Biografia ♥

Opublikowano: 06.07.2012 | Kategorie: Historia, Nauka i technika, Publicystyka, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 1897

Działa samo. Po prostu. Jednak tak, jak samo zaczyna działać, również samo potrafi znienacka się zatrzymać. Nikt nie ma stuprocentowej pewności, dlaczego tak się dzieje. Kiedyś uważano, że jest miejscem, w którym mieszka dusza, albo narządem odpowiadającym za uczucia. Było przez to nietykalne. Aż do pierwszej operacji na otwartym sercu…

Serce. Najważniejszy organ w naszym organizmie. O ile możemy funkcjonować bez nerki czy płuca, to bez tego serca nie przetrwamy ani godziny. Godzina to cała wieczność. Po trzech minutach, kiedy przestanie pracować serce, przestanie również dostarczać do mózgu tlen. Wówczas umiera mózg, umieramy także i my. Albo, co najwyżej, stajemy się „warzywem”.

Przez lata wokół serca narosło sporo mitów. Ludzkość raz zbliżała się do jego tajemnicy, raz się od niej oddalała – było tak na przykład podczas wieków średnich. Chodziło głównie o postrzeganie funkcji serca w ludzkim organizmie.

Początkowe sukcesy starożytnych zaprzepaścił czas średniowiecza, kiedy to wiedza w zakresie leczenia i postrzegania funkcji serca nie tylko się nie rozwinęła, ale nawet cofnęła.

PIERWSZY BYŁ HIPOKRATES

Pamiętajcie, że działo się to setki lat przed nasza erą. Jedynym słusznym sposobem leczenia się ze wszystkich schorzeń było odwiedzanie świątyń i oddawanie się modłom do różnego rodzaju bóstw.

Czasem upuszczano krwi, czasem chorego wylizywał jakiś czworonóg, czasem pozostawiano go pośród węży. Wszystko to mogło, według starożytnych, spowodować uzdrowienie. Jednym słowem, czekano na cud i przychylność bogów. Poza tym że takie „leczenie” nie przynosiło efektów, było żyłą złota, ponieważ kapłani kazali sobie za te wszystkie „środki lecznicze” słono płacić.

W takim środowisku powstawały pierwsze szpitale prowadzone przez Hipokratesa i jego uczniów. Myli się ten, kto myśli, że przebiegało to bez problemów. Między kapłanami a Hipokratesem wybuchały co chwila jakieś wojny. Palono świątynie, a tajne szpitale były w brutalny sposób zamykane i niszczone. Kapłani nie chcieli pozbawiać się wpływów, nie rozumieli bądź nie chcieli zrozumieć, że bardziej szkodzą, niż pomagają. Stąd też najważniejsza zasada w medycynie to: „Po pierwsze nie szkodzić”, czyli tzw. przysięga Hipokratesa.

Co ciekawe, serce „narodziło” się w starożytnym Egipcie jakieś dwa tysiące lat przed naszą erą. Egipcjanie uważali je za coś z innego świata i uznawali za rdzeń człowieka. Jako pierwsi próbowali zrozumieć jego funkcję. Generalnie były to dla nich „czary”. Grecy natomiast, mimo że „odkryli” serce tysiąc lat później, podeszli do tego organu bardziej rzeczowo i naukowo. Oczywiście wszystko za sprawą wspomnianego już Hipokratesa.

Rozumowanie Greków i Hipokratesa nie było wolne od pomyłek, jednak o dziwo na tyle celne, że stanowi podwaliny współczesnej kardiologii.

Egipcjanie byli w o tyle lepszej sytuacji, że mumifikacja wynikająca z ich wierzeń pozwalała na dokładne przyjrzenie się anatomii człowieka. Serce było traktowane szczególnie. Należy też wspomnieć, że już w czasach współczesnych – zaledwie kilka lat temu – poddano badaniom tomograficznym mumie egipskie ze względu na ich doskonały stan.

Okazało się, że większość z pogrzebanych w piramidach cierpiała na dolegliwości związane z sercem, między innymi chorobę wieńcową. Egipcjanie przypuszczali, że serce stanowi (tak jak Nil) centrum układu irygacyjnego człowieka. Możemy się tego dowiedzieć z „Traktatu o sercu” napisanego przez Ebersa w 1500 r. p.n.e.

Grecy uważali ciało człowieka za święte i pozostawały im jedynie badania na zwierzętach. Pozwoliło im to jednak na poznanie mechanizmów jego działania i chociaż ich wszystkich nie rozumieli, to przynajmniej ich wiedza pozwalała na opóźnienie rozwoju pewnych chorób.

Generalnie starożytni uważali serce za coś boskiego, a nawet za miejsce, w którym mieszka Bóg. Taka sytuacja pozwoliłaby zapewne na dość szybki rozwój medycyny, jednak nastały wieki średnie i myślenie o tym organie cofnęło się do poziomu sprzed starożytnych. Dodatkowo choroby, uzdrowienia i śmierć traktowano jako „wolę boską” i raczej z nią nie dyskutowano. Ważniejsze było umartwianie się, a z większym strachem niż choroby traktowano świętą inkwizycję.

SERCE NA WIERZCHU

„Odrodzenie” serca nastąpiło w Londynie około 1640 r. Wiedza, która zanikła i cofnęła się przez setki lat stagnacji, szykowała się do zrywu. Jego kolejnym prekursorem był William Harvey, który jako pierwszy opisał działanie krwiobiegu oraz odczarował serce i wykazał, że jego skurcz jest pochodzenia mięśniowego, a nie wynikiem działania niewidzialnej siły boskiej czy ciśnienia. Jednak wcześniej, w 1315 r., przez czysty przypadek dokonano pierwszej na świecie autopsji. Dokonał jej profesor i chirurg Mondino de Liuzzi na ciele skazanej na śmierć zbrodniarki. Była to autopsja w zupełności legalna. Wydał na nią zgodę Watykan – była to część kary wymierzonej nieszczęsnej kobiecie.

To zdarzenie „wypędziło Boga z serca”, przedstawiając je jako kolejny organ w ciele człowieka. Przy okazji obalono jeszcze kilka innych śmiałych i śmiesznych z punktu widzenia dzisiejszej medycyny teorii. Wracając do badań Harveya, wydedukował on, że wszystkie żyły, niezależnie od ich położenia, prowadzą krew do serca. Zmienił on również myślenie na temat bicia serca, odkrywając, że każde jego uderzenie jest dwuetapowe.

Następnie powstawały różne metody leczenia tego organu, co na przykład prowadziło do dość tragicznych skutków, szczególnie jeśli traktowało się je prądem. Niemniej w związku z tym, że ludzie mieli coraz większą świadomość roli i funkcji serca, stało się ono niezwykle popularne. Nie wiadomo kiedy powstał symbol ♥, jednak wiąże się to z Arystotelesowską wizją trójdzielnego serca. Popularne było też oczywiście „Najświętsze Serce Jezusa”, jednak coraz bardziej popularna stawała się także świecka symbolika.

Według niej serce było symbolem miłości. Totalny wybuch popularności tego organu miał miejsce w czasach wiktoriańskich w Wielkiej Brytanii, a związane to było z obchodami dnia św. Walentego. „Korzenie tego święta są tak samo mgliste jak źródło pochodzenia znaku serca” – piszą w swojej książce Stephen i Thomas Amidon. Pierwszą odnotowaną walentynką był list wysłany w 1415 r. przez Karola, księcia Orleanu, do uwięzionej w Tower małżonki.

Pod koniec wieku XIX naukowcy i lekarze byli niemal pewni, że potrafią zrobić z sercem prawie wszystko, ponieważ w końcu zrozumieli jego działanie. Zaczęto bardziej inwazyjnie je leczyć i tak w roku 1902 dokonano pierwszej operacji serca. Wtedy to szkocki chirurg Lauder Brunton przeprowadził zabieg na pacjencie „cierpiącym na zwężenie zastawki mitralnej na skutek powikłań gorączki reumatycznej”. Zabieg okazał się sukcesem, jedynie pacjent był martwy… przed operacją, a Brunton nie powtórzył swojego sukcesu na żywym człowieku.

SERCE NA PROSTEJ

W połowie XX wieku zaczęto kontynuować przerwaną wojnami systematyczną pracę na odcinku frontu zwanego „ratowanie serca”.

W wyniku doświadczeń, prób i błędów lekarze doszli do wniosku, że aby skutecznie operować serce, muszą je zatrzymać. Co jednak z krążeniem? Tlenem dla mózgu? Problem był wielki i wydawał się początkowo nie do rozwiązania. W 1954 r. amerykański chirurg C. Walton Lillehei zastosował zabieg z tzw. kontrolowanym skrzyżowanym krążeniem. Jednym słowem, połączył system krwionośny chorego pacjenta z systemem krwionośnym jego ojca. Pozwoliło to na zatrzymanie akcji serca i zaszycie dziury, która powstała w wyniku deformacji.

Operacja trwała 19 minut. Ojciec operowanego dziecka pełnił funkcję czegoś, co dziś nazywamy płucosercem. Pierwsze takie mechaniczne urządzenie zbudowano z pomocą inżynierów z IBM w latach 50. ubiegłego stulecia. Pierwsza operacja z jego użyciem przebiegła pomyślnie, jednak podczas kolejnych lekarze nie mieli już tyle szczęścia, więc zaniechano jego stosowania. Było to w roku 1953, co tłumaczy, dlaczego Lillehei musiał korzystać z krwiobiegu innej osoby. Niemniej jednak era operacji na otwartym sercu stała się faktem.

Ważne były również inne odkrycia naukowców. Odkryto na przykład chorobę odpowiedzialną za zawały serca, czyli chorobę wieńcową, a co za tym idzie, „ostre zespoły wieńcowe” – jej bezpośrednią przyczynę. To, co Grecy nazywali „promieniującym bólem”, a wiek wcześniej „apopleksją serca”, teraz zostało zidentyfikowane i nauczono się nawet z tym walczyć. W XX wieku wiedziano już, że należy rozbić zatory, które nie pozwalały na swobodny przepływ krwi. Wykorzystywano do tego lek opatentowany przez firmę Bayer już w 1899 r. – aspirynę. Co ciekawe, obecnie jako lek przeciwzakrzepowy stosuje się… „specyfik uzyskiwany ze śliny pijawek” – oznacza to, że nasi przodkowie być może przez przypadek mieli rację albo po prostu lepiej potrafili obserwować swoich chorych.

Te leki jednak przeciwdziałały powstającemu zakrzepowi, nie pomagały natomiast w momencie, kiedy takowy już istniał. „Wtedy zadziałać mogą tylko medykamenty aktywujące plazminę, enzym rozkładający białka wchodzące w skład skrzepu”. Tutaj kolejna niespodzianka: pierwsza tego typu substancja była uzyskiwana z… moczu zakonnic po menopauzie, z którego zresztą uzyskiwano lek na bezpłodność, a lek rozbijający zakrzep był tylko „skutkiem ubocznym” jego produkcji. Na uspokojenie dodać należy, że mocz był destylowany .

ŚWIETLANA PRZYSZŁOŚĆ ♥

W niedalekiej przyszłości – część z tych rzeczy już się dzieje – nie będzie potrzebna fizyczna obecność chirurga, żeby wykonać operację na otwartym sercu. Już teraz w USA funkcjonuje maszyna o nazwie „Da Vinci”, która jest zdolna do przeprowadzania operacji po pierwsze na odległość, a po drugie praktycznie bezinwazyjnie. Jest oczywiście bardzo droga, jednak polska nauka też może się czymś pochwalić. W jednym z instytutów na Śląsku zaprojektowano i wykonano maszynę, która jest o wiele lepsza od amerykańskiej „Da Vinci”, a przy tym kilkukrotnie tańsza.

Badania naukowców doprowadziły do tego, że w serce nie trzeba wszczepiać ciał obcych, a tkanki, które zostały uszkodzone, pobiera się z innych części ciała. Zauważono też przez przypadek, że czasem wystarczy tylko odciążyć serce na jakiś czas, żeby sobie odpoczęło, a potem może dalej służyć nam latami. Oczywiście jeszcze trochę czasu dzieli nas od odpowiedzi na pytanie, dlaczego serce zaczyna bić i dlaczego nagle przestaje. Kiedyś wierzono, że zaprogramowane jest na konkretną liczbę uderzeń i kiedy ich limit się wyczerpie, po prostu przestaje bić…

Jak jest naprawdę? Zainteresowanych tematem odsyłam do książki „Genialna maszyna. Biografia serca”. Może uda Wam się znaleźć odpowiedź na to i inne pytania.

Autor: Piotr Dobroniak
Źródło: eLondyn

BIBLIOGRAFIA

1. Stephen i Thomas Amidonowie, „Genialna maszyna. Biografia serca”, Wydawnictwo Znak.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. erazm55 07.07.2012 12:28

    Bzdety przestają być bzdetami gdy pompka ulegnie awarii.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.