Zew nałogu

Opublikowano: 26.03.2016 | Kategorie: Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1572

Gdy raz przepije się wszystkie zasoby szczęścia, całą radość życia, to one już nigdy nie wrócą. Ani na trzeźwo, ani podczas kolejnego ciągu. A każdy kolejny, jest gorszy od poprzedniego.

I znowu się odezwał. Zew krwi nałogowca. Po dwóch latach. Powalczę z nim jeszcze, ale już mam ochotę się poddać. Ulec mu, przegrać i paść pokonanym. Jeśli polegnę – o czym marzę – to zacznę wypisywać bzdury, za co z góry przepraszam. Na pocieszenie powiem tylko, że ta pisanina długo nie potrwa. Momentalnie wyprzedam sprzęt i nie będzie już na czym pisać…

Ale to i tak nie ma znaczenia, bo zarówno zwycięstwo jak i porażka – zawsze jest przegraną. Beznadziejna walka wpisana w życie każdego nałogowca.

Pomyślałem sobie, że uprzedzę Was drodzy czytelnicy, póki literki mi się jeszcze nie plączą i sens zdań zachowuję. Ale może jednak pokonam tego demona? Już to, że o tym piszę, jest częścią walki.

Tak to właśnie wygląda, niezależnie od wyniku, zawsze się przegrywa. Zwycięstwo to cierpienie, ból i konwulsje trzeźwości. Trwanie w smutku i zawieszeniu pomiędzy kolejnymi atakami głodu. To prosta droga na sznurek. Przegrana to koszmar i rozpacz. I też prosta droga na sznurek. Co lepsze?

Każdy nałogowiec co jakiś czas toczy taką walkę z samym sobą. Fenomen nałogów polega na tym, że nawet znając przebieg choroby, bardzo łatwy zresztą do przewidzenia, wiedząc o konsekwencjach i tak się wreszcie ulega. Ofiara w pełni świadomie skacze w tę otchłań. Picie na pewnym etapie już nie jest żadną atrakcją, nie daje radości i nie łagodzi smutku. Kompletnie w niczym nie pomaga. To upijanie się na umór, po to by na chwilę umrzeć. Tak właśnie, by umrzeć.

To rodzaj samobójstwa dla tchórzy, którym brakuje odwagi by sięgnąć po żyletkę lub skoczyć na sznurek. Podczas każdego nałogowego ciągu marzyłem, by wreszcie się zapić, nachlać, zasnąć i się nie obudzić. Nie jest to jednak tak łatwe jakby mogło się wydawać.

Można przytaczać przykłady, dlaczego nie warto ulec. Dlaczego warto żyć w trzeźwości. Że to marnowanie życia, niszczenie siebie oraz najbliższych. Tak naprawdę nie ma jednak na to dobrych i przekonujących argumentów. Dla nałogowca trzeźwość też jest marnowaniem życia. I to chyba jeszcze większym.

Można spróbować znaleźć zamiennik, przerzucić się z alkoholu na jakieś dragi, prochy czy cokolwiek innego. Przez chwilę nawet działa. Bo w efekcie ponownie wpada się w ten sam beznadziejny rytm. Trzeźwienia, zdobywania i odpływania.

Gdy raz przepije się wszystkie zasoby szczęścia, całą radość życia, to ona już nigdy nie wróci. Ani na trzeźwo, ani podczas kolejnego ciągu. A każdy kolejny ciąg jest gorszy od poprzedniego.

Autorstwo: Piotr Jastrzębski
Źródło: Rownosc.info.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. MasaKalambura 27.03.2016 09:12

    Jedynym sposobem, dzięki któremu nałogowiec może na powrót odnaleźć szczęście w życiu, jest na nowo odtworzona relacja z Bogiem. Dzięki temu dość szybko człowiek jest w stanie odnaleźć dla siebie samego przebaczenie, akceptację i nowy cel. Zbudowana relacja z Bogiem po jakimś czasie daje zaufanie do Niego. Odbudowana dzięki niepiciu (nieużywaniu) relacja z ludźmi przestaje być źródłem ciągłego lęku i frustracji. A częste z Bogiem kontakty są źródłem szczęścia, bo to Bóg a nie kto inny jest rzeczywistym źródłem miłości, która w swych rozmaitych emanacjach jest też odczuwana jako szczęście.

    Wiedzą o tym dobrze uczestnicy AA. Ta zdumiewająco skuteczna grupa namawia wszystkich leczących się do szukania Boga i zaufania Jemu. Bez wskazywania, który to Bóg. Samemu się wybiera.

    Poznałem już co najmniej kilku skutecznie wyrwanych z nałogu. Owszem w głębi odczuwają dalej stratę po nałogu. Jednak dawno temu przestała ona być dokuczliwa. Pozostała jedynie w świadomości, aby ostrzegać i nigdy nie powrócić jako nałóg.

  2. argos1 27.03.2016 10:38

    Używanie środków zastępczych w celu “rozstania się” z nałogiem takich jak: relacje z Bogiem, uczęszczanie w klubach AA, używanie substancji chemicznych wspomagających terapię, placówki DETOX itp. próbują jedynie wspomóc “słabą ludzką wolę” i w istocie odwodzą one tylko od jedynego skutecznego sposobu rozwiązania problemu alkoholowego, tytoniowego, narkotykowego lub każdego innego nałogu człowieka. Tym jedynym sposobem jest – SOMOOŚWIECENIE.
    Jeżeli już miałbym używać porównań, to mogę przytoczyć założenia religii Buddyzmu, która to właśnie dzięki temu, że nie kultywuje jednostki Boga, lecz promuje kult jednostki człowieka oświeconego, powinna być (jeżeli już jakaś religia w ogóle powinna istnieć wśród gatunku ludzkiego) powszechną i jedyną religią świata. Buddyzm nigdy nie był przyczyną konfliktów międzyludzkich z jednej prostej przyczyny – w tej religii nie ma Boga jako jednostki nadrzędnej nad człowiekiem, a więc nie ma już na samym starcie powszechnego konfliktorodnego problemu: który z wyznawanych bogów jest ważniejszy i prawdziwszy – mój czy Twój? Buddyzm opiera się na dążeniu człowieka do “Przebudzenia” (częściej zwanego Oświeceniem), które na zawsze uwalnia od cierpienia cyklu narodzin i śmierci. Istota, która przebudziła się ze “snu ignorancji” dzięki odkryciu prawdziwej natury rzeczywistości zwana jest Buddą.
    Buddyzm jest jedyną “żywą” religią prowadzącą do samorealizacji człowieka bez udziału czynników nadprzyrodzonych (Bóg, bogowie), a więc może być stosowana w każdej dziedzinie życia ludzkiego, także w walce z nałogiem.

  3. kres 27.03.2016 12:47

    „Gdy raz przepije się wszystkie zasoby szczęścia, całą radość życia, to ona już nigdy nie wróci.”

    I tu się, na szczęście, mylisz. Zasoby szczęścia są nieograniczone. Wiem coś o tym i piszę od siebie, bo sam uwalniam się od nałogu i nie piję już prawie cztery lata. Tak naprawdę picie (jak również pisanie takich tekstów jak Autor) jest wołaniem o pomoc: „Zobaczcie, jaki jestem nieszczęśliwy, jak bardzo sobie nie radzę”. To szukanie w innych ludziach potwierdzenia własnej opinii, że oto „świat jest zły”.

    Ale podstawą wszelkiej ucieczki jest zawsze lęk. Przed czym, zapytasz. Otóż przed brakiem miłości. Lęk przed brakiem miłości i przed odrzuceniem jest jednym z najsilniejszych lęków człowieka. Bardzo często w ogóle nieuświadamianym. W rzeczy samej brak miłości można utożsamiać ze śmiercią, bo po co komu żyć w świecie, gdzie nie warto się dla nikogo starać?

    Dopiero rozpoznanie tego lęku, wystawienie się nago na ten paraliżujący strach i próba zrozumienia go, pozwala w ogóle zacząć jakieś procesy zdrowienia. Bóg, bogowie, Budda, buddowie, przestrzeń, wszechobecna świadomość — to wszystko nam pomaga, wie, czuje, wierzy w nas i pragnie naszego dobra. Wystarczy poprosić o łaskę, otworzyć się, zrozumieć swoją małość i zaakceptować fakt że jako człowiek, ucząc się, mamy prawo popełniać błędy. Nikt nigdy nie był i nie będzie doskonały. Najważniejsza jest deklaracja woli, że oto chcemy iść w stronę światła. Od tego momentu automatycznie, ale stopniowo, otrzymujemy do dyspozycji ogromną moc — moc wdzięczności, miłości, nieustraszoności i radości. Jest o co walczyć.

  4. MasaKalambura 27.03.2016 16:35

    “Buddyzm nigdy nie był przyczyną konfliktów międzyludzkich” – to skąd jest na Wschodzie tyle buddyjskich przecież szkół walki?

    Samooświecenie jest jak najbardziej drogą do wyzwolenia. Ale takich Buddów jak Budda, którzy sami się do oświecenia doprowadzili było raptem kilkunastu. I to, czy na Bogu się nie koncentrowali też nie jest takie pewne, bo w powszewchnej wiedzy wierzących w Boga Wszechmocnego, który jest Bliski i Daleki definicja Brahmana jest niezwykle bliska Jedynemu Niewidzialnemu i nieosiągalnemu ludzkiemu pojmowaniu.

    Pisanie o atrapach z taką pewnością, jakby było coś złego w kochaniu Boga i szukaniu pomocy u Niego oraz u przyjaciół pośród ludzi jest co najmniej nie na miejscu.
    Widać wyraźnie że wsparcie innych nałogowców, którzy poradzili sobie i wciąż radzą z cierpieniem odstawienia byłoby dla autora tekstu wspaniałą pomocą i źródłem siły. Bo bije z tekstu ciemność samotność, uczucie porzucenia i wołanie o pomoc.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.