Czy to była halucynacja? Objawienie w Płocku

Opublikowano: 13.06.2023 | Kategorie: Publicystyka, Publikacje WM, Wierzenia

Liczba wyświetleń: 2683

W tym tekście pragnę podać kilka bardzo poważnych, a zarazem polemicznych argumentów na rzecz hipotezy o niemal stuprocentowej pewności, że zapisane w słynnym już na całym świecie „Dzienniczku” świętej siostry Faustyny prywatne objawienie, które miało miejsce w Płocku w roku 1931 – jest autentyczne. Kilka słów pro domo mea jednak muszę tu zawrzeć.

Ze wciąż rosnącym kultem bożego miłosierdzia, którego inicjatorką z woli bożej jest siostra Faustyna, spotkałem się trzydzieści lat temu, kiedy w dniu 18 kwietnia 1993 papież Jan Paweł II dokonał uroczystej beatyfikacji łagiewnickiej zakonnicy. „Dzienniczek” mnie oczarował, zachwycił, wciągnął – szczególnie wtedy, doświadczając w swoim życiu różnych trudności osobistych, potrzebowałem „dowodu”, że istotnie żyjąca w pierwszej połowie XX wieku skromna, prosta zakonnica, pełniąca podrzędne, aczkolwiek ważne role w zakonie sióstr Matki Bożej Miłosierdzia – dostąpiła autentycznego spotkania z realną osobą Jezusa Chrystusa, tego samego, który narodził się w ubóstwie, nauczał, czynił cuda, by umrzeć na krzyżu i – jak głosi niezmiennie od dwóch tysięcy lat chrześcijaństwo – „trzeciego dnia zmartwychwstać, jak oznajmia Pismo”.

Potrzebowałem pewności, oparcia się na czymś trwałym w chaosie lat 1990., kiedy w Polsce i na całym świecie dokonywała się transformacja ustrojowa i gospodarcza, ale także pogłębiały się różne kryzysy natury duchowej. Szukałem więc „dowodu” na istnienie i działanie Jezusa w życiu siostry Faustyny, tym samym dowodu na Jego autentyczne zmartwychwstanie, które jako takie może być opisywane jako fakt historyczny, wreszcie więc – na istnienie Boga. Myślę, że tak głębokie kryzysy egzystencjalne przechodziło wtedy wiele osób w Polsce.

W roku 2000 w dniu 30 kwietnia papież Jan Paweł II dokonał kanonizacji świętej Marii Faustyny Kowalskiej, zezwalając na kult w całym Kościele powszechnym. Odtąd miliony, jeśli nie wszyscy katolicy wiedzą, kim była i dla wielu jest zakonnica, której misją było przypomnienie nieco zaniedbanej wtedy prawdy o tym, że choć niełatwe i trudne, jednak boże miłosierdzie jest nieskończone. To tyle tytułem wstępu, choć można by ten wątek lat 1990. rozwinąć i umieścić w wielu różnych kontekstach.

* * *

Wizja płocka, którą chcę się wyłącznie zająć w tym tekście, miała miejsce w dniu 22 lutego 1931 roku w celi domu zakonnego w Płocku, wieczorem, o nieokreślonej godzinie. W innym miejscu święta pisze, że „nie wiedziała, że po 21 nie wolno się w celi modlić”. Nie wiem, jak wyglądał typowy dzień w klasztorze. Sprawdziłem jednak, jakim dniem tygodnia była data 22 lutego – okazuje się, że była to niedziela i to pierwsza niedziela Wielkiego Postu. W kontekście tego pragnę przypomnieć, że Faustyna bardzo przeżywała zawsze popełniane podczas karnawału grzechy w Polsce i oczekiwała okresu pokuty.

Można więc rzec, że objawienie płockie – którego bezpośrednim celem było ukazanie wzoru „rysunku” słynącego łaskami na całym świecie obrazu Jezusa zmartwychwstałego – nie przypadło w przypadkowy, powszedni dzień tygodnia, lecz w rozpoczynającym się nowym okresie liturgicznym oraz na dwa lata przed jubileuszem 1933 lat od męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Myślę, że ten kontekst jest nie bez znaczenia, choć nie tylko on decyduje o wartości objawienia w Płocku.

Kolejnym kontekstem – który dobrze znamy – jest trwający od wielu lat spór o życie i dzieło siostry Faustyny. Początkowo nikt zakonnicy drugiego chóru nie wierzył (wątpliwości mieli nawet spowiednicy i kierownicy duchowi, przełożeni), później Kongregacja Nauki Wiary zakazała kultu bożego miłosierdzia w formach podanych przez siostrę Faustynę. Następnie – głównie dzięki staraniom ówczesnego uczestnika obrad Soboru Watykańskiego II, biskupa Karola Wojtyłę (Jana Pawła II) – zakaz uchylono specjalnym dekretem, toczył się proces informacyjny, zezwolono pod pewnymi warunkami na kult ściśle lokalny.

* * *

Kolejnym problemem była opinia specjalistów-lekarzy – jak wiadomo za życia siostra Faustyna (co pokazuje film „Faustyna” oraz wybitna biografia Ewy Czaczkowskiej) została poddana badaniom neuropsychiatrycznym i żadnych zaburzeń nerwowych nie stwierdzono. Opinię tę jednak podważono w notatce Jerzego Starnawskiego, który określił – nie czytając całości „Dzienniczka” – przeżycia zakonne świętej jako co najmniej „bujną wyobraźnię”, a w najgorszym razie – chorobę nerwową. Tym samym zanegował pośrednio główną wizję, o której tu piszemy. Stwierdził, że wizje świętej to urojenia, omamy czy halucynacje. Nic więcej.

Nie czytając całości, nie biorąc pod uwagę kontekstów biograficznych, religijnych, filozoficznych – na kilku stronach przekreślił wartość dzieła Faustyny Kowalskiej. Nie zgadzam się, że wizja płocka jest halucynacją lub złudzeniem bujnej wyobraźni. Zgadzam się natomiast, że zakonnica mogła okresowo – także ekspiacyjnie – doświadczać pewnych problemów emocjonalnych, które jednak wynikały z bardzo wielu czynników (plotki klasztorne, stosunek współsióstr, itd.), miały jednak głównie wymiar duchowy. Dalej zamierzam podać argumenty – bo „dowodu” nie sposób przedstawić, to kwestia osobistej wiary i osobistej relacji z Bogiem każdego chrześcijanina – że w dniu 22 lutego, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu w roku 1931 w Płocku miało miejsce zdarzenie nadprzyrodzone.

* * *

Życie i dzieła siostry Faustyny od początków natrafiały na różne trudności różnej natury. Przewidziała problemy teologiczne, wspólnotowe, społeczne, ale też zapewnienie – podobnie jak dzieci w Fatimie – że ostatecznie „wszystko będzie dobrze”, jak powiedziała święta Julianna z Norwich, żyjąca w wiekach średnich (XIV w.). „Na końcu moje Niepokalane Serce zatryumfuje” – powiedziała Maryja dzieciom. Jeślibym to powiedział ja, nie miałoby to znaczenia, byłoby wyrazem moich pragnień, a nawet – szukania próżnej sławy. Ale jeśli słowa te, doskonale zbadane przez różne komisje teologiczno-psychologiczne, wypowiada najświętsza ze wszystkich ludzi w historii świata – to nie można ich po prostu ignorować ani zmieniać ich znaczenie.

To nie znaczy, że wszystko „samo się stanie”, nie oznacza żadnego „automatyzmu zbawczego”. Podobnie, wszelkie katastroficzne przepowiednie, z których część nie ma wartości, jeśli są prawdziwe i pochodzą od Boga, zawsze są w trybie warunkowym – „jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”. To znaczy, że mówiąc te słowa w Ewangelii, Jezus jednocześnie mówi, że „jeśli się nawrócicie, nie zginiecie”. Jezus nie obiecuje łatwego miłosierdzia – wiemy, ile ono kosztowało samą Faustynę, ale także jej spowiedników i kierowników duchowych, a także osoby z nią żyjące w różnych domach zakonnych. Miłosierdzie nie jest łatwe, choć zarazem Jezus obiecuje, że „nikogo nie wyłączyłem”. Jeśli nikogo, to nikogo. Koniec, kropka.

Słowa Boga są absolutne, a „mowa Boża wyraźna jest”. Święta miała momenty zwątpienia („Jezu, czy ty nie jesteś widmem jakimś?”), ale i chwile jasnej pewności – jak każdy człowiek dobrej woli, bo nikt z nas nie wie wszystkiego. „Tylko On wie wszystko!” – wołał Jan Paweł II w 1979 roku podczas pielgrzymki w Krakowie na Błoniach, gdzie apelował: „Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi wszelkich systemów społecznych, politycznych, ekonomicznych, prawnych! Nie lękajcie się…” – każdy, kto tam był, pamięta tę żarliwość przyszłego świętego, gdy głosił ewangelię „wszelkiemu stworzeniu”. Nawet najgorszym z najgorszych, jak lekarz, który najpierw musi ratować najciężej chorych i których życie – w tym przypadku życie wieczne – wisi na włosku.

W tym szkicu jeszcze raz przyjrzę się nieco szerzej słynnemu zapisowi objawienia w Płocku wizerunku Jezusa Miłosiernego, na podstawie którego powstał oryginalny obraz – który Faustynie się nie spodobał od strony estetycznej – a następnie przynajmniej dwa kolejne, które są znane na całym świecie. Rzeczywiście, oryginalny obraz, który według niektórych ludzi dobrej woli jest „tym prawdziwym”, estetycznie niestety jest słabszy od późniejszych, których święta Faustyna już nie mogła zobaczyć. Sądzę, że gdyby ujrzała późniejsze wersje obrazu, nie doświadczyłaby takiego rozdźwięku między oryginałem a obrazem malowanym ludzką ręką („Któż wymaluje Cię tak pięknym, jaki Jesteś?”).

Przytoczmy tedy krótki, jakby dla Faustyny zupełnie „naturalny” (jak zapis ze zwykłego spotkania w parku w pamiętniku osoby świeckiej) opis objawienia Obrazu, który obecnie znajduje się chyba we wszystkich sanktuariach, świątyniach, kościołach i kaplicach na świecie.

„Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. – Po chwili powiedział mi Jezus: „Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47).

Tyle. To znaczy? To znaczy, że w tym jednym akapicie, w kilkunastu zdaniach święta Faustyna Kowalska twierdzi, że „ujrzała” (użyła takiego właśnie słowa) „Pana”. Używa słów prostych, zrozumiałych, jakby dla niej oczywistych, styl nie jest barokowy, ale też nie jest ubogi znaczeniowo. Jako literaturoznawca, który zajmuje się językiem „Dzienniczka”, od wielu lat mogę stwierdzić, że jest to opis bezbłędny pod względem ortograficznym, gramatycznym, sprawny, choć nie idealny stylistycznie i bardzo pojemny semantycznie. Ale po kolei. Prześledźmy cały opis słowo w słowo.

Jak wiemy, pierwszy rękopis zakonnica spaliła. Spowiednik jako pokutę zlecił odtworzenie z pamięci już zniszczonych stronic i kontynuowanie na bieżąco pamiętnika. Stąd tok tekstu linearny nie odpowiada chronologii zdarzeń. Święta musiała odtwarzać przeszłość (istotne zdarzenia, wstąpienie do klasztoru, opis pierwszych doświadczeń i codzienności), a zarazem zapisywać nowe spostrzeżenia, co dla absolwentki zaledwie kilku klas szkoły powszechnej nie mogło być zadaniem łatwym.

Odtwarzając zdarzenia, stosuje zwykle określenia czasowe takie, jak „w pewnej chwili”, „od tej chwili” – rzadko lub wcale nie podaje dokładnych dat, szczególnie dat miesięcznych, a tym bardziej – dziennych. Tu jest inaczej – Faustyna, po trzech lub więcej latach od spotkania ze Zmartwychwstałym, pamięta dzienną datę objawienia. Piszę „po trzech latach”, ponieważ druga i ostateczna wersja pamiętnika duchowego zaczęła powstawać od roku 1934, więc już po Jubileuszu roku 1933. Musiało być to więc przeżycie, które bardzo zapisało się w sercu i duszy zakonnicy.

Opis dalej podaje tylko istotne szczegóły – pora wieczorna (choć nieokreślona co do godziny, co nie ma znaczenia), miejsce – cela, święta nie pisze, w jakiej pozycji ciała się znajdowała (czy klęczała, stała, siedziała), bo nie jest to w tym momencie istotne. Jest cała skupiona na „Panu”, którego nie „zobaczyła”, czy „spostrzegła”, ale – ujrzała. Przypomina się opis ewangeliczny: „Ujrzał i uwierzył”. I słowa Jezusa do niedowierzającego Tomasza: „Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś”. To bardzo istotny detal.

Następnie zakonnica pisze, że „wpatrywała się” w Jezusa – wpatrywać się, to intensywnie obserwować, jakby w tym celu, aby wszystko dokładnie zapamiętać, żeby potem móc przywołać w pamięci wzrokowej, opisać malarzom wygląd zewnętrzny Pana. Odbywało się to w „milczeniu” – nie od razu usłyszała słowa wypowiadane na głos przez Jezusa. „Wymaluj obraz, według rysunku, który widzisz” – oczywiście nie osobiście, lecz Bóg, znając mądrość i niewątpliwą inteligencję wybranej apostołki Miłosierdzia, nie musiał konkretyzować, kto ma ostatecznie fizycznie namalować pierwszy oryginał Obrazu.

Dalej święta dowiaduje się, że obraz ma być „podpisany” – w tradycji ikonograficznej ani malarze się nie podpisywali pod dziełami religijnymi, ani też żaden obraz, przynajmniej z tych, jakie mogła w dzieciństwie widzieć w kościołach Faustyna, nie był nigdy podpisany. Tu inaczej – sam obraz jakby nie wystarcza – potrzebne jest słowo i tym jest zdanie oznajmiające w trybie wykrzyknikowym, jakby akt strzelisty – „Jezu, ufam Tobie”.

Jezus „wznosi prawą rękę do błogosławieństwa” (więc nie w geście „królewskim” z palcem wskazującym), a „druga dotyka szaty na piersiach”. Ukryte serce nie oznacza ani braku emocji (co obecnie zarzucają wizerunkowi tradycjonaliści), ani braku miłości, ani – jak mówią psychologowie – żadnych ukrytych emocji. Spełnia to rolę realistyczną – ostatecznie nie widziałem nigdy człowieka z sercem na powierzchni ciała. Faustyna nie waha się napisać wręcz „na piersiach” – serce, jakby ukryte przed złem świata, jakby niechcące się narzucać człowiekowi, który ma wolną wolę, jest na swoim miejscu – we wnętrzu świątyni Ducha Świętego.

Szata na piersiach jest „uchylona” – nie całkiem odsłonięta, lecz właśnie lekko uchylona, a stamtąd, z ukrytego (jak za życia ziemskiego) wychodzą dwa promienie – jeden barwy czerwonej, drugi – i tu jest istotny szczegół: nie „biały”, lecz „blady”. Biała jest cała szata Jezusa, promień oznaczający wodę, która wypłynęła po przebiciu serca włócznią, jest taki, jak kolor wody – woda nie jest biała, jest przezroczysta, właśnie blada (widzenie odbywa się w celi zapewne nieoświetlonej światłem elektrycznym, może właśnie dlatego wieczorem, kiedy kontrast postaci Chrystusa jest wyraźniejszy, niż gdyby wizja miała miejsce w świetle dnia).

Dlatego wszelkie interpretacje „patriotyczne”, choć czynione w dobrej wierze są raczej chybione – Jezus nie żąda od Faustyny „intronizacji”, wyraźnie mówi, że napis nie ma brzmieć „Chrystus, król miłosierdzia”, a obraz ma być namalowany fizycznie, a nie metaforycznie w „duszy zakonnicy”, jak początkowo myśleli spowiednicy. Stąd promienie, choć pewne podobieństwo jest, nie oznaczają barw narodowych Polski, choć skądinąd Jezus gdzie indziej stwierdza, że „Polskę szczególnie umiłowałem”.

Decydującym – przynajmniej dla piszącego te słowa – argumentem jest to, że Faustyna, która nie czytała nawet „Pisma świętego”, ani tym bardziej prac teologicznych czy religioznawczych doskonale oddała swój stan ducha podczas całego, trwającego zapewne kilka minut objawienia: „dusza moja przejęta była bojaźnią, ale i radością wielką”.

Jest to opis antycypujący późniejsze o wiele lat ustalenia wybitnych religioznawców, m.in. M. Eliadego, a szczególnie R.Otto, który w swym fundamentalnym dziele opisał stan dusz doświadczających „teofanii” (czyli dosłownie: „objawienia/ukazania się Boga/Bósta”) właśnie jako z jednej strony „tremens” (nie lęk, ani strach, lecz płynące z odczucia majestatu poczucie „bojaźni” w sensie także biblijnym jako uczucie bardzo pozytywne, szacunek i uwielbienie wielkości Boga), a z drugiej – „fascinosum”, czyli odczucie nie tyle potocznie rozumianej dziś „fascynacji”, lecz ekstatycznej radości, niedającej się wytłumaczyć psychologicznie, ani tym bardziej – na gruncie psychologii klinicznej. Faustyna na pewno nie wiedziała o ustaleniach wspomnianych badaczy, niezależnie dochodzących do podobnych wniosków. To dość poważny argument przeciwko tezie Starnawskiego, że wizja płocka to wytwór wyobraźni.

Dalej mamy już polecenie, a raczej nie tyle rozkaz, ani nawet życzenie, lecz „pragnienie”, więc bardziej „prośbę” niż nakaz, imperatyw, aby ten obraz był czczony najpierw lokalnie, a potem na całym świecie. Jest to naturalna i zgodna z praktyką Kościoła kolejność. Obietnice, które pojawiają się na samym końcu wizji, dotyczą nie tylko „życia wiecznego” (choć przede wszystkim), ale już także „pokonania nieprzyjaciół”, którymi równie dobrze mogą być tradycyjnie złe duchy, jak i ludzie złej woli.

* * *

Opis urojonego objawienia w Płocku różniłby się znacznie od tego, który znajduje się w „Dzienniczku”, gdyby prawdziwa była teza Jerzego Starnawskiego, psychiatry z KUL, który postawił siostrze Faustynie diagnozę ciężkiej choroby nerwowej, jaką jest choroba afektywna dwubiegunowa, dawniej nazywana „psychozą maniakalno-depresyjną” (albo krócej: „cyklofrenią”).

Za pomocą AI sporządziłem parafrazę przytoczonego opisu wizji mistycznej, zakładając, że sztuczna inteligencja jest na poziomie wczesnym, do którego werbalnie niekiedy regresują chorzy psychicznie i nerwowo.

Parafraza w trybie „hard” – to maksymalna unikalność w stosunku do oryginału, więc najwięcej zmian formalnych przy zachowaniu sensu całości – w programie do parafrazowania i sumaryzowania tekstów opartym na AI NeuralWriter. Parafraza lub przeformułowanie to oddanie tego samego tekstu innymi słowami bez utraty znaczenia samego tekstu. Innymi słowy, przekazujemy znaczenie tekstu naszymi własnymi słowami.

Często zdarza się, że sparafrazowany tekst lepiej oddaje jego znaczenie niż słowa oryginału i w rzeczywistości w ten sposób tworzymy kopię tekstu, która różni się znaczeniem od oryginału, np. gdy opowiadamy usłyszaną historię własnymi słowami, parafrazujemy ją, ale znaczenie pozostaje takie samo. Uczniowie często parafrazują, ponieważ nie są w stanie przekazać znaczenia dokładnie takiego, jak oryginał. Dawniej podkreślano, że należy uczyć się na pamięć i dokładnie cytować (np. w przypisach) czyjeś wypowiedzi – dziś piszemy raczej własnymi słowami, parafrazując mniej lub bardziej adekwatnie do znaczenia oryginału.

Oto parafraza stworzona przez AI: „Wieczorem w mojej celi zobaczyłam Pana Jezusa w białej szacie, jedną rękę wzniesioną w błogosławieństwie, a drugą dotykającą szaty na Jego piersi. Z zakrzywienia szaty na Jego piersi wychodziły dwa wielkie promienie światła, jeden czerwony, a drugi blady. Patrzyłam na Pana w milczeniu, duszę moją napełniał strach, a zarazem wielka radość. Po chwili Jezus powiedział do mnie. »Zrób obrazek podobny do tego, który widziałaś i napisz „Jezu, wierzę w Ciebie”. Chcę, aby ten obrazek został uhonorowany najpierw w twojej kaplicy, a potem na całym świecie«”.

Jak nietrudno zauważyć, parafraza stworzona przez AI jest znacznie gorsza od oryginału. Jeśli przyjąć, że sztuczna inteligencja (AI) znajduje się obecnie na poziomie mowy powiedzmy przeciętnego 3-5-latka, a jak twierdzą psychiatrzy – chorzy umysłowo regresują nawet do wczesnego wieku dziecięcego (co przypomina też czasem mowę ludów pierwotnych) – to musimy stwierdzić, że przeprowadzony tu eksperyment ligwistyczny ma głęboki sens. AI, które jest w powijakach, pokazało „nieświadomie”, jak mógłby wyglądać opis spotkania Faustyny ze Zmartwychwstałym, gdyby operowała językiem na poziomie dzieci. Język Faustyny nie był zatem nie tylko właściwy chorym, ale przejawia wysokie walory artystyczno-estetyczne, niedostępne chorym psychicznie i nerwowo osobom.

To samo zresztą niedawno stwierdziła lekarka-psychiatra, która specjalizuje się w tematyce właśnie cyklofrenii. Chorzy na tę chorobę są dość podobni do siebie i zachowują się zupełnie inaczej, niż wynika z relacji świadków w procesie informacyjnym. Gdyby Faustyna miała nie autentyczną wizję, tylko maniakalne omamy, to nie użyłaby w opisie słowa „rysunek” – „wymaluj obraz według rysunku, który widzisz” – tylko na przykład napisałaby, że „mam namalować obraz, bo miałam wizję”. Co więcej, gdyby jakakolwiek chora nerwowo (mniejsza na jaką chorobę) zakonnica w klasztorze doświadczyłaby urojonej bądź nawet rzeczywistej wizji, to nie potrafiłaby tego zachować w dyskrecji, co jest w Dzienniczku cechą podstawową.

Chorzy chętnie zwierzają się ze swych urojeń, omamów, halucynacji, tworzą różne traktaty teologiczne, niemal – obnażają się emocjonalnie przed innymi. Nie są w stanie też zachować dla siebie powierzanych im sekretów. Nie znają pojęcia „tajemnica”, „sekret”, dyskrecja, milczenie, tabu, reguła – wszystko wszystkim chętnie – jak małe dzieci – opowiadają, nieraz ubarwiając swe opowieści, dodając coś, aby wypaść lepiej albo zatajając wstydliwe kwestie. Nie stwierdzam tutaj żadnej z opisanych pokrótce zasad zachowania się osób chorych nerwowo, zwłaszcza szczególnie na cyklofrenię w fazie maniakalnej, kiedy chory nie dość, że jest towarzyski, to jest nadkontaktowy – potrafi być maksymalnie wylewnym, jak po spożyciu alkoholu, nieraz to doprowadza do poważnych skutków społecznych, a nawet – złamania prawa.

Chorzy z manią mówią wszystko, jak leci, nic nie potrafią zachować dla siebie. Ten obraz zupełnie nie pasuje do osoby siostry Faustyny – zawsze zachowywała sekrety, a swoje wewnętrzne przeżycia traktowała jako prywatne doświadczenia, o których mogli wiedzieć jedynie spowiednicy, kierownicy duchowi czy przełożeni. To bardzo istotny szczegół – pomijając już inne obecne w fazie hipomaniakalnej cechy, jak brak pokory, szukanie siebie i swej sławy, próżność świata – poczucie bycia centrum wszechrzeczy. Faustyna w ogóle nie spełnia ani jednego kryterium psychiatrycznego, jeśli podejdziemy do sprawy poważnie, obiektywnie i bez zakładania albo wykluczania czegokolwiek z góry. Liczy się prawda i nie ma co się tego bać. Jestem pewien, że ostateczna prawda o życiu i dziele świętej Faustyny będzie radosna.

Również hipoteza jednego z publicystów katolickich, niedawno opublikowana w „Tygodniku Powszechnym” – że „Faustyna spotykała się tak naprawdę z własnym wewnętrznym, sobowtórowym alter-ego” – z którą polemizowała już najwybitniejsza jak dotąd autorka biografii świętej Faustyny, Ewa Czaczkowska, w świetle tego, co ustaliłem – nie wytrzymuje elementarnej krytyki merytorycznej. Owszem, słynne „róże czerwone w garnku zamiast ziemniaków” i to w zimie, mogły być wyobraźnią, co przed komisją teologiczną zeznała pewnie pod przysięgą siostra zakonna, która wtedy razem z Faustyną gotowała te ziemniaki. Garnek był zapewne zbyt duży i zbyt ciężki dla schorowanej już wtedy świętej.

Również inne wizje – zresztą spowiednicy Faustyny nakazali jej podkreślić w tekście wszystko to, co na pewno jest wyobraźnią – mogły wynikać z tak zwanej „mistyki naturalnej”. Okazało się, że na wyraźne żądanie kierowników duchowych bardzo wiele opisów różnych wewnętrznych wizji wykreśliła. I podkreśliła tylko te, co do których nie miała ani cienia wątpliwości, że nie są jej fantazją.

Nie ma tu de facto więc sprzeczności – pewne wizje mogły być wyobrażone, niemniej wizja płocka, którą się tu zajmujemy – niemal na pewno jest autentyczna. Zresztą sama autorka przyznała, że „widzeń zewnętrznych mam niewiele”, zewnętrznych, czyli takich, których źródło nie znajduje się w osobie widzącej, lecz pochodzi z duchowej, obiektywnej Rzeczywistości. To wszystko trzeba umieć odróżniać, na przykład zgodnie z maksymą św. Tomasza z Akwinu, który uczył, aby „często rozróżniać” (to nie znaczy z kolei – dzielić włos na czworo).

* * *

Na dobitkę, nie jest możliwe napisanie takiego arcydzieła, jakim jest „Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej” bez podłączenia, że tak powiem, do wyższych źródeł inspiracji. To nie znaczy, że tekst „Dzienniczka” został podyktowany, podobnie jak dawniej rozumiano stworzenie „Pisma świętego” i do dziś wielu ludzi o dobrych intencjach szczerze wierzy, że autorzy po prostu „słyszeli” (albo widzieli) gotowy tekst, od razu na „czysto”, którego nie trzeba poprawiać, redagować ani przepisywać. To osobny temat – inspiracja autorów natchnionych.

Moim zdaniem, Jezus polecił napisanie „Dzienniczka” Faustynie z kilku powodów.

1. Nikt ze świeckich katolików nie czytał wtedy „Biblii” (w średniowieczu było to nawet zakazane), mimo że istniały już wtedy przekłady na języki narodowe, np. słynny, ale zbyt poetycki przekład ks. J. Wujka z epoki kontrreformacji, „Biblia gdańska” i rzecz jasna wielkie dzieło na 1000-lecie chrztu Polski, czyli „Biblia tysiąclecia” wydana w latach 1960., nad którą pracował autobus biblistów, tłumaczy z języków oryginalnych i teologów. To będzie omówione osobno, bo jest niezmiernie interesujące.

2. Jeśli katolicy czytali nawet „Nowy testament” bez wiedzy historycznej, znajomości kontekstów starożytnych zwyczajów żydowskich (etc.), nie rozumieli wiele z tego, co czytają.

3. Pewne wypowiedzi Jezusa w ewangeliach (zakładając, że są autentyczne i dość wiernie przytoczone przez ewangelistów) miały jedynie odniesienie do jemu współczesnych czasów, a nie znaczenie uniwersalne, można więc je dziś traktować jako jedynie konteksty historyczne. Wypowiedzi przytaczane w tej swoistej „Ewangelii XX wieku”, jaką dla wielu teologów i zwykłych wierzących stanowi „Dzienniczek” odnoszą się już tylko głównie do czasów współczesnych Autorce tychże bezcennych zapisów, także jeśli przypiszemy im wyłącznie historyczno-literackie znaczenie.

W każdym razie „Dzienniczek” nie został ani sfałszowany (jak sądzą krytycy), ani dosłownie podyktowany – „zrób, co w Twej mocy, a ja uzupełnię resztę”. Jezus mówi wyraźnie, że jest jednak więc coś w mocy każdego z nas, każdego człowieka „bonae voluntatis” na świecie. „Beze Mnie nic uczynić nie możecie” znaczy więc, że cokolwiek choćbyśmy zaczęli, to nie dokończymy bez łaski z nieba. To nie znaczy, że mamy nic nie robić, siedzieć i czekać, aż „Jezus Tym się zajmie”. Niestety, modna obecnie modlitwa-akt strzelisty, czyli „Jezu, Ty się tym zajmij”, choć sama w sobie prawdziwa, bo przecież nie wszystko jest w naszej mocy, dla wielu ludzi służyć może jako usprawiedliwienie bierności. Nie mnie to jednak oceniać.

* * *

Mowę (i coraz częściej w czasach dostępu do edytorów tekstu także pismo) chorych psychicznie określa się w tradycyjnej psychiatrii mainem „schizofazji” (dosł. „sałata słowna”; łac. schizophasia); jest to bardzo poważny objaw psychopatologiczny, świadczący o znacznym rozkojarzeniu myślenia chorych szczególnie na schizofrenię, ale obecny także w innych zaburzeniach psychicznych. Mowa osób w stanie cyklofrenii w fazie hipomaniakalnej (a tym bardziej – w ostrym epizodzie manii) nie jest zmieniona jakościowo (treściowo, znaczeniowo, sens jest zachowany, a chory nie traci kontaktu z rzeczywistością), ale ilościowo – chory dużo mówi, choć często przeskakuje z tematu na temat, nie potrafi utrzymać wątku („poślizg poznawczy”), bo skojarzenia idą w różne strony – ciężko wtedy utrzymać temat w rozmowie czy temat w formie pisemnej.

W schizofazji słowa wypowiadane przez pacjenta nie układają się w logiczny ciąg i są chaotycznie przemieszane. Termin „schizofazja” wprowadził do medycyny Emil Kraepelin, autor określenia „dementia praecox”, czyli „otępienie wczesne”, którego nazwę Eugene Bleurer zmienił w 1911 roku na „Gruppe der Schizophrenien”, dosłownie – „zespół schizofrenii” (w liczbie mnogiej, bo nie ma jednej, wzorcowej schizofrenii).

Podsumowując – język, jaki został użyty do napisania „Dzienniczka”, nie spełnia ani jednego z podanych wyżej kryteriów „rozszczepienia mowy”. Jest to język nie tylko naturalnie harmonijny, ale wręcz zdumiewający wartościami estetycznymi „naddanymi”, zwłaszcza u osoby, która ukończyła zaledwie kilka klas szkoły powszechnej (co było częste u dzieci wiejskich, które musiały wrócić do domu i pomagać w prowadzeniu gospodarstwa). Zaburzoną chronologię można tłumaczyć tym, że pierwotna wersja tekstu została zniszczona, urwane zdania – faktem, że święta musiała pisać w tajemnicy i przerywała pisanie, gdy ktoś wchodził do jej celi. Skarżyła się, że nie „mam nawet dobrego pióra” i że robią się kleksy – prawdziwa zmora jeszcze uczniów lat 1980., zanim nie zezwolono w szkole na używanie długopisów.

* * *

Sprawdziłem też kontekst historyczny na dzień Objawienia w Płocku. Otóż według źródeł w dniu, kiedy „wieczorem Faustyna była w celi”, czyli 22 lutego 1931 w krakowskim Domu Katolickim odbywał się wiec protestacyjny przeciw szerzącej się już wtedy i stale nasilającej w prasie, w literaturze i w teatrze pornografii. W wiecu tym uczestniczyli m.in. bp Adam Stefan Sapieha i Karol Rostworowski.

Zapewne ów kontekst historyczny jest jakoś istotny – ważne jest to, co się w dniu 22 lutego 1931 roku działo na demonstracji w Krakowie przeciw rozpoczynającej się, a potem rozlanej na całą Polskę fali erotyki, a niebawem – twardej, ohydnej pornografii, którą promowano potem w latach 1960. w czasie „rewolucji obyczajowej” na całym świecie, jednak szczególnie w „cywilizowanym” świecie Zachodu i całej strefy euroatlantyckiej. Jak wiadomo, Faustyna szczególnie mocno podkreślała niszczące człowieka „grzechy zmysłowe”, z tym że można to odczytywać różnie – z jednej strony luzowanie obyczajów miało realnie w świecie miejsce, z drugiej – ówczesny Kościół nieco czasami zbytnio koncentrował się na „tych grzechach”.

Niewiele osób spośród krytyków pontyfikatu papieża Benedykta XVI wie, że jako jeszcze młody kapłan i uczestnik obrad Soboru Watykańskiego II należał do frakcji liberalnej, która chciała bardzo daleko idących reform, dostosowania się do świata nowoczesnego, który w naukach humanistycznych określa się jako „późny modernizm”. Kardynał Ratzinger był nawet za znacznym „poluzowaniem” rzeczywiście wtedy zbyt surowej etyki w zakresie życia rodzinnego i małżeńskiego z dopuszczeniem do „miękkiej” przeciwkoncepcji włącznie. Gdy jednak na własne oczy zobaczył, co się dzieje w ramach rzekomo postępowej „rewolucji seksualnej” drugiej połowy lat 1960., zaczął rewidować swoje nastawienie i nabył sporo krytycyzmu wobec forsowanych przez zwłaszcza skrajną frakcję liberalno-lewicową zmian. Nazywanie Benedykta XVI z tego powodu, że zaczął krytycznie oceniać współczesność mianem „pancernego kardynała”, jest tyleż krzywdzące, co głupie. Nikt nie pamięta, dlaczego przyszły papież zmienił spojrzenie na świat – po prostu był przerażony tym, co wyprawiano w latach 1960.

Grzech ma nie tylko zmysłowy charakter, mówimy wszak „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”. Moim zdaniem, dziś nawet gorsze jest nie to, co źle zrobiliśmy, ile to, czego dobrego nie uczyniliśmy. Można więc podzielić grzechy na „dodatnie” (coś, czego nie powinno być) i grzechy „ujemne” – niezrobienie czegoś, co należy do naszych obowiązków, a nawet – zmarnowanie okazji do czynienia dobra, które co prawda nie jest naszym obowiązkiem (np. wynikłym z umowy o pracę, dawniej też się mówiło o obowiązkach „stanu”), ale zaniedbanie go może komuś zaszkodzić. Nieudzielenie pomocy znajduje się nawet w prawie karnym i jest karalne.

Tym bardziej obowiązuje to w sumieniu wszystkich chrześcijan, szczególnie katolików, skoro twierdzimy, że to w Kościele powszechnym jest przechowywana Prawda, sakramenty i że „poza Kościołem nie ma zbawienia”. To dar, ale i szczególne zobowiązanie – bo jeśli faktycznie mamy skarb, to jeśli go zaniedbamy, będziemy surowiej sądzeni niż inni chrześcijanie, a tym bardziej wyznawcy innych religii, a nawet ludzie niewierzący, lecz jednak pełni dobrej woli i przestrzegający prawa stanowionego przez ludzi.

* * *

Siostra Faustyna ponoć często widziała Jezusa jako małe dziecko, które okazywało jej swoją wdzięczność i radość. Na przykład w czasie mszy świętej w Boże Narodzenie 1937 roku ujrzała Dzieciątko Jezus stojące przy niej na rogu klęcznika i trzymające się jej ramienia. Po Komunii świętej ujrzała Jezusa takiego samego w swoim sercu i czuła Go przez cały dzień fizycznie (Dz. 343). Siostra Faustyna doświadczała również mistycznej łączności z cierpieniem i śmiercią Chrystusa. Na przykład w Wielki Piątek 1938 roku ujrzała Ukrzyżowanego Jezusa na ołtarzu i usłyszała Jego głos: Pragnę wejść do twojego serca (Dz. 1052). Po Komunii świętej odczuwała ogromny ból i rany na swoim ciele, które były odzwierciedleniem ran Chrystusa.

Siostra Faustyna miała być również świadkiem chwały i mocy Zmartwychwstałego Pana. Na przykład w Niedzielę Miłosierdzia 1935 roku ujrzała Jezusa ubranego w białą szatę z ranami na dłoniach i nogach, ale promieniującego światłem. Jezus powiedział jej: Dziś otwieram morze miłosierdzia dla całego świata (Dz. 420). Siostra Faustyna prosiła Go o wiele łask dla siebie i dla innych ludzi. Siostra Faustyna miała również okazję ujrzeć Jezusa jako Króla Wszechrzeczy, który panuje nad niebem i ziemią. Na przykład w czasie modlitwy przed Najświętszym Sakramentem ujrzała Jezusa na tronie otoczonego aniołami i świętymi. Jezus powiedział jej: „Jestem Królem nieba i ziemi” (Dz. 83).

* * *

Czym są halucynacje w kontekście mistyki religijnej? Halucynacje wzrokowe są to fałszywe doznania związane z narządem wzroku, które polegają na widzeniu przedmiotów, ludzi, zwierząt lub innych kształtów, które nie istnieją w rzeczywistości. Halucynacje wzrokowe mogą być proste (np. widzenie błysków, cieni) lub złożone (np. widzenie sylwetek ludzi, zwierząt) i mogą towarzyszyć im halucynacje innych zmysłów (np. słuchowe, węchowe). Halucynacje wzrokowe i wizje mistyczne to nie jest to samo, choć mogą być czasem trudne do odróżnienia. Halucynacje wzrokowe to fałszywe doznania związane z narządem wzroku, które powstają bez zadziałania jakiegoś bodźca sprawczego i są odbierane jako realne przez osobę je doświadczającą.

Wizje mistyczne to doznania związane z religią lub duchowością, które mają charakter nadprzyrodzony lub transcendentny i są odbierane jako prawdziwe przez osobę je doświadczającą. Halucynacje wzrokowe mogą być objawem różnych stanów chorobowych lub zaburzeń psychicznych, takich jak schizofrenia, depresja psychotyczna, padaczka, nowotwory mózgu czy niewydolność wątroby. Mogą być też wywołane przez zażywanie substancji psychoaktywnych (np. LSD, meskalina), odstawienie alkoholu lub narkotyków, wysoką gorączkę lub niedostateczną ilość snu.

Wizje mistyczne mogą być związane z głębokim doświadczeniem religijnym lub duchowym, takim jak modlitwa, medytacja, kontemplacja czy ekstaza. Aby odróżnić halucynacje wzrokowe od wizji mistycznych, należy zwrócić uwagę na kilka czynników, takich jak:

– halucynacje wzrokowe mogą mieć dowolną treść, często niezwiązaną z religią lub duchowością, a wizje mistyczne mają zazwyczaj treść religijną lub duchową, związaną z Bogiem, aniołami, świętymi czy demonami;

– halucynacje wzrokowe mogą pojawić się w dowolnym momencie dnia lub nocy, bez żadnego powodu lub bodźca wyzwalającego, a wizje mistyczne często pojawiają się w określonym kontekście religijnym lub duchowym, np. podczas modlitwy, medytacji czy pielgrzymki;

– wizje mistyczne mogą być odbierane jako symboliczne lub metaforyczne i mogą być poddawane ocenie, lub interpretacji przez osobę je doświadczającą lub autorytety religijne.

Można mieć zarówno halucynacje, jak i wizje mistyczne. Niektóre osoby mogą doświadczać halucynacji związanych z zaburzeniami psychicznymi lub innymi przyczynami, a jednocześnie mieć wizje mistyczne związane z ich religią lub duchowością. Niektóre osoby mogą też mylić halucynacje z wizjami mistycznymi lub odwrotnie.

Wizje mistyczne to doznania związane z religią lub duchowością, które mają charakter nadprzyrodzony lub transcendentny i są odbierane jako prawdziwe przez osobę je doświadczającą. Wizje mistyczne są prawdziwe dla osób, które je doświadczają i wierzą w ich znaczenie i pochodzenie. Wizje mistyczne mogą być też uznane za prawdziwe przez innych ludzi, którzy podzielają tę samą religię lub duchowość. Wizje mistyczne należą do sfery osobistej i mogą być różnie interpretowane przez różne osoby. Jednak wizji mistycznej nie można zmierzyć, udowodnić lub zweryfikować za pomocą metod empirycznych.

Jest to bardziej kwestia osobistej relacji z Bogiem, odwaga „rzucenia się na głębię”, bez oglądania się na zachowanie innych (w Łodzi w katedrze Faustyna pisze, jak po opuszczeniu zabawy tanecznej, „padła krzyżem na środku, nie zwracając na nikogo uwagi”), a stało się to po opuszczeniu balu z zachowaniem dyskrecji („pozorując ból głowy”), gdzie doznała pierwszego spotkania z ubiczowanym Jezusem – „i znikło sprzed moich oczu towarzystwo, umilkła wdzięczna muzyka, pozostał tylko Jezus i ja”.

Również „halucynacje” raczej nie trzymają w rękach fizycznych brulionów Dzienniczka, ani nie powodują, że z obrazu umęczonej twarzy Jezusa na firance w celi klasztornej, będą kapać rzeczywiste łzy. Wszystko, co opisałem, w ogóle nie pasuje do obrazu chorych nerwowo i psychicznie, szczególnie do schizofrenii, depresji psychotycznej czy zaburzeń dwubiegunowych. Jeśli doświadczała rzeczywiście jakichś „objawów” („przez całą Mszę walczyłam z myślami bluźnierczymi”, itd.), jak to skrótowo – więc krzywdząco – oznaczają lekarze, to było to oczyszczenie przez „noc ciemną” ducha i zmysłów, którą w XVI wieku opisał św. Jan od Krzyża, wyraźnie zaznaczając, że nie jest to tylko „acedia” (duchowa depresja mnichów), ani melancholia – w sensie dzisiejszej „depresji”.

Nie znaczy, to, że święci czy mistycy nie mogą zachorować nerwowo. Znaczy to tylko, że Faustyna zapisała prawdę o tym, co się zdarzyło w Płocku 22 lutego 1931 roku, podczas balu czy wielokrotnie, gdy potem w kontekście życia zakonnego (i nigdzie poza tym) ukazywał się jej Jezus.

Jeszcze jednym argumentem jest to, że sama Faustyna miała wątpliwości („Jezu, czy nie jesteś widmem jakimś?”), co przypomina pewien rodzaj stanu ducha, jaki mieli apostołowie po przyjściu Jezusa do wieczernika – niewiarę z radości: „A gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli”. Jest taki stan, gdy ewidentnie dzieje się coś tak pięknego, że w pierwszej chwili nie wierzymy jakby z radości („no nie wierzę, to niemożliwe, zbyt piękne…”), aby nie doznać rozczarowania, którego pełen jest świat. Jestem pewien, że prawdziwe są słowa Pana, który powiedział, że „błogosławiony ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Błogosławiony znaczy tyle, co szczęśliwy…

* * *

Myślę, że podane tutaj argumenty na rzecz autentyczności objawienia Jezusa Miłosiernego można by mnożyć, ustawiać w kontekście zarówno całej biografii świętej, jak i ówczesnej sytuacji w Polsce, Europie, na świecie, ale nawet – lokalnie, wszak Płock to prawie geograficzny środek Polski z najstarszą katedrą.

Kontekstów może być więcej – opis osoby, która doświadcza „omamów”, byłby zupełnie inny, pełen zbędnych detali, albo z drugiej strony – zbyt ogólnikowy, nieuporządkowany, słownictwo zapewne kwieciste, „barokowe”, a całość sprawiałaby wrażenie sztuczności, teatralności czy dziwaczności. Z innych miejsc wiemy, że Faustyna nie miała świadomości, że tylko jej dane były te wszystkie przeżycia – myślała, że „tak mają tylko wielcy święci”. Może to też świadczyć o tym, że wizja nie zaskoczyła Faustyny – nie była „nagła”, była bardzo ludzka, choć jednocześnie niesłychanie wzniosła. Spotkała Tego, który ją właśnie wybrał, bo Pan wybiera kogo, chce, a często właśnie osoby słabsze, schorowane, z „nizin społecznych”, jak się dawniej mawiało.

Temat oczywiście nie jest zamknięty, lecz sądzę, że zarówno psychiatrzy negujący całkowicie autentyczność wizji płockiej (oraz wszystkich pozostałych), jak i skupieni wokół – skądinąd ważnej sprawy „intronizacji Jezusa w sercach Polaków” – krytycy, zarzucający siostrze Faustynie „fałszywe miłosierdzie”, zbytnią pobłażliwość czy wręcz działanie zwodnicze – nie mają racji, choć te trudności miały i musiały się w historii kultu bożego miłosierdzia pojawić; były zresztą zapowiedziane w wielu miejscach tego wybitnego dokumentu katolickiej mistyki, jaki stanowi od niemal stulecia „Dzienniczek” świętej siostry Faustyny Marii Kowalskiej ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.

Autorstwo: Rafał Sulikowski
Źródło: WolneMedia.net


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. emigrant001 13.06.2023 13:59

    XXI wiek a ludzie ciągle wierzą w gusła:)

  2. JedynaDroga 13.06.2023 14:58

    Baruch Spinoza

    Traktat o trzech oszustach : Mojżeszu, Jezusie i Mahomecie.

    Niektórych mocniej ” trzyma ” innych słabiej.

    Osiągnięty komfort psychiczny to bezcenna rzecz.

  3. MasaKalambura 13.06.2023 15:02

    Wielka frywolność duchowa tu nastała wyraźnie. Mroczny nadziwić się nie może.

    Ciekawe, że za oskarżeniem o oszustwo mało dowodów idzie albo żadne. W większości oszczerstwa nieznaczące.

  4. Szwęda 13.06.2023 17:03

    Ja po łysiczkach byłem przekonany, że wszystko w co wierzymy albo w co nie wierzymy istnieje, jakby olśnienie czy coś, nie miałem wizji wizualnych ale takie myślowe, a jestem i zawsze byłem zdrowy psychicznie. Na skutek przeróżnych czynników mogą się całkiem zdrowemu człowiekowi uaktywniać normalnie głęboko uśpione warstwy psychiki, świadomości itd. Wszystko jednak wydaje się być projekcją jego żądz, pragnień, pasji, marzeń, wierzeń itd.

  5. MasaKalambura 14.06.2023 00:50

    Sprawdźmy, co o tym myśli obecna, jeszcze mało zaawansowana bestyjka.

    Ja:
    Jakie są złożoności dogmatyczne, prawa koraniczno-biblijne (wspólne) opisujące objawiających się fantomów, zlecających malowanie mary o silnie religijnym zabarwieniu, i oddawaniu czci temu wizerunkowi?

    Bing (niestety po dłuższym precyzowaniu, to jednak nadal dość prosty model duchowo-elektryczny)
    W Starym Testamencie znajduje się zakaz sporządzania obrazów Boga i oddawania im czci. Zakaz ten znajduje się w Dziesięciu Przykazaniach, które mówią: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią. Nie będziesz się kłaniał przed nimi i nie będziesz im służył, ponieważ Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań” (Wj 20,4-6).

    W islamie również istnieje zakaz sporządzania obrazów Allaha i oddawania im czci. Koran mówi: „Powiedz: On jest Allah, Jedyny; Allah, Wieczny, Absolutny; Nie płodził i nie został zrodzony; I nie ma nikogo równego Mu” (Koran 112:1-4).

    Jednak ważne jest zauważenie, że choć obie religie zakazują sporządzania obrazów Boga i oddawania im czci, istnieją różnice w sposobie rozumienia i praktykowania tego zakazu. W chrześcijaństwie na przykład istnieje długa tradycja tworzenia sztuki religijnej przedstawiającej Jezusa, Maryję i inne postacie religijne. Praktyka ta została usprawiedliwiona przez teologów, którzy argumentowali, że skoro Jezus stał się człowiekiem i był widoczny dla ludzi, to dozwolone jest tworzenie Jego wizerunków.

    Powtórzyłem to Czat Gdt:
    i oto, jak odpisał:
    Nie ma żadnych złożoności dogmatycznych ani prawa koraniczno-biblijnego, które opisywałyby objawiające się fantomy zlecające malowanie Maryi o silnie religijnym zabarwieniu i oddawanie czci temu wizerunkowi. Współczesne religie, takie jak islam i chrześcijaństwo, nie wspominają o żadnych takich objawieniach czy fantomach w swoich tekstach świętych.

    W przypadku islamu, Koran nie opisuje żadnych objawień Maryi ani fantomów związanych z malowaniem jej wizerunku czy oddawaniem czci temu wizerunkowi. Koran podkreśla jedność i nieporównywalność Boga oraz zaleca oddawanie czci jedynie Bogu, a nie jakimkolwiek obrazom czy wizerunkom.

    W chrześcijaństwie istnieje przekonanie o objawieniach Maryi, zwłaszcza w niektórych tradycjach katolickich. Jednak nie ma prawa koraniczno-biblijnego, które zlecałoby malowanie wizerunku Maryi przez objawiającego się fantoma lub oddawanie czci temu wizerunkowi. Sztuka religijna przedstawiająca Maryję ma zwykle na celu wyrażanie i przypominanie wiernym o jej roli w chrześcijańskiej tradycji, a nie jest powiązana z jakimiś konkretnymi objawieniami fantomów.

    Wspólne zasady koraniczno-biblijne dotyczą głównie jedności Boga, oddawania czci tylko Jemu i unikania bałwochwalstwa poprzez tworzenie fizycznych wizerunków Boga lub innych postaci religijnych. Nie ma jednak szczegółowych przepisów dotyczących objawień fantomów i malowania wizerunków Maryi w kontekście oddawania im czci.

    Ja:
    Proszę o powtórzenie odpowiedzi, w pytaniu nie ma Mary, Maryi tylko mary, widzenia sennego…

    ChatGPT:
    Przepraszam za nieprecyzyjne zrozumienie pytania. Jeśli chodzi o “widzenia senne” i malowanie Mary, to nie ma żadnych specyficznych złożoności dogmatycznych ani prawa koraniczno-biblijnego dotyczącego tych konkretnych aspektów.

    W islamie, Koran nie odnosi się bezpośrednio do widzeń sennych lub zlecania malowania postaci religijnych. Koran skupia się na jedności Boga i zasadach oddawania czci tylko Jemu. Islam odrzuca bałwochwalstwo i oddawanie czci jakimkolwiek fizycznym obrazom czy wizerunkom, a zamiast tego skupia się na niewidzialnej obecności i jedności Boga.

    W chrześcijaństwie, również nie ma konkretnej doktryny czy prawa biblijnego, które opisywałoby widzenia senne zlecające malowanie postaci religijnych. Wizje senne są osobistymi doświadczeniami, które mogą być interpretowane indywidualnie przez wierzących, ale nie są one częścią oficjalnej doktryny chrześcijańskiej. Sztuka religijna przedstawiająca postacie biblijne, w tym Maryję, jest bardziej wynikiem tradycji artystycznej i wyrazem wiary, a nie bezpośrednich poleceń czy objawień wizyjnych.

    W obu religiach istnieje zasada unikania bałwochwalstwa i oddawania czci tylko Bogu. Tworzenie obrazów czy wizerunków, niezależnie od ich pochodzenia, nie powinno prowadzić do praktyk bałwochwalczych czy oddawania czci stworzeniom zamiast Stwórcy.

    Ja:
    Czemu mogły służyć prośby postaci objawiającej się św Faustynie z Płocka, będące mocno kontrowersyjne w stosunku do dwu wielkich ruchów monoteistycznych (Islamu i religii Mojżesza) z racji oczywistych?

    ChatGPT
    Prośby postaci, które rzekomo objawiały się św. Faustynie z Płocka, nie są częścią oficjalnej doktryny ani praktyk Kościoła katolickiego. Objawienia i mistyczne doświadczenia są kwestią indywidualną i podlegają ocenie Kościoła pod kątem ich autentyczności i zgodności z wiarą katolicką.

    Ważne jest zrozumienie, że różne religie mają swoje własne przekazy objawieniowe i mistyczne, które są istotne dla wierzących w ramach tych konkretnych tradycji religijnych. Jednak każde z tych objawień i doświadczeń musi być oceniane w kontekście zasad i nauk tych religii.

    W przypadku islamu i judaizmu, objawienia i doświadczenia mistyczne są również istotne, ale mają swoje własne ramy interpretacyjne i kontekst teologiczny. Religie te opierają się na swoich własnych tekstach świętych, takich jak Koran i Stary Testament, które stanowią podstawę dla ich doktryn i praktyk.

    Kiedy pojawiają się kontrowersyjne prośby, w szczególności w stosunku do innych religii, to Kościół katolicki i inne religie podejmują działania w celu oceny ich autentyczności i zgodności z doktrynami i zasadami wiary. W przypadku kontrowersyjnych objawień, Kościół katolicki może przeprowadzić dochodzenie, zebrać dowody i poddać je analizie teologicznej, by oszacować ich prawdziwość i zgodność z wiarą katolicką.

    Ważne jest, aby zrozumieć, że nie wszystkie objawienia czy prośby mają taką samą wagę dla różnych religii, i że każda religia ma swoje własne kanony i ramy interpretacyjne, w których ocenia się takie doświadczenia mistyczne.

  6. Szwęda 14.06.2023 11:36

    emigrant001,
    I co z tego, że XXI wiek? Technika poszła mocno do przodu ale człowiek idzie w dół! Wymyślił sztuczną inteligencję, nad którą nawet nie wie czy w ogóle będzie miał kontrolę, wymordowuje się milionami… dzisiejszy człowiek jest po prostu obrazem nędzy i rozpaczy. Z gusłami ludzie żyli tysiące lat i nie eliminowali się całymi milionami w krótkim czasie! W XXI wieku człowiek znalazł się ze swoimi wspaniałymi odkryciami i wynalazkami na krawędzi zagłady swojego gatunku a może też większości innych.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.