Smutne święto w rytmie samby

Opublikowano: 05.06.2009 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 430

Obudziłem się dziś w Polsce z przekonaniem, że mamy dzień wolny od pracy. Poważnie. Obudziłem się świętować dzień wolności. Weselić się i żartować ze znajomymi. Po prostu cieszyć się. A tu? Dupa zimna. Wszystko na poważnie.

To naprawdę nie jest żart z tym świątecznym, wolnym od pracy 4 czerwca. Byłem pewny tego jeszcze dziś rano. Nawet wczoraj zakupy zrobiłem podwójne – na dwa dni. Trochę mnie tylko zdziwił brak tłoku przy kasie.

Ale potem wszystko wróciło do normy. Jestem Polakiem z urodzenia i „Latynosem” z wyboru. To konieczne wyjaśnienie, by zrozumieć moje wczorajsze rozmowy telefoniczne ze znajomymi z Ameryki Łacińskiej. Ja tu – w Polsce – tłumaczyłem im tam – w Peru i Meksyku – co dzisiaj będziemy świętować. Bo pytali, o co chodzi z tym 4 czerwca? Usłyszeli tę datę w swoich telewizjach w kontekście naszego kraju.

Zacząłem od komunizmu, roku 1980, Porozumień Sierpniowych, „Solidarności” i elektryka, który przeskoczył przez płot, by po latach zostać prezydentem. Potem stan wojenny, czołgi na ulicach, ofiary śmiertelne (ale nie tak dużo, jak na wojnie) i Okrągły Stół, by zakończyć opowieść na prawie wolnych wyborach w 1989 roku. I to właśnie świętujemy – dzień wolności. Dzień-symbol, w którym po długiej drodze Polska odmieniła się, a potem odmieniła się też Europa i świat.

Chyba nie przesadziłem, ale na pewno coś pominąłem. Mimo to z ust moich znajomych, od peruwiańskiej Limy do meksykańskiego Veracruz, wyrwało się głośne, pełne zachwytu:

– Wow!!!

Jestem Polakiem z urodzenia i „Latynosem” w wyboru, więc łatwo było mi zrozumieć ich kolejne stwierdzenie:

– To będziecie świetnie się bawić na ulicach, bo jest co świętować!

No nie… tak dobrze to w Polsce jeszcze nie jest. Nikt tutaj, jak w Peru, nie wyjdzie z domu, by wypić pisco sour i zatańczyć huayno. Ani też, jak w Meksyku, nie usiądzie na ławeczce przy zocalo, by napić się tequili i pośpiewać z orkiestrą mariachi. Że o brazylijskiej sambie nie wspomnę. W Polsce świętuje się trochę inaczej. Kameralnie. Z rodziną i znajomymi na prywatkach lub na działkach przy grillu. Ale jak będzie trochę wódeczki albo piwka, to i zatańczy się, albo pośpiewa. – Świętowanie w Polsce wcale nie jest smutne – tłumaczyłem ku ich zdziwieniu.

Pewnie zrozumieli, bo mówiłem to z pełnym przekonaniem, że dziś poświętuję po polsku. Ale rano włączyłem telewizor i… konsternacja. Gadające głowy polityków, manifestacje, protesty, msze święte, wspominki z przeszłości, pompatyczne przemówienia. Wszystko w tej telewizji jest, tylko nie ma jednego. Najważniejszego. Radości.

Wyłączyłem telewizor i włączyłem radio. A tam dyskusja naukowców o tym, dlaczego w dniu takim, jak dziś, nie potrafimy się cieszyć. Jak to nie potrafimy? Z moimi znajomymi zawsze bawimy się świetnie! I nie reagujemy przy tym niczym psy Pawłowa, jak to ładnie określił jeden z dyskutantów w radiu.

Zatem nie ma co dyskutować, tylko świętować! Dzwonię więc do pierwszego znajomego. – Stary, zajęty jestem. Mam dużo roboty.

Dzwonię do drugiego: – O czym ty gadasz? W pracy jestem. Zadzwoń w sobotę.

Dzwonię do trzeciego: – Abonent jest w tej chwili niedostępny. Proszę zostawić wiadomość.

Nie zostawiłem. Usiadłem w fotelu i dopiero wtedy doszło do mnie, że rocznicę najważniejszego dnia od zakończenia drugiej wojny światowej spędzimy – my, Polacy – tak jak inne dni. Z pilotem przed telewizorem albo w internecie.

Ale ja już z niego wychodzę. Biorę psa Borysa i idę do lasu pobawić się w aportowanie.

Autor: Piotr Maciej Malachowski
Źródło: Dziennikarstwo Obywatelskie
Na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.5 Polska


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. Europ 05.06.2009 12:05

    Taka mamy naturę: im dalej na północ tym więcej powściągliwości a mniej spontonu.
    Ciekawie widać to na przykładzie Włoch rozciągniętych od lodowych Alp po gorącą Sycylię. Północni Włosi, często chłodni blondyni bardziej przypominają Niemców (nawet “st” i “sp” mówią z niemiecka) niż gorących Włochów. Zaś Sycylia i Sardynia to jak Ameryka Łacińska; na Sardynii nawet nazwy miejscowości brzmią jak w Meksyku a dziewczyny wyglądają jak indianki. Zmierzając z północy na południe napotkasz coraz mniej solidności i uczciwości, ale za to więcej radochy z życia.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.