Liczba wyświetleń: 2460
Pandemia cofa się w Polsce, o czym świadczą liczby, podawane codziennie przez resort zdrowia. Zdejmowane są zatem kolejne ograniczenia. Są jednak wyjątki.
Otwarto kina i teatry, można swobodnie wchodzić na wystawy i do muzeów. W transporcie nie trzeba już przestrzegać 50-procentowego limitu pasażerów. Nawet wesela i uroczystości rodzinne mogą gościć do 150 osób, nie licząc zaszczepionych. Jednak gdyby komuś przyszło do głowy, by zebrać się na spontanicznym zgromadzeniu, będzie ukarany. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zakaz ten jest motywowany politycznie. Władza boi się kolejnych protestów związanych z łamaniem prawa przez rządzących.
Prawo o zgromadzeniach charakteryzuje zgromadzenie spontaniczne jako „zgromadzenie, które odbywa się w związku z zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną, którego odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej”. Ta definicja pozwala na gromadzenie się ludzi, reagujących żywiołowo na określone wydarzenia, lub decyzje polityczne, jak np. próba wprowadzenia represyjnego prawa wobec kobiet lub innych grup obywateli. W Polsce wielokrotnie z tego korzystano wielokrotnie z pożytkiem dla debaty publicznej i niewygodą dla władz.
Co interesujące, minister zdrowia, pytany o tę kwestię przez dziennikarzy, nie potrafił odpowiedzieć na to ważne pytanie. Wychodzi na to, że rządzący wciąż boja się własnych obywateli. Być może zdają sobie sprawę, że wciąż pokaźna jest grupa ludzi, którzy mają uzasadnione pretensje do władzy.
Cytowana przez TVN24 Dorota Zabłudowska ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” jednoznacznie stwierdziła, że prawo do zgromadzenia jest jednym z podstawowych praw obywatela i może być ograniczone tylko ustawą. Rząd zaś reguluje to rozporządzeniem, co jest sprzeczne z Konstytucją, ocenia sędzia.
Autorstwo: Maciej Wiśniowski
Źródło: Strajk.eu
Władza się boi? Pewnie tak samo jak w latach 80. Cały czas jesteśmy prowadzeni i traktowani jak przygłupie bydło-z resztą nie bez racji. Te strajki i protesty nic nie dadzą, bo opierają się na biernym oporze. Nie ma pomysłu i planu na naprawę, gdzie rozwiązania są bardzo proste jednak sprzeczne z założeniami globalistów, dlatego nigdy wejdą w życie. Publiczne pieniądze idą na lewo i prawo (im droższy miś, tym więcej się nażrą), afera i niegospodarność co krok. I nikt im nic nie zrobi tak jak włos nie spadł “byłym” komuchom ( władza została stara, tylko aktorzyny na scenie się nie zmieniły) czy sługusom lucyfera w koloratkach-największej mafiii i oszustom w historii
Nie trzeba strajków jeżeli rządzi się patriotycznie dla Polski dla wspólnego dobra Polaków. Ale wybory to szopka gdzie podrzuca się pod ryja tempej gawiedzi kandydatów którzy reprezentują inne kraje i oni ich wybierają nie ma nikogo kto byłby niezależny i reprezentował Polskę. A później okazuje się że każda partia wysyła pieniądze do swojego mocodawcy za granica i robią 1.5 bln długu od którego płaci się odsetki.
Bo jak wytłumaczyć fakt że polska jest zadluzana co roku na około 40 mld zł od 89 roku , przy najniższym socjalu w Europie przy największych skladkach na zdrowie w Europie czyli na ZUS. A szpitale zadłużone bo pieniądze z zus nie idą na służbę. zdrowia tak jak drogowe nie idzie na remont dróg