Dekada barbarzyństwa

Opublikowano: 06.04.2013 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 959

Po dziecięciu latach okupacji Iraku przez wojska brytyjskie i amerykańskie bilans zysków i strat wygląda źle. USA i Wielka Brytania są odpowiedzialne nie tylko za skąpanie kraju we krwi, ale również za polityczną destabilizację regionu.

Dziesięć lat po obaleniu Saddama Husajna i rok po oficjalnym „zakończeniu misji stabilizacyjnej” w Bagdadzie znów wybuchają bomby. Co roku w Iraku ginie 4 tys. cywilów i tysiąc policjantów. Tortury są powszechne, tysiące ludzi więzionych jest bez żadnych procesów, a porwania i zabójstwa polityczne sankcjonowane przez władze są codziennością. Bez pracy jest olbrzymia liczba ludności, korupcja stała się zinstytucjonalizowaną formą kleptokracji, a napięcia między szyicką większością i lepiej uzbrojoną sunnicką mniejszością grożą wybuchem kolejnej wojny domowej. Dla brytyjskich polityków to jednak bez znaczenia. Parlamentarzysta Labour Tom Harris z okazji niedawnej rocznicy inwazji powiedział, że „dziś Irak jest stosunkowo stabilny i ma stosunkowo stabilną demokrację”, czym udowodnił tezę o płynnej percepcji rzeczywistości. Uważany przez media za męża stanu, a przez 37 proc. Brytyjczyków za zbrodniarza wojennego Tony Blair przyznał zaś, że „koszty wojny w Iraku były duże”, ale zaraz dodał, że obalenie Husajna było w pełni uzasadnione, gdyż „powstanie przeciwko dyktatorowi skończyłoby się większą liczbą ofiar niż w Syrii”. Co prawda Blair nie dopowiada, że od 1991 r. iracka przestrzeń powietrzna była kontrolowana przez Brytyjczyków i Amerykanów, więc ewentualna rzeź partyzantów nie byłaby możliwa, ale to tylko drobny szczegół. A przecież szczegółami ani administracja Busha, ani rząd Blaira nie zawracały sobie głowy.

NIEWIDZIALNA BROŃ MASOWEGO PRZERAŻENIA

Oficjalnym powodem napaści na Irak było wątpliwe podejrzenie, że Husajn posiada broń chemiczną, biologiczną i nuklearną, która stanowi zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych i zachodniego świata. Wpuszczeni przez dyktatora inspektorzy ONZ nic nie znaleźli, ale nie przeszkadzało to Bushowi i Blairowi w rozkręcaniu antyirackiej histerii. Dziś dzięki książkom takim jak „Hubris” Davida Corna i Michaela Isikoffa oraz raportom brytyjskiej komisji i senatowi USA wiadomo, że administracja Busha kłamała z premedytacją. Jednak w 2003 r. przerażone niewidzialną bronią masowego rażenia amerykańskie społeczeństwo w konfabulacje Białego Domu wierzyło. W 2006 r. ponad 60 proc. Amerykanów było przekonanych, że Saddam Husajn posiada broń masowego rażenia i jest gotów użyć jej przeciwko USA. Według Scotta McClellana, sekretarza prasowego Białego Domu, w latach 2003-06 Bush „manipulował mediami i opinią publiczną. Administracji Stanów Zjednoczonych zabrakło otwartości i szczerości. Prezydent i jego doradcy już latem 2002 r. rozpoczęli polityczną kampanię propagandową, aby agresywnie sprzedać społeczeństwu wojnę w Iraku. Wojnę, która okazała się poważnym błędem politycznym i była całkowicie niepotrzebna”. Czasem konfabulacje doprawiano brytyjskim wywiadem. Colin Powell uznawany za gołębia na tle waszyngtońskich jastrzębi mówił na forum ONZ: „Brytyjski rząd zdobył informacje, że Saddam Husajn chciał pozyskać znaczące ilości uranu z Afryki oraz próbował kupić rury aluminiowe mogące posłużyć do produkcji broni nuklearnej”. Raport Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej stwierdził, że ma to tyle samo wspólnego z rzeczywistością co fioletowy bizon. Fałszerstwa demaskował również prof. David Kelly, który potem popełnił samobójstwo. Operacja kosztująca miliardy dolarów i tysiące ofiar otrzymała zielone światło.

POŻERACZE MILIARDÓW

Administracja Busha twierdziła, że usunięcie Husajna i demokratyzacja Iraku pochłoną od 50 do 60 mld dolarów. Według kalkulacji Amy Belasco z Congress Research Service okupacja Iraku w latach 2003-2011 kosztowała Amerykanów 823 mld dolarów. Naukowcy z Brown University’s Watson Institute for International Studies twierdzą jednak, że prawdziwy rachunek oscyluje wokół 3,7 bln dolarów. Niezależnie od tego, czy rację ma Belasco, czy też badacze z Watson Institute, najważniejsze jest, że amerykański podatnik o niczym nie ma zielonego pojęcia. Rzeczywiste koszty były bowiem skrzętnie ukrywane. W latach 2003-2008 70 proc. wydatków na operacje w Iraku było finansowanych ze „środków nadzwyczajnych” i nieuwzględnianych w budżecie Pentagonu, co pozwoliło prezydentowi trzymać amerykański Kongres na dystans i mamić opinię publiczną. Podatnicy nie oburzali się więc, gdy powołany przez amerykański Kongres inspektor ds. odbudowy Iraku Stuart Bowen ogłosił, że nie może doliczyć się 9 z 60 mld dolarów przeznaczonych na odbudowę okupowanego kraju. Według Bowena Amerykanie brali łapówki za przyznawanie kontraktów, organizowali lipne przetargi, które wygrywały lipne firmy znikające zaraz po zainkasowaniu gotówki. W niemal każdym irackim urzędzie pracowały setki martwych dusz, które istniały tylko na amerykańskich listach płac. Amerykańscy weterani z Iraku wywozili walizki pełne pieniędzy, za które w kraju robili sobie operacje plastyczne, kupowali domy i samochody terenowe. Pieniądze zamiast iść na odbudowę infrastruktury, czyli szkoły, szpitale, kanalizację itp., lądowały w kieszeniach „ludzi pracujących przy odbudowie”. Urzędnicy w Iraku wciąż nie mogą znaleźć nawet jednego dokończonego projektu. Większość wygląda jak więzienie w prowincji Diyala, które po dziewięciu latach budowy i wydanych 40 mln dolarów bardziej przypomina rzymskie ruiny niż nowoczesny areszt. Nie pomogła też typowa dla konserwatystów wiara w prywatny sektor. Utrzymanie statystycznego żołnierza USA na irackiej ziemi kosztuje 462 tys. dolarów rocznie (Congress Research Service). Prywatnego najemnika niewiele mniej. The Commission on Wartime Contracting szacuje, że 100 tys. wolnych strzelców – zaradnych przedsiębiorców w dziale wojennym – inkasuje 12 mln dolarów. Dziennie!

BEZKARNE PRZESTĘPSTWO

Korupcja, defraudacje, przypadkowe bombardowanie wiosek, brak jakiejkolwiek kontroli nad samowolą najemników wpływają negatywnie „na serca i umysły” Irakijczyków, dla których amerykański sen w realu wygląda jak koszmar. W ciągu dekady rządów Brytyjczyków i Amerykanów w Iraku zginęło 258 tys. ludzi, w tym 125 tys. cywilów. Do tego jeszcze rannych zostało 350 tys., a prawie 8 mln wysiedlonych. Spodziewana długość życia w porównaniu do czasów rządów Saddama Husajna spadła o 2 lata i wynosi teraz 68 lat. Inflacja na poziomie 29 proc. zachęca do szukania zarobku w szemranej strefie, zwłaszcza że 58,7 proc. Irakijczyków nie wie, co to praca (w tym 31,1 proc. mężczyzn i 86,2 proc. kobiet), a 22 proc. jest analfabetami. Amnesty International twierdzi, że mało przyjemne życie w Iraku urozmaicane jest torturami i znęcaniem się nad więźniami, dokonywanymi zarówno przez wojska okupacyjne, jak i irackie siły bezpieczeństwa. Najbardziej, jak zawsze, cierpią kobiety. Przemoc oraz gwałty są codziennością i według Hanay Edwar – działaczki na rzecz praw kobiet – dokonywane są również przez wojskowych i policję. Obrazu degrengolady dopełniają szyici i sunnici, którzy szykują się do kolejnej krwawej łaźni, podobnej do tej z lat 2005-2008. Wszystko to nie jest wynikiem, jak uważają amerykańskie i brytyjskie elity, „błędnej strategii” oraz „brakiem odpowiedniego planu”, lecz logiczną konsekwencją inwazji i destabilizacją kraju. Lekkomyślnym przestępstwem. Doświadczenie uczy, że po rozpędzeniu krwawych reżimów Zachód kreuje chaos oraz polityczną próżnię, którą zazwyczaj zagospodarowują islamscy ekstremiści. Strategie stabilizacyjne nie działają. Demokratyzacja nie postępuje. Autorytarne rządy, które podzielone etnicznie, kulturowo i religijnie społeczeństwa trzymały pod żelaznym butem, upadając, uwalniają siły separatystyczne i terrorystyczne. Dziś iracki wirus krwawej walki o władzę rozprzestrzenia się na inne kraje regionu, zagrażając stabilizacji tej części arabskiego świata. Zaś Amerykanie i Brytyjczycy, którzy w Iraku współtworzą coś na kształt kondominium, kontrolując złoża ropy i słaby rząd, mimo oczywistej politycznej i moralnej klęski wciąż szukają nowych dyktatorów do obalenia, siejąc chaos i barbarzyństwo.

Autor: Radosław Zapałowski
Źródło: eLondyn


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. matimozg 06.04.2013 23:50

    Amerykańscy żołnierze, którzy decydują się na te pokojowe misje nie mają mózgów. Nie wiem czym oni ich karmią, jakie leki im tam dają, czym faszerują, że te istoty nie zdolne są do myślenia. Przecież w Iraku, Afganistanie i wszędzie indziej są tacy sami ludzie jak my. Niech panowie z goldman sachs jp morgan i inne rotszyldy rockefelery wezmą karabiny i sami sobie pilnują swoich interesów naftowych i narkotykowych.

  2. Jedr02 07.04.2013 20:57

    Manipulacja kulturowa od najmłodszych lat + specjalne pranie mózgów po wstąpieniu do wojska. Ale to przecież i tak nie wystarcza by zniszczyć w nich wszystkich ludzkie emocje. Mnóstwo żołnierzy popada w nałogi(głównie alkoholizm, lekomania, narkomania), całkiem spory odsetek popełnia samobójstwa(jedna z głównych przyczyn zgodnów w armii USA).
    Wojna w iraku to nie tylko tragedia irakijczyków, ale różnych tej całej masy zmanipulowanych młodych ludzi. Ich los nie jest wcale mniej straszny. Bycie mordercą nie jest dla człowieka nazbyt dobre.

  3. Czejna 08.04.2013 01:57

    Autor artykulu wymienia tylko dwoch prowodyrow napasci na Irak, a co z ich poplecznikami?
    A co z glownymi prowodyrami wymienionymi m.in. przez matimozg?

  4. pasanger8 08.04.2013 12:17

    Często pójście do USArmy to jedyna szansa dla dzieciaków z trudnych dzielnic by wyrwać się z zaklętego kręgu biedy i bezrobocia.Oczywiście jeśli wrócisz z wojny w jednym kawałku.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.