W obronie sklepów wielkopowierzchniowych

Opublikowano: 27.03.2015 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 638

Różnego rodzaju sklepy wielkopowierzchniowe (dyskonty, supermarkety, hipermarkety) cieszą się w Polsce nie najlepszą sławą. Dla wielu kontestatorów zmian, jakie nastąpiły nad Wisłą po 1989 r., są jednym ze sztandarowych przykładów na prawdziwość tezy o tym, że Polska jest skolonizowana przez zachodnie korporacje, które wysysają z polskiej gospodarki życiodajne soki, nie oferując w zamian nic, bo nawet nie płacą w Polsce podatków. Oprócz tego, że rzekomo zniszczono polski przemysł, nie prowadząc odpowiedniej polityki przemysłowej i ochrony celnej, to na dodatek polski handel także jest w odwrocie, bo przegrywa nieuczciwą konkurencję z zagranicznymi sieciami handlowymi. Dokładniejsze przeanalizowanie całej tej neokolonialnej narracji przekracza ramy tego artykułu, ale chciałbym przedstawić przynajmniej odrębną interpretację działalności w Polsce sklepów wielkopowierzchniowych.

PRODUKTYWNY HANDEL

W 2005 r. ówczesna szefowa resortu finansów Teresa Lubińska zechciała podzielić się z „Financial Times” kilkoma uwagami na temat inwestycji zagranicznych w Polsce w kontekście obecności nad Wisłą brytyjskiej sieci handlowej Tesco. Według relacji „Pulsu Biznesu” pani minister: “Zaznaczyła też, że Polska powinna być nadal otwarta na zagraniczne inwestycje, preferując jednak inwestycje w produkcję. „Polska jest otwarta i taka pozostanie. Wyzwaniem dla nas jest to, byśmy więcej produkowali sami” — zadeklarowała. Oceniła przy tym, że sieci supermarketów, takie jak Tesco, „są przykładem swego rodzaju nieproduktywnej inwestycji, która nie jest potrzebna Polsce”.”

Słowa te można interpretować wielorako. Być może są jakimś echem Marksowskiego rozróżnienia na pracę produkcyjną — która prowadzi do wytworzenia produktów materialnych — i pracę nieprodukcyjną — czyli w skrócie usługi. W takim przypadku jakikolwiek handel byłby z definicji bezproduktywny. Jeśli jednak przyjmiemy współczesną, subiektywistyczną teorię wartości za podstawę rozważań, to Marksowskie rozróżnienie możemy wyrzucić do kosza. Bardziej życzliwy interpretator słów pani minister powiedziałby, że mogło chodzić o to, iż handel jako taki w Polsce istniał już przed erą marketów. Dlatego też dodatkowe punkty handlowe dodają tylko konkurencję do już istniejących, nie prowadząc jednak do żadnej wartości dodanej w gospodarce. Jednak z takim tokiem rozumowania nie sposób się zgodzić.

Sklepy wielkopowierzchniowe zaproponowały klientom zupełnie nową jakość. Choć model ten od dziesięcioleci istniał już na Zachodzie, to w Polsce był rzadkością. Jaki to model? Markety w jednym miejscu zebrały bardzo szeroki asortyment, oferując możliwość łatwego i szybkiego zrobienia bardzo dużych zakupów bez konieczności przemieszczania się po całym mieście w poszukiwaniu odpowiednich specjalistycznych sklepów, dzięki czemu klienci mogli zaoszczędzić czas. Ponadto dzięki dobrej organizacji logistyki, polityki zakupów, zatrudnienia itd., markety w rodzaju wspomnianego Tesco były nagle w stanie dostarczać klientom produkty po znacznie niższych cenach niż te, jakie Polacy napotykali w swoich osiedlowych sklepach.

Dzięki marketom Polacy mogli zaoszczędzić czas i pieniądze, więc nic dziwnego, że zyskały one całe rzesze lojalnych klientów. Nie obyło się oczywiście bez oponentów tych innowacji. Najgłośniej protestowali oczywiście ci kupcy, którzy nagle zaczęli tracić przychody na rzecz marketów i nie potrafili zmienić swojego modelu biznesowego (np. przez zmianę asortymentu, wydłużenie godzin pracy, porozumienie się z innymi sklepami co do wspólnej polityki zakupów itp.) tak, żeby był nadal rentowny.

Na wprowadzeniu hipermarketów w największych miastach innowacje w polskim handlu się nie skończyły. Wkrótce nastąpił atak dyskontów, które, choć oferują mniejszy asortyment produktów, to są w stanie zbudować rentowne sklepy w mniejszych miejscowościach, a w większych ośrodkach w takich lokalizacjach, które nie wymagają długiej jazdy na obrzeża miast. Do tego doszły jeszcze sieci nieco bardziej luksusowych delikatesów, których głównym atutem jest dostępność szerokiej gamy produktów wysokiej jakości z różnych zakątków świata i Polski oraz sklepy wielkopowierzchniowe wyspecjalizowane w konkretnych branżach (elektronika, AGD, budownictwo itp.).

Jak widzimy, rynek sprzedaży detalicznej jest bardzo dynamiczny i konkurencyjny. Coraz to nowe modele biznesowe sprawiają, że Polacy mają coraz lepszy dostęp do tak szerokiej gamy produktów, o której tylko mogli pomarzyć choćby dekadę temu. Jeśli chcemy oszczędność czasu, pieniędzy i powiększenie dostępności produktów uznać za bezproduktywne, jak prof. Lubińska, to oczywiście mamy do tego prawo, jednak konsekwentne stosowanie takich kryteriów doprowadziłoby nas raczej do zanegowania produktywności jakichkolwiek działań gospodarczych.

NIEUCZCIWA KONKURENCJA

Bardziej wyrafinowani krytycy supermarketów wskazują na inne zjawisko. Otóż duże sklepy wygrywają z rodzimymi przedsiębiorcami niekoniecznie dlatego, że oferują klientom lepsze warunki zakupów, ale dlatego, że są faworyzowane przez prawo. Duże sieci handlowe podobno stosują optymalizację podatkową, dzięki której ukrywają zyski i transferują je zagranicę. Pominę tutaj fakt, że samo uciekanie od płacenia podatków jest raczej rzeczą chwalebną, dzięki której jesteśmy znacznie bardziej bogaci, niż gdyby wszyscy podatki płacili. Chciałbym raczej zwrócić uwagę na dwie kwestie: po pierwsze, działalność w sektorze handlu detalicznego jest obarczona niepewnością tak samo jak działalność w innych gałęziach biznesu, więc niskie ujawniane zyski wcale nie muszą znaczyć o próbach oszustw lub obchodzenia prawa; po drugie, zachodnie korporacje, które parają się u nas handlem, wcale nie płacą jakichś znacznie niższych podatków niż ich polscy odpowiednicy, o których mamy dane, jak i polscy podatnicy w ogóle.

Istnieje kilka ważnych przykładów, które pokazują, że rozkręcenie firmy w polskim handlu detalicznym wcale nie jest takie proste. W 2006 r. z działalności w Polsce zrezygnował Géant, sprzedając swoje sklepy właścicielowi marki Real. Tenże Real po akwizycji Géanta także jednak zrezygnował z działalności w Polsce i postanowił sprzedać swoje sklepy sieci Auchan[1]. Skoro dwie duże zachodnie korporacje rezygnują ze swoich inwestycji w Polsce i tym samym tracą (co wynikałoby z ogólnej krytyki działalności zachodnich marketów w Polsce) świetną okazję do darmowego przenoszenia zysków do centrali i podlizywania się akcjonariuszom, to jakie może być tego wytłumaczenie? Nagle polski fiskus zaczął być bardziej pilny w kontrolach? Czy może raczej nie tylko małe osiedlowe sklepiki są ofiarą konkurencji na rynku handlu detalicznego?

Idąc tym tropem rozumowania, dochodzimy do bardzo popularnej grafiki autorstwa Fundacji Republikańskiej, którą zamieszczam poniżej. Pokazuje ona przychody poszczególnych największych zagranicznych sieci handlowych w 2011 r. oraz ich zobowiązania z tytułu podatku CIT. Dane pokazane na tej infografice są zwykle interpretowane jako dowód na złowieszcze i antypolskie działanie zagranicznych sieci handlowych, które nie chcą dokładać się podatkami do budowy polskiego dobra wspólnego.

Już pierwszy rzut oka na grafikę pozwala zauważyć, że rentowności sieci handlowych bardzo różnią się między sobą. O ile Biedronka zapłaciła CIT na poziomie 7,5‰ przychodów, to w przypadku Tesco jest to jedynie około 1,2‰. Niskie podatki płacone przez hipermarkety i relatywnie wyższe wpłaty do budżetu ze strony dyskontów są zasadniczo spójne z obrazem rynku detalicznego, na którym, to dyskonty się rozwijają, a hipermarkety przeżywają zastój. Można by też nieco ironicznie zapytać się, dlaczego Biedronka czy Lidl zatrudniają gorszych księgowych i wykazują w ogóle jakieś zyski. Co ważne, transferowanych z Polski zysków nie widać także na poziomie spółek matek. Od kilkunastu miesięcy obserwujemy bowiem narastające problemy Tesco, które ma ogromne problemy z wykazaniem zysków na poziomie całej grupy i systematycznie traci na wartości. Do tego pamiętajmy, że CIT, to nie jedyny podatek, jaki płacą firmy. Przykładowo w 2011 r. siedem największych podmiotów handlu detalicznego oprócz zapłacenia około 600 mln zł CIT-u, odprowadziło też 200 mln zł podatku od nieruchomości.

Warto dla porównania sięgnąć też po przykład polskiej spółki w handlu detalicznym. Sieć delikatesów Alma, która dość systematycznie zwiększa przychody z roku na rok, przy sprzedaży na poziomie 1,62 mld zł w 2013 roku, wykazała zysk netto w wysokości 10,5 mln zł. Jeśli zapłaciła od niego 19% CIT-u, to zapłacony podatek wyniósłby w okolicach 1‰ przychodów, czyli bardzo podobnie do Tesco. A dokąd zyski ma transferować spółka z GPW?

PODSUMOWANIE

Można też zwrócić uwagę na to, że niektóre regulacje obowiązujące w polskim prawie faworyzują mniejsze podmioty. Tak jest na przykład z zakazem pracy w święta, które małe sklepy skutecznie obchodzą, a które powodują, że duże podmioty są zamknięte i tracą klientów. Zapewne poziom skomplikowania prawa podatkowego sprawia, że łatwiej sobie radzić z działaniami fiskusa, gdy dysponujemy sporą armią księgowych i prawników. Z drugiej strony spotykamy szacunki, że tylko 37% podmiotów zarejestrowanych jako płatnicy CIT wykazuje zysk i płaci podatek, co sugeruje, że polskie mniejsze firmy też jakoś dają sobie radę z urzędami skarbowymi. Generalnie nie wiemy, czy przy konsekwentnej likwidacji etatyzmu firmy byłyby większe czy mniejsze[2].

Najważniejsze jednak, że nie ma żadnej antynomii między interesami dużego i małego biznesu. Sklepy wielkopowierzchniowe podniosły jakość życia milionów swoich klientów. Często obok nich wyrastają drobne punkty usługowe mniejszych przedsiębiorców i ich współwystępowanie podnosi jedynie atrakcyjność obu przedsięwzięć. Zamiast antagonizować te dwie grupy, warto zawsze pamiętać, że mają one jednego wspólnego wroga — państwo z jego opresyjnym systemem fiskalnym i regulacyjnym. I rozwiązaniem tego problemu nie jest dokręcanie śruby tym, którym udało się w przepisach znaleźć lukę, ale taka powszechność luk, żeby każdy mógł z nich łatwo skorzystać.

Autorstwo: Mateusz Benedyk
Źródło: Instytut Misesa

PRZYPISY

[1] Spuśćmy może zasłonę milczenia na pretensje UOKiK-u co do wiedzy o optymalnym kształcie rynku handlu detalicznego.

[2] W tym miejscu warto polecić choćby dyskusję Rodericka Longa i Petera Kleina.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

8 komentarzy

  1. poray 27.03.2015 11:34

    parafrazując miniony skecz kabaretowy chciałoby się zapytać (pod adresem autora tekstu) – głupota czy prowokacja?

    Chcąc odpowiedzieć na wszystkie manipulacje i kłamstwa zawarte w tekście należałoby napisać minimum kilka stron sprostowań opartych o fakty. Uważam że to jednak strata czasu.
    W to miejsce zadam pytanie: wprost kto i dlaczego dopuszcza do publikacji takich propagandowych knotów?

  2. Rozbi 27.03.2015 16:01

    poray a co dokładnie w tekście nie jest faktem ? Wiem że na wszystkie manipulacje nie sposób odpowiedzieć – ale może chociaż na 2 byś spróbował – wszyscy z chęcią poczytamy – taka polemika zawsze jest ciekawa.

  3. argos1 27.03.2015 20:26

    @poray ma rację. Polemika jest zawsze ciekawa jeżeli jest na określony temat.
    Tutaj nie ma żadnego tematu, ponieważ jest jedynie prowokacja, a z nią się nie polemizuje, podobnie jak z głupotą.

  4. GPR 27.03.2015 21:09

    @poray – to jest odpowiedź na mój art sprzed kilku dni o gospodarce Polski.
    Właśnie go poprawiam i niebawem będę chciał opublikować.

    Ten art to generalnie porażka i nie wiem kto go tu zatwierdził. Nadaje się bardziej do gazeta.pl niż do wolnemedia. Kilka miesięcy temu czytałem art o tzw “optymalizacji podatkowej” jaką stosują zagraniczne sieci handlowe. Niestety nie mogę go teraz znaleźć. Chyba komuś sie nie podobał.

    @Rozbi – wyjaśniając najprościej jak można:
    Kupujesz towar w sklepie niemieckim to komu dajesz zarobić?
    Zysk jest wyprowadzany z Polski i nie trafia do budżetu Polski
    Kupując w sklepie Polskim cały zysk zostaje na terytorium Polski (w polskim obiegu/gospodarce). Podobnie jest gdy kupujesz polski produkt zamiast zagranicznego – dajesz zarabiać polakom którzy zostawiają wszystkie swoje pieniądze w PL.
    Im mniej pieniędzy w polskiej gospodarce tym mniej pieniędzy do podziału między osoby mieszkające w Polsce. Im mniejsze wpływy do budżetu państwa tym budżet ma większa lukę którą próbuje zakryć np podwyższaniem podatków.
    Inny przykład: czytałeś może o przeniesieniu się polskiej spółki (właściciela reserved, mohito, cropp, house) na Cypr (raj podatkowy) po to by nie płacić u nas podatków? Odnieś to do hipermarketów. I dodaj że gdy powstawały dostały spore ulgi. Działały na preferencyjnych warunkach tworząc tym samym nieuczciwą konkurencję dla zwykłych małych sklepikarzy.

    “Markety w jednym miejscu zebrały bardzo szeroki asortyment, oferując możliwość łatwego i szybkiego zrobienia bardzo dużych zakupów”
    Tak jakby w PL nie było rynków handlowych gdzie sprzedają mali przedsiębiorcy.

    To ze kolejne sklepy sie zamykają nie oznacza braku zysków. Są różne tego powody jak np polityka firmy której oczywiście my nie znamy. Zwykle się zamykają gdy gdyż mija im “ochronka” czyli czas w którym sklep miał ulgi podatkowe. W moim mieście był taki który kilkukrotnie zmieniał “szyld” po kilku latach.

  5. GPR 28.03.2015 02:57
  6. Aaron Schwartzkopf 29.03.2015 03:56

    Pisząc o odmiennym punkcie widzenia miałem na myśli 2. akapit twojego postu nr 8 – wydaje mi się to wystarczająco jasne, który nie dotyczył stricte tematu sklepów wielkopowierzchniowych, więc może byś tak nie nadinterpretował mojej wypowiedzi.

  7. dagome12345 29.03.2015 09:17

    @Aaron Schwartzkopf @GPR generalnie was popieram bo sposobów na wyprowadzanie pieniędzy z danego kraju i firm jest tysiące, przedstawie w skrócie mechanizm z mojej poprzedniej firmy.
    Jak to zawsze w Polsce bywa nic się nie opłaca bo to wina “rozdmuchanego ” socjalizmu , którego mogą nam pozazdrościć nawet Niemcy i Francuzi:)( ale ci Arabowie, murzyni z Afryki są głupi wybierając kraje zachodnie UE jak mają taką wspaniałą krainę jak Polska) z takich to właśnie powodów “padał” mój poprzedzi zakład. Znalazło się Polski inwestor chcący zrestrukturyzować zakład bez wielkich zwolnień, nagle ni pietruchy wyskoczyła Izraelsko-Amerykańska korporacja, bardzo szybko się okazało : nie mają konkurencji bo tak się składa, że właśnie bank światowy ( bodajże) cofną wszystkie kredyty polskiej grupie inwestorów ;). Tak nastały czasy wspaniałego nowoczesnego “kapitalizmu” w mojej byłej firmie. Wspaniali nowi zarządcy (tanio)kupili firmę bo dostali w pakiecie układ zbiorowy oraz zakaz masowego zwalniania pracowników. Oczywiście jeśli będą rentowni i bądą osiągać zyski. Wiec co się robi : sprzedaje się półprodukt przygotowany do dalszej obróbki po zabójczo niskiej cenie partnerowi biznesowemu z zachodu. Partner biznesowy ma swoją firmę gdzie posiada pakiet większościowy i tak się składa ,że owa firma to nasz największy konkurent na zachodnich rynkach zbytu;)Przypadkiem przychodzi kwartał gdzie nikt nie chce od nas kupować towaru ( staje linia produkcyjna itd tworzą się wielkie straty). Następnie nasz zachodni partner biznesowy sprzedaje jednej z firm córek naszej korporacji inny towar po “atrakcyjnej cenie” tak aby odrobić sobie straty( tyle ,że to wszystko dzieje poza naszymi krajem i straty pozostają tylko w Polsce ,a Niemiec , Francuz i Amerykanin liczy zarobioną kasę oraz wypłaca godziwą pensje swoim pracownikom – polskiemu obcina się pensje, dodatki lub zwalnia wszystko tłumacząc zabójczym fiskusem bo na zachodzie nikt nie wie co to podatki – to taki nasz Polski wymysł 🙂

  8. GPR 01.04.2015 12:43

    @Admin Brzydzę się wytykami adpersona do zwykłych ludzi ale ten art nie został napisany przez zwykłego obywatela. Gdyby taki art ukazał się w wyborczej umiał bym to zrozumieć ale tu? To za mało im własnych mediów? Takimi tekstami na stronie pokazuje pan że WM to już nie strona antysystemowa. .

    I argument (żeby nie było):
    http://wiadomoscihandlowe.pl/2013/10/sieci-powinny-placic-podatek-od-obrotow/

    Chyba każdy Polak wie jak jest więc nie rozumiem co tu jest do dyskusji?
    Nawet rząd próbuje wprowadzić nowe ustawy potwierdzając tym samym wycieki tylko pan potrzebuje na to jakiś dowodów i pozwala im sie bronić kłamilywymi manipulatorskimi tekstami.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.