Przedsezonowa wyprzedaż uzdrowisk

Opublikowano: 22.10.2010 | Kategorie: Gospodarka, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 1195

W komercjalizowanej służbie zdrowia sanatoria są traktowane jak zwykłe firmy. Co gorsza, aby załatać dziurę budżetową, ich administrator postanowił sprzedać uzdrowiska, wbrew interesom właściciela – ogółu społeczeństwa.

TO SIĘ OPŁACA

Początki uzdrowisk, w dzisiejszym rozumieniu, sięgają przełomu XVIII/XIX w., choć wiele z nich próbuje datować rozpoczęcie funkcjonowania na lata wcześniejsze. Miechowo liczy działalność leczniczą od 1522 r., Lądek-Zdrój od 1242 r., zaś Cieplice aż od 1132 r. Na potrzeby marketingu wyciągają ze swoich lamusów perły, np. Nałęczów eksponuje pobyt Bolesława Prusa. – Sanatorium w Szczawnie pod koniec XIX w. było uważane za najlepsze po Baden-Baden – nie kryje dumy burmistrz miejscowości, Tadeusz Wlaźlak.

Wbrew powszechnym skojarzeniom, uzdrowiska nie są skansenami metod sprzed wieku. Działanie wody mineralnej i termalnej, borowin, naparów ze świerczyny czy mikroklimatu, uzupełniają najnowsze osiągnięcia techniki: lasery, krioterapia czy elektrostymulacja. Unowocześnieniu uległa także baza noclegowa. Dziś budynki z zapyziałymi tapczanami i szafami z epoki późnego Gierka należą do mniejszości, a pokoje z łazienką są standardem.

Skuteczność sanatoryjnych terapii potwierdzają badania przeprowadzone w Szczawnie-Zdroju: 60% pacjentów na zasiłkach przed przyznaniem renty, po terapii może pracować. Drugą ważną, acz coraz rzadziej kierowaną do sanatoriów grupą, są przewlekle chorzy, np. z cukrzycą, chorobami układu krążenia czy nerwowego. Dzięki pobytom w uzdrowisku zmniejsza się ryzyko trafienia z ostrymi objawami do szpitali. Rocznie ze zbawiennych zabiegów korzysta 1,8 mln osób, a szacunki mówią o popycie dwukrotnie wyższym.

Według niemieckich służb ubezpieczeniowych, każde 1 euro wydane na leczenie sanatoryjne przynosi 3 euro oszczędności w wydatkach na renty. Jeszcze ważniejszy jest zysk trudny do ujęcia w liczby: zdrowsi obywatele mają po prostu wyższą jakość życia. – Większość schorzeń przewlekłych, będących najczęstszą przyczyną zgonów, najkorzystniej jest leczyć w uzdrowisku, ponieważ stosowane tam metody nie powodują skutków ubocznych – przekonuje Ewa Wróbel, rzecznik prasowy Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich (ZUK). – Przyjmujemy na leczenie ludzi, których do szpitala nie przyjmą, bo nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, a w przychodni nie wyleczą, bo nie mają warunków – informuje prof. Irena Ponikowska, krajowy konsultant w dziedzinie balneologii i kierownik szpitala uzdrowiskowego w Ciechocinku. Z tych powodów, w ustawie o uzdrowiskach z 2005 r. znalazł się zapis, że lecznictwo uzdrowiskowe stanowi integralną część systemu opieki zdrowotnej.

Każdego roku rośnie zainteresowanie zagranicznych kuracjuszy naszymi zdrojami. Dominują Niemcy, choć popularność zdobyły one także wśród obywateli Holandii, Belgii czy Izraela. Pobyt z leczeniem po wschodniej stronie Odry kosztuje ok. 40% tego, co trzeba zapłacić nabierając zdrowia u naszych zachodnich sąsiadów.

OD ZDROJU DO ROZWOJU

Państwowe spółki uzdrowiskowe nie działają w próżni. Są motorem napędowym rozwoju przedsiębiorstw z wielu innych branż, np. wytwórców i przetwórców żywności, producentów sprzętu medycznego, branży remontowo-budowlanej. Ponadto stanowią ważną, autonomiczną część gospodarki turystycznej.

Przede wszystkim jednak determinują strategie rozwoju gmin uzdrowiskowych. Zbliżająca się prywatyzacja i związane z nią zagrożenia muszą być wpisywane w ten scenariusz. Przykładowo, w Jeleniej Górze ok. 15-20% mieszkańców (spośród 85 tys.) jest pośrednio i bezpośrednio związanych z obsługą kuracjuszy. – Istnienie uzdrowiska przedłuża nam sezon turystyczny – zauważa Hanna Tela z Urzędu Miasta w Ustce. Natomiast T. Wlaźlak wyjaśnia: Opieramy rozwój o istnienie uzdrowiska, jednak na wypadek zaprzestania działalności leczniczej mamy w strategię wpisaną funkcję rekreacyjno-sportową, co obecnie pięknie nam się zazębia z sanatoriami. Przyjęta dywersyfikacja jest szczególnie ważna w kontekście prywatyzacji, co do której mamy pewne obawy. Jeśli ekonomicznie firma nie będzie wychodziła na plus, to może dojść np. do zbycia nieruchomości.

Szczawno przyciąga turystów i kuracjuszy bogatą ofertą kulturalną, odbywają się tu m.in. Międzynarodowy Festiwal im. Henryka Wieniawskiego, międzynarodowe konkursy gitarowe i fletowe, grywają Filharmonie Wrocławska, Śląska i Sudecka, co roku mają miejsce przynajmniej dwa spektakle Opery Wrocławskiej. Ważnym punktem są wydarzenia sportowe. – Wszystkie te imprezy są silnie powiązane z istnieniem uzdrowiska – wyjaśnia burmistrz Wlaźlak.

Podobnie determinowane są warunki rozwoju w innych miejscowościach. Na przykład Szczawnica jest miejscem atrakcyjnym turystycznie, ale ową atrakcyjność w znacznej mierze zawdzięcza istnieniu zdroju. Kiedy porównamy funkcjonowanie miejscowości sanatoryjnych np. z Limanową, zlokalizowaną w równie malowniczym otoczeniu, widać, jak wiele znaczy status uzdrowiska.

ILE CIĘ TRZEBA CENIĆ…

Pomimo zauważalnego postępu w unowocześnianiu sprzętu i obiektów, w najbliższych latach na inwestycje w uzdrowiskach potrzeba będzie ok. 1,2 mld zł. W Cieplicach marzą o modernizacji sieci cieplnej (wykorzystanie dostępu do wód o temperaturze 90 stopni C) i basenie termalnym, co kosztować będzie 30 mln zł. W Szczawnie brakuje ok. 100 mln zł, by zakończyć wszelkie prace remontowe. – Potrzebujemy 15-20 mln. Obecnie na inwestycje przeznaczamy 2-3 mln rocznie; możemy w ten sposób stopniowo remontować, ale chciałoby się „tak od razu”… – mówi Jarosław Siomka, prezes uzdrowiska w Kamieniu Pomorskim.

Zakłady kuracyjne z pewnością nie otrzymają jednak takich pieniędzy z budżetu centralnego, a przepisy ustanowione przez nasze władze uniemożliwiają sięganie po środki unijne. Dlatego najczęściej uzdrowiska muszą samodzielnie wypracować pieniądze na remonty i inwestycje, często odwołując się do polskiej kreatywności, np. w Ustroniu szefostwo sanatorium wydzierżawiło gminie działkę, na której ma powstać inhalatorium, park i parking, gdyż gminy mogą czerpać z funduszy UE.

Obecne finansowanie uzdrowisk jest w 60% oparte o środki z NFZ, w 20% z ZUS, zaś pozostała część pochodzi głównie z opłat prywatnych kuracjuszy. Wbrew pozorom, oparcie lecznictwa uzdrowiskowego o państwowych płatników nie daje pewności długotrwałego funkcjonowania. – Polskie spółki uzdrowiskowe bez wsparcia finansowego nie będą w stanie właściwie funkcjonować i konkurować z uzdrowiskami w innych krajach. Wykonano wiele prac modernizacyjnych, aby sprostać wymogom unijnym w zakresie sanitarnym, przeciwpożarowym, potrzeb osób niepełnosprawnych czy utrzymania europejskiego poziomu usług. Jednak skala zadań inwestycyjnych w dziedzinie infrastruktury nadal jest ogromna – wyjaśnia Ewa Wróbel.

Zwrócił na to uwagę także Jerzy Szymańczyk, prezes Unii Uzdrowisk Polskich oraz Zespołu Uzdrowisk Kłodzkich S.A., który w wystąpieniu podczas ubiegłorocznego Kongresu Uzdrowisk Polskich stwierdził: Konieczne jest perspektywiczne, długofalowe zabezpieczenie finansowania lecznictwa uzdrowiskowego w systemie ubezpieczeniowo-budżetowym NFZ. Jak bardzo dramatyczny jest to apel, widać po zestawieniu wydatków. W 1988 r. na leczenie uzdrowiskowe przeznaczono 4,5% ogółu wydatków zdrowotnych ze środków publicznych, 15 lat później – zaledwie 1%. Coroczne podwyższanie kontraktów na leczenie w sanatoriach i tak nie nadąża za wzrostem kosztów, np. w 2007 r. nakłady z NFZ na osobodzień były wyższe o 1,5% niż w roku poprzednim, jednak koszty mediów w tym samym czasie wzrosły o 15%. Dla budowlanych reliktów minionej epoki bywa to zabójcze. Sanatorium i Szpital Uzdrowiskowy „Równica” w Ustroniu to 4,5 tys. m2 okien starego typu, 250 m łącznika domu zdrojowego z zakładem przyrodoleczniczym, a także cienkie, nieocieplone mury. Efekt: w 2006 r. straty energii cieplnej wyniosły ok. 70%. Rok później na bazie wypracowanych zysków rozpoczęto termomodernizację. Prezes Szymańczyk zauważa w swym wystąpieniu, że niepewna sytuacja w sposobie kontraktowania lecznictwa uzdrowiskowego przez NFZ w przyszłości, w tym brak pewności, czy te świadczenia medyczne znajdą się w koszyku świadczeń gwarantowanych, mogą zaważyć na skutecznym i udanym procesie prywatyzacji. Jego zdaniem, najlepszy byłby system trzyletniego kontraktowania.

Funkcjonowanie uzdrowisk zdecydowanie utrudnia bowiem brak ciągłości polityki wobec tej kategorii lecznictwa. Po każdych wyborach parlamentarnych dotychczasowa krajowa strategia wobec uzdrowisk zostaje zarzucona, a nowa ekipa tworzy kolejną, najczęściej mocno odmienną. Szefowie naszych spółek uzdrowiskowych z zazdrością spoglądają na Węgry, Czechy i Słowację, gdzie ich koledzy po fachu mają oparcie w jasnej strategii dalszego trwania i środkach z budżetu centralnego, które skutecznie pomagają w unowocześnianiu zdrojowisk.

Pobyt w sanatorium jest współfinansowany przez kuracjusza. Opłaty zaczynają się od niespełna 10 zł za czteroosobowy pokój bez łazienki, dochodząc do ok. 40 PLN za jednoosobowy z wygodami. Różnica w opłatach między ośrodkami publicznymi a prywatnymi jest widoczna nawet w przypadku turnusów komercyjnych: za dwutygodniowy pobyt na prywatnym leczeniu, w podobnym standardzie, w Ciechocinku zapłacimy ok. 1700 zł, w Nałęczowie – niemal 2200.

W obliczu niskich kontraktów z NFZ, nadwyżki finansowe uzdrowisk (tych, które je osiągają) pochodzą często z działalności pozaleczniczej, jak np. sprzedaż wód i napojów czy zbywanie majątku.

UZDRAWIANIE DZIURY BUDŻETOWEJ

Dotychczas sprywatyzowano sanatoria w Nałęczowie, Szczawnicy i Ustce. Na sierpień, miesiąc powstawania tego tekstu, zaplanowano, że dołączą do nich ośrodki w Połczynie-Zdroju, Wieńcu, Jeleniej Górze oraz Zespół Uzdrowisk Kłodzkich.

Aby przekonać społeczeństwo do prywatyzacji, kolejne rządy stosowały metodę „marchewki”. Jeszcze w czasie ostatnich rządów SLD podsekretarz w Ministerstwie Skarbu Państwa, Marek Dyduch, obiecywał połowę wpływów z prywatyzacji spółek uzdrowiskowych przeznaczyć dla gmin, w których znajdują się sanatoria. Pełniący tę samą funkcję Paweł Piotrowski z PiS proponował prywatyzację 15 uzdrowisk, zaś dochód z niej miał sfinansować inwestycje w tych, które pozostaną w państwowych rękach i które miały zyskać status narodowych (miało być ich 9). Obecne władze resortu zdrowia nie chcą sobie zawracać głowy listą uzdrowisk wyłączonych z prywatyzacji, łamiąc tym samym paragraf 64 Ustawy o lecznictwie uzdrowiskowym. Zakłada ona podział wszystkich uzdrowisk na trzy grupy: I – wyłączone z prywatyzacji, II – przeznaczone do sprzedaży z zachowaniem 5-letniego pakietu większościowego przez MSP, oraz III – przeznaczone do sprzedaży. Już ten podział nie gwarantował publicznej własności uzdrowisk reprezentujących pełną paletę specjalizacji zdrojowych.

Ministerstwo Zdrowia akceptuje wszelkie propozycje takiej listy, które nadsyła MSP, bez względu na to, czy znajduje się na niej 14, czy 7 sanatoriów, nie przygotowując własnej. Takie zachowanie napiętnowała w styczniu 2010 r. NIK w raporcie po kontroli realizacji strategii prywatyzacji uzdrowiskowych spółek Skarbu Państwa. Wygląda na to, że Ministerstwu Zdrowia na sprzedaży uzdrowiskowego „balastu” zależy bardziej niż resortowi, którego jednym z głównych zadań jest korzystne zbywanie państwowej własności. MSP szykuje propozycję nowelizacji ustawy, zgodnie z którą wszystkie uzdrowiska pójdą pod młotek.

Różnica między przychodami i wydatkami w budżecie państwa wynosi 52,2 mld zł. Nawet gdyby udało się do końca roku sprzedać wszystkie uzdrowiska poza należącymi do I grupy, jak pierwotnie planowano, do budżetu wpłynie najwyżej 270 mln zł. Sprzedaż uzdrowisk nie poprawi zatem w sposób zauważalny sytuacji budżetowej, może zaś pogorszyć dostęp do publicznego lecznictwa profilaktycznego i rekonwalescencji. Jednocześnie rząd pozbywa się w miarę stałego źródła dochodów, bowiem większość sanatoriów przynosi zyski, np. Cieplice w ubiegłym roku wypracowały 759 tys. zł netto (większość tej kwoty zainwestowano w modernizację), a strat nie odnotowano tam od 7 lat.

Krytycznie prywatyzację uzdrowisk oceniła też NIK w swym raporcie. Możemy w nim przeczytać: Kontrola wykazała, że komórki organizacyjne Ministerstwa Zdrowia nie analizowały wpływu prywatyzacji spółek uzdrowiskowych na ich funkcjonowanie, w tym kontraktowanie usług uzdrowiskowych oraz kontynuację kierunków leczenia uzdrowiskowego, a nawet nie posiadały informacji umożliwiających taką analizę. Dopiero podczas kontroli MZ uzyskało od NFZ dane dotyczące wartości umów o udzielenie świadczeń opieki zdrowotnej i ich realizacji przez sprywatyzowane spółki. Uzyskane informacje wskazują na duży wzrost wartości usług uzdrowiskowych w latach 2005-2009, zrealizowanych przez Uzdrowisko Nałęczów S.A. i Uzdrowisko Szczawnica S.A. Raport uznał harmonogram prywatyzacyjny – jak wspomniano, do końca roku miały być sprzedane wszystkie uzdrowiska z grup II i III – za nierealny. Ponadto NIK wykazała, że w analizach przedprywatyzacyjnych nie uwzględniono wcześniejszego dokapitalizowania spółek, a co za tym idzie – wpływy do budżetu będą niższe od zakładanych.

KUP PAN UZDROWISKO

Ministerstwo Skarbu Państwa wyceniło uzdrowisko Szczawno-Zdrój – Jedlina na 12 mln zł. Tymczasem mówimy o firmie zajmującej połowę Szczawna i Jedliny, której większość budynków, przeważnie zabytkowych, została niedawno odremontowana. – Każda przebudowa w takim obiekcie to dodatkowe koszty i konsultacje z konserwatorem zabytków – zauważa Beata Szczepankowska, prezes uzdrowiska. Tylko w odbudowę zabytkowej pijalni wód po pożarze zaangażowane były środki własne uzdrowiska, pochodzące z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz pieniądze z publicznych zbiórek. Wartości, na jakie wyceniono pozostałe dolnośląskie zdroje, zamykają się w widełkach 10-14 mln zł. Są one tymczasem w większości zaliczane do najładniejszych i najlepszych w Polsce.

Zainteresowani uzdrowiskami są m.in. byli właściciele i ich potomkowie. W 2005 r. sprywatyzowano uzdrowisko w Szczawnicy, znaczną część akcji dostali dawni właściciele. Osoby uznające się za nielegalnie wywłaszczone z dóbr domagają się zwrotu majątków w 9 sanatoriach. Co ciekawe, w żadnym przypadku Ministerstwo Zdrowia nie przeprowadziło analizy zasadności roszczeń. Na podstawie dotychczasowych doświadczeń można domniemywać, że zwrot zostanie dokonany bez stosownego zabezpieczenia interesu publicznego. NIK w swym raporcie oceniła działania ministra skarbu jako nierzetelne. Roszczenia dawnych właścicieli spędzają sen z powiek także zwolennikom szybkiej prywatyzacji, z powodu opóźniania procedur sprzedaży, np. w Konstancinie, Rabce czy Iwoniczu. Z opracowania NIK wynika, że przedłużające się spory ze spadkobiercami dawnych właścicieli mogą doprowadzić nawet do upadku uzdrowisk.

Ceny rodem z wyprzedaży ściągają zainteresowanych, często dość odległych od branży medycznej. Wśród oferentów możemy znaleźć m.in. fundusz inwestycyjny należący do KGHM Polska Miedź, Tokel Art Jerzy Keller (wykończenia wnętrz), Przedsiębiorstwo Usług Hotelarskich i Turystycznych S.A. w Warszawie, Grupę Sobiesław Zasada S.A. czy STP Investment S.A. z Bochni. Po co im uzdrowisko? – Nie udzielamy odpowiedzi na żadne pytania do chwili rozstrzygnięcia przetargów – to jedyna informacja, jakiej udzielają przedstawiciele KGHM. Podobnie reagują inni oferenci. Pewną podpowiedź może jednak stanowić fakt, że obiekty sanatoryjne zajmują znaczące tereny, najczęściej atrakcyjnie położone, w centrach miejscowości.

Pomimo powyższych faktów, trzy kolejne rządy (SLD-UP-PSL, PiS-Samoobrona-LPR i PO-PSL) nie prowadziły dialogu z samorządowcami. Co dziwniejsze, ci ostatni jakby nie zauważali problemu – wydaje się, że jest im obojętne, kto nabędzie tę gałąź regionalnej gospodarki. Zazwyczaj można usłyszeć, że to sprawa MSP i nowego właściciela oraz że utrzymanie funkcji uzdrowiska będzie zapisane w umowie prywatyzacyjnej. Trudno uwierzyć, by w samorządach nie wiedziano, że owe gwarancje są przewidziane na zaledwie 5 lat.

Jako jeden z nielicznych problem dojrzał poseł Tadeusz Kopeć z Platformy Obywatelskiej. Choć określa się jako zwolennik prywatyzacji, to w interpelacji do Ministra Skarbu zauważa: Wydaje się, że Skarb Państwa zainteresowany jest tylko wyzbyciem się majątku spółek uzdrowiskowych. Uzdrowiska /…/ przeznaczone do prywatyzacji, gwarancji [utrzymania prowadzenia działalności sanatoryjnej] nie mają, a to już rodzi obawy i naturalny odruch obronny przed tak zamierzoną prywatyzacją sektora uzdrowisk. Robert Moskwa, członek zarządu ds. finansów, sprzedaży i marketingu spółki z Cieplic, nie widzi prawnych możliwości skutecznego zastosowania mechanizmów ochronnych: Można zabezpieczyć funkcje uzdrowiskowe na kilka lat, ale nie dłużej, ponieważ byłoby to ograniczenie wolności działalności gospodarczej…

SANATORIA – GATUNEK WYMIERAJĄCY

– Wiele osób obawia się, że firmy, które chcą kupić uzdrowiska, tak naprawdę interesują wody mineralne, do których prawo wydobycia mają sanatoria – mówi Jan Golba, prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych. Ich sprzedaż przez sanatoria obłożona jest 22% VAT, podczas gdy w przypadku innych firm stawka tego podatku wynosi 7%. Choć uzdrowiska dorabiają na wodach, nie jest to więc złoty interes. Inaczej będzie, jeśli prywatny właściciel pozbędzie się leczniczego „balastu” – wówczas może wejść z dobrą ofertą na rynek rosnący o 5-7% rocznie (ubiegły rok – 10%), wart ok. 2,3 mld zł, na którym rozlewnie uzdrowiskowe są istotnym graczem.

Wiele miejscowości znajduje się w regionach atrakcyjnych turystycznie. Kupując sanatorium, uzyskuje się gotowe budynki. – Zapewne inwestor zacznie od bazy noclegowej, pytanie tylko, czy wystarczy środków na inwestycje w bazę leczniczą? – nie kryje niepokoju burmistrz Wlaźlak. Jego obawy podziela prof. Ponikowska: Tam, gdzie doszło do sprzedaży uzdrowiska, zawsze zaczyna się od inwestycji w bazę hotelową, nie widzę zaś za wielu inwestycji w bazę uzdrowiskową. Zwróciłam na to uwagę podczas spotkania w Ministerstwie Zdrowia. Przedstawicielka resortu poprosiła, by nie poruszać tego tematu.

Kuracjusze obawiają się stopniowej rezygnacji z kontraktów z NFZ. Przedstawiciele Funduszu podkreślają, że jest on największym i stabilnym płatnikiem dla uzdrowisk. Sytuacja może się jednak zmienić. Dariusz Andrzejewski, prezes sprywatyzowanego uzdrowiska w Ustce, stwierdza: W przyszłym roku planujemy podpisanie kolejnego kontraktu. Przezornie milczy jednak w sprawie kolejnych lat. Wylewniejszy jest R. Moskwa: Docelowo chcielibyśmy, by struktura klientów komercyjnych i z ubezpieczenia wynosiła 50/50, a w przyszłości kto wie, może 80/20. W liście (nie sygnowanym niczyim nazwiskiem), jaki otrzymaliśmy od działającej w branży medycznej Grupy Kapitałowej PCZ, zainteresowanej m.in. kupnem uzdrowiska Przerzeczyn-Zdrój, nie ma odpowiedzi na pytanie, czy w przyszłości planuje współpracę z ubezpieczycielami społecznymi, czy postawi na prywatnych odbiorców usług medycznych.

Co prawda nikt nie zadeklarował zamknięcia sanatoriów przed osobami „z Funduszu”, ale poważne ograniczenie dostępu jest wysoce prawdopodobne – także w związku ze wzrostem cen usług. – Już dziś pacjenci mniej zamożni wybierają pokoje czteroosobowe, bez łazienki i ubikacji – zauważa Danuta Miakienko, przewodnicząca NSZZ „Solidarność” w cieplickim uzdrowisku. Czy przyszli właściciele będą chcieli bazować na mniej zamożnych pacjentach? – Mogą chcieć, ale tylko jeśli NFZ nie będzie płacił tak głodowych stawek, jak obecnie – uważa prof. Zdzisław Krasiński z Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości w Poznaniu, od 20 lat badający ekonomikę sanatoriów.

Z myślą o świadczeniach komercyjnych sanatoria już dziś zmieniają swe oblicze. Usługi pod określone, zamożne grupy odbiorców nikogo nie dziwią. Normą są SPA, turnusy kosmetyczno-upiększające czy menedżerskie, oferujące relaks psychiczny dla osób żyjących w szybkim tempie i dużym stresie. ZUS nie przejmuje się jednak groźbą zaniku działalności uzdrowiskowej. – Żyjemy w wolnym kraju i każdy przedsiębiorca ma prawo prowadzić taki biznes, jaki uzna za stosowny. Co roku ogłaszamy konkurs i każdy, komu pasuje nasza oferta, może się zgłosić, bez względu na to, czy jest podmiotem prywatnym, czy państwowym – wyjaśnia Przemysław Przybyszewski, rzecznik prasowy… państwowego ubezpieczyciela.

Póki co żadne z dwóch najdawniej sprywatyzowanych uzdrowisk nie zmieniło swego profilu i nie zrezygnowało z kontraktów z NFZ. – Narodowy Fundusz Zdrowia jest mocnym partnerem, który większości uzdrowisk zapewnia 50%, a niektórym niemal 100% obłożenia bazy. Posiadanie stałego dochodu, poprzez realizowanie kontraktów z NFZ czy ZUS, przy współpłaceniu przez pacjentów części kosztów, jest sprawdzonym rozwiązaniem, z którego spółki uzdrowiskowe na pewno nie zrezygnują – uważa p. Wróbel.

PODCINANIE GAŁĘZI

Podobnie jak gmin, tak i związkowców rząd nie pytał, czy zgadzają się, by ich firma została sprzedana; związki mogą tylko negocjować pakiety socjalne. Co do samej prywatyzacji, opinie mają zróżnicowane. – Niewątpliwie przydałby nam się inwestor strategiczny, bo inwestycje są potrzebne, a bardzo brakuje na to pieniędzy. Tyle że liczyliśmy na kogoś z branży, tymczasem MSP wybrało nam KGHM – kwituje Barbara Jachowicz, przewodnicząca komisji zakładowej „Solidarności” w ZUK. Entuzjastką prywatyzacji jest Agnieszka Wrzosek ze Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Konstancinie: Prywatyzacja przyniesie niezbędne inwestycje, a obawy wynikają ze złego wytłumaczenia ludziom, o co chodzi.

W Kotlinie Kłodzkiej pracownicy chcieli powołać własną spółkę, która wykupiłaby zatrudniające ich przedsiębiorstwo. Niestety, państwowy właściciel nie dał im na to czasu, choć ułatwienia dla prywatyzacji pracowniczej były jednym z haseł wyborczych koalicjantów z PSL.

Większość osób pozytywne opinie o prywatyzacji wygłasza podpierając się przykładem Nałęczowa, ale są i tacy, którzy potrafią na „najbardziej udaną polską prywatyzację” spojrzeć bez różowych okularów. – Odchodzą od leczenia ubezpieczeniowego, więcej uwagi poświęcają nowo otwartym kierunkom. Kontraktują głównie leczenie kardiologiczne, ale przed prywatyzacją wkładali w to więcej, nomen omen, serca – zauważa p. Miakienko. I dodaje: Jeśli ktoś włoży pieniądze w uzdrowisko, to będzie chciał bardzo szybko je odzyskać i zarobić, a to odbije się niekorzystnie na pacjentach i załodze. Wspiera ją prof. Ponikowska: Nie mam nic przeciw temu, że gdzieś powstaje przy uzdrowisku klinika oka czy stawu biodrowego, ale hierarchia ważności i finansowania powinna być właściwa. Najpierw leczenie uzdrowiskowe, potem inne, towarzyszące, a dopiero na końcu hotelarstwo. Kliniki i hotele można postawić wszędzie, natomiast sanatoria wymagają specyficznych warunków.

Zdaniem Piotra Okienko z NSZZ „Solidarność” uzdrowiska w Przerzeczynie, prywatyzacja zdrojowisk jest błędem, gdyż po doinwestowaniu, za jakieś pięć lat mogłyby być gałęzią gospodarki, która przynosiłaby państwu spore dochody. Zastrzega jednak, że jeśli alternatywą ma być obecny rozpad niedoinwestowanych „państwówek”, to woli zaryzykować prywatyzację, z nadzieją, że ktoś jednak będzie chciał długofalowo zarabiać na lecznictwie.

DOMIAR ZŁEGO

Obraz destrukcji polskiego lecznictwa uzdrowiskowego dopełniają inne procesy. Dziś już niemal nikt nie pamięta, że w Otwocku było kiedyś 18 sanatoriów. Jego śladem podąża Konstancin, który upodobały sobie VIP-y. Podobnie Ciechocinek, który szybko się rozbudowuje w oparciu o domy jednorodzinne. W Wieliczce wpływ autostrady drastycznie obniżył jakość powietrza, niczym przemysł w dawniej popularnym Jastrzębiu-Zdroju. Sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż na ukończeniu jest nowelizacja ustawy o uzdrowiskach, która zmniejszy restrykcyjność przepisów dotyczących m.in. zieleni i inwestycji.

Tymczasem wzorem powinny być dla nas przepisy niemieckie czy austriackie. W krajach tych w odległości 4 km od uzdrowiska nie wolno prowadzić żadnych inwestycji, nawet wznoszenie nowych domów napotyka na liczne obostrzenia – w zamian za ograniczenie im niektórych możliwości korzystania z własności, właściciele nieruchomości mogą liczyć na sowite rekompensaty. Niekorzystne zmiany w dziedzinie zagospodarowania przestrzeni dopełniają kolejne fale restrukturyzacji, zmniejszające personel obsługi kurortów. Tylko w pierwszej połowie obecnej dekady pracę w przedsiębiorstwach zdrojowych straciło 5 tys. osób, w większości wysoko wykwalifikowanych w lecznictwie uzdrowiskowym, w dziedzinie którego właściwie nie prowadzi się kształcenia. Problem ten jest szczególnie dotkliwy w regionach, w których sanatoria są jedynym dużym pracodawcą.

W komercjalizowanej służbie zdrowia coraz częściej zastępuje się „służbę” – „usługami”. Sanatoria są traktowane jak zwykłe firmy, mające przynosić zysk. Biorąc pod uwagę potrzeby inwestycyjne i dziurę budżetową, administrator w postaci MSP postanowił je sprzedać, bez pytania o zgodę rzeczywistego właściciela – społeczeństwa. Już dziś uzdrowiska polują na pieniądze, konkurując o nie u płatników społecznych i wyrywając sobie klientów prywatnych. Pośród zgiełku i ciągłych przetargów gdzieś chyba zapomniano o pacjentach.

Autor: Konrad Malec
Współpraca: Marlena Wajszczyk
Źródło: Obywatel


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.