Drugi etap modernizacji

Opublikowano: 26.12.2009 | Kategorie: Wierzenia

Liczba wyświetleń: 432

Przed świętami Bożego Narodzenia nasiliły się konflikty jakoś tam związane z religią, tradycyjnymi obyczajami i światopoglądem.

W prezencie od Mikołaja można zaserwować wiadomość – zależy dla kogo – dobrą lub złą. Polska prędzej czy później upodobni się do krajów pod wyżej wskazanymi względami bardziej od niej nowoczesnych. A ile to będzie miało wspólnego z ideałami wolnościowymi i humanistycznymi – to osobna kwestia.

Weźmy krzyże w szkołach. Z Wrocławia dla zwolenników państwa suwerennego wobec wyznań i kościołów dobiegł sygnał do walki. Poruszyli się też strażnicy polskiej tradycji w rodzaju Ryszarda Legutki. – Wolność bez krzyża! – słychać po jednej stronie. – Nie wolno „szczeniakom” podnosić ręki na krzyż! – odpowie się po drugiej.

Słyszy się tymczasem o kolejnej reformie szkolnictwa, w której już bez ogródek postuluje się jego „odhumanizowanie”. Podobny sens ma wprowadzanie systemu bolońskiego na uczelniach. Szkolny krzyż dekoruje rzeczywistość, w której zamiast Kordiana coraz więcej chama. Tym, którzy ów krzyż zawiesili – i teraz nie pozwalają zdejmować – coraz trudniej wytłumaczyć przeczące mu zjawiska rytualnym u nich powoływaniem się na złowrogie dziedzictwo komunizmu i wpływy bezbożnej Europy. Chama, który esemesuje i bawi się laptopem, wytwarza tak zwana normalna gospodarka. Przeciwnie, bronią oni jej dzielnie przed starym i nowym, PRL-owskim i zachodnim socjalem.

A jeśli krzyż usuniemy? Będzie jak jest – tyle że już bez dekoracji.

Odnosząc się ironicznie do modernizacji poglądów i obyczajów, trudno ukrywać, że Polska w pewnych punktach jej potrzebuje. Ostatnio dowiodła tego afera senatora Piesiewicza. W swoim czasie zasługiwał on na ostre szpile za pretensjonalne scenariusze i bliźniacze wobec nich wystąpienia publiczne. Teraz, jednakże, cierpi za niewinność. Nie widać, żeby osóbkom, które szantażowały go ze sporym zyskiem, groziło jakieś realne cierpienie z jego winy. A co zażywał, wąchał i wciągał? To jego prywatna sprawa. Na pewno – a tylko taki przypadek usprawiedliwiałby ingerencję z zewnątrz – sobie tym nie szkodził. Kryterium przystosowania jest wysoce dyskusyjne, lecz na obecny użytek można się nim zadowolić. Piesiewicz sprawnie funkcjonował w różnorodnych obszarach swej aktywności zawodowej. Nikomu nic do tego, co zażywał w czasie wolnym. Narkotyków (również tzw. miękkich) należy zakazywać, aby chronić jednostki i grupy, które są wobec nich bezradne. Chociażby młodzież, która uraczy się nimi, kiedy zabrzmi dzwonek, kończący lekcje pod krzyżem. Z antynarkotykowymi sankcjami powinny jednak iść w parze elastycznie stosowane wyjątki, które umożliwiłyby zostawienie w spokoju ludzi typu Piesiewicza.

Niestety, tabloidy zdepczą i pożrą prywatność. Nie nacieszymy się tą ostatnią, jeżeli nawet obronimy ją przed inkwizytorami, którzy podobno wciąż marzą o zaglądaniu ludziom do sypialni, a także teczek.

Polska wojna światopoglądowa zakończyła się swoistym remisem. Przynosi on rozczarowanie bojownikom zarówno wiary, jak i Oświecenia.

Nie da się odmówić dalekowzroczności tym sympatykom liberalizmu, którzy po roku 1989 unikali twardej walki o swoje zasady. Przeciwnie, podejmowali ustępliwy „dialog z Kościołem”. Grupki liberałów konsekwentnych oskarżyły o zdradę. – Poczekajmy, aż uda się przeprowadzić reformy w gospodarce – odpowiadano im z głównego nurtu – a wtedy pomyślimy o prawie do aborcji. Jednakże, zdaniem myślących podobnie jak niedawno zmarły filozof Leszek Nowak, uleganie takim kalkulacjom taktycznym miało zakończyć się bolesnym przebudzeniem pod władzą „klerofaszyzmu”.

Tymczasem polski Kościół, którym straszył Nowak, okazał się papierowym tygrysem. Ostrzeżenia przed jego tyranią, którymi latami wypełniano łamy tygodnika „Nie”, ewentualnie „Faktów i Mitów”, były zbędne. Kościół przecenił swoje doraźne sukcesy w rozszerzaniu wpływów i stanu posiadania. W efekcie, zaszkodziło mu bezkrytyczne utożsamianie się z prawicowymi formacjami politycznymi, które na tych płaszczyznach świadczyły mu wsparcie. O ideale solidarności społecznej przypomniano sobie na krótko w episkopacie i Watykanie, kiedy deklaratywnie powołująca się na niego AWS rozprawiała się z liberałami rządzącymi pod szyldem postkomunistycznego SLD. Pomyłką kościelnych strategów było dopatrywanie się smoków zionących ogniem laicyzacji w Cimoszewiczu, Oleksym i Millerze. A zignorowanie przez nich kosztów, które kazała znosić wiernym pobożna na pokaz ekipa Mariana Krzaklewskiego, trąciło już zakłamaniem.

Rzadko zdarzają się badania socjologiczne, oferujące coś więcej niż powierzchowną statystykę oraz przewidywalną interpretację ideologiczną. Sympatycznym wyjątkiem stał się tutaj Ireneusz Krzemiński, który w swoich studiach nad Radiem Maryja wykroczył poza odgrywaną przez wiele lat rolę dyżurnego socjologa transformacji. Podważając obiegowo stosowany wobec toruńskiej rozgłośni zarzut antysemityzmu, obalił on przy okazji mit jeszcze ważniejszy dla intelektualistów „rozsądnego środka”. Zgodnie z nim, tradycyjny polski katolicyzm miał cierpieć na bezrefleksyjność. Nadzieje na umysłowe ożywienie wiązano z Kościołem „łagiewnickim”, który – w przeciwieństwie do „toruńskiego” – nie boi się nowoczesności.

Tymczasem słuchacze Radia Maryja skupiają się wokół niego między innymi z tego powodu, że poszukują tam refleksji uzupełniającej ich wiarę. Na nieszczęście, jest to refleksja ograniczona. I to również u redaktorów, a nie tylko u odbiorców. Ręce same składały mi się do oklasków, gdy w programie z Torunia słuchałem trafnych uwag o spustoszeniu, które w polskiej szkole wywołały kolejne fale reform obliczonych na jej unowocześnienie. Jako winnych tej klęski wskazywano, niestety, jedynie kulturowe prądy „modernizmu” i „postmodernizmu”. A rynkowy pragmatyzm? A – przede wszystkim – ekonomiczne reguły gry kapitalistycznej rzeczywistości?

Katolicyzm ludowy obronił się przed – stopniowo zresztą słabnącą – presją urzędowego ateizmu PRL. Obecna modernizacja zepchnie go do skansenu i trwale w nim zmarginalizuje. O ile tamtemu dolega słabość refleksji, to jego rywal, katolicyzm otwarty, cierpi na jej całkowity brak. Przynosi on ofertę tym katolikom z przyzwyczajenia, którzy czasami odrywają się jeszcze od konsumpcji towarowej, telewizyjnej i internetowej, żeby zajrzeć na niedzielną mszę. Jest ich już więcej niż tradycjonalistów. A przecież będzie ich stale przybywać.

Dlatego po modernizacji ekonomicznej rzeczywiście nadchodzi jej drugi etap: obyczajowy i światopoglądowy. Jego tempo będzie nieco hamować, odbierając mu widowiskowy charakter, liczenie się obozu rządzącego ze – stanowiącymi gros ich wyborców – katolikami bezrefleksyjnymi. Ci bowiem nie lubią przesady. Nie znosząc skrajnych „kaczorków”, z dystansem odnoszą się również do postaci w rodzaju Magdaleny Środy czy Joanny Senyszyn. O modernizację drugiego etapu nie przestaną za to upominać się elity opiniotwórcze, którym znudził się już dialog z Kościołem. Piórami komentatorów „Polityki” skarżą się obecnie, że ich ulubiona partia nie pokazała jeszcze duchownym, którędy prowadzi droga do muzeum. Rozsądny środek przypomina kurka na (nomen omen) kościele, który kręci się, gdzie wiatr powieje.

Autor: Jacek Zychowicz
Źródło: Obywatel


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. ROMAN AMBROZEWICZ 26.12.2009 14:45

    Mówą nam o wolności, róności, bratersywie, tolerancji dla wszyskich mniejszości ale walkę z Kościołem Katolickim i rodziną widać jak na dłoni-wszystko co katolickie to dla nich be!

  2. Rave 26.12.2009 21:41

    @ROMAN AMBROZEWICZ – tacy fanatycy religijni jak Ty, są niebezpieczni dla społeczeństwa. Jest to ten sam typ ludzi którzy opasują się bombą i idą w tłum aby się wysadzić, są gotowi poprostu zabijać innych ludzi za swoje przekonania, których i tak do końca nie rozumieją… A ich religia jest najlepsza, największa, najsilniejsza i w ogóle wszystko naj, więc nie obchodzą ich jakieś tam jednostki, przecież liczy się większość. Nie chcą dopuścić aby na równo być z innymi wyznaniami, muszą zawsze dominować, w mediach, szkolnictwie i całym państwie, są dosłownie wszędzie w tym państwie. Ale niestety…to dla Kościoła Katolickiego nadal mało!

  3. ROMAN AMBROZEWICZ 27.12.2009 16:33

    Rewe, myślę ze dekalog znasz,gdyby ludzie na tym świecie go przestrzegali nie byłoby głodu, terroryzmu,chociaż wiem.że są ludzie co na samą myśl o religii katolickiej gostają orgazmu(nie obrazając nikogo).

  4. Robert Śmietana 27.12.2009 18:24

    Co do dekalogu, którym tak chełpi się Chrześcijaństwo – jak znakomita większość religijnych pomysłów, dekalog został “skopiowany” ze starszych religii / systemów prawnych. Nie jest on zasługą chrześcijaństwa. Podobne (lub nawet takie same) prawa były znane dużo, dużo wcześniej. Bardzo podobnym do prawa Mojżeszowego jest prawo Hammurabiego. I podobnie jak Hammurabi, Mojżesz utrzymywał, że Prawo otrzymał od Boga. Oczywiście, wtedy przecież Bóg działał jeszcze bezpośrednio, czasami sam sięgał po emiter piorunów, teraz już tylko patrzy jak ludzie wzajemnie się wyrzynają i krzywdzą i nic nie robi… 😉

    Rzadko wspomina się o innych “zapożyczeniach” w biblii, których jest dużo: idea monoteizmu, raj, grzech pierworodny, potop, fenickie bożki typu Baal, czy Adon; obrzezanie, wiara w nieśmiertelną duszę, modlitwa Ojcze Nasz, a nawet piekło, czy diabły. Jak (niedokładnie, bo nie wgryzałem się zbytnio) widzimy, biblia jest w dużej mierze mieszaniną starych, dobrze działających pomysłów. Nic nowego. Nic ciekawego. Nic odkrywczego. Bezczelny plagiat.

    Mam dla Was nowy dekalog, który eliminuje potrzebę istnienia jakichkolwiek religii. Jest już gotowy i leży w Waszych sercach. W samym środku. Tym dekalogiem jest aparat, który pozwala każdemu z nas, bez wyjątku, wiedzieć, czy to, co robi jest dobre, czy nie. Każdy to wie, nikomu nie trzeba tego mówić. Trzeba się tylko spytać swojego serca. Niech serce zastąpi wszystkie sztuczne i często beznadziejne prawa, nałożone nam przez religie.

  5. Fenix 27.12.2009 18:53

    @ Robercie to jest piękne .” Tym dekalogiem jest aparat, który pozwala każdemu z nas, bez wyjątku, wiedzieć, czy to, co robi jest dobre, czy nie. Każdy to wie, nikomu nie trzeba tego mówić. Trzeba się tylko spytać swojego serca. Niech serce zastąpi wszystkie sztuczne i często beznadziejne prawa, nałożone nam przez religie”.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.