Zwalniają bez opamiętania

Opublikowano: 02.06.2013 | Kategorie: Edukacja, Wiadomości z kraju

Liczba wyświetleń: 1037

Szykuje się kolejna fala zwolnień w placówkach oświatowych. Pracę stracą tysiące nauczycieli.

Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, z szacunków Związku Nauczycielstwa Polskiego wynika, że w tym roku na bruku może wylądować nawet kilkanaście tysięcy pedagogów. „W Poznaniu problemy z pracą będzie miało ok. 400 nauczycieli, przed rokiem było ich 500. Przy ok. 8 tys. nauczycielskich etatów problem jest więc spory” – przyznaje Wojciech Miśko z nauczycielskiej „Solidarności”. „Część osób będzie miała etaty zredukowane np. o połowę, ale sporo nauczycieli do pracy w szkole już po wakacjach nie wróci. Wielu nauczycielom zostanie ledwie 7 godzin w szkole. Z tego nie da się żyć. Myśleliśmy, że tak źle jak przed rokiem już nie będzie” – dodaje.

Zwolnienia nauczycieli to poważny problem nie tylko w Poznaniu. – „Szacuje się, że w naszym województwie pracę straci nawet 600 osób” – mówi Irida Tarasiewicz, szefowa ZNP w Białymstoku. „Do tego mamy już mnóstwo spraw w sądach pracy, bo wójtowie i burmistrzowie w małych gminach zachowują się jak panowie na folwarku. Zwalniają, jak popadnie, często łamiąc prawo. Do tego oszczędności na szkołach to dla nich duże pieniądze, którymi próbują łatać budżety” – dodaje.

Samorządowcy twierdzą, że zwalniają nauczycieli z powodu niżu demograficznego. Przyczynia się do tego również reforma szkół średnich i związana z nią mniejsza liczba godzin niektórych przedmiotów. „W tym roku pojawił się też nowy problem. Reformowane będą domy dziecka i pogotowia opiekuńcze. Od 1 stycznia 2014 r. kłopoty czekają zatrudnionych w tych placówkach nauczycieli” – mówi Elżbieta Markowska, szefowa pomorskiego ZNP.

„Samorządy, zamiast zwalniać, mogłyby tworzyć mniejsze klasy. Ale im, niestety, nie o to chodzi, żeby w szkole było lepiej, tylko żeby było taniej” – wskazuje Ryszard Kowalik, szef kujawsko-pomorskiego ZNP. Jako przykład podaje Włocławek, gdzie w tym roku pracę może stracić aż 160 nauczycieli i 40 pracowników administracyjnych.

Jak pomóc zwalnianym nauczycielom? Prof. Stanisław Dylak, pedagog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, wskazuje na pewne rozwiązania z Zachodu. „W USA prowadzona jest specjalna baza, w której rejestruje się nauczycieli podejmujących pracę na zastępstwa. Część tej kadry mogłaby pracować na uczelniach, w końcu najlepiej wiedzą, jak być nauczycielami. Profesorom często zarzuca się, że uczą o szkole, choć nigdy w niej nie pracowali. Może to byłaby szansa i dla uczelni, i dla tych najlepszych nauczycieli z powołaniem” – mówi prof. Dylak.

„Pewne ruchy można było uprzedzić, np. zalecić im dodatkową specjalizację, zachęcać do nauczania kilku przedmiotów” – tłumaczyła przed rokiem Elżbieta Leszczyńska, b. kurator oświaty w Poznaniu, dziś wykładająca na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM. „Nauczyciel to zawód, który trudno zmienić. Zwolniony po 15 latach pracy w szkole historyk czy chemik nie pójdzie pracować do fabryki” – podkreślała.

Największe szanse na nowe zatrudnienie mają ci, którzy uczą przedmiotów zawodowych – ich wciąż brakuje, niektóre szkoły zatrudniają nawet osoby bez przygotowania pedagogicznego (pozwala na to prawo oświatowe). „Jak wynika z danych ministerialnych w 2011 r. nauczyciele zawodów znaleźli się w piętnastce najbardziej deficytowych profesji” – mówi dr Krzysztof Bondyra, socjolog i specjalista od rynku pracy z UAM. „Czemu nie zachęcamy nauczycieli do przekwalifikowania się w tym kierunku? Znam bardzo dobrą szkołę zawodową, w której za kilka lat trzeba będzie wymienić większość kadry, bo taka tam jest struktura wieku” – dodaje.

„Nauczyciele są ofiarami polityki” – uważa dr Bondyra. „Jeden z moich profesorów mawiał, że samorządy powstały po to, by brać na siebie konflikty społeczne. I dziś politycy próbują nas przekonywać, że problem nauczycieli to kłopot władz lokalnych, a nie rządu. To nieprawda. Nauczyciel przez wiele lat był zawodem pewnym, a teraz to się zmieniło. Ludzie nie są na to gotowi” – dodaje socjolog.

Niektóre samorządy starają się pomagać zwalnianym przez siebie pedagogom, np. w Poznaniu działa specjalna strona internetowa dla bezrobotnych nauczycieli. Dane, które tam znajdziemy, nie napawają jednak optymizmem. Za jej pośrednictwem pracy szuka w tej chwili: 82 polonistów, 77 anglistów, 56 wuefistów, 101 nauczycieli wychowania przedszkolnego i 106 – początkowego.

Źródło: Nowy Obywatel


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. goldencja 02.06.2013 11:02

    Bo tutaj chodzi o kasę. System się wali, więc odcina gałęzie do utrzymywania. Można wykorzystać wiele kreatywnych sposobów na zorganizowanie wartościowej i społecznie użytecznej pracy dla takich nauczycieli, ale to oznaczałoby że nadal trzeba im płacić.

  2. MichalR 02.06.2013 13:50

    Znam rozwiązanie problemu! Zlikwidować powiązanie państwa z edukacją. Edukacja powinna być wolna!

    Placówki szkolne fundowane z kasy podatników mogą istnieć, ale niech te szkoły mają władzę na tyle dużą żeby mogły usunąć ucznia który się nie chce uczyć. Zwiększmy poziom edukacji. Edukacja powinna być dla chętnych. Osoba bez edukacji również może pracować – tak jak ja obecnie – w firmie kurierskiej na magazynie. Ja to traktuję jako pracę dodatkową, ale przecież w takiej pracy nie potrzeba dosłownie żadnej edukacji! Jest wiele prac tego typu. Jak ktoś nie chce się uczyć – nie musi.

    Edukacja powinna być przywilejem, który owszem może należeć się każdemu, ale tylko za zgodą obu stron.

    Poza tym uwolnienie rynku szkolnego spod władzy państwa mogłoby skutkować większą ofertą szkolną – w wielu szkołach program zostałby okrojony do minimum (pisanie, czytanie i liczenie w 40 osobowych klasach), ale w wielu rodzice chcieliby aby ich dzieci uczyły się w klasach 10-15 osobowych i aby uczyły się możliwie jak największej ilości różnorodnych przedmiotów, a zatem i wykwalifikowana, kreatywna i kompetentna kadra nauczycielska znalazłaby pracę.

  3. _SL_ 02.06.2013 14:52

    Niz demograficzny, w klasach dzieci jak na lekarstwo to po co trzymac ta bande nierobow. Wiece jaki to glupi zawod (nie obrazajac belfrow)?
    Uczysz sie raz i potem walisz “wiedza” jak na tasmie, minimalnie doszkalajac sie co jest niczym w porownaniu z prawnikiem, inzynierem czy lekarzem.
    Praca przy tasmie.

    Najwikszy luz to maja w podstawowkach, znajomy belfer smieje sie z tego, jedyne co musi to znac kilkadziesiat stron i tyle, praca w piekarni jest bardziej skomplikowana (nie mowiac o efektach, polski chleb jest dobry a szkola…).

    Do tego praca ledwie ponad 20h tygodniowo, przerwy co godzine, 2 miesiace wakacji, karata nauczyciela, wszystko naszym kosztem-CZYSTA KOMUNA.
    To smutny efekt inflacju szkol humanistycznych ksztalcacych bezrefleksyjnych wkowaczy i powtarzaczy, ludzi ktorzy w normalnych warunkach stali by przy tasmie lub przekladali pudelkach a nie bawili sie mozgami dzieci wciskajac im bzdury zatwierdzone ministerialnie.

    Wolnosc wyboru rozwiazala by problem.

    Tu ciekawy material (nie sugerujcie sie tytulem) wykazujacy iz nawet w biednym afrykanskim slumsie rodzice WOLA PLACIC za edukacje, swiadomie wybieraja prywatna szkole gdy moga poslac dziecko do bezplatnej:

    https://www.youtube.com/watch?v=i_2ged_wHoM

  4. MichalR 02.06.2013 16:09

    @_SL_ Jestem absolutnie przeciwny tak skrajnemu generalizowaniu. Jest wielu nauczycieli którzy zarabiają znacznie mniej niż powinni mimo że i tak zarabiają dużo. Mówię tu o około co dziesiątym nauczycielu, którego spotkałem (na każdym szczeblu nauki trafiałem na co najmniej jednego).

    Nauczyciele którzy potrafią zapasjonować przedmiotem i pozwalają się w przedmiot zagłębić istnieją i nie są rzadkością, bo stanowią według mnie minimum 10% kadry pedagogicznej naszego kraju. Co więcej uczą oni ze zrozumieniem takich przedmiotów jak nawet historia, która dla większości jest tylko głupim klepaniem nazwisk i dat, gdy multum historyków potrafi mówić tak, że uczeń po prostu rozumie poszczególne zdarzenia historyczne i wie jak do nich doszło.

    Oczywiście istnieją nauczyciele fatalni. Ja z racji wykształcenia mam najczęściej doczynienia z efektem pracy matematyków i fizyków. Jestem przerażony tym jak wielu uczniów do mnie przychodzi którzy wykuwali wzory na pamięć. To wcale nie są uczniowie z jednej placówki.

    Jeśli istnieje kadra pedagogiczna która potrafi nawet matematykę uczyć w sposób pamięciowy – “to znak, że coś się dzieje”.

    Jako głównego winnego tego systemu rzeczy widzę kartę nauczyciela. To ona sprawia, że głupi nauczyciel dostaje podwyżkę. To ona sprawia że tak głupiego nauczyciela nie da się zwolnić.

    Drugim podejrzanym jest zespolenie państwa i edukacji. Gdyby te twory funkcjonowały osobno problem sam by się rozwiązał, bo sami rodzice decydowaliby która szkoła zostanie zamknięta. Jeśli szkoła miałaby fatalną renomę to znikałaby z mapy ze względu na brak klientów.

  5. _SL_ 02.06.2013 17:44

    @MichalR Prawda, generalizuje. Widze ze postrzegasz problem w podobny sposob, karta nauczyciela i panstwowa biurokracja manipulujaca przy oswiacie.

    W Polsce z kadrami w panstwowej oswiacie jest slabo, ale wspomniany przez ciebie 1/10 powinien byc prawidlowo nagradzany i promowany, tak jakby mialo to miejsce w warunkach wolnorynkowych.
    Osobiscie pracuje dorywczo (raczej goscinnie) w edukacji (nie w Polsce, uczelnia prywatna) wiec znam sprawe z punktu widzenia innych panstw gdzie z edukacja jest zdecydowanie lepiej. Czasem gdy ogladam w internecie wyklady z polskich uczelni to az przecieram oczy i czyszcze uszy, slyszac ciagle te same frazesy, dawno obalone teorie lub wprost skompromitowana maksistowska dialektyke atakujaca umysly studentow ktorzy sa tam ponoc w celu zyskania niezaleznosci umyslu a nie prania mozgu.

    Moim zdaniem, belfrzy w Polsce pracuja zbyt krotko i jest ich zbyt wielu. Ci ludzie nie ida po szkole do labolatorium prowadzic badan ani nie pracuja nad patentami, nie ma podstaw aby pracowali w tak malym wymiarze godzin.

  6. MichalR 02.06.2013 19:42

    @_SL_ Jak Ty to mówisz belfer w mojej ocenie wcale nie pracuje zbyt krótko. Chyba że mowa o tych jednostkach które uczą młodzież z podręcznika.

    Aby przygotować dobre zajęcia lekcyjne należy się przygotować. Należy zgromadzić pomoce dydaktyczne a niejednokrotnie samodzielnie je wykonać (mówię tu głównie o najbliższych mi matematyce i fizyce).

    Mi chałupniczą metodą przygotowanie pomocy dydaktycznych na korki zajmuje niejednokrotnie więcej czasu niż przeprowadzenie samych korepetycji. Oczywiście potem z jednego eksponatu korzystam po kilka razy, ale chcąc się sumiennie przygotować na zajęcia szkolne potrzebowałbym więcej czasu niż ten który zostaje licząc standardowe 8 godzin pracy.

    Oczywiście pracę tą należy wykonać tylko raz i pomoce będzie się miało na lata. Potem należy je tylko naprawiać i ewentualnie robić nowe – lepsze. Jednak praca dobrego nauczyciela jest przedewszystkim pracą w domu.

    Nie nazywajmy nauczycielem kogoś kto streszcza podręcznik który dzieci mają na ławkach. Nie wykraczając przy tym ani krok poza…

  7. biedak 02.06.2013 19:51

    Jako dorosly czlowiek smialo moge stwierdzic, ze wiekszosc nauczycieli, z ktorymi mialem do czynienia, to zwykle debile. Do dzis najbardziej mnie irytuje podstawowka. Na poczatku pierwszej klasy, jak kazdy, chcialem isc do szkoly i sie uczyc, ale nie mialem czego. Wypelnialem kolejne rubryki w ksiazce bazujac na wiedzy, ktora zdobylem 2 lata wczesniej od starszego brata. Nauczycielka ciagle powtarzala “nie rob tyle do przodu, poczekaj na innych”. Wszystko sie odwrocilo jakos w kwietniu, moze maju, kiedy zamiast cos robic gapilem sie caly czas przez okno na boisko, a jak tylko wracalem ze szkoly lecialem pograc w noge, oczywiscie nie mialem juz wtedy czasu na lekcje i slyszalem ciagle “wez sie w koncu do pracy”. Przez pierwsze 3 lata podstawowki nauczylem sie jedynie dzielenia (tego brat nie potrafil mi wyjasnic) i ortografii. Kiedy najmniej zdolni ledwo lapali dzielenie, ja potrafilem potegowac i obliczac pola figur plaskich. W klasach 4-6 problemy mialem jedynie z historia, z ktorej mialem zawsze “tylko” 4, bo na piatke musialbym sie uczyc w domu. 😀

    Z jednej strony jak sobie przypominam te lata, czuje mlodziencza beztroske, pamietam piach w zebach i we wlosach od grania w pilke na totalnie wydeptanym boisku, z drugiej strony, jak patrze na edukacje to w kieszeni nie otwiera mi sie noz, a szubienica. Uwazam sie za dosc zdolna osobe, ale oczywiscie znam zdolniejszych – im system jeszcze bardziej podcial skrzydla. Za marnowanie takich talentow powinno sie wieszac tych nieudacznikow ministrow premierow prezydentow i innych ludzi, ktorzy sraja nam na talerz.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.