merytorycznych argumentów tym, którzy czują moralny sprzeciw wobec katechezy w szkołach publicznych, ale nie chcą bazować na agresji i kpinie w stosunku do osób wierzących.

Dlatego właśnie piszę niniejszy wstęp, który wygląda jak jedno, przydługie samousprawiedliwienie. Zazwyczaj rozmowie o religii w szkołach towarzyszy lekceważenie: lekceważenie krytykujących jako osób nowomodnych i bez kręgosłupa moralnego albo lekceważenie katolików jako tych krótkowzrocznych i pozbawionych wewnątrzsterowności.

Głęboko wierzę w dyskurs pozbawiony lekceważenia.

1. WOLNA WOLA DZIECI

Przywykliśmy myśleć o szkole jako o systemie opresyjnym. Prywatnie uważam, że to forma współczesnego niewolnictwa, chociaż na pewno nie tylko z winy nauczycieli, a często z winy rodziców – szczególnie w kontekście lekcji religii.

Pamiętam, że raz podczas rekolekcji szkolnych poproszono mnie o uciszenie grupki gimnazjalistów, którzy przeszkadzali księżom w trakcie zajęć rekolekcyjnych. Przycupnęłam więc obok nich i zaczęłam im tłumaczyć, prosić ich. „Chłopcy, czemu jesteście tak głośno, czemu zachowujecie się lekceważąco? Podjęliście zobowiązanie duchowe. Nie musieliście przecież zapisywać się na religię, mogliście wybrać etykę albo nie chodzić na żaden z tych przedmiotów”.

Bo oni tacy są. Mają swoją godność. Zachowują się odpowiednio, kulturalnie, angażują się… O ile sami wybiorą, w czym mają uczestniczyć. To naprawdę mało skomplikowany mechanizm. Każdy z Was funkcjonuje wedle identycznego. Tylko że uczniowie odpowiedzieli: „Ale proszę pani, my się na religię nie zapisywaliśmy. Rodzice nas zapisali”. Przypominam, że to są ludzie, którzy też mają swoje prawa.

Powiedzcie mi, proszę, jak można zmusić świadomego, myślącego człowieka, by uczestniczył w uroczystościach, których nie akceptuje, nie rozumie i nie chce rozumieć? Czy to jest słuszne? W imię czego? Ślubu kościelnego, który potomek być może zechce wziąć za kilkanaście lat? Rozumiem Was. Martwicie się o swoje dzieci. Ale wiedzcie, że nawet jeśli „zaliczanie” bez przekonania kolejnych sakramentów jest dla kogoś wystarczającym pretekstem, by uczęszczać na szkolne zajęcia katechetyczne, to tak się składa, że – wbrew temu, co twierdzą niektórzy proboszczowie – ocena z religii na świadectwie nie jest wymogiem przystąpienia do ślubu kościelnego. Kiedy uznacie, że Wasze dzieci są wystarczająco dorosłe, by decydować o swoim życiu duchowym? Ile muszą mieć lat? 10? 14? 18? A może 22?

Jeśli uczeń nie chce chodzić na katechezę, a jednak został na nią zapisany, zostanie zmuszony do modlitwy. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to obrzydliwe. Zapisanie dziecka na religię powinno być poprzedzone szczerą rozmową, tym bardziej, że rodzice bardzo często sami nie chodzą do kościoła. I tutaj kłania się powód drugi.

2. POZA KATOLICYZMEM I ATEIZMEM

W obiegowej retoryce często się zakłada, że każdy, kto nie chodzi do kościoła, jest ateistą. Więcej – osobom, które głośno mówią, że nie utożsamiają się z wykładnią Kościoła Katolickiego, odmawia się np. prawa do obchodzenia Bożego Narodzenia, które jest przecież niczym innym, jak przekształconym świętem pogańskim, utrzymującym się dziś w wielu domach jako tradycja rodzinna, a nie praktyka sakralna.

Warto tu przypomnieć, że choć przytłaczająca większość Polaków została ochrzczona, to regularnie modli się i uczestniczy w Mszach tylko jedna trzecia społeczeństwa polskiego. A ilu uczniów chodzi na religię? Prawie wszyscy. Dowodzi to, że rodzice albo są hipokrytami, albo… Albo nie mają podstawowej wiedzy religioznawczej (bo i skąd?) i nie zdają sobie sprawy, że można wierzyć w Boga, ale nie godzić się na doktrynę kościelną. Nic nie stoi na przeszkodzie.

Katolicyzm to tylko jeden z odłamów chrześcijaństwa, które zresztą w swych pierwotnych założeniach nie zawsze było zbieżne z dzisiejszymi dogmatami katolickimi. Co więcej, istnieją też agnostycyzm deistyczny, deizm, panteizm. Mamy w kulturze dorobek filozofów i teologów, którzy dowodzili, że człowiek nosi w sobie wrodzone dobro i sam posiada narzędzia moralne, by rozpoznać, co należy w życiu czynić. C. S. Lewis pisał, że jest przekonany, iż każdy człowiek przychodzi na świat świadom nieśmiertelności swojej duszy.

W takim ujęciu religia byłaby czymś rozpoznawalnym indywidualnie, intuicyjnie, bez pomocy z zewnątrz.

Nikogo nie namawiam na ten anarchizm duchowy. Uświadamiam tylko, że nikt nie jest (i nie powinien!) zmuszać innych do uznawania jakiejkolwiek drogi wyznaniowej. Tych dróg jest wiele, a wiążące się z nimi decyzje (Kto jest moim autorytetem duchowym? Czy przyjmuję gotowe wartości, czy próbuję je tworzyć sam?) trzeba podjąć samemu.

3. KOMPETENCJE KATECHETÓW

Spotkałam w moim życiu wielu nauczycieli. Dobrych, złych, sumiennych, uprzejmych, wywyższających się. Wielu. Ale wszyscy byli nauczycielami. Nie wszyscy katecheci są nauczycielami.

Nauczyciel to osoba, która uzyskała wykształcenie i odbyła praktyki pozwalające jej na zdobycie uprawnień, dzięki którym może podjąć pracę dydaktyczną. Odbyła rozmowę o pracę, dzięki której została zatrudniona przez dyrektora danej placówki. Katecheta jest osobą oddelegowaną do nauczania przez kurię. Dyrektor nie ma nad tym pracownikiem żadnej władzy. Może wizytować lekcje, udzielać porad albo reprymend. Nie może katechety zastąpić, nie może go zwolnić.

Nie znaczy to oczywiście, że religię w szkołach prowadzą wyłącznie osoby niewykształcone, bez przygotowania pedagogicznego i merytorycznego, ale czasem tak jest. Naprawdę. Każdego dnia do szkół wpuszcza się osoby pozbawione uprawnień, które uczą Wasze dzieci. Osoby bezradne wobec wyzwań wychowawczych, nieprzygotowane merytorycznie i metodycznie, osoby, które zaniżają w oczach dzieci i rodziców status przedmiotu, który jest przecież przedmiotem wyjątkowym.

4. STATUS LEKCJI RELIGII W SZKOLE

W szkole dzieją się rzeczy. Uczniowie biegają, rzucają butelkami (każdy nauczyciel wie, że chodzi o tzw. flipy – rzucanie butelką w taki sposób, by upadła na zakrętkę), krzyczą, żartują. Czasem przeklinają, czasem flirtują. Uczą się, dłubią w telefonach, dokazują, śmieją się, płaczą. Istny cyrk na co dzień.

Czy ktokolwiek naprawdę spodziewa się, że dwudziestosześcioosobowa grupa szóstoklasistów wejdzie z godnością do sali lekcyjnej, by tam się skupić, wyciszyć i podjąć dyskurs teologiczny? By szczerze odmówić modlitwę?

No właśnie.

Nieszczęsna katecheza, wrzucona gdzieś pomiędzy geografię i wychowanie fizyczne, traci na wartości. Ośmiesza sama siebie. Oceny z religii? Za co? Za serce wkładane w modlitwę na pokaz? Czy za pamięciowe opanowanie definicji sakramentu albo listy grzechów danego typu?

Wymaga się od uczniów, by odmawiali modlitwę i uczyli się o sakramentach nie dlatego, że mają taką duchową potrzebę, ale dlatego, że zadzwonił dzwonek. Religia nie jest przedmiotem. Religia jest wyzwaniem duchowym. Oczyma wyobraźni widzę zajęcia z religii: ktoś gra na gitarze, ktoś śpiewa. Szczere rozmowy o Bogu. Dzielenie się nadziejami, obawami. Wszyscy siedzą w kole, równi wobec sacrum. Może na łące? A może po prostu na plebanii, w bezpośrednim sąsiedztwie świątyni.

Mało który przewodnik duchowy jest na tyle pewny siebie, swojej wiary i swego autorytetu w oczach dzieci, by postawić to pytanie: po co nam religia? Czemu tu jesteście? Czego ode mnie oczekujecie? Odpowiedź nie byłaby dla przeznaczona niego, lecz dla samych uczniów, by mogli znaleźć w sercach inne miejsce dla religii, niż… Między geografią i wychowaniem fizycznym.

5. UNIWERSALIZM LEKCJI ETYKI

W tej chwili uczniowie (a w praktyce ich rodzice) stają przed wyborem: zapisać dziecko na religię, etykę, oba przedmioty lub żaden z nich.

O czym w ogóle jest ta cała etyka? Mało kto wie, a jeszcze mniej osób próbuje się tego dowiedzieć. Niesłusznie. Lekcje etyki to szlachetny, nieodzowny wkład w rozwój intelektualny i emocjonalny każdego dziecka. Każdego – ochrzczonego, nieochrzczonego, z rodziny tradycyjnej, z rodziny „niepełnej”.

Czym jest piękno? Co to znaczy „dobrze żyć”? Jak być sprawiedliwym? Jakie prawa ma człowiek? Kim jest autorytet?

Filozofowanie jest częścią życia, ale tutaj intuicję trzeba wzbogacić dorobkiem cywilizacyjnym (tekstami filozofów, poetów, wideoreportażami) oraz rozwojem umiejętności myślenia i wypowiadania się. Każdy dobry etyk uwzględnia w procesie dydaktycznym ćwiczenia z logiki, argumentacji, retoryki. Pozwalają one rozwinąć kompetencje potrzebne każdemu człowiekowi. Każdemu. I w tym tkwi przewaga etyki nad religią: etyka jest przedmiotem egalitarnym i potrzebnym każdemu uczniowi. Powinna być obowiązkowa jako element programu wychowawczego każdej placówki edukacyjnej.

Współuczestniczenie całego oddziału klasowego w lekcjach etyki przekładałoby się na integrację między dziećmi oraz budowanie grupowego systemu wartości, być może miałoby też zauważalny wpływ na zmniejszenie się liczby zachowań dyskryminujących w polskich szkołach.

Bo dyskryminacja jest naszym problemem społecznym. Ze względu na płeć, wiek, pochodzenie, wyznanie, stopień zamożności, pełnosprawności, wygląd, orientację seksualną, polityczną. Tak naprawdę każdemu z nas przydałby się solidny kurs etyki.

A religia jest kwestią intymną każdego, również niedorosłego, człowieka.

Autorstwo: Aleksandra Korczak
Źródło: MediumPubliczne.pl


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. Fenix 17.02.2017 10:55

    Jak można zmusić do religii, jak można zmuszać do wyborów innych , niż twoje własne ? Przez władzy jednostek ograniczanie, i przymusem narzucona władza sprawujących.
    Uczymy o religiach. Katecheci uczą wierzyć w religie.
    Uczymy wiary w siebie i własnego ducha moce.
    Ja jestem stwórcą i stworzeniem, drogą i życiem ,procesem stwarzającym Boga.

    Czym więcej dzielących władzę, tym mniejsza władza sprawujących.

  2. MasaKalambura 17.02.2017 11:09

    Z drugiej strony, jakie mamy prawo zabraniać wierzącym rodzicom nauki dla ich dzieci doktryny wiary, które wyznają i w które wierzą, w szkołach na które łożą pieniądze z podatków?

  3. MvS 17.02.2017 13:13

    @MasaKalambura
    Niby racja tyle, że mamy rozdział państwa i kościoła i zasadniczo żadna religia nie może dominować w miejscach publicznych. Nie każdy jest katolikiem, więcej: nie kazdy jest chrześcijaninem i niekoniecznie chce łożyć pieniądze na zajęcia, w których jego pociechy nie uczestniczą z definicji. Tu nie chodzi o składkę na cele wspólne, tylko o płacanie za coś czego nigdy się nie wykorzysta. Tak jak zrzuta na wódę w kole anonimowych alkoholików. Nie ma w tym żadnej konsekwencji.
    Zresztą artykuł nie o tym jest. Podaje pięć powodów na wycofanie katechezy ze szkół. Ja żadnego powodu, mimo szczerych chęci, nie jestem tu w stanie wyczytać.
    Jedynym argumentem, który można podać, jest ten, o którym napisałem. Jest jeszcze niedogodność związana z dopasowaniem planu lekcji dla dzieci, które na religię nie chodzą- to detal.

  4. Fenix 17.02.2017 13:51

    @Masa Nie mamy prawa zabraniać rodzicom , mamy prawo uświadamiać , że z tego nic dobrego . To my dorośli błądzimy , a dzieci nam o tym mówią .

  5. wert 17.02.2017 17:57

    Jestem z pokolenia,które na religię biegało do salki kościelnej.Osobiście jestem przekonany,że to właśnie tam jest miejsce na “pseodonaukę”.Ja miałem odwagę sprzeciwić się matce dopiero w wieku 12 lat.Skończyła się moja oficjalna edukacja.Mój syn w wieku 8 lat zapytał “Jak to właściwie jest?Na religii mówią o jakimś stworzeniu,a dinozaury były na pewno,bo można kości oglądać….”W odpowiedzi kazałem mu używać mózgu. Wytrzymał do pierwszej komunii,bo wszystkie dzieci czekają na prezenty.
    Moim prywatnym zdaniem ocena z religii na świadectwie jest główną przyczyną durnego zachowania rodziców.Lepiej może mieć tą ocenę,bo nie wiadomo,kto siedzi w komisji przyjmującej do szkoły następnej.Tym bardziej w czasach panowania tego chorego rz,adu.
    Podsumowując:jakakolwiek religia precz z publicznych szkół.Są szkoły katolickie i kościoły.Po drugie chciałbym poprosić młodych rodziców aby chwilę pomyśleli,co robią.Ja do dziś mam żal do swoich rodziców,że mnie zapisali do tej sekty.Pozwólcie decydować dzieciom,czy chcą uczestniczyć w tym………jak dorosną.

  6. Czejna 17.02.2017 22:57

    Muzulmanin podpuscil ateistow i wyznawcow do dyskusji,
    gdy tym czasem nie przeszkadza wam, ze w sejmie
    rzad wraz z prezydentem swietuja Chanuke?
    Teoretyczny kraj i rownie teoretyczny narod z trzema 5 kolumnami.

  7. MasaKalambura 18.02.2017 10:47

    Jesteśmy pod tym względem wyjątkowi. Ale obustronnie.
    Polska ma jedyny parlament na świecie,w którym świętuje się Chanukę.
    Izraelski Kneset to jedyny parlament na świecie, w którym za język obrad używano przez jakiś czas j. polskiego.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.