Religia doskonała

Opublikowano: 26.09.2014 | Kategorie: Publicystyka, Wierzenia

Liczba wyświetleń: 983

„Pan spogląda z nieba na synów ludzkich, badając czy jest wśród nich rozumny, który szukałby Boga” – Biblia Tysiąclecia, Psalm XIV.

Najlepszym dowodem na to, iż religie są dziełem samych ludzi i nie mają nic wspólnego z tak zwanymi „prawdami objawionymi” jest fakt, że żadna z nich nie jest religią doskonałą. Z ich długiej krwawej, pełnej przemocy i hipokryzji historii wynika ponad wszelką wątpliwość, iż wszystkie są w większym lub mniejszym stopniu – eufemistycznie mówiąc – ułomne. Dlatego cena, jaką zapłaciła – i płaci nadal – ludzkość za istnienie tych wielce niedoskonałych idei jest niewyobrażalnie wielka i rosnąca z każdym upływającym rokiem.

Zatem nieprawdą jest, iż ateiści są przeciwni Bogu i religii z czystej złośliwości, nienawiści, złej woli czy też braku zrozumienia religijnych prawd. Co do tego ostatniego jest akurat odwrotnie; ateistyczna postawa na ogół wynika z wrodzonego sceptycyzmu i nieporównywalnie większej wiedzy o religiach, oraz lepszego zrozumienia praw nimi rządzących. Jednym słowem: ta immanentna ułomność w religijnych doktrynach powoduje, że ateiści nie traktują ich jako „Prawdy objawionej”,do której powinni podchodzić na kolanach, lecz uważają je za jeden z wielu wytworów ludzkiej wyobraźni.

Aby udowodnić, iż mam rację w tej kwestii, postaram się przedstawić wzorzec religii doskonałej, co do której nie miałbym żadnych zastrzeżeń, pomimo areligijnego światopoglądu. Obawiam się jednak, że aby zaprezentować tę religijną doskonałość, będę musiał posłużyć się tylko ideą Boga, oraz atrybutami Boga-Absolutu, a resztę wymyślić samemu, ponieważ żadna ze znanych mi religii nie nadaje się do tego celu. Dlaczego tak jest, okaże się w dalszej części tekstu.

Wyjściem do rozważań nad jej doktryną niech będzie pewne zdanie, napisane przez naszego myśliciela, filozofa i ateistę Tadeusza Kotarbińskiego, a będące fragmentem eseju pt. „Przykład indywidualny kształtowania się postawy wolnomyślicielskiej”. Pozwolę sobie go zacytować: „Wielkie to szczęście wierzyć w istnienie Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi, i w ład moralny przezeń ustanowiony w ogromie wszechbytu, i w Jego opiekę stałą i pomoc, i mieć w Nim realny wzór doskonałości, i być przeświadczonym, że prawa rzeczywistości mają sens etyczny, i że przyroda po to istnieje, by człowiek mógł z niej korzystać dla podtrzymania swych sił w pochodzie wzwyż, ku szczytom sublimacji, i że jest od kogo dowiedzieć się o tym na pewno, gdyż Bóg objawił ludziom prawdy o sprawach najważniejszych, i że nasi najbliżsi, nasi ukochani nie poumierają nigdy naprawdę i nie utracimy ich naprawdę, lecz – jeśli zasłużymy na to – spotkamy się z nimi w życiu przyszłym, wspaniałym, radosnym i nieskończonym”.

Od razu uprzedzę bezzasadne spekulacje, iż wbrew pozorom nie jest to deklaracja wiary napisana w chwili słabości tego wielkiego myśliciela, lecz porównanie infantylnego światopoglądu młodego człowieka z dojrzałą umysłowością dorosłego. O czym zresztą świadczy dalszy ciąg tego wywodu: „Pamiętam, dobrze pamiętam jedną z chwil uświadomienia sobie takiego szczęścia. Miałem wtedy pewno jakie dwanaście lat. Było lato. Rozmyślałem sobie wśród ciszy leśnej i stało mi się jasne to właśnie (…) jak bardzo muszą być nieszczęśliwi ci, którzy nie wierzą”.

Jest więc w tym jednym zdaniu wszystko czego potrzeba człowiekowi wierzącemu, aby dać mu upragnioną nadzieję na życie wieczne, oraz zapewnić mu spokój ducha i nadać sens jego życiu.

Dlaczego zatem swoich rozważań nad religią doskonałą nie zacząłem od przytoczenia stosownych fragmentów którejś ze świętych ksiąg,.. na przykład Biblii, która dla chrześcijan jest Słowem Bożym? Odpowiedź jest prosta: według tej księgi nie da się wyprowadzić/stworzyć doskonałej religii. Dlaczego? Ponieważ przedstawiony w niej wizerunek Boga jest daleki od doskonałości. Bardzo trafnie ten problem ujął Michael Schmidt-Salomon w książce pt. Humanizm ewolucyjny: „Bóg Żydów, chrześcijan i muzułmanów z pewnością nie nadaje się do roli moralnego wzorca naszych czasów. Wręcz przeciwnie – gdyby Biblia była rzeczywiście „słowem Bożym”, należałoby opisanemu w niej boskiemu tyranowi postawić wielokrotny zarzut popełnienia straszliwych zbrodni przeciwko ludzkości. Żaden, nawet najbardziej zdegenerowany osobnik naszego gatunku, nie popełnił nigdy tak fatalnych w skutkach przestępstw, jakie Biblia przypisuje Bogu!”.

To prawda, bowiem lektura Biblii ukazuje nam wizerunek Boga, który zapragnął dowartościować się poprzez swoje stworzenia – ludzi, dlatego im się objawił, aktywnie włączając się w ich ziemską historię. Domagając się od nich bezgranicznej wiary w siebie i bezwzględnego posłuszeństwa, oraz bojaźni i miłości.Od owej wiary religijnej uzależnił zbawienie lub potępienie ludzkich dusz, które albo będą cieszyć się wiecznym życiem w niebie, albo cierpieć wieczne męki w piekle, które Bóg specjalnie w tym celu stworzył.

Boga, nie umiejącego przewidzieć skutków swoich poczynań, dlatego musiał często karać swoje stworzenia, nie potrafiąc zapobiec wydarzeniom, które w jego oczach były obrzydliwe i karygodne. Popełniając jednocześnie kardynalne błędy w czasie realizacji swego dzieła, oraz planu opatrznościowego względem ludzi.Chorobliwie przy tym dbając, aby nikt nie zagroził ani nie uszczuplił jego władzy nad ludźmi, karząc ich bezlitośnie za najdrobniejszy nawet przejaw nieposłuszeństwa (krnąbrności, jak to było określane).

Boga, który wymyślił dziwną koncepcję religijności, czyli oddawania sobie czci przez swoje stworzenia. Polega ona na specjalnym rytuale, liturgii i obrzędach, które tylko wtedy są miłe Bogu (i ważne), kiedy są odprawiane (lub bardziej dostojnie: celebrowane) przez jego kapłanów wystrojonych w paradne kolorowe szaty, w jemu poświęconych świątyniach, nazywanych także domami bożymi. Inne formy pobożności nie są przez Boga (ani jego kapłanów) tolerowane.

Jakież więc są podstawowe wady/błędy tej religii, które całkowicie ją dyskwalifikują do miana religii doskonałej? Przede wszystkim; natchnieni autorzy Biblii wykreowali bardzo infantylny, a przez to całkowicie niewiarygodny wizerunek Boga, wyłaniający się z kart Pisma Świętego, którego osobowość ma wszystkie najgorsze cechy człowieka. Jest on: „Zapalczywy, porywczy, okrutny, krwawy, niesprawiedliwy, małostkowy, karzący za byle przewinienia, wręcz lubujący się w karaniu oraz rzucaniu wyszukanych przekleństw, gniewny, bezlitosny, obłudny, zawistny, zazdrosny, mściwy, zmienny, apodyktyczny, stronniczy, materialny. Poza tym czyniący cuda na pokaz, lubiący woń spalanej ofiary, oraz przechadzki po rajskim ogrodzie w czasie powiewu wiatru, itd.”.

Wizerunek jego syna Jezusa Chrystusa posiada nieco lepsze cechy, choć i jemu dużo brakuje nawet do ideału człowieczeństwa. Według Nowego Testamentu jest on: „Nie znający przyszłości, czyli także jak jego Ojciec nie wszechwiedzący, materialny, nie wszechmocny, czasem miłosierny, a czasem mściwy, czasem mówiący o miłości a czasem płonący nienawiścią, czasem mówiący o potrzebie tolerancji a czasem nietolerancyjny, porywczy i gniewny, czyniący cuda (prymitywne jak na Boga), poza miejscowością, z której pochodził (bo tam go znali i nie wychodził mu żaden cud), dobry, wyrozumiały i litościwy, lecz nie dla wszystkich, itd.” (wg Credo sceptyka).

Konsekwencją tych cech (atrybutów) są późniejsze zachowania Boga Jahwe w stosunku do ludzi, które są przedstawione w biblijnej historii o początkach rodzaju ludzkiego i historii Zbawienia, będącej kanwą Nowego Testamentu. Wyliczmy po kolei te błędy: Bóg, który cały Wszechświat stworzył za pomocą słownych poleceń/rozkazów typu: „Niech się stanie.. Niechaj powstaną..” itd., kiedy dochodzi do stwarzania ludzi, mających być „koroną stworzenia” – nagle przechodzi na „rękodzielnictwo”: mężczyznę lepi z prochu ziemi, a niewiastę wytwarza z jego żebra, usypiając wpierw dawcę tego organu. Następnie umieszcza ich w rajskim ogrodzie wraz z podstępnym i przebiegłym wężem, który był również stworzeniem bożym, na dodatek obdarzonym umiejętnością mowy ludzkiej. Potem Bóg zabrania człowiekowi dostępu do tego, co powinien dostać od niego w prezencie: wiedzę o istocie dobra i zła. Bez tej wiedzy nie było możliwe realizowanie wolnej woli, którą stworzenia boże po to dostały, aby samodzielnie dokonywać właściwych wyborów w życiu.

Z uwagi na perfidię argumentu, który wąż zastosował podczas kuszenia ludzi: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,4), nasi protoplaści nie mieli żadnych szans aby sprostać tej próbie: który człowiek, nie chciałby być bardziej podobny do swego Stwórcy? Tym bardziej, że dopiero po zjedzeniu zakazanego owocu otworzyły się im oczy i zdali sobie sprawę z konsekwencji czynu, jaki popełnili w nieświadomości. Nosi on nazwę upadku pierwszych ludzi w raju, który stał się przyczyną grzechu pierworodnego człowieka. Od tego momentu wszyscy ludzie są śmiertelni i grzeszni z natury.

Mimo tej ewidentnej wady, dyskwalifikującej pierwszą parę ludzi jako przyszłych protoplastów ludzkości, Bóg zdecydował się rodzaj ludzki wywieść z tej właśnie pary i nakazał im (jako jeden z elementów kary) rozmnażać się z grzeszną naturą, skłonną do czynienia zła i nieprawości. W ten sposób grzech ów zaczął przenosić się na następne ich pokolenia, czego pierwszą ofiarą był Abel zabity przez swego brata Kaina, który był zazdrosny o to, że Bóg „patrzył łaskawym okiem na niego i jego ofiarę”.

Co w tej sytuacji powinien uczynić Bóg, który ponoć tak bardzo umiłował człowieka, że chciałby mu „nieba przychylić”? Otóż nie powinien w żadnym wypadku pozwolić aby rodzaj ludzki został zapoczątkowany z osobników ułomnych, o naturach skażonych grzechem. Zamiast ich karać, powinien przebaczyć im ten nieświadomy występek i stworzyć drugą parę ludzi bardziej doskonałych, która nadawałaby się tym samym na właściwych protoplastów ludzkości. Wiadome mu przecież było, iż „z krzywego pnia człowieczeństwa nic prostego nie może wyrosnąć” (Immanuel Kant).

Zamiast tego biblijny Bóg odczekał 2212 lat (wyliczenie według autorów apokryfu Zstąpienie do otchłani), nim doszedł do wniosku, iż rozwój rodzaju ludzkiego z protoplastów o grzesznej naturze, idzie jednak w złym kierunku. W Biblii tak to opisano (w skrócie): “Ziemia została skażona w oczach Boga. Gdy Bóg widział, iż ziemia jest skażona, że wszyscy ludzie postępują na ziemi niegodziwie, rzekł do Noego: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią” (Rdz 6,11-13).

Bóg żałując w tej sytuacji, że stworzył ludzi, postanowił ich wszystkich potopić wraz ze stworzeniami. Z ogólnoświatowego potopu postanowił uratować tylko Noego z najbliższą rodziną, oraz po parze zwierząt z każdego gatunku żyjącego na ziemi, aby z nich odrodzić popotopową ludzkość oraz świat zwierzęcy. I to był następny błąd Boga, bo dzięki własnemu prawu dziedziczności cech, „odrodzona” po potopie ludzkość (i zwierzęta), była także skażona grzechem pierworodnym, więc jej kondycja moralna po potopie w niczym się nie różniła od tej sprzed potopu.

Następny błąd biblijnego Boga polegał na tym, iż wybrał sobie jeden naród i nad nim wyłącznie postanowił sprawować opiekę, nie dbając wcale o resztę ludzi będących także jego dziećmi. Ta „boża opieka” polegała na tym, iż prowadził ich od wojny do wojny z pobliskimi plemionami, nakazując im bezlitośnie mordować wszystkich bez wyjątku; mężczyzn, kobiety, dzieci, a nawet zwierzęta. Także rabować ich dobytek i zasiedlać ich urodzajną ziemię. Jego naród wybrany przelał morze krwi przy jego aprobacie i z jego nakazu.

Po wielu, wielu wiekach „użerania się” ze swym narodem wybranym, Bóg Jahwe zmienił zdanie i postanowił pomóc w zbawieniu innych ludzi. Przeznaczył do tego swojego Syna, którego spłodził przy pomocy Ducha Świętego z wybraną Ziemianką i w którego wcielił się on sam, jako swój Syn. Po uzyskaniu dorosłości miał on zostać zamęczony w bestialski i poniżający sposób (śmierć na krzyżu) przez ludzi i dzięki tej jego krwawej ofierze, miał odkupić grzechy tych, którzy w niego uwierzą i zbawić ich dusze przed ogniem piekielnym.

Natomiast tych wszystkich ludzi, którzy żyli wcześniej nim pojawił się jego Syn na ziemi, oraz tych, którzy o nim nie słyszeli jak i tych, którzy w niego nie uwierzyli – czekały wieczne męczarnie w czeluściach piekła, gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”, jak to obrazowo opisywał Syn Boży. Paradoks teologiczny jaki przy tej okazji zaistniał jest następujący: tę krwawą ofiarę ze swego Syna, będącego nim samym, Bóg złożył samemu sobie, po to, by przebłagać/przekupić nią siebie za swe nieudane stworzenie – człowieka.

Reasumując: można by uznać, iż zawinił u Boga Jahwe brak przewidywalności (co jest bardzo dziwne, gdyż jest on ponoć wszechwiedzący). Nie przewidział, że pierwsi ludzie w raju będą kuszeni przez jego stworzenie: mówiącego, podstępnego węża, który dziwnym trafem tam się znalazł i skusił ich do czynu, na który być może sami nie odważyliby się.

Nie przewidział, iż ukaranie ich (między innymi) nakazem rozmnażania się z grzeszną naturą, da w konsekwencji taki żałosny rezultat, że będzie musiał w końcu zniszczyć swoje nieudane dzieło, będące totalną kompromitację Opatrzności Bożej. Nie przewidział też, że próbując odrodzić popotopową ludzkość z osobników mających grzeszną naturę, skazuje ją na powtórzenie tego samego błędu: dzięki dziedziczeniu cech, ludzkość po potopie (jak i świat zwierzęcy) nie będzie w niczym lepsza od tej sprzed tego kataklizmu.

Gdyby to wszystko Bóg potrafił przewidzieć, nie musiałby naprawiać zakłóconego ładu w swym dziele. Przeznaczając do tej misji swojego Syna, którego zadaniem było zbawić ludzi od grzechów, których by nie popełnili, gdyby nie skłaniała ich do tego wrodzona grzeszna natura, skłonna do czynienia zła i nieprawości. Cała krwawa historia ludzkiej cywilizacji i kultury, pełna zbrodni, przemocy, cierpienia i krzywd, jakie wyrządzają sobie ludzie w imieniu religijnych idei, świadczy dobitnie o tym, że nasz Bóg i religie, które go wyznają, są na przeciwległym biegunie doskonałości moralnej. Od samego początku, aż do dzisiaj.

„Jeżeli jakaś praca pozostała od początku źle zrobiona, wszelkie próby jej poprawienia jeszcze ją pogorszą” (prawo Finaglesa). Zadziwiająco zgadza się to z powyższym.

Jakie zatem cechy powinna posiadać religia, aby można ją było uznać za doskonałą?

Przede wszystkim powinna posługiwać się doskonałym wizerunkiem Boga-Absolutu. Nie muszę nawet wymyślać jego atrybutów, bowiem już dawno najwięksi myśliciele chrześcijaństwa, nazywani Doktorami i Ojcami Kościoła odkryli w Bogu Jahwe cechy, o jakich chyba jemu samemu się nie śniło i w związku z tym, trudno byłoby znaleźć ich potwierdzenia na stronach Pisma Świętego. Otóż według nich, jest on: „Wszechmogący, wszechwiedzący, wszechobecny, nieskończony w czasie i przestrzeni (czyli bez początku i bez końca), jedyny, nieskończenie miłosierny, transcendentalny, idealnie sprawiedliwy sędzia, niematerialny, niezmierzony, stworzyciel wszystkiego; nawet praw rządzących Wszechświatem, jest Prawdą i Mądrością, niezmienny sprawca zmian, najwyższe dobro, nieomylny, absolutna inteligencja, jest Miłością, z siebie i w sobie najszczęśliwszy, ocean spokoju, jest światłością wiekuistą, władcą moralności. Poza tym, jest on początkiem, trwaniem i końcem wszystkiego, życiem prawa i sprawiedliwości, istotą najwyższą i jedyną, podobną do siebie, niepodobną do wszystkich rzeczy pozostających poza nim, które są tylko Jego stworzeniami, istotą samoistną, absolutnie nieskończoną, która zawsze była i zawsze będzie, dla której nie ma nic przeszłego, ani nic przyszłego (jest zawsze „teraz”), istotą niepojętą, która jest wszelką doskonałością pod każdym możliwym względem – jednym słowem: Bóg-Ideał-Absolut” (wg Logika wiary, kard. J.H.Newman, oraz 100 dowodów na istnienie Boga, ks. bp. dr Z.J.Kraszewski).

Jak się okazuje, już od dobrych kilkuset lat funkcjonuje w katolicyzmie wizerunek Boga o powyższych cechach. Tyle, że nie przenosi się to w żaden sposób na religię, która powinna być wypadkową owych atrybutów bożych. Jak zatem mogłaby wyglądać religia, która będzie uwzględniała te boskie cechy i czym winna się charakteryzować? Przede wszystkim nie powinna być religią sacerdotalistyczną. W interesującej książce pt. “Biblia w ręku ateisty”, autorstwa Heleny Eilstein, w rozdziale “Biblia kłamców”, pisze ona: „Religią sacerdotalistyczną nazywamy taką, w której uznaje się, że kontakt z bóstwem uzyskanie jego łask w tej czy innej sprawie (…) zyskanie przebaczenia, zapewnienie sobie jego ogólnej przychylności przez odpowiednio wyrażoną adorację, odbywać się może wyłącznie za pośrednictwem upoważnionych do tego osób, które przy tym są takimi nie ze względu na jakieś uznane przez kogoś (…) cechy osobiste, jak charyzmat czy cnota (…), ale ze względu na przynależność do stanu kapłańskiego. W świetle sacerdotalizmu akty religijne dokonywane przez nieuprawnione do tego osoby są nieskuteczne; bóstwo nie wysłuchuje tak zaniesionych próśb, nie przekazuje uświęcających sakramentów. Co więcej: dokonanie przez nieupoważnioną do tego osobę aktu zastrzeżonego dla osób ze stanu kapłańskiego jest (…) zuchwalstwem, świętokradztwem, obrazą bóstwa. (…) Religie sacerdotalistyczne są przeto zarazem rytualistyczne: aby akt religijny był miły bóstwu i skuteczny, musi być dokonany według ustanowionego rytuału, w którego wypełnieniu wyszkolony jest kapłan”.

Dlaczego tak powszechny we wszystkich religiach sacerdotalizm uważam za cechę niegodną religii doskonałej? Jednym z powodów na przykład jest logika: jeśli Bóg jest wszechobecny w swoim dziele, to nie ma żadnej ku temu potrzeby, aby wydzielać w nim miejsca (obiekty) bardziej „święte” od reszty stworzenia. Ta boża cecha powoduje, iż całe boże dzieło jest w jednakowym stopniu uświęcone przez jego stałą w nim obecność i podział na sacrum i profanum jest w tej sytuacji sztuczny i niczym nie uzasadniony.

Poza tym trudno sobie wyobrazić większy teologiczny paradoks niż ten, że Stwórca całego niewyobrażalnie wielkiego Wszechświata, zawierającego miliardy miliardów gwiazd, gustuje w rytualnych obrzędach swoich stworzeń na jednym z milionów światów i potrzebuje w ten infantylny sposób (rytuał, liturgia i obrzędowość) okazywanej czci i hołdów przez kapłanów i swoich wyznawców. A, że nie tylko ja na to wpadłem, można dowiedzieć się z samej Biblii: „Tak mówi Pan: „Niebiosa są moim tronem, a ziemia podnóżkiem nóg moich. Jakiż to dom możecie Mi wystawić i jakież miejsce dać Mi na mieszkanie? Przecież moja ręka to wszystko uczyniła i do Mnie należy to wszystko – wyrocznia Pana” (Iz 66,1,2). „Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech i wszystko. (…) Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,24,25,28).

Następnym teologicznym paradoksem jest obowiązkowa dla wyznawców wiara w Boga. Jest ona koniecznym warunkiem, by wierny mógł zasłużyć sobie na zbawienie, lub w przypadku jej braku na potępienie boże, które jest równoznaczne z wieczystą karą piekła. Trudno sobie wyobrazić bardziej nonsensowny wymóg ze strony Boga wszechwiedzącego. („Ja znam myśli wszystkich zanim jeszcze zostaną one sformułowane”).

Dlaczego nieskończonemu Bytowi, o niczym nie ograniczonych możliwościach miałoby jeszcze zależeć na potwierdzeniu swego istnienia, przez własne, prymitywne stworzenia? Tym bardziej, że według katolickiej definicji wiary, ów problem wygląda w ten sposób, że wiarę w Boga możemy mieć tylko dzięki niemu samemu; bożej łasce, która jest nieodzowna do tego, aby nasz rozum mógł przyjąć nadnaturalną prawdę: „Jest to cnota nadprzyrodzona, dzięki której, za łaską Boga, który daje natchnienie i pomaga, wierzymy w to, co objawił (…) Akt wiary jest to przyjęcie prawdy nadnaturalnej przez rozum, pod nakazem woli, pod wpływem łaski, ze względu na powagę Boga objawiającego” (Sobór Watykański I).

Jednym z większych religijnych zakłamań jest przeświadczenie, iż to człowiek jest winien istnieniu zła w dziele bożym. Biorąc pod uwagę choćby niektóre boskie atrybuty, widać ponad wszelką wątpliwość, że w relacji ze Stwórcą o takich cechach, człowiek jako jego stworzenie w żadnym wypadku nie może być za cokolwiek odpowiedzialny.

Bóg będąc wszechwiedzącym, wiedział już nieskończenie wcześniej, iż w taki właśnie sposób potoczą się wydarzenia w rajskim ogrodzie. Będąc wszechmogącym, mógł z łatwością do nich nie dopuścić, tym bardziej, że będąc wszechobecnym w swoim dziele, także współuczestniczył w tym „rajskim epizodzie” człowieka. Będąc zaś idealnie sprawiedliwym, nie powinien karać ludzi za czyn popełniony w stanie ograniczonej świadomości, przy wydatnej „pomocy” jego własnego stworzenia. I wreszcie; będąc nieskończenie miłosierny, powinien choćby dlatego przebaczyć ludziom.

Rozum i logika podpowiadają, iż po Stwórcy o powyższych cechach powinniśmy się spodziewać zupełnie innego zachowania, mianowicie takiego, do jakiego doszedł drogą rozumową włoski filozof i ateista Cesare Vanini: „Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśliby chciał aby był lepszy – byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce. Napisano bowiem, że wszystko czego chce – może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje, należy go nazwać albo nieprzewidującym, albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł jej wykonać, czy też jej poniechał”.

Podsumowując można dojść do następujących wniosków: religia doskonała byłaby taką religią, która uznając za podstawę istnienie Boga-Absolutu (według mojej oceny jest to jedyny wizerunek Boga, godny tego miana, spośród wielu innych, funkcjonujących w religiach), odrzucałaby obowiązkowe od zawsze pośrednictwo kapłanów i nie korzystała z żadnych świątyń, lub jakichkolwiek innych „miejsc świętych”.

Z tego samego powodu religia ta powinna odrzucić także – jako sprzeczne z cechami tego Boga – wszystkie poniższe „prawdy” religijne (będące jednak nieodzownym składnikiem tradycji Kościoła katolickiego): “Sukcesję apostolską. Ustanowienie namiestnika bożego na ziemi – papieża, będącego zwierzchnikiem wszystkich katolików. Pogląd, iż każda władza pochodzi od Boga, jak i ten, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Instytucję Kościoła z hierarchią kapłanów. Uzasadnianie wszelkiego rodzaju zbrodni stwierdzeniem: „Bóg tak chce!”. Chrzest niemowląt. Pielgrzymki do „cudownych obrazów” i „świętych” miejsc. Kult relikwii. Handel odpustami i błogosławieństwami. Kult obrazów i posągów. Poza tym: Spowiedź. Pokutę. Koncepcję czyśćca. Eucharystię. Msze za zmarłych. Gigantyczny panteon świętych. Kult męczenników za wiarę. Zbiorowe modły w różnych intencjach. Kult ofiary przebłagalnej. Objawienia/epifanie. Egzorcyzmy i egzorcyści. Cuda. Sakramenty. Różne święcenia i poświęcania. Potrzebę istnienia kapłanów i kapelanów. Intronizacje bóstw. Katechezę od wieku przedszkolnego. Itp.”

Czy w tej sytuacji uprawnione jest używanie określenia religia, w stosunku do tak bardzo zmienionej idei? To zależy jak pojmujemy słowa religijność, pobożność i bogobojność. Według religii tzw. objawionych, właściwa i jedyna do przyjęcia religijność i pobożność u wiernych, powinna polegać na w miarę częstym uczestnictwie na mszach świętych, indywidualnych i zbiorowych modlitwach, wypełnianiu określonych rytuałów, oraz braniu udziału w religijnych obrzędach, odbywających się zazwyczaj na terenie kościołów/świątyń.

Zatem główny nacisk położony jest na przestrzeganie zewnętrznych form religijności, które nierzadko przeradzają się w dewocję lub religianckość. To samo dotyczy dziwnie pojmowanej przez wierzących „bogobojności”: historia opisuje wiele przypadków, kiedy wierni (jakiejkolwiek religii) w imieniu swego Boga, lub w obronie swej wiary popełniają najcięższe zbrodnie i zamiast bać się kary boskiej, są święcie przekonani, iż otrzymają za to w niebie błogosławieństwo boże, bo tak ich nauczają duszpasterze.

Jednym słowem: doskonała religia to taka idea, za istnienie której ludzkość nie musiałaby płacić tak niewyobrażalnie wielkiej ceny, jaką płaci za istnienie religii monoteistycznych, zinstytucjonalizowanych. W tym aspekcie upatrywałbym głównie jej doskonałości, a nie w szukaniu „dowodów”, która z religii jest „naprawdę objawiona”, a która nie.

„Człowiek nigdy nie czyni zła tak starannie i tak chętnie, jak wtedy, gdy działa z pobudek religijnych” (Blaise Pascal).

„Największe i najstraszliwsze zło, jakie człowiek wyrządza człowiekowi, bierze się z niezłomnej wiary w słuszność fałszywych przekonań” (Bertrand Russell).

W religii doskonałej wszystkie zewnętrzne (rytualne) oznaki tej infantylnie pojmowanej religijności i pobożności są całkowicie niepotrzebne, ponieważ ta religia zupełnie inaczej rozumie i ten problem. W przypadku Boga-Absolutu można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, iż wpisał on swym stworzeniom głęboko w ich naturę takie prawa, na których przestrzeganiu mu zależało. Gdyby to odnieść do Biblii, pasowałyby do tej sytuacji te oto słowa Boga Jahwe: „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu (…) I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: „Poznajcie Pana!”. Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie” (Jr 31,33,34). A w przypisie do tych wersetów napisano: „Wszyscy uczestnicy Nowego Przymierza otrzymają wewnętrzny dar oświecenia”. Tyle, że jak na razie jest to jedna z wielu niespełnionych obietnic bożych.

Logicznie jest więc uzasadnione założenie, iż Bóg mający nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, oraz absolutną władzę nad swymi stworzeniami, raczej nie będzie się do nich zwracał poprzez „natchnione słowa boże”, które kapłani i tak w dowolny sposób interpretują, cenzurują i fałszują. A nawet czasem zakazują czytać pod groźbą kary śmierci.

Dlatego w przypadku tego Boga religijnością, pobożnością i bogobojnością jest po prostu przestrzeganie przez ludzi praw ich natury, które Stwórca wpisał głęboko w ich jestestwa. Jest to zarazem przejaw właściwie pojmowanego człowieczeństwa: życie w zgodzie ze swą naturą, niezależnie w jaki sposób ją otrzymaliśmy; przez przypadek czy przez świadomy zamysł jakiegoś Stwórcy.

Gdyż jak na razie religia do tego stopnia zafałszowały wizerunek człowieczeństwa, że to, co jest całkowicie sprzeczne z naszą naturą, uznawane jest za ideał wznoszący człowieka ku świętości i godny naśladowania. Natomiast to, co jest z nią zgodne i naturalne, jest moralnie potępione jako grzeszne i wstydliwe. Coś, co powinno być zakazane raz na zawsze z racji na niezgodność z „Prawdą objawioną” i na szkodliwość, jaką czyni w umysłach wiernych.

Wystarczy więc być dobrym człowiekiem (w szerokim pojęciu tego określenia) dla innych ludzi, wrażliwym na czyjąś krzywdę, chętnym do niesienia pomocy bliźnim, lubiącym dawać, a nie tylko brać – aby (w powyższym kontekście) zasłużyć sobie na miano osoby religijnej i pobożnej, za którą nie musi się wstydzić jej Stwórca. Do tego, aby takim być, nie potrzebne są ani kościoły, ani systemy religijne ze swoją zakłamaną hierarchią wartości, ani kapłani, choćby najbardziej nawet charyzmatyczni.

Wystarczy nam własny choć często zawodny rozum i wyobraźnia, logiczne i racjonalne myślenie, etyka zamiast anachronicznej moralności, no i dużo, dużo wiedzy o świecie i o nas samych. Także wiara we własne siły i niespożyty potencjał, który już mamy w sobie. Kiedyś dostałem mailem taki tekścik, który pozwolę sobie tu zacytować (niestety nie znam Autora): „Często słyszę, że ludzie potrzebują boga w życiu, ponieważ dzięki niemu znajdują siłę by przezwyciężać trudy codzienności. Najwspanialszą rzeczą jest, gdy akceptując, że tak naprawdę nie ma żadnego boga, dostrzega się, że ta siła, rzekomo odnajdywana w jego obecności, była dostępna w samym człowieku przez cały czas. Że można odnaleźć uzdrawiającą siłę nadziei, determinacji i wewnętrznego optymizmu w samym sobie – jedyne co potrzeba, to odrzucić zbędny ciężar religii i w pełni się cieszyć życiem”.

Tak, jestem świadomy, iż powyższy tekst jest utopią. Za dobrze znam skomplikowaną i bardzo niedoskonałą naturę ludzką, oraz mechanizmy rządzące religiami, aby wierzyć, że to, o czym tu napisałem mogłoby naprawdę zaistnieć w rzeczywistości. Jednakże nie mogę się powstrzymać, aby od czasu do czasu nie napisać czegoś mniej niedorzecznego, niż wszechobecna fikcja uznawana przez większość za autentyczną prawdę. Widocznie ma to jakieś terapeutyczno-uspokajające działanie na mój umysł.

„Kiedyś ciekawość kazała nam iść za granice horyzontu. Niech zadziała jeszcze raz i podniesie nas z kolan”.

Autor: Lucjan Ferus
Źródło: Listy z naszego sadu


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

8 komentarzy

  1. Maximov 26.09.2014 13:30

    Wspaniały tekst!

    @south wind
    Wskaż owe głupoty zamiast używać ogólników i weź APAP 😉

  2. Jedr02 26.09.2014 14:27

    Odnosze wrażenie że autor sugeruje że pisze o religiach ogólnie, w rzeczywistości odnosi się tylko do tworów judeochrześcijańskich ze szczególnym naciskiem na chrześcijaństwo i kościół katolcki. Jest to dosyć znaczne przekłamanie.

    ” Z ich długiej krwawej, pełnej przemocy i hipokryzji historii”
    Gdzie ja na przykład znajde długą, krwawą, pełną przemocy historie wisznuizmu? 🙂 Długa może i jest, trudno szukać w historii reszty.

    To by podważało wniosek
    “iż wszystkie są w większym lub mniejszym stopniu – eufemistycznie mówiąc – ułomne.”
    Dlatego ze wszystkie zostały ocenione na podstawie paru, znanych przez autora.
    Jest to jednak podważenie działające na platformie takiej jak autor. Można użyć zupełnie innego spojrzenia. Czy na religie należy patrzeć przez pryzmat tego jak ktoś próbował je wykorzystywać dla siebie, a nie po to by służyć Bogu. Czy religie należy oceniać przez pryzmat tego jak ktoś ją politycznie zaangażował. Wydaje mi się że cechy które czynią s religii coś złego dla wielu ateistów, nie pochodzą wcale z religii. Dlaczego? Dlatego że istnieją w państwach świeckich tylko pod płaszczem innych doktryn. Na przykład w ZSRR też było krwawo, pełno przemocy, też była indoktrynacja od małego, był kult pewnych osób(lenina, stalina), też byli ludzie fanatycy systemu. Kraje komunistyczne to najbardziej jaskrawy przykład, ale kraje ogólnie świeckich dalej mamy manipulowanie ludźmi poprzez pewne doktryny. Dalej mamy ludzi eksploatujących i eksploatowanych. Może nie pod płaszczem religii, ale co za różnica.
    Autor wychodzi w artykule próbuje też wyjśc ponad Boga i zaczać rozsądzać jaki Bóg powinien być i jaka powinna być religia. Na podstawie swojej ograniczonej wizji próbuje takie rzeczy dyktować. Przykładem jak bardzo wizja jego ograniczone jest to że zna właściwie religie z jednego kręgu kulturowego i coś więcej wie o jednej i to wie głównie z perspektywy jej krytyków. Widać że w tej kategorii czyli kategorii religii nam dostępnych wie bardzo nie wiele, jednak wypowiada się jaka religia powinna być. Jego religia doskonała to taka do której nie ma zastrzeń(tak napisał). Co jest dokosnałego w tym że jakaś niedoskonała istota nie ma do czegoś zastrzeń? To pokazuje popularną cechę u ateistów wojujących, swoista duma, pycha która uniemożliwia im świadomie podporządkowanie wobec wyższej istoty i tym samym wymusza w nich tworzenie filozofii jej się sprzeciwiającej. Ciężko nie mówić o dumie i pysze gdy ktoś wynosi się ponad Boga i innych ludzi.

    Autor zauważa oczywiście wiele faktycznych braków filozoficznych, teologicznych w Kościele Katolickim. Zauważa istotne problemy w tej instytucji religijnej i wpływu tej instytucji na religie. Widać samej inteligencji mu nie brakuje 🙂 Duma wcześniej wspomniana jednak jest w stanie nas zawsze zaślepić, jaką inteligencją byśmy nie dysponowali. Duma tutaj wymusza opieranie na tym ideologii antyreligijnej. Co nie jest takie naturalne, bo czemu miałoby sie oceniać religie przez pryzmat ludzi wykorzystujących ją instrumentalnie? Autor nie próbuje wspominać o ludziach którzy ofiarowują swoje serce Chrystusowi, którzy angażują się w pomoc dla innych ludzi pod wpływem Jezusa. Czemu nic nie napisze o mistykach chrześcijańskich? Autor przez swoje nastawienie do religii i Boga nie jest w stanie dostrzec tego co jest tą religią, a co jest jej instrumentalnym traktowaniem dla swojej a nie Boga przyjemności.
    Można by się było zastanowić też co to jest religia doskonała. Czy na przykład braki teologiczne i fiolozoficzne chrześcijaństwa powodują że nie jest ono doskonałe? Mi się wydaje że to jest kwestia tego jak rozumiemy doskonałość, z jakiej perspektywy popatrzymy. Ja bym powiedział że z perspektywy zbliżania się do Boga może być wspaniałe, dlatego że istnieją ludzie dla których ta forma religii jest najbardziej odpowiednia. W największym stopniu odpowiada wrażliwością serca jaką dysponują, ich zdolniosciami intelektualnymi, ich kulturze, ich pragnieniom(tego czym chcą się cieszyć). To się wydaje realny powód istnienia wielu religii, różne możliwości ludzi. Te możliwości są różne, więc i religie są różne, zasadniczo bardziej zaawansowane i mniej. Ale każda jest doskonała na swoim poziomie. Absurdem byłoby mówienie że podstawówka jest gorsza od liceum. Możemy zobaczyć też na przykład w podstawówce, na pierwszych latach, że dziecko w sytuacji działania 3-5= powie że się nie da tak odjąć(zasadniczo w zbiorze liczb naturalnych się nie da, ale ono nawet nie wie że jest taki zbiór). Dalej się dowie, ale na razie to przekracza jego zdolności intelektualne, dlatego jest tak uczone. Czy to znaczy że to jest złe i niedoskonałe? Nie wydaje mi się, raczej jest to dopasowanie nauczania do możliwości dziecka. Religia dopasowana jest do możliwości dziecka, do możliwości duszy. Oczywiście ktoś może chodzić do szkoły i się nie uczyć w niej, tak jak w religii ktoś może do niej przynależeć a mieć gdzieś jej nauki. Jak możemy więc rozpoznać czy ktoś się uczy czy nie? Po tym czy coraz więcej daje, a coraz mniej chce brać, czyli po tym czy uczy się miłości. Doskonałością religi jest miłość. Doskonałością miłości jest miłośc do Boga, jako że miłosna relacja z nim nie niesie ze sobą żadnych ograniczeń. Miłość do ograniczonej istoty jest ograniczona przez możliwość przyjmowania przez nią miłości, Bóg nie ma tutaj ograniczeń. Ten wniosek wyciągam na podstawie wiedzy i doświadczeń z obrebu gaudija wisznuizmu który staram się praktykować, ale w Biblii jakie przykazanie Jezus uważa za najwazniejsze? To jest w ewangelii Mateusza rodział 22 od wersu 37. Jest to miłość do Boga z całego serca, duszy i umysłu. Następnie zaś kochanie bliżniego jak siebie samego. Czego uczy Jezus? Dawania(kochania) innym i ograniczania swoich potrzeb. Wydaje się że Nowy Testament nie przeczy temu co na końcu napisałem.

  3. Jedr02 26.09.2014 16:16

    Ograniczenie swoich potrzeb? To w tym wypadku bycie zainteresowanym miłością, czyli dawaniem, a nie braniem dla siebie. Przestajemy eksploatować otoczenie dla naszej przyjemności. Nie wyzyskujemy na przykład robotników żeby mieć dużą wille 😛

    Nie wiem jak rozumiesz tożsamość tych potrzeb. Moze przez pryzmat tego?
    “Prawda ,z bytu każdego powstaje BYĆ , lustrzane odbicie miłości bezwarunkowej zawsze wierne sobie, jesteśmy jednym.”
    Jesteśmy jednym? Co to znaczy?

  4. JEx Salvator I 26.09.2014 18:48

    Witam!
    Temat “religii doskonałej” apriori jest absurdalny, gdyż główną jej kategorią poznawczą jest wiara, czyli częściowa wiedza o czymś, która to wiara przy głębszej analizie nie trzyma się bo nie może się trzymać tzw. kolokwialnej ‘kupy”. Dopiero pełna wiedza w zakresie doskonałości systemu poznawczego umożliwia felicytologiczny stan człowieka bez Deus ex machina- zapraszam Autora Tekstu oraz komentatorów do zapoznania się z moim dziełem: salvatoria.org, które spełnia w dalece szerszym zakresie warunki oraz potrzeby podniesione w artykule.
    Sam artykuł natomiast bardzo rozwijający jako propedeutyka felicytologiczna
    Pozdrawiam

  5. oporowiec 26.09.2014 23:54

    Wisznuizm Bengalski Gaudiya jest religią doskonałą…

  6. Jedr02 27.09.2014 00:28

    “Temat „religii doskonałej” apriori jest absurdalny, gdyż główną jej kategorią poznawczą jest wiara, czyli częściowa wiedza o czymś, która to wiara przy głębszej analizie nie trzyma się bo nie może się trzymać tzw. kolokwialnej ‚kupy”.”

    A czemu tak? U podstaw religii leży wiara jak u podstaw każdej czynności. Jak podejmujesz jakiekolwiek badania to wierzysz że mogą Ci wyjść jakieś wyniki a twoje metody badawcze dają jakiekolwiek metody. Jak idziesz do kuchni po sok to wierzysz że ten sok tam jest 🙂 Religia naprawde się nie kończy na wierze a rozwoju miłości do Boga, za czym idzie milość do jego stworzenia. Jest to więc proces dający konkretny efekt. Wiara jest potrzebna do podjęcia procesu, dalej mamy konkretne efekty procesu.
    Obecnie w chrześcijaństwie mamy to słabo zarysowane, wynika to raczej z tego że ludzie jako tako nie są zainteresowani kochaniem, wolą być kochanymi, więc odrzucają to co w religii jest treścią a zostawiają tylko zewnętrzne formy. Nie rozwijają głębszego zrozumienia znaczenia tej religii. Ich wiara nie jest często w ogóle prawdziwą wiarą, a tylko taką zewnętrzną formą. Stwierdzeniem że wierze oraz należeniem do jakieś instytucji religijnej. Ale nic ponad to.
    W nowym testamencie możemy zobaczyć dużo chwal wiary w Boga, duzo zachęt do uwierzenia. Na tej bazie chrześcijanie kult tej wiary tworzą, tyle że w tym testamencie jest też napisane co ten wierzący ma robić, jak się chrześcijanin ma zachowywać i odnosić do swiata. Chrześcijanin powinien się Bogu podporządkować. W praktyce jednak większość ogranicza się do zewnętrznego wyrazu wiary, nie podporządkowując się i nie przyjmując zasad które utrudniają im cieszenia się światem. To co robią to należenie do instytucji i uznanie jakiegoś teoretycznego światopoglądu.
    Zachęcanie do wiary w Biblii służy w tych wypadkach już nie do zachęcania ludzi do podażania za Chrystusem a do utrzymywania owieczek w instytucji. Nie jest to jednak zgodne z duchem żadnej prawdziwej religii, jest to tak naprawde forma religii wypełniona ateizmem. Ateizmem, dlatego że działania osób traktujących religie instrumentalnie nie wynikają z podporządkowania się jemu, tak naprawde są w pewnym sensie wymierzeone przeciwko niemu. Ciężko w takiej sytuacji w ogóle mówić o wierze w Boga.

    “Wisznuizm Bengalski Gaudiya jest religią doskonałą…”
    No co nie znaczy że nie da się go instrumentalnie wykorzystywać 🙂

    “Mojej przyjemności tak i każdego. Nie wykorzystujemy budowlańców skoro budowanie domów to ich przyjemność , sprawia im frajdę”
    Budowanie domów może być ich przyjemnością, ale dalej można ich przy tym wyzyskiwać 🙂 Nie płacąc im chociażby. Aczkolwiek naturalne że zdrowy system powinien prowadzić by ludzie mogli się angażować w prace wedle swoich talentów, psychiki i możliwości – ogólnie predyspozycji. Nasz niestety ekonomicznie zmusza do robienia innych rzeczy co od razu daje skutek w tym że ktoś nie jest zbyt szczęśliwy w życiu.

    “Kiedy przestajesz martwić się o byt to przebudzenie , myślisz kim jesteś ? Kim chcesz być?”
    Nie wiem, na razie martwie się o byt 😛 I eksploatuje otoczenie dla swojej przyjemności.

  7. Stasiu26 27.09.2014 09:25

    @Jedr02
    Ciekawy post. W każdym razie – mówisz, że Religie są doskonałe, zadając pytanie ‘czy podstawówka jest gorsza od gimnazjum ?’ Niestety, to porównanie jest tu bez sensu – większość religii nie dopuszcza myśli, że ktoś z nich kiedyś wyrośnie i wręcz powstrzymują swoich wiernych przed rozwojem ponad pewien poziom/w niechcianym (a dla wiernego może właśnie idealnym) kierunku. Religie z nurtu judeochrześcijańskiego, za odejście od ich doktryny, grożą ogniem piekielnym lub zwyczajnie jest to w nich karane śmiercią. W Katolicyzmie np. jest prawo do rozważania i wątpienia, ale wybór może być tylko jeden (bo już poznałeś dobrą nowinę, więc nie możesz się wycofać). To co to za wybór ?

    Co do doskonałości samych religii i wykorzystywania ich przez ludzi masz dużo racji. Mam tylko pytanie, jak rozdzielić te dobre elementy religii od tych złych – czy nie jest tak, że do religii z czasem zostaje wprowadzonych tyle ludzkich elementów, mających służyć kontroli, że niewiele zostaje z jej źródła ? Nawet takie przykazanie miłości – jeśli już, to jest głupio interpretowane, a zazwyczaj w ogóle się o nim zapomina, mimo tego, że powinno być podstawą i sensem tej religii. Zamiast tego mamy pełno zakazów i nakazów – jak niby one mają działać na człowieka rozwijająco ? Dochodzimy w pewnym momencie do hipokryzji i sytuacji w której nakaz jest ważniejszy od tego co czuje dana osoba, że jest dobre i co faktycznie mogłoby uszczęśliwić ją i ludzi dookoła.

    Dochodzimy do pytania jaki jest sens religii ? Czy mają sprawić że będzie żyło nam się lepiej (ogólny stan szczęścia jednostki i całej społeczności) czy mamy cierpieć dla wyższego dobra ?

    Ps. Jeszcze pytanie odnośnie powstrzymywania osobistego rozwoju. Mam wrażenie, to akurat odnośnie chrześcijaństwa, że wmawia się tutaj ludziom, że są słabi i bezsilni oraz że ciągle chcą wykorzystywać innych (‘moja wina’ ‘jestem słaby’ ‘ułomnego serca’), żeby zwątpili w swój system moralności i podporządkowali się nakazom. Według mnie, tworzy to ułomne jednostki, które w nieszablonowych sytuacjach stają się zupełnie bezradne, lub wręcz krzywdzą siebie i innych. Czy to przypadkiem nie jest tak, że wiele z tych nakazów zostało stworzonych dla zupełnie innych społeczeństw (bo nawet nie jednostek), które żyły kilka tysięcy lat temu i nie sposób tego pogodzić z tym co podpowiada nam wewnętrzny głos, co czujemy że jest dobre dla nas i naszych bliźnich ?

  8. Jedr02 27.09.2014 18:36

    @Stasiu26

    Wiesz w tym uważaniu swojej religii za najlepszą i nie uznawaniu innych za prawdziwe i wręcz zwalczanie ich z pewnej perspektywy też można zobaczyć coś dobrego i nie kłócego się z moim poglądem. Same dzielenie się na grupy i zwalczanie innych nie podochodzi z religii, istnieje po prostu w tym swiecie że potrafimy się indetyfikować z jakąś grupą i w z tego czy tamtego powodu(nie jestem socjologiem czy psychologiem żeby to rozsądnie przeanalizować) nie lubią się z innymi grupami i je czasami zwalczają. Są konflikty między grupami społecznymi, kibicami klubów piłkarskich, między subkulturami, między narodami, między stronnictwami politycznymi itd. Mamy przypadki gdzie różnorodność prowadzi do walk, mamy przypadki gdzie tego nie robi. Raczej te walki nie są kwestią istnienia różnych klubów piłkarskich a raczej chęci do walki kibiców 🙂 Z religiami jest mniej lub bardziej podobnie że bardziej niż są że chociaż nie są przyczyną tych walk, stają się ich tłem a przy tym pozwalają ludziom przywiązanym do tego stylu myślenia się w nie jakoś zaangażować. Jeśli nie istniały by religie które by tego nie ganiły to takie osoby bez porzucenia tych pragnień nie miałyby zbyt dużych szans na zbliżanie się do Boga. Jeśli chodzi o moje porównanie to analogia ma to do siebie że pewne cechy mają być wspólne a nie wszystkie. Wiadomo że w szkole podstawowej wiemy o istnieniu Liceum. Tutaj mamy to że Ci ludzie nie chcą tak naprawde zbyt duzo o Bogu wiedzieć, zeby dalej móc działać tak jakby właściwie to oni nimi byli. To jest dosyć istotna kwestia. Czemu właśnie Bóg nie weźmie i się wszystkim nie objawi żeby wszyscy byli szczęśliwi ? Dlatego że naruszyłoby to naszą niezależność i możliwość spełniania naszych pragnień. Jak moglibyśmy myśleć o kupnie nowego Iphona jakby przed nami staneła osoba uosabiająca wszelkie szczeście, piekno, bogactwo, siłę itd. Kwestie wolnej woli mamy i w Biblii i w Filozofii Wedyjskiej. Wolna wola pełna też oczywiście nie jest. Zasadniczo po naszych cechach można często określać jak się zachowamy w danej sytuacji. Filozofia Wedyjska więc ostatecznie zawęża nam kwestie wolnej woli do działania że tak powiem pobożemu i niepobożemu. Ale to jest ogólnie szeroki i ciężki filozoficznie temat, książke można by o tym pisać.

    No i KK robi duże postępy w uznawaniu innych religii 🙂 Teraz już chyba oficjalnie uznają że inne religie wykazują jakiś aspekt prawdy. Jak sobie porównamy ich dzisiejszą linię wobec innych religii a przedsoborową, to zauważymy że robią postępy w szacunku do innych religiii. Może to i jest kwestia marketingowa, ale to i tak przyjemna rzecz.

    Co do drugiego akapitu. Szukac prawdy szczerze należy. Szczerość w szukaniu prawdy jest jedyną podstawą w tym. Jeśli nie będziemy szczerzy, możemy być inteligentni jak autor artykułu, a jednak pisać pierdoły.
    Te ludzkie elementy w religii, istnieją też bez religii, nie z religii pochodzą, więc nie widzę w tej kwestii problemów w samej religii 🙂 Ich zwalczanie nie zmieni faktu że się próbują wykorzystywać, czy że są głupie nakazy i zakazy. W świeckich państwach też są idiotyczne zakazy i nakazy.
    Nakazy i zakazy mogą oddziaływać korzystnie czy zatrzymywać niekorzystne wpływy. Zakaz na przykład zabijania czy kradzieży. Zakaz zabijania ludzi albo i lepiej też zwierząt. Nakaz szanowania starszych. Nakaz szacunku do innych ludzi. To przykłady nakazów i zakazów krórych stosowanie mechanicznie i bez większego zrozumienia będzie miało dobry wpływ na umysły praktykujących i funkcjonowanie społeczeństwa.

    “Dochodzimy do pytania jaki jest sens religii ? Czy mają sprawić że będzie żyło nam się lepiej (ogólny stan szczęścia jednostki i całej społeczności) czy mamy cierpieć dla wyższego dobra ?”
    Sensem religii jest rozwinięcie miłości do Absolutu, Boga, najwyższego przejawu miłości. Wszystkie jest energią Boga i mu podlega, więc w tej miłości służymy naprawde wszystkiemu.
    Trzeba się jednak zastanowić co to szczęście jednostki i społeczności. We wspominanym wcześniej wisznuizmie najwyższym przejawem szczęścia jest rozwinięcie własnie tej czystej miłości i zarazem odkrycie w tym swojej prawdziwej natury. W tym rozumieniu szcześciem jednostki jest dążenie do tego, a szczęściem społeczeństwa będzie to że jego członkowie będą mogli stopniowo zbliżać się w tę stronę.
    Szczęście ma różne poziomy. Ważne jak wysokiego szukamy 🙂 Dla jednego szczęściem jest spanie do 11, dla drugiego nowy samochód, dla trzeciego spokój umysłu, dla czwartego czysta miłość.
    Religia powinna ostatecznie prowadzić do ostatniego, ale po drodze te “niższe” mogą zaczepiać też o niższe punkty by spełnić takie pragnienia swoich wyznawców. Mogą im pomagać w bogaceniu się czy zyskaniu pewnego spokoju.

    Co do trzeciego akapitu. To jest ciekawy problem. Wiesz w gruncie rzeczy jesteśmy sami w sobie nieskończenie słabi i bezsilni bo sami nie jesteśmy stwórcami niczego, nawet samych siebie, swoich umysłów, swoich inteligencji itd. Cały nasz potencjał jest z zewnątrz, wszystko co robimy w tym świecie to przetwarzanie materii za pomocą narzędzi jakimi dysponujemy. Z drugiej strony jednak jesteśmy tymi narzędziami obdarzani i możemy nimi użytkować. Myslę że dobrze jest tu zrozumieć co jest czym faktycznie, filozoficznie spróbować kwestie przeanalizować. Że może faktycznie sami w sobie jesteśmy słabi i bezsilni, ale dzięki Bóg w swojej łace udziela nam siły, wiedzy inteligencji, piękna. Czyli widzenie swoich dobrych w cech w kontekście ich źródła w Bogu. Ma to ten plus co daje i chrześcijańska filozofia czyli pokora, a z drugiej strony pozwala nam to jednak widzieć się pozytywnie, na dobrej pozycji, z możliwościami i nie czyni z nas owieczek idących na rzeź.
    W istocie jesteśmy piękni, inteligentni, silni, zaradni itd. no ale jak to się stało ze tacy jesteśmy? 🙂 Jeśli szukamy prawdy musimy starać się widzieć jak jest. Fałszywa pokora nie jest żadną doskonałością, prawdziwa pokora pochodzi z głębokiego zrozumienia boskiej natury, wmawianie sobie nieudacznictwa zaprowadzi nas najwyżej do psychologa.

    “. Czy to przypadkiem nie jest tak, że wiele z tych nakazów zostało stworzonych dla zupełnie innych społeczeństw (bo nawet nie jednostek), które żyły kilka tysięcy lat temu i nie sposób tego pogodzić z tym co podpowiada nam wewnętrzny głos, co czujemy że jest dobre dla nas i naszych bliźnich ?”

    Wydaje mi się że jest jak tu piszesz, nie każdy przypadek jaki potencjalnie na taki wygląda taki jest, ale zapewne wiele tak. Dobrze jest więc nie skupiać się na szczegółach a szukać zasad jakie stoją za zaleceniami, bo to się już tak bardzo nie zmieniają. Szukać głębszego sensu w tym by móc to odpowiednio odnieśc do dzisiejszych czasów.
    Niestety jak chcemy za kimś ślepo podążać to musimy mięc dużo szczęścia że dobrze wtrafimy 🙂 Trzeba więc użyć inteligencji i analizować.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.