RIAA i MPAA dostają coraz mniej pieniędzy

Opublikowano: 29.08.2012 | Kategorie: Kultura i sport, Prawo, Telekomunikacja i komputery, Wiadomości ze świata

Liczba wyświetleń: 770

RIAA i MPAA, czołowe amerykańskie organizacje antypirackie, dostają od wytwórni muzycznych i filmowych coraz mniej pieniędzy na działalność. Najwyraźniej wydawcy rozumieją, że inwestowanie w antypiratów nie opłaca się. W Polsce natomiast ruszyła akcja ograbiania Kazika, która ma uświadomić wydawcom i artystom dokładnie do samo.

Nie jest pewne, czy piractwo faktycznie powoduje straty przemysłu rozrywkowego. Pewne jest natomiast, że organizacje i dziania antypirackie generują duże koszty. W ramach walki z piratami finansowane są organizacje międzynarodowe (IFPI) albo działające w poszczególnych krajach (MPAA, RIAA, BREIN, ZPAV i in.), które wymagają prowadzenia biur, zatrudniają prawników i wypłacają swoim liderom niemałe wynagrodzenia.

Problem ten został dostrzeżony przez wytwórnie muzyczne i filmowe już kilka lat temu. W roku 2007 wytwórnia EMI ogłosiła poważne cięcia składek na rzecz organizacji RIAA i IFPI. Dziś można już powiedzieć, że zmniejszanie kwot przeznaczanych na organizacje tego typu jest stałym trendem.
Czytaj: Unia utemperuje organizacje zbiorowego zarządzania? No nareszcie…

Ze sprawozdania finansowego RIAA z roku 2010 wynika, że przychody tej organizacji wyraźnie spadły, ale pomimo to jej szef Mitch Bainwol zarobił ponad milion dolarów! Wspomniane sprawozdanie opublikował TechDirt.

TorrentFreak opublikował ostatnio sprawozdanie MPAA, również za rok 2010. Wynika z niego, że w ciągu trzech lat przychody antypirackiej organizacji spadły z 92,8 do 49,6 mln dolarów. Składki odprowadzane przez członków spadły z 84,7 mln do 41,5 mln dolarów, czyli o ponad 50%.

Aby mieć pełny obraz sytuacji, należy sobie uświadomić, że milion dolarów to ogromna kwota. Nawet pomniejszony budżet czyni MPAA dość bogatą organizacją. Swojego czasu TorrentFreak policzył, że likwidacja całego piractwa mogłaby przynieść wytwórniom jakieś… 60 mln dolarów, oczywiście jeśli będziemy liczyć ewentualne zyski i straty w oparciu o nienaukowe metody stosowane przez samych antypiratów.

Prawdopodobnie z powodu spadających przychodów RIAA i MPAA, a także ich odpowiedniki z innych krajów, starają się zrobić “coś wielkiego”, co będzie uzasadnieniem ich istnienia.

– IFPI zajęła się zamknięciem Demonoida i choć serwis przerwał działalność, raczej niewiele to zmieniło w kontekście wymieniania się plikami przez P2P.

– MPAA uderzyła w Megaupload, co niestety zaowocowało nasileniem kontrowersji wokół podjętych działań. Kim Dotcom stał się gwiazdą-męczennikiem, a wizerunek rządu USA jako wiernego sługi MPAA został umocniony, co rządowi już się nie podoba.

Poza tym do coraz większej rzeszy osób zaczyna trafiać podstawowy argument piracki – pobieranie plików z P2P (lub innego źródła) nie może być w prosty sposób przeliczane na straty przemysłu rozrywkowego. W związku z tym nie wiadomo, czy RIAA i MPAA rzeczywiście są do czegokolwiek potrzebne.

Czy gdyby ktoś zaczął na potęgę pobierać utwory z P2P, to mógłby wygenerować takie straty, które przewyższą przychody przemysłu rozrywkowego i ostatecznie wykończą go? Odpowiedź jest oczywista – to niemożliwe, ponieważ samo pobieranie nie generuje żadnych strat.

Ten sam temat podejmował Rob Reid, udowadniając publicznie, że za pomocą iPoda każdy z nas może ukraść 8 mld dolarów i jeszcze pozbawić kilku osób pracy! Z obliczeń przemysłu rozrywkowego naprawdę wynika, że armia ludzi wyposażonych w odtwarzacze MP3 mogłaby pozbawić pracy milionów Amerykanów (sic!).

Teraz polscy internauci postanowili “wykończyć” Kazika, artystę znanego z antypirackich poglądów. Wystartowała strona StrataKazika.pl, która zachęca do skopiowania płyty Kazika i doliczenia wywołanej w ten sposób “straty” do “strat” spowodowanych przez innych internautów. Z informacji na stronie wynika, że straty Kazik już teraz przekroczyły 86,7 mln złotych, czyli wyniosły więcej niż budżet najdroższego polskiego filmu (Quo Vadis). Są to tylko i wyłącznie straty, do których internauci się przyznali poprzez stronę StrataKazika.pl.

Twórcy strony StrataKazika.pl chcą podzielić swój łup i zostać bogaczami. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że bardziej opłacalne byłoby dla nich założenie organizacji antypirackiej finansowanej z kieszeni artystów…

Opracowanie: Marcin Maj
Źródło: Dziennik Internautów


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Gylhyrst 29.08.2012 10:47

    Ciekaw jestem – a propos tej straty Kazika – jak wiele osób, które przyczyniają się do tej “straty” w rzeczywistości ją powodują – tzn. ile osób procentowo kupiłoby płytę w rzeczywistości. Nie problem przyłączyć się do akcji i ściągnąć płytę po to żeby ją od razu wywalić z dysku nawet nie słuchając tylko po to, żeby licznik szedł do przodu. Moim zdaniem to nie świadczy o NICZYM. To tak samo jak z akcjami typu “na stronie eurosportu wybierają gol miesiąca, jest gol Polaka głosujcie na niego” i dzięki temu wygrywa z 95% głosów pozycja która w normalnych warunkach nie miałaby szans na takie poparcie. To samo tutaj.

  2. TOB 29.08.2012 14:12

    Tutaj chodzi o co innego, Gylhyrst. A mianowicie o pokazanie, że skoro “władzy” nie obchodzi po co ci ściągnięty plik ale sam fakt posiadania (i to już wystarczy do naliczenia kary), tak samo ludzie pokazują ile to niby kazik stracił. Oczywiście w życiu by tyle osób nie zapłaciło za jego płytę, tak samo jak tyle ile jest ściągnięć pirackich plików, to tyle by nie było kupionych legalnych plików.

    Najnormalniej w świecie ludzie zaczęli rozumieć, że skoro producenci tworzą badziew, który ma być kiczem na starcie i ma się szybko zestarzeć i uważają że to jest uczciwe, to czemu nie ściągnąć tego za free i nie sprawdzić samemu czy jest to “top class outstanding new quality” czy “another crap”.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.