Historia pewnego reportażu

Opublikowano: 31.10.2010 | Kategorie: Media

Liczba wyświetleń: 692

Pisanie artykułów do „Obywatela” wymaga nieraz sporej odporności fizycznej i psychicznej, zawsze jest pełne niespodzianek, a nierzadko – bywa istnym wariactwem.

* * *

Odrywam się od komputera i w półmroku usiłuję dojrzeć wskazówki zegara; jest po pierwszej. Zanim spocznę, rozważam, jak dotrzeć na dworzec. Autobusem nocnym będę jechał godzinę, taksówka kosztuje ok. 30 zł. Półtorej godziny snu piechotą nie chodzi i to przeważa szalę na korzyść „taryfy”.

Sen był krótki, ale podładował wewnętrzny akumulator, dlatego w pociągu trudno mi usnąć. Może przerabiając inny tekst zmęczę oczy i się zdrzemnę? Przecież rano muszę być przytomny… I tak, nocna podróż z Łodzi do Częstochowy upływa mi na pracy. Pociąg jest spóźniony, na przesiadkę mam dosłownie kilka sekund. Wskakuję do osobówki, zajmuję miejsce, wyjmuję gazetę znalezioną w pośpiesznym i pogrążam się w lekturze. Zaraz, coś tu nie gra – od 20 minut mój pociąg powinien być w drodze, a dopiero ruszył. Pytam sąsiadkę z naprzeciwka, czy to właściwy skład i otrzymuję potwierdzenie plus informację, że trakcja jest oblodzona. Pojawia się konduktor. Mówię, że w Katowicach mam tylko chwilkę na kolejną przesiadkę i pytam, co w sytuacji, jeśli nie zdążę. – Panie, a skąd pomysł, że tamten odjedzie punktualnie? – dziwi się w odpowiedzi. Kiedy już PKP zostaną zreformowane na śmierć, będzie mógł spokojnie przekwalifikować się na wróżbitę: gdy dojeżdżam do stacji, mój pociąg od kwadransa powinien być w trasie, jednak widzę go na sąsiednim peronie. Puszczam się biegiem, wsiadam i podziwiam katowicki dworzec – przez kolejnych kilkanaście minut.

Ostatecznie udaje mi się jakoś dotrzeć do Bielska-Białej, gdzie przez dłuższą chwilę kręcę się po dworcu. Miał tu na mnie czekać pierwszy informator (znaki charakterystyczne: 180 cm wzrostu, brązowa czapka; były bokser, co powinno odcisnąć ślad na fizjonomii…). W końcu telefon: Panie redaktorze, będę chwilę spóźniony, potwornie ślisko jest dziś w mieście. W pociągu nie zmrużyłem oka, usiłuję więc znaleźć automat z kawą, by nieco rozruszać szare komórki. Nie mam fartu: w międzyczasie podjeżdża mój rozmówca. Zaprasza do auta, na samym wstępie informując: Pojedziemy w bezpieczne miejsce, by nikt nas nie mógł podsłuchać i żeby nas nie namierzyli. – Cholera! Trafiłem na wariata – przeklinam się w myślach za wybór źródła informacji i zaczynam obmyślać drogę ucieczki.

Wypadki toczą się szybko, mój interlokutor dość niespodziewanie okazuje się mówić bardzo sensownie. W sumie przywykłem do tego, że mocno zaangażowanym społecznikom nierzadko włącza się spiskowe myślenie – to efekt tego, jakimi metodami nadal zwalcza się „niepokornych”, którymi w wolnej Polsce są osoby sprzeciwiające się „restrukturyzacjom” czy szkodliwej inżynierii społecznej. Chwilę po starcie z dworca znajdujemy się w jednym z dużych centrów handlowych. Pojechaliśmy ciut naokoło, by utrudnić życie ewentualnemu „ogonowi”. Zasiadamy przy kawiarnianym stoliku, tuż przy przelocie, gdzie każdy może przypadkiem przejść, ale nikt w sposób nie wzbudzający podejrzeń nie zatrzyma się na dłużej. Na wariactwo macham ręką, zamawiam upragnioną kawę i wyciągam dyktafon. – Pan wybaczy, ale powiem parę rzeczy, których wolałbym, żeby Pan nie publikował, a z takich sprzętów czasem „przypadkiem” coś się wydostaje – zastrzega mój rozmówca. Niepocieszony wyciągam kartki, długopis i zaczynam się zastanawiać: co ja tutaj robię? Może jednak wiać?

Mój informator jest działaczem związkowym, od czasów Pierwszej „Solidarności” konsekwentnie walczy o prawa pracownicze i interes kraju. Niedawno za swą działalność stracił pracę. Pokazuje mi dokumenty, snuje opowieść; wszystko przedstawia się spójnie i nawet jeśli trochę w tym megalomanii – wierzę mu, jest szczery w swej relacji. W trakcie rozmowy pojawia się dwóch chłopaków, którzy fotografują galerię. Bardziej jednak przypominają pracowników ochrony, z aspiracjami do roli detektywów, niż artystów. Przyglądam im się, jeden zatrzymuje się blisko nas i wychylając przez barierkę uwiecznia coś znajdującego się w dole, drugi stoi obok i zerka w naszym kierunku. Mój rozmówca nie widzi ich ze swojego miejsca, podtyka mi pod nos kolejny dokument. Zerkam nań, a kiedy odwracam się ponownie – widzę wycelowany w siebie obiektyw. Speszony mężczyzna szybko odwraca się w inną stronę, po czym obaj niespełnieni „artyści” obracają się na pięcie i szybko oddalają. – I kto tu jest wariatem? – pytam samego siebie.

Na dworcu kupuję krokiety, które planuję zjeść w pociągu do Tychów, w drodze na kolejne spotkania. To dopiero pierwszy posiłek dzisiejszego dnia, wcześniej nie było czasu na jedzenie. Po drodze dostaję SMS-a: jedno z nich zostało odwołane, mój rozmówca wylądował w szpitalu. Drugie odpadło już wcześniej, z uwagi na tragedię rodzinną. Trzeci z rozmówców podczas spotkania odmawia udzielenia odpowiedzi na moje pytania. W złości wracam na dworzec. Miałem w drodze powrotnej odwiedzić redaktora naczelnego i u niego przenocować, jednak ponieważ skończyłem wcześniej – spokojnie pojadę do domu. Choć Remik nalega, twardo obstaję przy swoim, wsiadam w osobówkę do Katowic. Tam na dworcu zjadam zapiekankę i udaję się do poczekalni i kawiarni w jednym. Wystrój z epoki głębokiego PRL, zamawiam kawę. – Z ekspresu czy sypaną? – pyta kobieta za ladą. Dość nietypowa oferta, wybieram sypaną. Miałem nosa! Dostaję szklankę w plastykowym koszyczku, niezapomniany widok puszki z kawą na blacie i dwóch czubatych łyżeczek zmielonych ziaren. Lekcja historii kultury żywej, to lepsze niż skansen.

Wsiadam do pociągu, który odjeżdża z 40-minutowym opóźnieniem, pomimo iż właśnie w Katowicach zaczyna bieg. Oblodzenie trakcji sprawia, że z Zawiercia do Częstochowy – około 40 kilometrów – jadę ponad dwie godziny. Wściekam się, że nie zdecydowałem się na nocleg u Remika. Do Łodzi i tak docieram grubo po północy, już w pociągu mózg odmówił dalszej pracy, mimo tego dogrywam jeszcze e-mailowo parę pilnych spraw z drukarnią, zanim położę się spać. Wreszcie!

Następnych kilka dni to liczne telefony, celem uzupełnienia wiedzy o korporacji, o której piszę tekst. Wszystkie zebrane informacje potwierdzają, że łamane i naginane są tam prawa pracownicze, a ludzi traktuje się jako przykry, choć niezbędny dodatek do produkcji. Wyposażony w solidny materiał dzwonię do rzecznika prasowego firmy. – Na anonimowe donosy nie będziemy odpowiadać – słyszę w odpowiedzi. Próby wydobycia jakiegokolwiek komentarza nie przynoszą rezultatu, ze swojej strony odmawiam podania jakichkolwiek personaliów moich informatorów, którzy zastrzegli sobie anonimowość. Pozostało już tylko zebrać wszystko, co wiem i nadać temu formę tekstu, który, jak się okaże, wzbudzi w Internecie ogromne zainteresowanie.

Oczywiście nie każdy dziennikarski wyjazd obfituje w aż tyle przygód. Czasem przy okazji zbierania materiału jest sposobność pozwiedzać zabytki, kiedy indziej większość niezbędnych informacji żmudnie pozyskuje się siedząc przy komputerze i telefonie. Zdarza się usłyszeć ciepłe słowo o swoim artykule, ale bywa i tak, że zadzwoni rozdrażniony kamienicznik, którego bandyckie praktyki nagłośniliśmy. Jedno jest pewne: nie ma czasu na szybkie zestarzenie się w fotelu i kapciach.

Autor: Konrad Malec
Źródło: Obywatel


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.