Szkoła niszczy moje relacje z dziećmi!

Opublikowano: 13.02.2017 | Kategorie: Edukacja, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1803

Nie wiem, czy może być gorsza i bardziej degradująca umysłowo praca niż uczenie dzieci w szkole? Nie wiem, jak zatem można się zgodzić na podjęcie tego upokarzającego zadania i pójść za kasę gnębić dzieci. Nie pojmuję tego. Nie wiem, jak zdrowy na umyśle człowiek, znając strukturę szkoły, zadania jakie się przed nim stawia, procedurę w którą wchodzi, może się zgodzić na bycie nauczycielem i patrzeć sobie w oczy w lustrze!

Jednym z wielkich przywilejów świadomej dorosłości jest, lub powinna być, umiejętność wybrania drogi, która nie degraduje. Wiem! – wiem, że wielu z nas cierpi na brak kasy i wybiera takie prace, które są poniżej ich zdolności. Jeździ wózkiem widłowym, czy tam siedzi na kasie w Biedrze. Ale te prace są przynajmniej uczciwe i komuś potrzebne, choć zbyt nisko płatne. Bycie nauczycielem natomiast nie tylko jest poniżej zdolności inteligentnego człowieka, poniżej progu finansowej nędzy, ale jeszcze w dodatku jest żerowaniem na młodzieży. Nie ma w tym ani nic uczciwego, ani szlachetnego; konieczność włożenia czegoś do garnka nigdy tego nie usprawiedliwi, bo niczym nie można usprawiedliwić uczestnictwa w strukturalnym gnębieniu dzieci.

Twierdzę, że polskie szkoły nie tylko dzieci gnębią, ale są też przyczyną upadku relacji pomiędzy dziećmi a rodzicami, pomiędzy braćmi a siostrami, pomiędzy nami wszystkimi. I nauczyciele, przynajmniej niektórzy, dobrze o tym wiedzą. Zadawanie prac domowych, na przykład – jest przejawem okrucieństwa i większość nauczycieli przyznałaby to, gdyby mieli w sobie choć krztynę autorefleksji.

I w zasadzie nie mówię tu o nauczycielach nauczania podstawowego – takich pierwsza trzecia klasa. Albo nauczycieli pianina po godzinach, czy francuskiego (moja Matysia ma najcudowniejszą panią od francuskiego i nie dałbym złego słowa o niej powiedzieć).

Chodzi mi o tych nauczycieli, którzy siedzą w tych idiotycznych szkołach publicznych i im się wydaje, że spełniają ciężki obowiązek. Że służą, że się trudzą, że należą im się kwiaty za godziny spędzone w łoskocie klas, pocie pach, smrodzie gać. No więc?

Otóż chciałbym powiedzieć wszystkim takim belfrom, że gardzę wami. Gardzę za to, że swoją obecnością w szkolnych strukturach, legitymizujecie i utrzymujecie przy życiu tę straszliwą szkolną hydrę. Tego potwora. Kto z was, ręka w górę, może spojrzeć na swoje młodzieńcze lata i powiedzieć – teraz ręka na sercu – że mu szkoła nie spieprzyła dorastania? No kto? Kto z was potrafi przyznać przed sobą, publicznie w tym także przede mną, że szkoła i zadania domowe nie zrujnowały mu relacji z rodzicami?

Zapytam teraz wprost – podsuwając odpowiedź – czy zastanawialiście się kiedyś, ile z waszych kwasów z rodzicami wynikało z ciśnienia jakie wywierała na waszych rodzinach ta durna buda i te głupie baby od matmy i polaka? Ile z tego kwasu, który drąży wasze serca do dziś i uniemożliwia wam szczere relacje ze starymi, wynikło przez jakiegoś dupka od chemii lub historii? I zapytam jeszcze raz – choć o to pytano miliony razy, i o to pytają dzieci dziś – po cholerę komuś wiedzieć, w którym roku była konstytucja Nihil Novi? Co ma mi dać, że było to w roku 1505?

Dyrektorka szkoły, w której uczy się moja córka, chodzi po korytarzu pańsko rozdając ukłony, prowadzi akademie szkolne czytając z kartki do mikrofonu i zasiada za stołem pokrytym zielonym suknem. Dlaczego? – pytam się. Dlaczego na otwarciu roku szkolnego dzieci muszą iść ze sztandarem? Dlaczego wszyscy stoją wówczas sparaliżowani, zamiast się śmiać, witać i podzielić ciastem?

Mało tego, zapytam jeszcze, co myśli facet, który zadaje mojej córce pracę domową polegającą na tym, by przepisać z wydruku do zeszytu bryka z Biblii, co Helenie zajmuje pięć godzin? Niczego się w ten sposób nie uczy. Czy taki nauczyciel myśli, że jest polonistą? Czy myśli, że jeśli wprowadzi na swojej lekcji zamordyzm i wszyscy będą siedzieć z mordą w kubeł, to zna się na swoim fachu? Otóż nota bene powiem mu, że zna się! Tyle tylko, że jego fach polega na wywieraniu przemocy na naszych dzieciach w imię całego powykręcanego społeczeństwa polskiego przez osiem godzin dziennie, codziennie, tak żebyśmy tego nie widzieli. Ha! Jeszcze lepiej – ten frajer swoją rzetelną pracą odracza moment, kiedy my wszyscy staniemy w końcu przed koniecznym pytaniem: czemu my to robimy tym naszym dzieciom, które ponoć kochamy?

Czemu ja to robię Helenie?

Żałosne, że groźny pan od polaka okazuje się potem taki groźny, że go jakiś polityk jednym podpisem przesunie z gimnazjum do podstawówki i nawet nie zapyta go o zdanie.

Myślę, że każdy uczciwy człowiek, który wykonuje pracę nauczyciela powinien z tej pracy odejść – natychmiast. Każde okienko w zajęciach, każda jego nieobecność, będzie przez dzieci lepiej spontanicznie wykorzystana, niż godzina w ławce z karcącym spojrzeniem belfra.

Jesteście tym dzieciom do niczego niepotrzebni. Nie tacy, jakich z was robi ten idiotyczny system. Nie macie nic do dania, a wiele do zabrania. Zabieracie ciekawość, zapał, zainteresowania, wolną wolę, inicjatywę, przebojowość. Przerabiacie tych ludzi na pulpę – tę samą pulpę, z której wy wyrośliście. Mam do was za to wielki żal…

Mam do was żal, że za te kilka nędznych złotych zmusiliście mnie do przerwania edukacji. Byłem dla was zbyt inteligentny – nie mieliście dla mnie nic poza przemocą, karą, groźbą i ujadaniem. Mam do was żal za każde wpierdol jakie przez was dostałem od ojca. Myślę, jestem przekonany, że mój ojciec zaczął mnie bić przez was. Mam do was żal, że zamiast rozbudzać moją ciekawość, podsuwać mi zagadnienia, kazaliście mi robić marginesy w zeszytach, rozliczaliście mnie z posiadania tarczy szkolnej i mundurka, zamiast pokazać mi piękno świata. Największy żal jednak mam o to, że większość z was, właściwie wszyscy, okazaliście się po prostu mizerni, nieciekawi, nieoryginalni, zaściankowi, prostaccy, a wszystko na co było was stać, to donoszenie na mnie do ojca, drobne kunktatorstwo i okrucieństwo. Okrucieństwo!

No więc dziś niszczycie kolejną relację: moją z Heleną i Matyldą. Chcecie zrobić ze mnie egzekutora waszych małostkowych planów. Chcecie na mnie przerzucić swoje okrucieństwo i moimi rękami gnębić moje dzieci. Komunikujecie mi to wprost. Na wywiadówkach. Czy wam nie wstyd? Naprawdę?

Wiem, że się podniosą głosy, że są i fajni nauczyciele. Ale jeśli są, to powinni odejść ze szkół, tyle w temacie. Ministerstwo Edukacji Narodowej należy rozwiązać. Od zaraz. Wszystkie dzieci należałoby na rok zwolnić ze szkół i kazać rodzicom pospędzać z nimi czas.

W tym czasie wymyśliłoby się jakiś nowy system. Cokolwiek, byle nie ten koszmar. Jedna czy druga pseudoreforma nic nie załatwi.

Zawołajmy dziś razem w kierunku nauczycieli: ani dnia dłużej! Koniec!

I jeszcze jedno – to są prywatne moje opinie, proszę nie odgrywać się na moich dzieciach.

Dziś moje dziewczynki pojechały na ferie. Będą się uczyć jeździć na nartach. I to jest super, bo dzieci uwielbiają się uczyć. Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy.

Czego się nauczyłem?

Od nauczycieli niczego.

Autorstwo: Rafał Betlejewski
Źródło: MediumPubliczne.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. Fenix 13.02.2017 13:14

    @Rafał , system trzeba zmienić ,tu tkwi błąd .I olewać pracowanie na życie i MEN.
    Z tego że musimy pracować by żyć , robimy wszystko tak , by niegodnym być.
    System w który stworzyliśmy i tkwimy , wymusza na nas zachowania niegodziwe.
    My się nie zmienimy , system trzeba zmienić bo nam nie służy !
    Jeden nauczyciel niech uczy kilkoro uczni , i z tego ma honorarium, oprócz BDG na godne życie.
    Wtedy jego chęć i zapał nauczania będzie prawdziwy ,bo z serca .

  2. Wujek Polonii 13.02.2017 18:46

    Mam wielki żal, że WM publikują taką prowokację.
    Przecież to jest totalna żenada.

    Że też tacy ludzie wstydu nie mają…
    A może to psycho-masochista? Albo głęboko skrzywdzony przez ojca, zakompleksiony, z niską samooceną osobnik, któremu sprawia satysfakcję, jak inni go krytykują?

    P.S. Szkoda tylko dziewczynek. Wszak nawet gdyby ojciec je zabrał ze szkoły, której tak nienawidzi, jak zresztą radzi Polakom, to tylko krzywdę im zrobi.

    pOZDRAWIAM niePOPRAWNIE niePOLITYCZNIE

    Tuz z Talii

  3. MichalR 13.02.2017 18:51

    Przyznam że jedne z większych wyrzutów sumienia jakie miałem był moment rezygnacji z wykonywania zawodu nauczyciela i przejście do dobrze płatnej pracy w korporacji.

    Co lekcję zadawałem dzieciakom zadania domowe mówiąc, że jako obowiązkowe mają jedno zadanie, na plusa całą stronę w zeszycie ćwiczeń, a na piątkę dokończyć to czego nie zrobiliśmy na lekcji z danego działu. Jednocześnie jeśli ktoś nie umiał zrobić zadań nawet podstawowych miał przynieść zeszyt z wpisem rodzica, że nie był w stanie samodzielnie wykonać zadania. W efekcie niemal nie było osób które nie robiłyby zadań na plusa.

    Co lekcję robiłem wejściówkę upraszczając zadanie obowiązkowe, które zadałem na zadanie domowe – chciałem mieć pewność że opanowali elementarne podstawy poprzedniej lekcji. Wejściówka najczęściej składała się z jednego zadania. Oceniałem ją również na plus, nic lub minus…

    Umowa między mną a dzieciakami była jasna. Zawsze wiedzieli, które zadanie uproszczę i pojawi się na wejściówce. Zazwyczaj to samo zadanie z zeszytu ćwiczeń mieli na zadanie domowe. Jeśli ktoś nic nie umiał to prędzej czy później dostawał 1. Na koniec roku szkolnego około 10% uczniów podstawówki miało u mnie 2, szacunkowo tyle samo miałem 5, trójek i czwórek miałem pewnie niemal tyle samo…

    Teraz gdy mijam moje dzieciaki na osiedlu czuję dumę, gdy mówią mi, że lekcje ze mną były fajne i że teraz to nie to samo. Jednocześnie jest mi wstyd, że ich zostawiłem.

    Najmilej wspominam lekcje dodatkowe, na których niemal całkiem olewałem matematykę i robiłem z dzieciakami podstawy programowania (korzystałem z tego że w szkole było 30 laptopów do użytku dla uczniów)

  4. wtem 13.02.2017 21:39

    Szkoła jest trudna tylko dla tych dzieci, którym (przepraszam za uogólnienie)
    rodzice nie mogą poświęcić 15 min dziennie i od czasu do czasu zamiast posłać je do szkoły, to zabiorą je na jakąś fajną wycieczkę, albo nawet do pracy z sobą.
    Moją córka (uczę ją w domu, właśnie jakieś 10 do 15 min dziennie) wraca ze szkoły już z odrobionymi lekcjami, bo materiał robimy w przód i jest to dla niej banał. Od czasu do czasu zabieram ją gdzieś ze sobą, na koncert, albo do muzeum, albo do lasu bo jesteśmy z miasta. Albo po prostu wysyłam do rodziny. Nie cisnę jej rano że już pora wstać (sam mam z tym problem). Już usłyszałem że moje dziecko traci.
    Zrobiłem awanturę, zapytałem co traci (sznureczek piątek i szóstek) i że jeśli jeszcze raz powtórzą że “czas spędzony z rodzicami to czas stracony” to się to inaczej skończy. Usłyszałem przepraszam i skończyło się pier…enie. Tata w pracy: https://www.youtube.com/playlist?list=PLvFgZ-1GO5Vo4_r0fK8AFV3gpDBYvbEf7

  5. Szaman 14.02.2017 09:27

    @W.
    “Czas szkolnej nauki i czas rodzinny nie powinny się ze sobą mieszać, podobnie jak godziny pracy z czasem „po pracy”.”

    Przecież to właśnie o to chodzi żeby młodego organicznego robota przyzwyczajać do tego że niema czegoś takiego jak czas wolny dla niego dopóki nie wywiąże się z tego co mu nakazano 😛

    W ten sposób młode organiczne roboty stają się przyzwyczajone z każdym rokiem do pracy w korporacjach gdzie system wygląda tak samo i po pracy musisz pracować nadal, być pod telefonem czy też najlepiej ZOSTAWAĆ po pracy 😛

    O i le artykuł jest moim zdaniem bardzo słaby o tyle z kwestiami które dręczą jego autora nie sposób się nie zgodzić.

    Szkoła niszczy relacje rodziców i dzieci ale dzieje się to w trochę bardziej zagmatwany sposób niż przedstawia autor. Przede wszystkim niszczy ponieważ rodzić nie ma tak częstego kontaktu ze swoim dzieckiem ponieważ przez 6 do nawet 9 godzin dziennie dziecka nie ma a te godziny nie zawsze pokrywają się też z godzinami uczęszczania do pracy przez rodziców, po za tym dziecko ma życie i relacje których rodzic nie zna i nie obserwuje. Najprawdopodobniej też wraz z rówieśnikami uczestniczy w zdarzeniach które bardzo zmieniają jego psychikę.
    A w końcu sami nauczyciele wypaczają zarówno postrzeganie dziecka jak i jego wartości, czasem je wzbogacając ale najczęściej jednak niszcząc.

    Jednak to jakie relacje maja rodzic i dziecko to akurat w dużej mierze zależy od nich samych, natomiast to co ja bym zarzucił systemowi edukacji to to że zabija w dzieciach pęd do zdobywania wiedzy i to jest największe zagrożenie tzw “edukacji”

    O ile trafi się jeszcze czasem jakiś lepszy nauczyciel który potrafi przedstawić wiedzę jako coś atrakcyjnego dla młodych umysłów o tyle sam program którego ten nauczyciel musi sie trzymać oraz egzaminy państwowe do których musi je przygotować to jakaś kpina która każdemu młodemu umysłowi jawi się albo jako ponury obowiązek coś nie poważnego lub też jako coś zupełnie zbędnego oderwanego od rzeczywistości jakiej doświadcza na co dzień.

    Trzeba więc być naprawdę urobionym przez system dzieckiem żeby to zaakceptować i tu właśnie mamy haczyk!

    Każdy człowiek potrafi się doskonale adaptować do otaczającego środowiska i jeśli zobaczy płynące z tego korzyści np w postaci lepszych relacji z rodzicami, podziwu rówieśników, czy też wyróżnień to zaakceptuje również ten irracjonalny oderwany od rzeczywistości świat pseudo nauki. A korzyści sami dzieciom stwarzamy, właśnie przez to że np wymagamy od nich żeby przynosiły dobre stopnie czy też dobrze się w szkole sprawowały. Dalej dzieci widząc korzyści w relacjach z innymi dziećmi, najczęściej z tymi które wszyscy uważają za “cool”, “trendy” itp potrafią np porzucic całkowicie zainteresowanie nauką przedstawianą w szkole która w obliczu rówieśnika stąpającego twardo po ziemi wydaje się nie przynosić żadnych wymiernych korzyści. Dzieci takie zaczynają spadać często w otchłań, zepsucia, zaczynają kląć, pić palić, ponieważ w obliczu tego co przedstawiają im w szkole oraz pogarszających sie relacji z rodzicami wydaje im się że świat nie ma nic sensowniejszego do zaoferowania a ich kreatywność w obliczu farsy jaką mają w szkole nie potrafi znaleźć ujścia w czymś namacalnym i sensownym.

    W końcu sama szkoła narzuca dzieciom pewne wzorce zmuszając je np do porzucenia swoich indywidualnych mocnych stron na rzecz dostosowania się do ogółu, czyniąc z często bardziej inteligentnych niezależnych i zaradnych ludzi, kozłów ofiarnych w oczach dzieci które nie cieszą się zbytnim intelektem czy też nie wyróżniają się niczym ponadprzeciętnym ale przez to łatwiej jest im sie dostosować.

    Co do samych zadań domowych to jest to moim zdaniem zwieńczenie zamordyzmu jaki stosuje się wobec dzieci. Ponieważ jeśli po 6-9 godzinach przymusowej indoktrynacji i szykanowania wiedzą podaną w formie młota i kowadła dziecko jeszcze nie znienawidzi poszukiwania wiedzy, to dzięki takim zabiegom jak “zadanie domowe”, za którego niewykonanie grozi mu niedostateczny a którego nie będzie chciało wykonać gdyż chce teraz już mieć spokój od szkoły, na pewno tak się stanie.

  6. l82 14.02.2017 11:15

    osobiście nie znam nic bardziej żałosnego niż roszczeniowe podejście rodziców do szkoły- tzn. w szkole go nie nauczyli, w szkole go nie wychowali- a rodzice są od czego?
    Zgodzę się że zły nauczyciel to problem, który trzeba zwalczyć- są nauczyciele z pasji którzy lubią to co robia i mają w tym jakiś plan jak zdaje się MichalR i to wielka strata gdy odchodzą z zawodu albo otoczenie powoduje że się zmienia ich nastawienie. Są też tacy co idą tam jak do pracy aby odbębnić swoje – co zresztą robi 90 % społeczeństwa idącego do pracy- prawda czy nie? Rozumiem że wszyscy krytycy tego zawodu swoją pracę traktują jak pasję, chętnie zostaną po godzinach by pomóc współpracownikom w ich robocie zupełnie za darmo, dzielą się swoim pozytywnym nastawieniem zaszczepiając tą pasję innym?

    Dla mnie to ostatni zawód jaki byłbym w stanie wykonywać, znam wielu nauczycieli ale roszczeniowość i brak poczucia winy w głowach wielu rodziców po prostu mnie przeraża. Co to znaczy – człowiek ma prawo odpocząć po pracy i nie siedzieć z dzieciakiem nad lekcjami? To Twoje dziecko czy dziecko nauczyciela? czemu oczekujesz że ktoś inny się będzie martwił bardziej o “Twoje” dziecko niż Ty sam? To jego zawód- powiedzmy przez 1,5h tygodniowo, innego 3h w tygodniu, innego 45 min- i teraz liczyć że ktoś odwali za Ciebie całą robotę i będzie się martwił ?

    Nie mam wątpliwości że praca na początku- jeśli popracuje się z takim młodzianem od małego by nie bał się matematyki, przyrody, polskiego czy słówek angielskiego powoduje że ktoś ma potem łatwo – jeśli nie ma problemu z mnożeniem, dzieleniem itp podstawami to posiedzi trochę z książkami i resztę sam nawet załapie- tylko rodzic nie może olać na początku a potem… nie może zniechęcać uważając że jest najlepszy ze wszystkich bo odwalił robotę 8h i teraz ma prawo mieć wszystko gdzieś… w tym własne dziecko

    a nauczyciele którzy się wyżywają na uczniach, odreagowują swoje frustracje powinni być z zawodu usuwani, tak jak niestaranny kafelkarz, kierowca lubiący alko i inni.

    Tylko serio- uznanie że ktoś kto spędza z dzieckiem ( a raczej 20) 3 godziny dziennie jest w większym stopniu odpowiedzialny za wasze dziecko niż wy sami to szaleństwo.

    Zgodzę się z tym że gimnazja spowodowały to że dzieci się 3 razy uczą tego samego często i jest to na niskim poziomie, zgodzę się że zły nauczyciel to gorszy start w przyszłość, zgodze się że coraz mocniej uczy się dzieci myślenia zgodnie z pewnym schematem a nie kreatywnego i pewnie jeszcze co do kilku rzeczy ale…

    cóż- nie liczę na refleksję ze strony krytykantów- w końcu wystarczy siąść na d… i po prostu patrzeć w ekran

  7. l82 14.02.2017 11:52

    @W. co to są skłonności matematyczne bądź polonistyczne (o ile takie są?) ?

    uczy się po to by sobie w życiu poradzić- nikt nie zmusza dziecka do ogarniania całek i pochodnych w podstawówce. ale podstawa jest potrzebna by nie robiły z niego głupków później banki, sklepy, inni ludzie którzy już widzieli sens pójścia na tą matematykę ot co

    skazać dziecko na nieuczenie się matematyki bo początkowo nie ogarnia (bo np rodzić zaniedbał (bądź jak pewnie chętnie zasugerują niektórzy- przedszkolanka- bo przecież nie oni) przecież nie znaczy że nie ma umysłu analitycznego, baa nie ma co ukrywać uproszczenie sugerujące że jak ktoś nie ogarnia matematyki to ma umysł humanistyczny też jest oczywistą bzdurą i chyba jedynie sposobem oszukiwania samego siebie. Zważ że mało jest osób realnie uzdolnionych, ale zdecydowanie więcej jest dobrych rzemieślników- praktyka zastępuje też “boskie” dary

    @Szaman Zdecydowanie program i forma poszczególnych zaliczeń etapów nauczania mocno ogranicza możliwości nauczycieli ale… cóż, chyba sami nauczyciele też na tym cierpią bo co z tego ze ma pomysł i swoje widzi mi się skoro przez to jakiś dzieciak może nie dostać się do wymarzonego liceum bądź na studia- a na przykładzie studiów bardzo mocno widać kto miał upierdliwego nauczyciela który wyprzedził z materiałem a kto takiego co stosował zasadę niezbędnego minimum. Ciężko powiedzieć co jest gorsze a co lepsze.

    Zawsze zostaje możliwość popracowania z dzieckiem i przelania na niego nieco swojej wiedzy, zainteresowania geopolityką (obcojęzyczne strony informacyjne), machlojkami finansowymi władców tego świata (tzn. matematyką), i innymi.

    tak swoją drogą malejące zainteresowanie młodych ludzi studiami spowoduje jak sądzę znaczący rozwój nauczania zawodowego i technicznego co z pewnością ma sens. Jeśli rodzice będą zarabiać więcej i przestaną mieć pretensje, za odpłatne korki ludzi którzy zastępują ich w zakresie wiedzy która im była w zyciu zbędna bądź im się zwyczajnie nie chce się nad tym pochylić to może i poziom frustracji i wiecznego roszczeniowego i krytycznego podejścia do całego świata też zmaleje- taką mam nadzieję

  8. Piotr Piekarczyk 14.02.2017 12:15

    Gdybym nie znał autora tekstu z radia RDC i ttv, to prawdopodobnie dał bym się złapać a tak wiem, że to klasyczna w jego przypadku prowokacja. Kto wie, być może artykuł który ukazał się jako odpowiedź nauczyciela też jest jego autorstwa. Czy istnieje instytucja bez skazy? Myślę, że nie trzeba być jasnowidzem żeby domyśleć się jak wyglądałoby współczesne społeczeństwo bez powszechnej i obowiązkowej edukacji.

  9. 8pasanger 15.02.2017 00:23

    Jak mało sympatii by się nie miało do nauczycieli i szkoły jako tępej instytucji wymuszającej bezwolne posłuszeństwo i promującej wazeliniarstwo to pamiętać trzeba kim jest autor tego artykułu.To palant, który nie zawahał się swego czasu poniżyć bezrobotnych.
    http://natemat.pl/190831,ponizyl-bezrobotnych-w-radomiu-co-robil-wczesniej-przypominamy-najglosniejsze-skandalew-betlejewskiego

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.