Liczba wyświetleń: 688
Antypiraci z RIAA wiedzą, że P2P nie jest głównym źródłem bezpłatnej muzyki. Wiedzą też, że kontrowersyjna ustawa SOPA nie powstrzymałaby piractwa, a tzw. prawo sześciu ostrzeżeń doprowadzi do odcinania ludzi od sieci. Antypiraci mają też powody, aby zatrzymać te wnioski dla siebie.
Przemysł muzyczny boi się niemal całego internetu, tak przynajmniej wynikało z ujawnionego przez TorrentFreaka raportu IFPI, o którym DI wspominał w ubiegłym tygodniu.
Od tamtego czasu TorrentFreak opublikował jeszcze kilka innych wycieków dotyczących antypiratów. Znalazły się wśród nich wewnętrzne dokumenty i prezentacje RIAA – amerykańskiej organizacji przemysłu muzycznego znanej z tak genialnych rzeczy, jak pozywanie spadkobierców domniemanego pirata.
Postanowiliśmy wyciągnąć najciekawsze elementy z wycieków dotyczących RIAA.
NADĘTA WALKA Z P2P
Pierwsza ciekawostka – RIAA doskonale wie, że sieci P2P nie są największym źródłem pirackiej muzyki. TorrentFreak dotarł do prezentacji zawierającej wykres sporządzony na podstawie badań NPD, który ilustruje płatne i niepłatne źródła muzyki. Slajd zawierający ten wykres został opisany przez RIAA jako poufny, a wygląda tak.
Z wykresu wynika, że 65% muzyki pochodzi ze źródeł niepłatnych. Co zaskakujące, większość tej niepłatnej muzyki jest zdobywana offline, poprzez wymienianie się nośnikami oraz ripowanie płyt. Tylko 15% muzyki zdobywanej bez płacenia pochodzi z sieci P2P, tylko 4% z tzw. cyberlockerów, czyli serwisów umożliwiających hosting plików.
Dlaczego RIAA chce zachować te dane dla siebie? Ponieważ dowodzą one, że cała walka z internetowym piractwem jest sztucznie nadęta, a zatem przesadzone są także naciski na polityków i zmianę prawa w tym zakresie. Dlaczego zatem organizacja nie zabierze się za walkę z kopiowaniem nośników? Ponieważ kopiowanie na własny użytek jest dozwolone i powinno takie pozostać.
Owszem, bratnia organizacja MPAA doradzała władzom USA, aby ripowanie płyt DVD uznać za niedozwolone. To stanowisko jest jednak trudne do obronienia, bo kupując płyty z filmem, płacimy za własność intelektualną (czyli za film), nie za nośnik. Skoro zapłaciłem za film, muszę mieć prawo do skopiowania go na własny użytek, choćby po to, by oglądać go na różnych urządzeniach.
PO CO TA CAŁA SOPA?
Ponadto z dokumentów RIAA wynika, że organizacja miała świadomość, iż ustawa SOPA proponująca nasilenie cenzury internetu nie powstrzyma piractwa. Mimo wszystko RIAA chciała tej ustawy, bo mogła dzięki temu ustanowić pewne nowe zasady dotyczące odpowiedzialności pośredników. Ustawa SOPA miała wywierać nacisk nie tylko na dostawców internetu, ale także na wyszukiwarki i operatorów płatności. Wszyscy mieli uczestniczyć w walce z piratami.
Z prezentacji RIAA wynika również, iż organizacja obwinia Google o porażkę SOPA. Zdaniem RIAA to właśnie kalifornijska firma zaktywizowała opozycję i wykorzystała obywateli. Tak jednak nie było, o czym wie wiele osób zaangażowanych w walkę z SOPA. To sugeruje, że RIAA nie ma zbyt głębokich refleksji na temat funkcjonowania społeczeństwa informacyjnego.
PRAWO SZEŚCIU OSTRZEŻEŃ – PRAWNY PRZEKRĘT?
Z publikacji TorrentFreaka wynika również, że proponowane w USA antypirackie alerty, nazywane też prawem sześciu ostrzeżeń, mogą w istocie służyć do odcinania obywateli od internetu.
Samo porozumienie w sprawie alertów mówi, że operatorzy będą tylko ograniczać prędkość łącza osobom zidentyfikowanym jako piraci, ale regulaminy świadczenia usług internetowych w USA przewidują możliwość zaprzestania świadczenia usługi używanej często do naruszania prawa.
Tu jest pułapka. Oficjalnie przyjęto program działań w ramach samoregulacji, przewidujący “miękkie podejście do piratów”, ale w ramach tego programu ma powstać cały system identyfikowania piratów i kontaktowania się z nimi. Ten system może posłużyć do późniejszego odcinania ludzi od sieci na podstawie umów. Operatorzy będą to robić, aby nie zarzucano im wspierania piractwa. Być może to jest prawdziwe źródło opóźnień w realizacji programu.
RIAA WALCZY, ALE O CO?
To wszystko razem wzięte sugeruje, że RIAA nie gra całkiem uczciwie. Organizacja nie tyle walczy z piractwem, ile bada to zjawisko i zachowuje pewne wnioski dla siebie. To wszystko po to, aby wpływać na kształtowanie prawa dającego przemysłowi praw autorskich jak największą kontrolę nad publikacją treści w internecie.
To nie pierwszy sygnał świadczący o takim nastawieniu antypiratów. Przedstawiciele MPAA przyznali w przeszłości, że piractwa nie zwalczą, ale chcieliby to zjawisko utrzymać na rozsądnym poziomie. Dostrzegali oni również takie zjawiska jak utrudniony dostęp konsumentów do niektórych usług, ale mimo to MPAA zaangażowała się w niezbyt czystą walkę z Megaupload.
Autor: Marcin Maj
Źródło: Dziennik Internautów
Kto oprócz mnie zauważył ten prosty fakt, że cała ta walka z piractwem w internecie ma zupełnie inne podłoże? Tu przecież chodzi tylko i wyłącznie o to, że internet pozostał ostatnim wolnym medium, które umożliwia zorganizowanie się ludzi przeciwnych temu co się obecnie dzieje w polityce, ekonomii, medycynie i wszystkich innych dziedzinach póki co kontrolowanych przez GTW. Jest to ostatni nasz wolny przyczółek, który uniemożliwia całkowite i swobodne wprowadzenie NWO. I stąd takie naciski i próba kontroli tego co dzieje się w Internecie!
Akurat RIAA robi naciski po to by było widać że coś robią a nie tylko biorą kasę od twórców muzyki. Choć pewnie może być tak jak piszesz, że chcą ograniczenia wolności poprzez kontrolowanie internetu.
Tomaszu, to już dawno zauważono. A przy okazji jest to walka o kasę, bo pewnego dnia może się okazać, że internetowa dystrybucja twórczości może pozbawić (znacznych, acz nienależnych) dochodów całą te bandę bogatych, nadętych, głupich choć cwanych speców od “szołbiznesu”. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że sami twórcy zrozumieją wreszcie, że to nie piraci ich okradają, a właśnie “obrońcy własności intelektualnej”.
Dlatego zastanawiać się nad likwidacją internetu stacjonarnego.
I tak sobie uzmysławiam,że tylko same plusy z tego wynikają!
Edukację mam za sobą,więc do tego mi już nie jest potrzebny,nie mam żadnych profili społecznościowych,czasami tylko zakupy robię i prasa nie mass mediową czytam i to tyle będzie.A są przecież kafejki,w których mogę sobie ogarnąć kawę z netem i tyle mi wystarczy.Żal mi tych co muszą mieć dostęp do internetu,bo takie warunki systemowe panują i muszą w tym gównie tkwić