Medykalizacja w leczeniu chorób psychicznych

Opublikowano: 04.05.2012 | Kategorie: Publicystyka, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 691

„Kiedy mówisz do Boga – modlisz się, kiedy Bóg mówi do ciebie – masz schizofrenię. Jeśli zmarły mówi do ciebie – jesteś spirytualistą, jeśli ty mówisz do zmarłego – jesteś schizofrenikiem.” (Thomas Szasz)

W dzisiejszych społeczeństwach udaje się często zauważyć wpływ niektórych wyspecjalizowanych dziedzin medycyny na ich codziennie życie. Przedstawiciele służby zdrowia niczym trybunał kasacyjny w pogrążonej w rewolucji Francji ferują wyroki i bezpardonowo wkraczają w rejony życia ludzi, które powinny zostać oddane do ich własnej dyspozycji. W ostatnich latach spotykamy się z terminem “medykalizacji”. Obserwując mass media coraz częściej możemy dostrzec wyraźny sprzeciw przeciwko temu procesowi. Pierwsze głos podniosły kobiety. Ich niezadowolenie wynikało głównie z interpretacji macierzyństwa jako przypadku tylko i wyłącznie klinicznego. Powyższy proces dotyczy jednak bardzo wielu dziedzin.

Medykalizacja nie posiada sztywnej granicy interpretacji. Składa się na nią wiele czynników, ze względu na przypadłości, które obejmuje. Pojęcie to zwykle używane jest krytycznie wobec zbyt wielkiego wpływu medycyny na kształtowanie obrazu normalności i patologii. Skutkiem medykalizacji jest tworzenie nowych chorób i leków na te “choroby”, które nie były domeną opieki zdrowotnej. Skrajnym przypadkiem medykalizacji jest wymyślanie chorób tylko po to, aby sprzedawać na nie leki, np. złe samopoczucie, czy jet-lag.

U podstaw procesu medykalizacji leży wiara w nieograniczone możliwości medycyny w rozwiązywaniu problemów zdrowotnych, mających rozległe uwarunkowania leżące poza rzeczywistym wpływem służby zdrowia. Konsekwencją tego procesu jest zdefiniowanie, choćby alkoholizmu jako choroby i posługiwaniu się leczeniem jako właściwym środkiem zaradczym. Skutkuje to rozwiązaniem problemu objawów, a nie przyczyn!

„Każdy rodzaj dewiacji społecznej można uznać za chorobę”. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem pani Susan Sontag. Słowa te doskonale odzwierciedlają proces medykalizacji występujący w dziedzinie psychiatrii. To właśnie u lekarzy psychiatrów leży zasługa nadinterpretacji złożoności i różnorodności ludzkich charakterów i potraktowanie ich jako osoby chore.

Pierwszym najbardziej znanym „męczennikiem” i ofiarą medykalizacji w psychiatrii jest francuski poeta i teoretyk teatru Antonin Artaud. Artaud, najpierw zostaje uzależniony przez swojego pierwszego psychiatrę od opiatów, a następnie pod przymusem osadzony w zakładzie psychiatrycznym. Z dnia na dzień zostaje odizolowany od świata na 3,5 roku. Podczas pobytu w szpitalu zaaplikowano mu około 5 serii elektrowstrząsów, przez które bardzo podupada na zdrowiu. Później nie wraca już do dawnej formy. Należy wspomnieć, że nagłe zainteresowanie psychiatrów Artaudem wynikało z jego pasji. W sposób bardzo ekspresyjny wystawiał sztuki oraz odczyty swojej poezji, stawiał na improwizację opartą na krzyku. Uważał, że tylko poprzez krzyk można wyrazić siebie i swoje intencje. Według relacji osób z jego otoczenia, między innymi partnerki Paule Thavenin był on osobą jak najbardziej świadomą i poczytalną.

To właśnie Jego przypadek oraz twórczość natchnęła i zainspirowała Michele’a Foucaulta oraz R. G. Laing’a do założenia ruchu zwanego “antyspsychiatryzmem”, który radykalnie sprzeciwia się medykalizacji. Fundamentalnymi księgami tej organizacji stają się dwie pozycje autorstwa Foucaulta, a mianowicie, „Narodziny Kliniki” oraz „Historia Szaleństwa”.

W pierwszej autor dokonuje analizy historycznej i filozoficznej postrzegania chorób, w drugiej natomiast skupia swoje spojrzenie na dyskursie psychiatrycznym, którego początki mianuje się na XVIII I XIX wiek „kiedy to szaleństwo zostało wpisane w relacje zdrowia i choroby”. Ruch antypsychiatryczny zyskuje sympatię ówczesnego środowiska literackiego, daje temu wyraz między innymi Georges Bataille w opowiadaniu „Historia oka”.

Nieco bardziej radykalnie nastawieni zwolennicy R.G. Laing’a i Foucault’a określili pojęcie „choroby psychicznej” jako narzędzie represji społeczeństwa wobec nonkonformistycznie nastawionych jednostek. Na pierwszym planie figurują jednak represje ze strony koterii politycznych. Od razu nasuwa się przykład Vacaville w Kalifornii. W tamtejszym szpitalu, którego niechlubna świetność przypada przede wszystkim na lata 70, regularnie zamykano osoby głoszące niewygodne i niepopularne poglądy, ich najsławniejsza ofiara to zdecydowanie Timothy Leary. Tamtejsi psychiatrzy uznawali niewinne fetysze za choroby. Kuracja zaczynała się od nieinwazyjnej terapii, a kończyła na wyrafinowanych formach chirurgii psychicznej.

Problem Medykalizacji w psychiatrii wciąż pozostaje tematem aktualnym. Z ust przeciwników psychiatrii wciąż padają oskarżenia o głoszenie pseudonaukowych treści. W latach 1950. dużą popularność, szczególnie w środowiskach awangardowych i kontrkulturowych zdobyła książka Roberta de Roppe „Drugs and the Mind”. Autor snuje przypuszczenia jakoby przypadłości określane jako „choroby psychiczne” wynikały z nierównowagi chemicznej w organizmie. Myślę, że warto zastanowić się nad tym zagadnieniem i wyciągnąć pewne wnioski.

Autor: Kartel696
Źródło: Nowy Ekran


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. vetec 04.05.2012 12:46

    Po co takie rasistowskie komentarze? MAsz kompleksy kolego xxx31?

  2. Angel 04.05.2012 13:58

    postawy antysocjologiczne, antypsychologicze, antypsychiatryczne, tak jak w sumie większość postaw negujących “obowiązującą linię” jest interpretowana najczęściej na dwa sposoby, względnie 3. pierwsza interpretacja oznacza dla zwolenników ‘przyznanie się do choroby/dysfunkcji/patologii’ i czego tam jeszcze, i stanowi automatyczną diagnozę :). ci ludzie nie uznają w ogóle możliwości istnienia innych poglądów na sprawę od ich wyssanych z palca poglądów. druga oznacza że ktoś jest realnym zagrożeniem społecznym. być może ta osoba jest w pewnym sensie “zdrowa” ale na pewno nie jest “normalna”. jako taka, jest nieprzewidywalna, i “szkoda że takie osoby są w społeczeństwie”. najlepiej mieć ją pod obserwacją :). ewentualność trzecia stanowi w końcu bezradną kwalifikację, czy interpretację poprzez opadanie rąk z bezsilności, i próbę uznania kogoś za ekscentryka chcącego się na siłę odróżniać, może nie groźnego ale za to na pewno pozera 🙂

    ruchy kontrkulturowe i awangardowe są najczęściej wiązane właśnie z tą trzecią interpretacją. zostawia się je jako środowisko dziwaków i prowokatorów, którzy realizują jakieś swoje własne utopie. aspekt sztuki był zawsze dla oficjalnej “nauki” niezrozumiały. według nauki wszystko musi mieć skończone normy i na ich zasadzie powinny odbywać się przewidywalne prawidłowości. wszystko inne jest niebezpieczne, bo nauka tego nie przewidziała w swoim założeniu. wyobraźmy sobie teraz, że świat / wszechświat nie jest zależny tylko od stałych prawidłowości, które da się matematycznie wyliczyć jak cały czas robią to naukowcy, ale może zależeć od czegoś Wolnego, Niestałego, Niepoliczalnego, i Nieprzewidywalnego. że zasady ulegają w nim zmianom. co wtedy zrobiliby naukowcy? jeśli a+b/c nie zawsze = d to jak naukowiec może objaśnić naukowo świat który go otacza? ano nie może. a to zagraża jego pozycji i wiarygodności nauki. dlatego era naukowców, powoli się kończy, pozostanie era inżynierów, Kreatorów, i otwartych badaczy.

  3. kzwa 04.05.2012 15:00
  4. 8pasanger 04.05.2012 16:29

    Jak wiadomo tabletki są dobre na wszystko.

  5. shuang 04.05.2012 16:36

    @8: szczególnie te z arszeniku… 🙂

  6. Mat 05.05.2012 00:50

    Zaburzenia psychiczne to zbyt złożone zjawisko, by jakiekolwiek uproszczone interpretacje można było uznać za adekwatne. Przez kilka lat pracowałem codziennie z pacjentami psychiatrycznymi, obecnie od czasu do czasu. Gdy ma się do czynienia z osobą w ataku paniki, niekontrolowanej agresji itp., inaczej zaczyna się patrzeć na leki psychotropowe. Żeby móc podjąć psychoterapię z taką osobą, która zagraża sobie lub otoczeniu, najpierw trzeba zmienić jej stan i w tym właśnie mogą być pomocne leki. W przeciwnym razie żadne perswazje, sugestie, uspokajanie i inne potoczne sposoby, a nawet profesjonalna komunikacja, jakiej są nauczani psychologowie, psychoterapeuci i im podobni na nic się zdaje. To dlatego, że pacjenci cierpiący na głębokie zaburzenia mają znacznie, a niekiedy skrajnie ograniczony i zakłócony kontakt ze światem zewnętrznym. Przeciętny człowiek z łatwością potrafi odróżnić swoje fantazje i inne wewnętrzne treści od realiów zewnętrznych, co pozwala mu w miarę sprawnie funkcjonować w świecie. Pacjenci z rozpoznaniem psychozy zwykle tracą tę sprawność i żyją w swoim własnym świecie, całkowicie pewni jego realności. Jeśli pacjent głęboko wierzy, że CIA wpuszcza trujący gaz do jego mieszkania przez gniazdka elektryczne, a główne media przekazują zakamuflowane pogróżki osobiście pod jego adresem, to nie ma sposobu na to, by trafić do niego, zanim jego mózg nie zacznie funkcjonować w sposób umożliwiający podstawy krytycznego myślenia. Dlatego tak trudno się z nimi porozumieć. I dlatego potrzebują bardzo kompleksowego wsparcia – medycznego (w tym farmakologicznego), psychoterapeutycznego, rehabilitacyjnego itd.

    To oczywiście nie usprawiedliwia zbyt daleko idącej medykalizacji w opiece psychiatrycznej i w ogóle w kulturze. Zjawisko zwane “medykalizacją” ma wiele aspektów. Po pierwsze, łatwiej jest psychiatrze zapisać pigułki, niż przechodzić wieloletnie szkolenie psychoterapeutyczne. Konsultacja lekarska (w tym przypadku psychiatryczna)trwa około 15-20 minut, a jest punktowana przez NFZ jak godzinna sesja psychoterapii, albo i bardziej. To się przelicza na konkretne złotówki. Rachunek jest prosty: jeśli lekarz w ciągu godziny może przyjąć 3-4 pacjentów, przepisując przy tym leki, to zarobi kilkakrotnie więcej, niż przeprowadzając godzinną sesję terapeutyczną. Niestety, tak działa ten system. Pracując w tzw. “Służbie Zdrowia”, często miałem wątpliwości, po której stronie jest więcej patologii, pacjentów czy tej instytucji. I często znajdowałem dużo analogii.

    Po drugie, lobby farmaceutyczne forsuje przekonania, że nie tylko ciężkie psychozy (schizofrenia, paranoja itp.), ale również inne dolegliwości natury psychologicznej powinny być leczone farmakologicznie. Więc jak ktoś ma obniżony nastrój, bo stracił pracę, to proponują pastylki, jak jest w żałobie po stracie bliskiej osoby (także po rozwodzie), to antydepresancik, jak cierpi z powodu stresu, to coś na uspokojenie itd. I tak hodowane są pokolenia dożywotnich konsumentów leków, uzależnionych od tego przemysłu. Biznes się kręci. Ronald David Laing, cytowany w artykule, i cały ruch psychologii i psychiatrii humanistycznej lat 60. i 70. kładł duży nacisk na realizację tzw. “potencjału ludzkiego”. W praktyce oznaczało to podnoszenie ogólnej kultury psychologicznej w społeczeństwie, rozwijanie większej samoświadomości i wspieranie ludzi w tym, by sami rozwiązywali swoje problemy oraz osiągali coraz wyższe poziomy szczęścia. Ta idea w znacznym stopniu upadła, co tłumaczono wysokimi kosztami. Wygląda jednak na to, że największe straty poniosłaby farmacja, bo znacznie skurczyłby się rynek zbytu leków psychiatrycznych.

    I po trzecie, możemy też mówić o medykalizacji, czy psychiatryzacji w świecie polityki. To zdumiewające, ilu przybyło nam polityków i tzw. “dziennikarzy”, których wolę nazywać funkcjonariuszami medialnymi, wchodzących w rolę ekspertów w dziedzinie zdrowia psychicznego. Jakże łatwo im ferować diagnozy, że ten czy ów polityk cierpi na bardzo konkretne zaburzenia i powinien się leczyć. Mam wiele uwag krytycznych pod adresem poglądów, decyzji czy stylu Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków PiS-u. Ale gdy przedstawiciele rządu (celowo z małej litery) występują nieomal w białych kitlach i operują różnego rodzaju jednostkami chorobowymi w odniesieniu do opozycji, to jest to nadużycie do sześcianu. Bo po pierwsze nie mają do tego formalnych kompetencji. Po drugie, ich “diagnoza” nie opiera się na profesjonalnych procedurach. Po trzecie, nawet gdyby dwa pierwsze warunki były spełnione, to diagnostów obowiązuje tajemnica lekarska, a więc nie wolno im ujawniać wyników swoich badań osobom postronnym, nie mówiąc już o nagłaśnianiu sprawy w mediach.

    Oczywiście wiemy, jaki jest cel tych działań. Język patologizujący dowolną opozycję ma na celu jej wyeliminowanie oraz zdyskredytowanie jej rzeczowych argumentów. Bo nawet jeśli “wariat” mówi logicznie i rzeczowo, to przecież nie można traktować poważnie jego wypowiedzi. Właśnie dlatego, że wcześniej przyklejono mu etykietkę “wariat”. Około dwóch milionów obywateli Związku Sowieckiego zostało hospitalizowanych z powodu krytycznych uwag pod adresem ówczesnego systemu. Wynaleziono wtedy nawet osobną jednostkę chorobową, “schizofrenię bezobjawową”, żeby móc takie osoby wsadzać do psychiatryka. Czyli nie trzeba było mieć żadnych innych objawów, oprócz tego, że nie było się szczęśliwym w Kraju Rad i publicznie dawało temu wyraz. Wielu pacjentów nie przeżyło “kuracji”, wielu zostało trwałymi inwalidami. Niektórzy psychiatrzy zaangażowani w ten proceder do dziś są w Rosji aktywni zawodowo. Warto pamiętać, że wielu krajowych specjalistów od czarnej propagandy i im podobnych, którzy powrócili do łask, szczególnie po 10.04.2010, szkoliło się za wschodnią granicą.

  7. szkot 08.05.2012 22:01

    Zajrzyjcie na stronę antypsychiatria. Jest tam przypadek niemieckiego listonosza współczesnego który w RFN zatrudnił się jako psychiatra(Gerard Poster). To jest instytucja którą wybitnie trzeba leczyć, manipuluje ludzmi i tego uczy,nierozwojowa. Jej chorych winni leczyć spejaliści innych dziedzin. To beton i bełkot lubiący marionetki. To nie medycyna, co najwyżej jakiś rodzaj pedagogiki.Kto już uwierzył że psychiatra da mu emocjonalne wsparcie niech się obudzi-chłód ,fałsz,obłuda. Jedyne dobre z pobytu w szpitalu to odsunięcie się od swego stresującego środowiska. A jakie mają teraz tabletki-jedną znam leczy mi 90 latkę z demencji.Ale co uleczy u takiego Brewika? nic.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.