Czy naprawdę nienawidzisz państwa?

Opublikowano: 12.07.2013 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 782

Rozmyślałem ostatnio nad tym, jakie są kluczowe kwestie dzielące libertarian. Te, na które kierowano w ostatnich latach dużo uwagi to: anarchokapitalizm kontra rząd minimalny, abolicjonizm kontra gradualizm, prawa naturalne kontra utylitaryzm i wojna kontra pokój. Doszedłem jednak do wniosku, że chociaż te kwestie są ważne, to nie dotykają sedna sprawy, czyli głównej linii oddzielającej nas od siebie.

Weźmy na przykład dwie przodujące w ostatnich latach prace anarchokapitalistyczne: Mój Manifest libertariański i Machinery of Freedom Davida Friedmana. Z pozoru głównymi różnicami między nimi jest mój własny pogląd na prawa naturalne i racjonalny libertariański zbiór praw – w przeciwieństwie do pozbawionego moralności utylitaryzmu i dogadywania się między prywatnym agencjami policyjnymi. Ale różnica jest o wiele głębsza. W Manifeście Libertariańskim (a także w większość moich innych prac) przebija głęboka nienawiść do państwa i wszystkich jego działań, opierająca się na przekonaniu, iż państwo jest nieprzyjacielem ludzkości. Natomiast jest oczywiste, że David wcale nie nienawidzi państwa; doszedł tylko do przekonania, iż anarchizm i współzawodniczące prywatne siły policyjne są lepszym systemem społeczno-gospodarczym niż jakakolwiek inna alternatywa. Albo, wyrażając to pełniej, że anarchizm byłby lepszy od leseferyzmu, który z kolej jest lepszy niż obecny system. Spośród całego spektrum alternatyw politycznych David Friedman jako lepszy wybrał anarchokapitalizm. Ale lepszy w stosunku do istniejącej struktury politycznej, która jest też całkiem dobra. Mówiąc w skrócie, nie ma dowodów, że David Friedman w jakikolwiek sposób nienawidzi istniejącego obecnie państwa amerykańskiego, czy samej instytucji państwa – nienawidzi go całym sercem jako łupieżczą bandę złodziei, ciemiężców i morderców. Nie ― jest tylko chłodne przekonanie, że świat z anarchizmem byłby najlepszym z możliwych światów, ale obecny system jest dosyć wysoko na skali naszych oczekiwań. Dla Friedmana państwo – żadne państwo – nie jest łupieżczą bandą przestępców.

Takie samo wrażenie odnosimy również, czytając na przykład filozofa politycznego Erica Macka. Mack jest anarchokapitalistą, który wierzy w prawa osobiste, ale w jego pismach nie ma ani śladu żarliwej nienawiści do państwa, czy a fortiori żadnej wzmianki, że państwo jest łupieskim i bestialskim wrogiem.

Być może słowem, które najlepiej definiuje różnicę między nami jest przymiotnik „radykalny”. Radykalny w sensie bycia w całkowitej opozycji do istniejącego systemu politycznego i samego państwa. Radykalny w sensie połączenia intelektualnej opozycji do państwa z głęboką nienawiścią do jego wszechogarniającego i zorganizowanego systemu zbrodni i niesprawiedliwości. Radykalny w sensie głębokiego oddania dla ducha wolności i antyetatyzmu, które spaja rozum i uczucie, serce i duszę.

Co więcej, w przeciwieństwie do tego, co wydaje się prawdą w dzisiejszych czasach, nie musisz być anarchistą, żeby być radykalnym w naszym sensie, tak jak możesz być anarchistą, ale bez radykalnego zacięcia. Nie znam obecnie żadnego zwolennika ograniczonego rządu, który jest radykalny – naprawdę zadziwiające zjawisko, jeśli pomyślimy o naszych przodkach, klasycznych liberałach, którzy byli rzeczywiście radykalni, którzy nienawidzili państwa swoich czasów z wspaniałą pasją: lewelerzy, Patrick Henry, Tom Paine, Joseph Priestley, zwolennicy Jacksona, Richard Cobden itd. – cały lista najświetniejszych postaci. Radykalna nienawiść Toma Paine’a do państwa i etatyzmu była i jest o wiele ważniejsza dla sprawy wolności niż fakt, że nigdy nie przekroczył linii między leseferyzmem i anarchizmem.

A w bliższej przeszłości ci, którzy mieli wpływ na mój rozwój, Albert Jay Nock, H. L. Mecken i Frank Chodorov byli we wspaniały sposób radykalni. Nienawiść do państwa oraz wszystkich jego działań zawarta jest w książce Państwo nasz wróg i wszystkich ich pismach. Co do tego, że nigdy nie doszli do pełnego anarchizmu, to lepszy jeden Albert Nock niż stu anarchokapitalistów, którym było wygodnie z istniejącym status quo.

Gdzie są dzisiejsi Paine, Cobden i Nock? Dlaczego prawie wszyscy nasi leseferyści są zwolennikami ograniczonego rządu, nadętymi konserwatystami i „patriotami”? Jeśli przeciwieństwem „radykalnego” jest „konserwatywny”, to gdzie są nasi radykalni leseferyści? Jeśli nasi minimalni etatyści byliby rzeczywiście radykalni, to praktycznie nie byłoby między nami podziału. Podział w naszym ruchu nie przebiega między anarchistami i minarchistami, ale między radykałami i konserwatystami. Panie, daj nam radykałów nie muszą to być anarchiści.

Analizując dalej, radykalni antyetatyści są wyjątkowo cenni, nawet jeżeli w jakikolwiek sensowny sposób nie można ich zaliczyć do libertarian. Wielu ludzi podziwia więc pracę felietonistów Mike’a Royko i Nicka von Hoffmana, ponieważ uważają ich za sympatyków libertarianizmu. Są nimi, ale nie na tym polega ich prawdziwe znaczenie. Przez pisma Royko i von Hoffmana – chociaż bez wątpienia niespójne ― przebija wszechogarniająca nienawiść do państwa, wszystkich polityków, biurokratów i całej ich klienteli, która w swoim szczerym radykalizmie jest o wiele bardziej zgodna z podstawowym duchem wolności, niż prowadzenie chłodnego rozumowania aż do „modelu” konkurujących ze sobą sądów.

Biorąc pod uwagę naszą koncepcję podziału radykałowie vs. konserwatyści, przeanalizujmy sławną teraz debatę „abolicjonizm” vs. „gradualizm”. Ostatni cios wyprowadzono w sierpniowym numerze „Reason” (magazynu, z którego każdego włókna emanuje „konserwatyzm”), w którym redaktor Bob Poole pyta Miltona Friedmana o jego stanowisko w tej debacie. Friedman korzysta ze sposobności, aby potępić „intelektualne tchórzostwo” niewyznaczenia „realnych” metod dojścia do celu. Poole i Friedman zaciemnili podstawowe kwestie. Nie ma abolicjonisty, który nie uchwyciłby się realnej metody, czy stopniowego przesuwania się w kierunku celu, jeśli byłoby to możliwe do wykonania w ten sposób. Różnica polega na tym, że abolicjonista zawsze trzyma wysoko w górze sztandar ostatecznego celu, nigdy nie ukrywa swoich podstawowych zasad i pragnie osiągnąć cel jak najszybciej to możliwe. Dlatego chociaż abolicjonista zaakceptuje pojedynczy krok we właściwym kierunku jeśli tylko tyle może zrobić, to jednak zrobi to niechętnie jako zaledwie pierwszy krok do celu który jest dla niego zawsze jasny. Abolicjonista jest „naciskaczem przycisku”, który poraniłby sobie kciuk naciskając przycisk natychmiastowo usuwający państwo – jeśli istniałby taki przycisk. Ale abolicjonista wie również, że skoro niestety taki przycisk nie istnieje, to będzie musiał zadowolić się tylko kawałkiem chleba –zawsze preferując cały bochenek.

Trzeba zaznaczyć, że wiele ze sławnych „przejściowych” programów Miltona jak bon edukacyjny, negatywny podatek dochodowy, podatek potrącony u źródła, pusty pieniądz papierowy to przejściowe (albo nawet nie takie przejściowe) kroki w złym kierunku, odwrotnym do wolności i stąd bierze się duża część libertariańskiego oporu wobec tych pomysłów.

To naciskanie przycisku wynika z głębokiej i nieprzemijającej nienawiści do państwa i jego ogromnego aparatu zbrodni i opresji. Przy tak zintegrowanym światopoglądzie radykalny libertarianin nie może marzyć o potraktowaniu magicznego przycisku czy jakiegokolwiek z życia wziętego problemu przy użyciu jakiejś suchej kalkulacji kosztów i korzyści. Wie, że państwo musi być pomniejszone tak szybko i do tego stopnia jak to tylko możliwe.

Dlatego właśnie radykalny libertarianin jest nie tyko abolicjonistą, ale odmawia również myślenia w takich kategoriach jak plan czteroletni wdrożenia jakiejś wyrafinowanej i wyważonej procedury redukcji państwa. Radykał – czy to anarchista czy leseferysta – nie może myśleć na przykład w taki sposób: „W pierwszym roku zredukujemy podatek dochodowy o 2 proc., zlikwidujemy ICC i obniżymy płacę minimalną; w drugim roku zlikwidujemy płacę minimalną, obniżymy podatek dochodowy o dalsze 2 proc. i zmniejszymy zasiłki o 3 proc. itd”. Radykał nie może myśleć w ten sposób, ponieważ radykał uważa państwo za naszego śmiertelnego wroga, któremu trzeba zadawać cięcia gdziekolwiek i kiedykolwiek możemy. Według radykalnego libertarianina musimy wykorzystać każdą sposobność, aby uderzyć w państwo, czy będzie to zmniejszenie albo zniesienie jakiegoś podatku, przyznawanie funduszów z budżetu czy władza regulacyjna. I radykalny libertarianin będzie nienasycony w swoim apetycie, dopóki nie zniesie się państwa, czy – w przypadku minarchistów – nie ograniczy go do niewielkiej roli.

Wielu ludzi zastanawia się: Dlaczego teraz miałyby być jakieś ważne spory polityczne między anarchokapitalistami i minarchistami? Dlaczego w tym świecie etatyzmu, gdzie jest tyle wspólnych płaszczyzn, dwie grupy nie mogą pracować w pełnej harmonii, aż do osiągnięcia świata Cobdena, a dopiero po tym etapie zacząć wyrażać nasze różnice? Po co kłócić się teraz o prywatne sądy itp.? Odpowiedzią na to znakomite pytanie jest to, że moglibyśmy maszerować ręką w rękę z minarchistami i robilibyśmy to, gdyby minarchiści byli radykałami, jakimi byli od narodzin liberalizmu klasycznego do lat 40. XX w. Dajcie nam znów antyetatystycznych radykałów i harmonia zatryumfuje w naszym ruchu.

Autor: Murray N. Rothbard
Tłumaczenie: Paweł Kot
Źródła oryginalne: Libertarian Forum (1977 r.), mises.org
Źródło polskie: Instytut Misesa


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. MichalR 12.07.2013 19:12

    Pierwsze moje wrażenie przy czytaniu artykułu było takie – jaki jest sens szukania różnic wśród ludzi którzy z założenia są całkiem różni a jedyne co ich łączy to chęć bycia wolnymi…

    czym jednak libertarianizm minarchistyczny różni się od wszelkich form anarchizmu? Anarchizm w krótkim okresie czasu doprowadzi do zaistnienia państw opartych w całości o kapitalizm, który może się przerodzić w totalitaryzmkapitalistyczny. Libertarianie natomiast zakładają że podstawowe struktury państwowe powinny zostać zachowane takie jak sądy, policja, czy nawet samorządy terytorialne, które to samorządy mogą wiernie skopiować struktury państwa o ile tylko ludność zamieszkująca dany teren wyrazi na to chęć.

    Ponieważ nie chcę zostać zniewolony nie chcę aby anarchizm zatriumfował. Choć przez chwilę będzie dobrze, to po kilku latach człowiek klasy średniej będzie miał gorzej niż dziś.

  2. egzopolityka 12.07.2013 19:19

    Zniesienie władzy centralnej jest jedynym sposobem uzyskania jakiegokolwiek postępu dla naszej cywilizacji. Władza centralna blokuje od stu lat wszystkie poważniejsze odkrycia naukowe, skutkiem czego żyjemy w prymitywnych warunkach co pozwala ludziom u władzy na utrzymanie władzy, bo gdyby te technologie były przekazane społeczeństwu, bylibyśmy samowystarczalni i rząd nie byłby potrzebny zupełnie do niczego!

  3. saal 12.07.2013 19:45

    Pierwszy raz muszę się zgodzić z ŁM – niemożliwe jest całkowite zniesienie instytucji państwa. Przynajmniej nie na tym poziomie rozwoju cywilizacji. Natomiast należy je jak najbardziej ograniczyć. Wolnym jest się wtedy, gdy państwo nie mówi Ci co powinieneś, co możesz, a czego nie.

  4. cetes 12.07.2013 21:10

    Wszędzie tam, gdzie większa grupa ludzi oddalona byli od centrów polityczno-administracyjnych, jak np. na tzw. Dzikim Zachodzie w Ameryce płn. ludzie tworzyli namiastkę władzy.
    Wybierali burmistrza, szeryfa, sędziego…

    To wskazuje, że uznawali konieczność istnienia zorganizowanych struktur władzy.

    System miniarchistyczny swoje założenia opiera na organizacji społeczeństwa islandzkiego z IX-XI w. n.e.
    Społeczeństwo to liczyło wówczas około 800-900 ludzi.
    Gdy populacja Islandczyków na przełomie XI i XII w. przekroczyła 1000 osób z tego systemu na Islandii zrezygnowano.

    Aha! Miniarchiści do systemu islandzkiego dodali “wynalazek” Dzikiego Zachodu w postaci “łowcy nagród”.

  5. NoamAbramowski 13.07.2013 00:00

    Ależ zniesienie instytucji państwa jest jak najbardziej możliwe. Nawet Marks, którego większość ludzi utożsamia z wizją państwa totalitarnego uważał że docelowo w komunizmie państwo powinno zostać zniesione.
    Oczywiście, liczba ludzi żerujących na przywilejach nadawanych przez władzę państwową sprawia, że działania na jego szkodę moga wydawać sie niemożliwe. Jednak wystrczy studiować wiedze na temat genezy i roli państwa wczoraj i dziś i udostępniać tę wiedze by ludzie przestali ufać państwu…. a że włądza opiera sie przede wszystkim na posłuszeństwie i zaufaniu do niej… to jeśli wiekszośc ludzi je straci, państwo samo zacznie obumierać.
    Tylko pytanie co potem?
    Ja nie zgodze się z Rothbardem i jego zwolennikami. Ich wizja “wolnego”, bezpaństwowego społeczeństwa przy utrzymaniu kapitalistycznych reguł gry szybko sprawiłoby, że posiadający pieniądze i środki produkcji praktycznie zniewoliliby tych, którzy ich nie posiadają… To koszmarna, ale bardzo realna wizja, która już teraz pomału sie spełnia…
    Jednak jak udowodnił to juz w XIX w. Bakunin a potem pokazała historia, dekonstrukcja państwa metodami proponowanymi przez Marksa również skończyła się totalitarną władzą jednych nad drugimi… Jednak istnieją jeszcze inne alternatywy. Już na początku XX w. anarchiści udowodnili w Hiszpanii że możliwy jest cywilizowany rozbiór państwa i gdyby nie ingerencja Stalinistów i Faszystów w hiszpanii ich barbarzyńskie działania sadzę, ze do dziś pewnie nie ostałoby sie już żadne państwo… ale udało im sie zdławić rewolucje anarchistyczną…
    Jednak dziś mamy jeszcze większą wiedzę na temat natury człowieka i społeczeństwa i moglibyśmy szybko i bezboleśnie znieść państwo i wprowadzić bezpaństwowy ład. Podstaw teoretycznych poniekąd niechcący dostarcza nam współczesna nauka a postulaty ich praktycznego zastosowania wysuwa wielu ludzi, juz nie tylko związanych ze środowiskami anarchistycznymi.
    Nie będzie to łatwe, ale wygląda na to, że nie ma lepszych alternatyw.

  6. cetes 13.07.2013 16:23

    Nad likwidacją państwa to można będzie, moim zdaniem, zastanowić się dopiero gdy ludzkość znajdzie się na takim stopniu rozwoju technologicznego, gdy wszelkie konieczne do życia dobra będą wytwarzane w jakichś automatycznych centrach składających wszelkie dobra z pojedynczych atomów.

    Inaczej będzie występował problem z dostępem do dóbr rzadkich, a to zawsze doprowadzi do konkurencji pomiędzy ludźmi o ich uzyskanie.

    Taką sytuację mamy cały czas i to ona doprowadziła do wojen w dużym wydaniu, łapówkarstwa w mniejszym i zależności wielu grup ludzi od sprawujących władzę.

    Jednym zdaniem: czekajmy, aż samoistnie zapanuje komunizm.

    Co nie znaczy, że nie powinniśmy przyspieszać jego nadejścia poprzez eliminowanie przyczyn występowania problemu dóbr rzadkich.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.