Arogancja czy porozumienie

Opublikowano: 10.09.2022 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1099

Dopiero dwa tygodnie po pojawieniu się martwych ryb w Odrze, strona polska przekazała informację o tym przedstawicielom republiki niemieckiej. W natłoku dramatycznych informacji o tonach, wyciąganych z wody, zatrutych ryb, w zalewie pustosłowia rządowego chroniącego władzę przed odpowiedzialnością, brak partnerstwa z Niemcami był niezauważalny. Zgodnie z nową tradycją próbowano nawet czynić winnych z sąsiadów, rzucając nieuzasadnione podejrzenia, w najlepszym wypadku o, powodowaną złą wolą, dezinformację.

Sierpniowy przekaz partyjny miał być jednoznaczny. Niemcy winni Polakom zapłacić 6 bln zł reparacji wojennych; nie płacą, a jeszcze nam do Odry plują.

W tym przekazie zanikła wiedza, że Odra nie jest wyłącznie rzeką polską. Na pewnym odcinku, mierzącym 185 km, granica biegnie środkiem rzeki; niemożliwe, jest zanieczyszczanie wód w sposób dotykający tylko jedną stronę granicy. Przewidziano takie konsekwencje, gdy podpisywano 14 listopada 1990 r. traktat o granicy polsko-niemieckiej. Wraz z tym 19 maja 1992 r. zawarta została umowa o współpracy w dziedzinie gospodarki wodnej na wodach granicznych (ratyfikowana przez Polskę w 1996 r., ogłoszona w Dzienniku Ustaw nr 11 z 7 lutego 1997 r.).

W umowie tej znajdziemy prawie wszystko, co jest niezbędne. Państwa zobowiązały się do prowadzenia wspólnych badań, obserwacji, analiz, ujednolicenia wskaźników określających poziom zanieczyszczeń. W przypadku nagłych zagrożeń deklarowano natychmiastowe przekazywanie informacji i konsultowanie podejmowanych działań. Na bieżąco zobowiązano się do informowania i konsultowania w sprawach dotyczących zrzutu ścieków, wód kopalnianych i chłodniczych. Tego typu współpraca dotyczyć też miała zagospodarowania Odry, w tym budowy urządzeń hydrotechnicznych i innej zabudowy wód granicznych.

Umowy, zawartej 30 lat temu, nikt nie zmienił. Na jej mocy działa Polsko-Niemiecka Komisja ds. Wód Granicznych. Współprzewodniczą komisji – przedstawiciel polskiego ministerstwa ds. gospodarki wodnej oraz niemieckiego, federalnego ministerstwa ochrony środowiska. Stronę polską reprezentują także przedstawiciele PG „Wody Polskie”, RZGW w Szczecinie, WFOŚiGW z Wrocławia i Komendy Głównej Straży Pożarnej. W grupie roboczej W2 zajmującej się monitorowaniem jakości wód są przedstawiciele wrocławskiej agendy GIOŚ, badania prowadzą laboratoria we Wrocławiu, Zielonej Górze, Szczecinie. Stronę niemiecką reprezentują agendy ochrony środowiska z Saksonii, Brandenburgii, Meklemburgii Pomorza Przedniego, badania wykonuje laboratorium w Berlinie. Informacja o pracach komisji znajduje się na stronie Ministerstwa Klimatu; podkreśla się, ilustrując statystyką posiedzeń, dobrą współpracę.

Dlaczego więc, skoro tak dobra jest współpraca, mechanizm nie zadziałał w sierpniu?

Przypomnijmy inną historię – spór polsko-czeski w sprawie rozbudowy kopalni węgla brunatnego w „worku turoszowskim”. Obowiązujące prawo wymaga przy tego typu inwestycjach przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowiska i podjęcia, wynikających z tej oceny, działań niwelujących negatywny wpływ na życie ludzi mieszkających po sąsiedzku. Prawo nie różnicuje w tym wypadku narodowości i przynależności państwowej.

Prawo nie, ale realna polityka tak.

PGE planował także rozbudowę kopalni w Złoczewie, zasilającej węglem brunatnym elektrownie Bełchatów. Ocena oddziaływania wskazała, że nowa odkrywka wiąże się z zużyciem rocznie 157,7 mln m³ wody z wszystkich pokładów wodonośnych, co pozbawi jej 33 miejscowości zamieszkałych przez 3 tys. ludzi. Zniszczone zostanie rolnictwo na ziemi bełchatowskiej. Protesty mieszkańców nie wpłynęły na odstąpienie od planu niszczenia środowiska. Zrezygnowano z niej z przyczyn ekonomicznych; koszt opłat za emisję CO2 czynił energetykę opartą na spalaniu węgla brunatnego nieopłacalną. Protest polskich rolników mógł zostać zlekceważony, instytucje państwowe nominalnie chroniące środowisko, wystąpiły w tym wypadku po stronie państwowego inwestora. W „worku turoszowskim” na szczęście dla środowiska, protestujących wsparły czeskie instytucje. Czescy mieszkańcy okolic Turoszowa, mogli skorzystać z praw, które odmówiono polskim rolnikom. Rząd nasz zareagował na to, jak na inwazję wroga.

Można tu jeszcze dodać szereg innych przykładów. Zlekceważone protesty lokalnych społeczności przy planowaniu przekopu mierzei wiślanej; odrzucone arogancko protesty mieszkańców miast i wsi leżących na trasie, planowanych przez CPK, „linii dużych prędkości”; publicznie wydrwiono wywłaszczanych rolników z Baranowa itd. Tam, gdzie inwestorem jest państwo lub państwowe przedsiębiorstwa nikną względy na środowisko i los mieszkańców. Polska potrzebuje węgla, więc rolnik pod Bełchatowem musi się nauczyć uprawy roli bez wody.

Nie są znane przyczyny katastrofy odrzańskiej; być może jest to kumulacja wielu przyczyn. Ale charakterystyczne jest odrzucenie przez rządowe instytucje przypuszczeń o winie państwowych podmiotów. Od trzydziestu lat wiadomo o szkodliwości zrzucanej do wód powierzchniowych przez kopalnie solanki. I co? I nic. Nikt tego nie próbuje zmienić, bo węgiel to nasze czarne złoto. Z punktu widzenia rządowych technokratów rzeka jest potrzebna, gdy niesie barki lub pomaga w spławieniu ścieków; wartość tego jest policzalna. A czystość, jakość środowiska przyrodniczego i zdrowie ludzi? Tego nie da się policzyć… Ryby? A kogo obchodzi „zabawa” wędkarzy; jak nie znajdą suma w Odrze, to niech sobie staw wykopią…

Nieszczęściem odczuwalnym nie tylko na Odrze jest ograniczenie przez państwo funkcji regulacyjnej wobec wrastającego znaczenia funkcji właścicielskiej. Jako właściciel państwo dąży do maksymalizacji swoich zysków; w imię tego odstępuje od funkcji regulacyjnych i kontrolnych wobec „swoich” przedsiębiorstw. Dobro państwowej kopalni, dobro państwowej elektrowni, dobro państwowej stacji benzynowej stoi ponad dobrem zwykłego obywatela. Widać to nawet z siatki płac. Średni zarobek górnika lub energetyka to ok.10 tys. zł; zarobek inspektora chroniącego środowisko 4,5 tys. zł.

Zaniedbanie współpracy ze stroną niemiecką, widoczne w czasie katastrofy odrzańskiej, nie wynikało z niechęci do zachodnich sąsiadów. Po prostu: potraktowano obywateli Niemiec tak, jak się traktuje obywateli Polski; z arogancją nieudacznego właściciela. Arogancja i prostackie chamstwo nie jest jednak najlepszą metodą tworzenia stosunków sąsiedzkich. Wie to każdy, kto miał za sąsiada chama, spalającego stare opony w swoim piecu. Chama, początkowo próbuje się ukulturalnić, przekonać, ugłaskać; lecz w końcu – widząc bezsilność starań – ignoruje się i prosi o interwencję policję.

Katastrofa na Odrze pokazała, że zachodni sąsiedzi są jeszcze na etapie ukulturalniania rządzącego Polską chama. Nie oburzajmy się jednak, gdy wzorem czeskim poproszą o interwencję.

Autorstwo: Jarosław Kapsa
Źródło: StudioOpinii.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.