Święta diablica, Joanna

Opublikowano: 06.02.2008 | Kategorie: Wierzenia

Liczba wyświetleń: 776

Gdy Kościół orzekł, że Joanna d’Arc to „diablica”, wierni z bojaźnią żegnali się, słysząc jej imię. Kiedy kilkaset lat później, papież zaintonował w bazylice św. Piotra: „Joanno d’Arc, módl się za nami”, tłumy pochyliły się, szepcąc:

– Święta, święta, święta…

– Historya pasterki Joanny d’Arc, – pisze ksiądz Szcześniak – po odniesionem przez nią zwycięstwie nad Anglikami pod Orleanem Dziewicą Orleańską zwanej, historya wielka, bohaterska i w czyny bogata, jakby historya bohaterskiego, jakiego rycerza, a czuła, łagodna i wzruszająca, jak historya świętej, Bogu poświęconej dziewicy, cała ożywczem tchnieniem bożem owiana, a cudami jakby niebo iskrzące gwiazdami przeświecająca, – cudowna ta historya… [1]

Opowiem inną historię Joanny d’Arc, nie „cudowną”, lecz tragiczną, prawdziwą…

Wpierw, 31 maja 1431 r. Kościół spalił ją uroczyście jako czarownicę, mającą związki z diabłem, a po kilkuset latach, 24 stycznia 1909 r. z czysto politycznych powodów, niemniej uroczyście skierował ją do nieba jako beatyfikowaną. W 1920 r. została kanonizowana przez papieża Benedykta XV (1914-1922)

Urodziła się 6 stycznia 1412 r. w Domremy (Lotaryngia) w rodzinie ubogich wieśniaków. Od rodziców otrzymała głębokie wychowanie religijne. Mając 13 lat, po raz pierwszy usłyszała „głosy” i zaczęła miewać wizje, m.in. dotyczące przyszłości Francji. W 1430 r. dostała się w ręce Burgundów i za wysokim okupem przekazana Anglikom. Osądzona przed sądem Inkwizycji na zamku w Rouen, spalona na stosie 30 maja 1431 r. [2]

W XV wieku nikt nie wątpił, że Dziewicę zesłał Bóg, i że jest w bliskich kontaktach z archaniołem Michałem oraz świętymi niewiastami: Małgorzatą oraz Katarzyną. Lecz wielebni teolodzy pod przewodnictwem św. Inkwizycji oraz biskupa z Beauvais zdarli z niej aureolę świętości, aby przyodziać w papierową mitrę czarownicy.
Zresztą, w gruncie rzeczy było to obojętne: „cudowność” Joanny d’Arc pozostała, tyle tylko, że Szatana zastąpił Bóg! Ale w 1909 r. podczas beatyfikacji, papież Pius X (1903-1914) stwierdził, że Joanna pragnęła „podporządkować się we wszystkim sądowi Kościoła rzymskiego.”

Dwa razy wpadła w szpony czarnego bractwa: w 1431 r. kiedy spalono ją żywcem, i drugi raz, w 1909 r. kiedy Kościół uczynił z niej narzędzie propagandy. Za pierwszym razem znieważył jej ducha i zabił ciało, za drugim, zhańbił jej pamięć.

Bądź co bądź, kanonizacja „wiedźmy”, spalonej na stosie z tak solenną premedytacją, to wypadek mało banalny, nawet w dziejach Kościoła, obfitujących w barwne sensacje i skandale. Kościół, doświadczony szuler, przetasował karty i wykonawszy zręczną woltę, wszedł w posiadanie atutów strony przeciwnej. Ale świat pilnie obserwował poczynania kurii rzymskiej, a Historię nie zawsze da się sfałszować…

Dwa procesy Joanny. Jeden w Rouen i w Rzymie. Tam o kacerstwo, tu beatyfikacyjny. Oba skończyły się jednakowo: ciężkim wyrokiem potępienia dla przyziemnych, chciwych, egoistycznych intryg oraz interesów Watykanu.

Sprawa Joanny d’Arc formalnie zaczęła się w 1431 r. Cudowna epopeja Dziewicy Orleańskiej poprzedza ją i uzupełnia… Kiedy licząc zaledwie 13 lat doznała po raz pierwszy dziwnych halucynacji i z mieszanymi uczuciami trwogi, radości oraz nadziei wsłuchała się w głos „nadprzyrodzony”, nie mogła wiedzieć, że od tej chwili zaczęły zbierać się nad nią gromy św. Inkwizycji. A kiedy swoją misję zamieniła w czyn; kiedy pobożny lud obwołał ją „dziewczęciem bożym” i w uniesieniu całował jej szaty; kiedy składano jej hołdy większe, aniżeli papieskim legatom – wówczas zarysował się rozłam między wyrazem szczerej, prostaczej i twórczej wiary, a gnuśnym dogmatem katolickim.

Pominąć Kościół i wejść w bezpośrednie stosunki z opatrznością, obcować z całą arystokracją świętych i archaniołami bez pośrednictwa kleru, to zamach na najświętsze przywileje Kościoła!

Joanna, uosobienie naiwnej, acz głębokiej wiary, wydała się Kościołowi groźnym przeciwnikiem. Pokonując wbrew pobożnym życzeniom papieża najazd Anglików, zadała Rzymowi klęskę pośrednią. I wielki dla Francuzów czyn Joanny, Kościół potraktował jako wrogi dla siebie oraz targnięcie się na swoje przywileje.
Dlatego zemścił się na niej bezlitośnie, z całą srogością, która cechują obronę zagrożonego monopolu kleru, dotkniętego w swoich interesach. Joanna była szczerą rojalistką. Kochała swoją ojczyznę, króla i kochała boga. Niektórzy radykaliści mieli jej to za złe, gdyż nie mogli odżałować, że nie była republikanką i ateistką na 300 lat przed Voltaire.

Była analfabetką. Nie umiała czytać, a więc wiedzy żadnej nie mogła posiąść. Natomiast od najmłodszych lat powtarzała „Pater”, „Ave” oraz „Credo” i spędzała całe godziny w cieniu kościelnych krucht, rozmyślając nad Męką Pańską oraz słuchając muzyki organowej. Często widziano ją z twarzą mokrą od łez egzaltacji. Była to dusza dziecka, wybujała na gruncie mistycznym, w atmosferze cudownych baśni i miejscowych legend, pośród których poczesne miejsce zajmował żywot św. Katarzyny.

Niewielki obszar kraju, na wschodnim pograniczu Lotaryngii, wolny był od najazdu, który objął wówczas prawie całą Francję. Ale niekiedy i tam docierały echa straszliwej wojny, zgiełk bitew, rabunków i rzezi, które mieszkańców tego rejonu przejmowały trwogą. I zapewne wówczas w głowie Joanny zrodziła się myśl wybawienia „słodkiej Francji” od angielskiego jarzma.

W 1425 r. przy Joannie stanął św. Michał archanioł w zbroi i szepnął do jej ucha:

– Bóg, miłując Francję, każe ci udać się tam i spełnić powinność.

Głębokie, zdecydowane przekonanie zagnieździło się we wrażliwej duszy, i Joanna usłyszała tajemniczy głos:

– Przez kobietę rozwiązłą i niegodną ginie Francja. Tylko czysta dziewica może ją ocalić z boską pomocą… [3]

Od tej chwili, ciężkie przeznaczenie powiodło Joannę z zawrotną szybkością przez triumfy, szczyty radosnych uniesień, na katolicki stos.

25 lutego 1429 r. w towarzystwie 2 giermków i 4 sług wyruszyła konno z Domremy do zamku w Chinon, w którym prawowity następca tronu, późniejszy król Francji, Karol VII (1403-1461 na tronie od 1422) w otoczeniu gnuśnych dworaków krył się przed Anglikami. 6 marca staje przed królewskim majestatem, wzruszona, szczęśliwa i promieniująca… Doradza Karolowi VII koronację i podjęcie walki obronnej.

Joanna, „wysoka i dobrze zbudowana, o cerze smagłej i kruczych włosach, siłę posiadała niezwykłą, która dziwny tworzyła kontrast z głosem kobieco-słodkim i wdzięcznym, a tkliwym obejściem”, z rąk dworaków bierze sztandar bojowy, przejmuje dowództwo nad oddziałem i niebawem dźwiga kraj z odrętwienia, odrzuca zwątpienie. Niebawem podąża za nią tysiące ludzi do walki z najeźdźcą.

Nosiła się po męsku. Ciemne, krótko obcięte włosy, zgodnie z ówczesną modą, obcisłe spodnie, bluza, którą oplatał pas.

Sukces Joanny na dworze w Chinon można wytłumaczyć przede wszystkim „bożym posłannictwem”. W tamtych czasach była to idea bardzo powszechna. Dookoła zamku kręciło się mnóstwo mesjaszów, proroków, cudotwórców i obłąkańców. Chętnie dawano im posłuch, ponieważ wszelki zabobon i „przepowiednie” miały wówczas wielkie poważanie. Fakt pojawienia się natchnionej Dziewicy, prawdopodobnie nie wywołał zbytniego zdumienia. Niechętnym okiem patrzyły na nią osoby duchowne, skłonne raczej do widzenia w kobiecie wysłanniczki szatana, a nie boga.

Zanim wyruszyła do walki, na zamku w Poitiers, została poddana „badaniom”, które przeprowadzili medycy, a niezależnie od nich, teściowa Karola VII i dwie damy dworu. Ustalono ponad wszelką wątpliwość, że Joanna jest kobietą, oraz „prawdziwą i nienaruszoną dziewicą.” Tego rodzaju „oględziny” nie miały w sobie nic hańbiącego, a przykładano do nich wielką wagę z różnych powodów. Dziewictwo, (w tym przypadku Joanny), było widomym dowodem świętości posłannictwa, bowiem opatrzność powierzy jakąś misję tylko niewieście „nienaruszonej”. Komisja kościelna potwierdziła wiarygodność oraz zdolność pełnienia przez nią posłannictwa i pozwoliła na sporządzenie dla niej zbroi rycerskiej, którą wykonano w Tours na koszt królewskiego skarbca. Od księcia Alencon otrzymała pięknego rumaka. Na polecenie Joanny wykonano biały sztandar z wyobrażeniem Jezusa i NMP w otoczeniu aniołów.

Od XIII do XV wieku różni nawiedzani łaską boską dokonali cudownych czynów. Św. Dominik, ogarnięty boskim szałem, tępił herezję ogniem i mieczem. Św. Franciszek z Asyżu, zalecał ubóstwo. Św. Antoni z Padwy bronił kupców i rzemieślników przed zdzierstwem chciwych magnatów i biskupów. Św. Katarzyna sprowadza papieża do Rzymu. Wobec tego, dlaczego Dziewica z pomocą boską, nie miała wyzwolić Francji i odnowić królewskiej władzy, przez boga stworzonej? Joanna spadła królowi jak z nieba i w tym rozumieniu była istotnie, wysłanniczką boga. Dwór nie miał skrupułów, aby w walce z Anglikami wykorzystać entuzjazm ludu i ślepą wiarę w jej posłannictwo.

Została Dziewicą „Orleańską”, gdyż ruszyła na odsiecz Orleanowi i wkroczyła do miasta 8 maja 1429 r. Szczęście jej dopisywało. Szła od zwycięstwa do zwycięstwa. Na Anglików padł strach, kiedy widzieli, że ludność, idąc za jej legendą i czynami, z entuzjazmem garnęła się pod sztandar Joanny. Później, podczas procesu, powiedziała: „nigdy nie zabijałam”. Ale jej słowom przeczyli świadkowie, którzy widzieli ją z lancą w ręku, nacierającą na wroga

Niebawem Karol VII odzyskał utracone prowincje: Vendome, Chalon, Rennes, Valois, hrabstwa Clermont i Beauvais, oraz ziemię orleańską. Nawet książę de Bar Rene d’Anjou, będąc pod wrażeniem czynów Joanny, wypowiedział posłuszeństwo Henrykowi VI. Obszary kraju od Orleanu do Mozy, weszły klinem między posiadłości angielskie, a ziemie burgundzkie. Taki był owoc trzynastomiesięcznych zwycięskich walk, po siedmiu latach niemal ciągłych klęsk.

Kiedy Francja podnosiła się z upadku, szczęście Joanny chyliło się ku upadkowi. 23 maja 1430 r. podczas drobnej potyczki w okolicach Compiegne wpadła w ręce Vendome’a, który przekazał ją księciu Janowi Luksemburskiemu, a ten za 10 tysięcy franków sprzedał Dziewicę, Anglikom. Natychmiast została przewieziona do Rouen i osadzona w zamkowym lochu. Zamknięto ją w żelaznej klatce, opasując biodra i nogi łańcuchami.

Rzecz znamienna, ale niewdzięczny Karol VII oraz jego zausznicy: de La Tremouille, Regnault de Chartres, de Traves, Gaucourt, nie kiwnęli palcem, aby uzyskać wolność dla Joanny. Być może, pamiętano jej, że w marcu 1430 r. popełniła wielki nietakt wobec króla, naruszając honorowy kodeks rycerski. Mianowicie bez pożegnania opuściła dwór z około 200 wiernych sobie ludzi, i okrążając Paryż od wschodu, samowolnie wkroczyła do oblężonego Compiegne.

Król, zawdzięczając jej wiele, być może był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Po prostu pozbył się kłopotu, gdyż nie bardzo wiedział, jak postąpić z Joanną po wypędzeniu Anglików. Wykupywanie z niewoli było powszechnym zwyczajem i z pewnością Jan Luksemburski nie wzgardziłby okupem, tak jak nie wzgardził pieniędzmi Anglików. W otoczeniu Karola VII nikt z taką propozycją jednak nie wystąpił.

Natomiast kanclerz Regnault de Chartres, nazajutrz, po dostaniu się Joanny do niewoli, oświadczył mieszkańcom Reime:

– Joanna dlatego tylko dostała się do niewoli, bo nie słuchała naszych rad, folgując jedynie swoim zachciankom.

Dał przy tym do zrozumienia, że strata to niewielka i może być łatwo wyrównana.[4] Joanna nie miała żadnych szans na przeżycie. Z dwóch stron zagrażało jej niebezpieczeństwo utraty życia: od Anglików oraz ze strony Kościoła.

Postanowiono, że stanie przed sądem Inkwizycji, jako wiedźma opętana przez szatana i jako schizmatyczka. W ten sposób było pewne, że nie uniknie stosu, a ponadto wyrok sądu kościelnego dotknie tych, którzy sprawę narodową oddali w jej ręce, jako samozwańczej wysłanniczce Boga. Zaiste, przebiegły był to plan…

3 stycznia 1431 r. angielski król Henryk VI (1421-1427)[5] rozkazał postawić Dziewicę przed sądem kościelnym, któremu miał przewodniczyć biskup Pierre Cauchon z Beauvais. Za skazanie Joanny, miał obiecane dochodowe biskupstwo, a każdy członek trybunału, poza prezentami, otrzymywał 20 sous dziennej diety.

Henryk VI zastrzegł sobie prawo rewindykacji, w razie, gdyby Joanna została uznana za niewinną. Nienawiść biskupa Cauchon, poza jej odstępstwem od katolicyzmu, potęgował fakt, że był on fanatycznym zwolennikiem Burgundów.

Tryumfy Karola VII wprawiły go w złość, gdyż intratne biskupstwo wpadło w ręce jego przeciwników, a on sam musiał chronić się w Rouen pod osłonę angielskich mieczy. Przesądny, a do tego tępy fanatyk, podobnie jak wszyscy księża tamtego okresu, przypisał chwalebne czyny Joanny, „siłom nieczystym.” Zresztą towarzystwo miał doborowe, gdyż cała kapituła roueńska, która wyłoniła z siebie trybunał, podzielała pogląd biskupa z tych samych powodów: wszyscy byli po stronie najazdu i przeciw ojczyźnie.

21 lutego 1431 r. Joanna d’Arc stanęła przed sądem…

Kto nie zna kościelnych sądów średniowiecza, temu trudno zrozumieć, do jakiego stopnia może dojść zwyrodnienie myśli, uczucia i logiki, gdy ślepy dogmat, oparty na bezdusznej scholastyce, zastępuje sprawiedliwość. Jakże szczęśliwi byli ci, którzy nie stanęli przed obliczem prześwietnych inkwizytorów-teologów o ptasim móżdżku i spojrzeniu węża. Ktokolwiek ściągnął na siebie nawet cień podejrzenia o herezję lub odszczepieństwo, był zgubiony. Kiedy oskarżony stawał przed trybunałem Inkwizycji i odpowiadał na pytanie śmiało oraz składnie, biada mu, gdyż przemawia przez niego Szatan. Gdy, przeciwnie, boi się, a do tego miesza w zeznaniach, po trzykroć mu biada, bo widać że wina go gnębi, a sumienie odbiera rozum. A jeśli zdarzyło się, że podsądny nie odpowiadał na żadne pytania, wtedy sędzia wołał:

-Oddać w ręce kata!

I wyśpiewał na mękach co mu kazali, po czym już na pół żywego, krwawiącego, z połamanymi członkami, wleczono na stos… Ta procedura kościelnego sądu była zaiste przedsionkiem piekieł!

Gdy Joannę wprowadzono do zamkowej kaplicy, w której odbywał się proces, ujrzała 43 bazyliszków w szatach kanonicznych i w mnisich opończach, lecz ani jednego człowieka…

Biskup Cauchon zasiadał na czołowym miejscu. Asystował mu wielebny Jan Lemaistre, vice-inkwizytor Francji, ponury mnich, przyodziany w czarno-białe szaty pokory i posłuszeństwa. Poza nimi w skład trybunału wchodzili: 15 doktorów teologii, 5 doktorów prawa kościelnego, 11 bakałarzy tegoż prawa, 6 bakałarzy teologii i 4 licencjatów prawa cywilnego. Zdarzało się, że na poszczególnych rozprawach, zasiadało aż 60 „sędziów” przeciwko jednej dziewczynie.

Joanna broniła się sama, gdyż nie dano jej adwokata. Być może wiele jej odpowiedzi zostało przez kościelnych pisarzy sądowych pominiętych lub spaczonych. Jednak te, które znajdują się w aktach, świadczą o jej bystrości umysłu. Ta prosta dziewczyna dawała niekiedy takie odpowiedzi, że święci teologowie nie wiedzieli, jak usta otworzyć.

– Jam lepsza od was katoliczka – odpowiedziała wyniośle na podstępną uwagę jednego z nich.

Pytano wiele o św. Michała, z którym oskarżona często się widywała.

– Czy był nagi? – padło pytanie.

– Sądzicie, panie, że Boga nie stać na przyodziewek dla niego? – odparła Joanna.

– Czy miał długie włosy? – zagadnął inny.

– Któżby mu je obcinał? – usłyszał w odpowiedzi.

Głównym tematem rozpraw był męski strój Joanny oraz jej dziewictwo, które nie budziło wątpliwości. Zadano jej podchwytliwe pytanie, czy to bóg nakazał jej nosić męskie odzienie? Gdyby odpowiedziała „tak” popełniłaby bluźnierstwo, bowiem Stwórca do tak zdrożnego czynu nie może nakłaniać. Gdyby odparła przecząco, ściągnęłaby na siebie zarzut świadomej herezji. Wiedziona instynktem samoobrony, udzielała odpowiedzi wymijających. Nie zbyt pewna to taktyka, gdyż pytający w jednym punkcie odparty, powracał tysiącem innych okrężnymi drogami.

– Czy oskarżona mniema, że znajduje się w stanie łaski?

– Jeśli w niej jestem, niech pozostanę, jeśli nie, obym w niej była.

Na słownej szermierce upływały kolejne dni procesu. Po każdym posiedzeniu wyczerpana i wzburzona, była odprowadzana do lochu i zamykana w żelaznej klatce. Pilnowało ją stale pięciu uzbrojonych strażników, którzy lżyli „wiedźmę” brutalnym żartami i stekiem doborowych klątw. Dwa razy usiłowano ją zgwałcić.

Inkwizycja, przypisując Joannie nieczystą siłę, przejętą od Szatana, musiałaby ją uwolnić od wszelkiej winy i oskarżenie musiałoby upaść, bowiem dziewictwo zupełnie wystarczało jako niezaprzeczalny dowód jej niewinności. Każda wiedźma oddająca się diabłu, nie mogła być dziewicą. Gdyby sędziowie roueńskiego sądu Inkwizycji uwierzyli we własny, kościelny dogmat, Joanna wyszłaby z tej sprawy obronną ręką. Ale przewielebni inkwizytorzy-teologowie nie przejmowali się dogmatem, a tym bardziej sprawiedliwością.

Joanna była do śmierci nieletnią, płciowo niedojrzałą, mimo solidnej budowy fizycznej. Te szczegóły rzucają nieco światła na wiele niezrozumiałych faktów, jakimi są skłonność do ekstazy, wzrokowe i słuchowe halucynacje, oraz cechy „mediumiczne”, których raczej nie da się przypisać zwykłej intuicji.

Joanna celowała w odnajdowaniu zgubionych przedmiotów. Szczególnie wielki rozgłos wywołało „cudowne” odnalezienie w Reims pucharu i rękawic. Nadto zdemaskowała pewnego księdza, który utrzymywał kochankę.
Mówiono też, że wykryła i kazała aresztować jedną z włóczących się za wojskiem ladacznic, która, jak się miało okazać, zabiła swoje nowonarodzone dziecko. O tych cudach trąbiła wszędzie stugębna fama, budząc wśród stronników Joanny ślepą wiarę w jej posłannictwo, natomiast u wrogów przekonanie, że oto mają przeciwko sobie diabelskie moce, siedzące w Dziewicy. Na tle tak sprzecznych wierzeń, kształtował się jej los: świętej i czarownicy.

Wśród oddanego ludu rosła jej sława nadprzyrodzona. Wielbiono jej podobizny, przechowywano jak relikwie różne przedmioty, których dotknęła. Lud francuski kanonizował ją już za życia, nie czekając na dekret św. Kongregacji. Lecz w oczach zawistnego kleru była tylko wiedźmą, kochanką Szatana. Im większe i wspanialsze jawiło się jej dzieło i dokonania, tym groźniej ściągały się brwi teologów i tym nieprzychylniej spoglądał na nią świątobliwy brat Lemaistre, vice-inkwizytor Francji.

Początkowo nie można było jej dosięgnąć, ale kiedy dostała się do niewoli Anglików, reszta przebiegła gładko. Spisano akt oskarżenia liczący dwieście siedemdziesiąt rozdziałów (mieli czas te próżniaki na sporządzenie takiego dokumentu!), i skazano ją na śmierć „bez przelewu krwi” (przelewem krwi katoliccy mordercy zawsze się brzydzili) i jak zwykle w takich razach, stałą formułą inkwizycji zwrócono się do władzy świeckiej, aby ze skazaną obeszła się „łagodnie”. Oskarżono ją o zbrodnie wobec Kościoła i świętej wiary…

– …widzenia i rewelacje, którymi oskarżona się chełpi, – mówił m.in. akt oskarżenia – nie od Boga pochodzą, lecz od złego ducha, lub też są wierutnym kłamstwem. W zeznaniach pełno jest błędnych wyobrażeń, gołosłownych twierdzeń, przesądów, faktów gorszących i niereligijnych, zuchwałych myśli, szkodliwych poglądów, bluźnierstw wobec Boga i świętych. A nadto: złe obejście z rodzicielami, złamanie zapowiedzi: kochaj bliźniego swego bałwochwalstwo, twierdzenia schizmatyczne, zgubne dla jedności, autorytetu i potęgi Kościoła, czarodziejstwo i herezja.

Nie umniejszając własnych kompetencji, wielebny trybunał odwołał się do prześwietnej Sorbony, świecznika wiary i wyroczni w sprawach teologicznych.

Paryski wydział teologiczny (Paryż był wówczas w ręku Anglików, zaś Anglicy w ręku Kościoła), orzekł w ślad za św. Inkwizycją, że widzenia Joanny były złudą, kłamstwem inspirowanym przez diabła. Jej rzekome proroctwa, to przesąd, samochwalstwo i niecne gusła. Twierdzenie, jakoby bóg nakazał jej przyodziać męski strój, jest bluźnierstwem, zdeptaniem sakramentu, wyłamywaniem się z pod boskich praw i sankcji kościelnej, i winna była bałwochwalstwa. W listach, które dyktowała, wykryto zdradę, przewrotność, okrucieństwo, krwiożerczość, bunt, tyrańskie zapędy i bluźnierstwa przeciwko Bogu.

Obwiniono ją, że opuszczając dom rodzinny, złamała zapowiedź miłości względem ojca i matki, szerzyła zgorszenie i wszelkie religijne błędy. Głosząc niezachwianą wiarę w prawość swoich czynów, szerzyła lekkomyślnie i bezzasadne kłamstwo, utrzymując, że święte Katarzyna i Małgorzata nie znały języka angielskiego, i jakoby brzydziły się tym językiem. Bluźniąc wobec tych świętych, łamała przykazanie: kochaj bliźniego swego. Cześć oddawana przez nią tym świętym dziewicom, była bałwochwalstwem i diabelskim kultem.

Wszechwiedza teologów Sorbony zaszła tak daleko, że ci uczeni mężowie nazwali nawet po imieniu trzy diabły, które Joanna czciła zamiast Michała, Katarzynę i Małgorzatę. Byli to: Belial, Satan i Behemot.[6]

Wielebny tegoż wydziału teologiczny wnioskował, że „ta schizmatyczka, apostatka, kłamczyni i wiedźma”, winna być należycie skarcona przez sąd kościelny. Gdyby zaś trwała w uporze, należy wydać ją władzy świeckiej, tj. spalić na stosie. Powyższy wywód został przedstawiony Stolicy Apostolskiej do zatwierdzenia…

Nie wiadomo jakich argumentów użył advocatus diaboli [7] w 450 lat po spaleniu Joanny d’Arc, kiedy w łonie św. Kongregacji obrzędów zwalczał zamiar jej kanonizacji. Jest pewne, że mógł czerpać do woli z akt św. Inkwizycji, bijąc oponentów ich własną bronią.

Oczywistym jest, że gdyby Kościół chciał szczerze zrehabilitować Joannę d’Arc, musiałby wpierw potępić tych wszystkich, którzy przyczynili się do jej skazania: biskupów, teologów, inkwizytorów, własny dogmat i własną przeszłość. Kościół, często zakłamany, podstępny i obłudny, w XV wieku przesłonił wielką postać Dziewicy Orleańskiej czarną chmurą oszczerstw i teologicznych kłamstw.

Na początku XX wieku, przesłonił ją dym kadzideł. Tak w średniowieczu jak i w XX stuleciu znieprawił, sfałszował oraz ukrył jej rzeczywiste oblicze. Tam i tu rozminął się z prawdą dziejową. Joanna bowiem nie była ani wiedźmą, ani świętą, a dla Francuzów była po prostu bohaterką.

W encyklopedii kościelnej pod hasłem „inkwizycja”, pisze m.in:

– Ówczesna procedura kościelna dzieliła podsądnych na trzy grupy: 1) takich, którzy rzeczywiście z Kościołem się jednali; 2) takich, którzy się poddawali, ale co do których zachodziła wątpliwość, czy skrucha ich nie była udana; 3) zupełnie niepoprawnych i opornych. Pierwszych „zupełnie uwalniano, naznaczając im tylko pokutę”. Dla drugich niektóre synody „przepisywały dożywotnie więzienie, którą to karę stosowano zazwyczaj tylko na skutek decyzji papieskiej. Heretycy trzeciej klasy, do której należeli i powtórnie wpadli w herezję, wydawani byli sędziom świeckim.

Od czasów praw Fryderyka II z 1231 i 1238 r. spalenie na stosie było powszechnie przyjętą karą dla heretyków.

Joannę zaliczono do drugiej grupy ze względu na jej upór oraz charakter popełnionych błędów. Warunek pokory i skruchy nie został tu spełniony, bowiem oskarżona do końca obstawała przy swoim, a zatem sama skazała się na stos. Znaleźli się co prawda „życzliwi” doradcy, którzy groźbą i prośbą namawiali ją do wyrażenia skruchy, jednak opierała się długo ich naciskom, aż w końcu pod groźbą tortur i straszliwej śmierci, uległa.

Chyli więc głowę, składa żądany akt skruchy, wyrzeka się swoich błędów i (nie umiejąc pisać), kreśli znak krzyża na podsuniętym pergaminie. Tragiczny moment! Inkwizytorzy nie tknęli jeszcze męczarniami jej ciała, a już ją złamali i sponiewierali jej psychikę. Wreszcie ogłoszono wyrok…

– Iżeś grzeszyła zuchwale wobec Boga i wobec świętego Kościoła, przeto my, sędziowie, stosując nadmiar łaski i pobłażania, skazujemy cię ostatecznie i nieodwołalnie na wieczyste więzienie o chlebie i wodzie, byś odbyła pokutę zbawienną, opłakać mogła swe zbrodnie i nadal takowych nie popełniała.

Pomruk niezadowolenia rozległ się wśród Anglików, którzy byli obecni przy wydawaniu wyroku. Było im mało. Oni żądali kary śmierci! Joanna będąc pod wrażeniem gróźb Anglików, rzekła do sędziów:

– Prowadźcie mnie teraz do więzień kościelnych i niech nie zostaję nadal w rękach angielskich.

Lecz biskup Cauchon inaczej zadecydował.

– Prowadźcie ją tam, skąd przyszła! – rozkazał straży.

Czyniąc tak, biskup Pierre Cauchon, popełnił ciężki grzech i wykroczył przeciwko prawom kościelnym. Miał w tym interes, aby zostawić Joannę w więzieniu świeckim, pośród wrogów dybiących na jej życie. W akcie skruchy Joanny, było formalne przyrzeczenie z jej strony, iż wyrzeka się męskich szat i nigdy ich nie włoży. Łamiąc ten zakaz, stawała się winną recydywy (relapsi), którą karano śmiercią.

W niedzielę, po mieście rozniosła się wiadomość, że Joanna za namową św. Michała ubrała się w męską odzież. Była to już kompletna paranoja, bowiem w celi Joanny, w aż nazbyt widocznych intencjach, zostawiono męskie odzienie, w którym dostała się do niewoli. W lochu natychmiast pojawili się sędziowie. Joanna była ogromnie wzburzona i mówiła bezładnie.

– Chciałam ocalić życie i omal się nie zgubiłam… Jeśli zaprzeczę, że spełniam posłannictwo boże, będę potępiona na całą wieczność. Prawdą jest, że Bóg mnie zsyła. Jeśli twierdziłam coś innego, to tylko ze strachu przed ogniem.

Inkwizytor i biskup spojrzeli po sobie oczami dwóch augurów. Mieli już rozwiązane ręce. Wychodząc z więzienia, biskup Cauchon powiedział do hrabiego Warwicka:

– Mamy ją!

Nazajutrz zebrał się trybunał w kaplicy arcybiskupa. Rozprawa była krótka. W myśl obłudnej formuły, postanowiono „wydać Joannę władzom świeckim, prosząc o łagodne z nią obejście.”

Następnego dnia do celi przybyli dwaj zakonnicy, Martin Ladvenu i Islambart de la Pierre, oznajmiając, że zbliża się jej ostatnia godzina. Załamana i zrozpaczona Joanna, zalała się łzami…

– Do Boga się odwołam wobec urągań i krzywd, których tu doznaję! – krzyknęła.

W tym momencie wszedł biskup w otoczeniu swej świty. Joanna zwracając się do niego, zawołała:

– Biskupie! Przez ciebie umieram!

– Jakże to, Joanno, – odrzekł z obłudną słodyczą – utrzymywałaś, że cię twoi cudowni obrońcy stąd wywiodą, a teraz, widzisz, że cię oszukiwano. Cóż ty na to?

Biedaczka zbita z tropu, odparła z rezygnacją w głosie:

– Zaprawdę! Widzę, że głosy mnie zawiodły…

Wszyscy opuścili loch i Joanna została sam na sam z przeznaczeniem. Tego samego dnia mnich Martin udzielił jej ostatnich sakramentów i zapytał raz jeszcze:

– Wierzysz swoim głosom?

– Wierzę tylko w Boga, nie ufam już głosom, które mnie tak zawiodły – odpowiedziała z płaczem. Joanna była już tylko strzępem człowieka…

Nazajutrz, o 9 rano wyprowadzono ją z więzienia, (w którym przebywała 178 dni) i pod eskortą 80 łuczników przewieziono na Stary Rynek. Stał już tam przygotowany stos ze słupem pośrodku, na którym widniał napis:
„Joanna, mieniąca się Dziewicą, kłamczyni, szkodnica, wiedźma, zwodnica ludu, przesądna, bluźniąca Bogu, żyjąca w pysze, niewierna Jezusowi Chrystusowi, bałwochwalczyni, okrutnica rozwiązła, czcicielka diabła, żyjąca w apostazji, schizmie i herezji.”

Już chyba nie można było o lepsze „alibi” dla Kościoła.

Plac otaczało 160 angielskich łuczników. Wkoło cisnęły się tłumy ciekawe egzekucji. Joanna zmieniona nie do poznania, przybrana w białą, powłóczystą suknię, musiała wysłuchać jeszcze długiej oracji ks. Nicolasa Midi.
Następnie biskup w imieniu trybunału, odczytał wyrok…

– Postanawiamy, że ty, Joanno, na kształt zgniłej części, szerzyłaś wszędzie zarazę; aby inne członki od niej zachować, należy cię wyłączyć z jedynego Kościoła, usunąć z jego łona i wydać władzy świeckiej. I wykluczamy cię, usuwamy, opuszczamy, modląc się o to, by ta władza świecka, nie powodując śmierci ani uszkodzeń żadnego członka, okazała się względem ciebie łagodną.

Joanna płacząc, prosiła wszystkich o przebaczenie, komukolwiek krzywdę wyrządziła. Prosiła zgromadzonych Anglików, króla, książąt. Zwracając się do obecnych księży, błagała, aby każdy zmówił modlitwę za jej duszę.
Anglicy zaczęli niecierpliwić się i sarkać. Ceremonia za nadto się im przedłużała. W końcu królewski sędzia, Messire Le Bouteiller, rozkazał pachołkom:

– Brać ją!

Jeszcze tylko włożono na jej głowę papierową mitrę z napisem: „Heretique, relapse, apostate, idolatrie”, i oddano w ręce kata. Sędziowie kościelni czym prędzej zaczęli opuszczać plac, gdyż tym niewinnym, świętym mordercom, nie wolno było kalać oczu widokiem świeckiej kaźni.

Na stosie przytroczono Joannę do słupa. Słabnącym głosem prosiła, aby podano jej krzyż. Jeden z żołnierzy szybko sklecił go z dwóch patyków wziętych ze stosu. Niezgrabnie ucałowała krzyż i ukryła na piersi, pod suknią. Na rozkaz Massieu, przyniesiono inny krzyż z pobliskiej kaplicy. Joanna objęła go drżącymi ramionami i płacząc, przyciskała do łona, dopóki jej rąk nie skrępowano. Nie było już kobiety-żołnierza, była kobieta-dziecko w obliczu srogich oprawców i rozbestwionych żołdaków.

Podpalono stos… I usłyszano, jak potwornie bolesnym, przerażającym, jakby nieludzkim głosem, Joanna kilkakrotnie krzyknęła:

– Jezu!…

Później nastała cisza i słychać było tylko trzask ognia.

Często układano stosy w taki sposób, aby dym udusił ofiarę, zanim dosięgną ją płomienie. Ale tym razem stos był przygotowany w sposób szczególny. Był niezbyt duży i tylko niewielki dym otoczył Joannę. Najpierw spłonęła na niej odzież. Jej męki były potworne, a hańba jeszcze gorsza niż cierpienia. Starano się pokazać zebranym tłumom, że Dziewica nie była nieziemską istotą, ale zwykłą kobietą-grzesznicą. Kiedy zmarła od poparzeń, i płomienie strawiły jej odzienie, oto Joanna ukazała się gapiom całkowicie obnażona…

– I stała się widzialna dla całego ludu zupełnie naga, i wszystkie tajemnice, które mogą lub winny być w kobiecie, ażeby oddalić od ludu wszelkie wątpliwości.

Ciało nie spaliło się doszczętnie. Wzniecono raz jeszcze ogień… Kiedy wygasł, w popiołach znaleziono serce i wnętrzności. Królewski sędzia rozkazał rzucić ocalałe resztki do Sekwany, aby nie użyto ich do czarów lub bluźnierstw. Ten szczegół historia ściśle zanotowała i Kościół, beatyfikując swoją ofiarę, a następnie kanonizując, musiał wyrzec się nie bez oporów ustanowienia relikwii św. Joanny, gdyż zyskawszy wówczas na jej spaleniu, teraz byłby rad wykorzystać każdą cząstkę jej doczesnego ciała.

Śmierć bohaterskiej dziewczyny przeżywała cała patriotycznie nastawiona Francja. Nawet gnuśny i leniwy Karol VII, który, bądź co bądź wiele jej zawdzięczał, zakrzątnął się koło rehabilitacji tej, której nie chciał lub nie potrafił ratować za życia. Ale król z czystego wyrafinowania podjął starania o jej rehabilitację, gdyż chciał udowodnić swoim wrogom, że tronu nie zawdzięcza wiedźmie. A ponieważ chodziło tu o sąd kościelny, zatem tylko papież mógł nakazać rewizję procesu. Karol VII w 1452 r. skierował sprawę do papieża, któremu się jednak nie śpieszyło. Podczas gdy Francja żądała rewizji, Anglia się jej sprzeciwiała.

Papież nie chciał poróżnić się z Anglią, która w tym okresie byłą silniejsza i bardziej katolicka niż Francja. Trzy lata starań, nie odnosiły w Rzymie żadnego skutku, gdyż papież Mikołaj V (1447-1455) wzbraniał się uznać, aby święty trybunał Inkwizycji mógł być omylny!

Mikołaj V zmarł 24 marca 1455 r. a król podsunął jego następcy, Kalikstowi III (1455-1458) pomysł, aby ogłosić, że rewizji procesu nie żąda Francja, nie król, nie naród, lecz rodzina Joanny: matka i jej dwaj bracia.
Sprawa przestała być polityczną, a stała się prywatną. Papież Kalikst III reskryptem z 11 czerwca 1455 r. nadał bieg sprawie. Rok później, 16 czerwca 1456 r. skasowano wyrok z 1431 r. a 7 lipca 1456 r. uroczyście ogłoszono w Rouen akt uniewinnienia Joanny.

Rozegrała się haniebna farsa. Ogłoszono w Rouen pozew przeciwko oskarżycielom Joanny d’Arc. Rzecz jasna, nikt się nie stawił. Spadkobiercy biskupa Cauchon’a (nb. na krótko przed śmiercią został wyklęty za niezapłacone Watykanowi 400 florenów), uchylili się od wszelkiej odpowiedzialności za jego uczynki. Inni sędziowie Joanny, zachowali przezornie milczenie.

Zarządzono ponowne śledztwo w Paryżu, Orleanie, Domremy i Rouen, które dało wyniki odmienne od ustaleń sądu Inkwizycji z przed lat. Wezwano wielu świadków: księży, mnichów, rycerzy, mieszczan, pachołków. Jedni nie wiedzieli nic, inni nie pamiętali, a jeszcze inni zeznawali bałamutnie i kręcili. Winni zbrodni na Joannie starali się pomniejszać własną odpowiedzialność, zrzucając ją na nieżyjącego biskupa Cauchon’a. Kościół pozostał sam sobie wierny do końca i w sprawie Joanny d’Arc wystawił sobie swoiste testimonium paupertatis (świadectwo ubóstwa, tu: umysłowego).

Wielebny Jan Brehl, wielki Inkwizytor Francji, w swojej końcowej „rekolekcji” przytacza różne dowody, mające świadczyć, że Joanna, istotnie, była wysłanniczką Boga. Uderzyło go najbardziej to, że znany czarownik, Merlin, wspomina jakoby o swych proroctwach o „Dziewicy”. Nadto, biorąc pod uwagę, że Joanna miała pierwsze widzenie w 13 roku życia, wielebny Brehl skonstatował, że liczba ta, złożona z „3” (św. Trójca) i „10”(dekalog), usposabia do odbierania wizyt boskich. O większą głupotę już chyba trudno!

W 1431 r. oskarżyciele kładli szczególny nacisk na zdumiewającą biegłość Joanny w odnajdywaniu zagubionych rzeczy oraz demaskowania księżych nałożnic i utrzymanek. Rehabilitacja zaś oparła się na bredniach jakiegoś czarownika i na kabalistyce zupełnie dowolnej, gdyż tak samo można dowieść, że liczba „13” jest feralną i do żadnych wizyt świętych Pańskich nie usposabia. Kościół rehabilitował równie niedołężnie, jak oskarżał… No, ale wówczas był to wiek XV, podbnie jak dzisiaj!

Jak wyglądała beatyfikacja Joanny d’Arc w XX wieku?! Kościół francuski bardzo poważnie zagrożony w okresie III Republiki, chcąc zjednać sobie resztki fanatyków, a jednocześnie dać broń do ręki nacjonalistom, zaczął czynić starania o kanonizację bohaterki. Rzecz znamienna: nie sięgnięto do przeszłości historycznej opartej na dokumentach procesów z lat 1431 i 1456, ale oparto się tylko na cudach, które od 1893 r. zaczęły się nagle sprawiać za przyczyną Joanny.

Wiadomo, że beatyfikacja nie może obejść się bez długiego procesu, którego koszty pokrywa diecezja zgłaszająca kandydata, oraz bez obowiązkowych cudów, sprawionych za sprawą projektowanego świętego, które muszą zostać potwierdzone nie tylko przez osoby godne zaufania, ale również bezpośrednio zainteresowane beatyfikacją.[8]

Proces beatyfikacyjny Joanny d’Arc trwał kilka lat i pochłonął olbrzymie kwoty. Advocatus diaboli piętrzył kolejne trudności. Ale kiedy zaszły trzy zgoła cudowne wypadki uzdrowienia za sprawą błogosławionej Joanny, advocatus diaboli umilkł pokonany…

Komunikat św. Kongregacji Obrzędów w odniesieniu do owych trzech cudów, jest dość długi, ale z uwagi na jego wymowę, przytoczę go w całości:

– Podobało się boskiej Opatrzności nowymi cudami potwierdzić orzeczenie Kościoła o heroicznych cnotach wielebnej Dziewicy. W trzech wypadkach zastosowano ścisłą ankietę i akta tego procesu zostały przejrzane i zatwierdzone przez świętą Kongregację Obrzędów. Pierwszy cud miał miejsce w Orleanie, w klasztorze sióstr Benedyktynek w r. 1900. Siostra Teresa de Saint-Augustin, która od trzech lat cierpiała na wrzód w żołądku, poczuła, że stan jej pogarsza się w szybkim tempie. Straciwszy wszelką nadzieję wyzdrowienia, gotowała się już do przyjęcia ostatnich Sakramentów. Ale oto zaniósłszy modły o pomoc do wielebnej Joanny, wstaje ze swego łoża, udaje na mszę, odżywia się bez trudności i wraca do dawnego trybu życia, będąc niespodziewanie i zupełnie uleczoną. Drugi cud zaszedł w r. 1891 w miasteczku Faverolles (diecezja Evreux). Julia Gauthier de Sant-Norbert, należąca do Kongregacji Opatrzności Bożej, od 10 roku życia cierpiała na nieuleczalnego raka lewej piersi. (sic! – BM) Dręczona niewymownym bólem i straciwszy po 15 latach wszelką nadzieję wyzdrowienia, zwlekała się z wielkim trudem, przy pomocy ośmiu sióstr, przed ołtarz, aby wybłagać pomoc wielebnej Joanny. Zaniósłszy gorące modły, tego samego dnia poczuła się zupełnie i radykalnie uleczoną ku zdumieniu lekarzy i innych osób obecnych. Trzeciego cudu doświadczyła na sobie siostra Joanna-Maria Sagnier z Kongregacji Familii Świętej w miasteczku Fruges (diecezja Arras) w r. 1891. Od trzech miesięcy cierpiała ona na nieznośne bóle w obu nogach, na których potworzyły się wrzody i nabrzmienia coraz wzrastające. Doktorzy, nie mogąc nic poradzić, orzekli, że zachodzi tu zapalenie tuberkuliczne okostnej. Lecz błogosławiona Joanna d’Arc, do której uciekła się chora, przyszła jej z pomocą skuteczną po pięciu dniach modłów, zanoszonych na tę intencję: tego bowiem dnia chora wstała najzupełniej zdrowa. Te trzy cuda po trzykroć były omawiane: po raz pierwszy na sesji przed przygotowawczej, która miała miejsce w pałacu Przewielebnego Kardynała Ferrata, referenta Sprawy, w pierwszych dniach listopada zeszłego roku; po raz drugi – podczas sesji przygotowawczej, zwołanej w Watykanie 15 czerwca b.r.; wreszcie po raz trzeci na zgromadzeniu ogólnym pod przewodnictwem Jego Świątobliwości Papieża Piusa X d. 8 grudnia tegoż roku; na zgromadzeniu tym rzeczony Przewielebny Kardynał Ferrata wygłosił formułę kwestii: „Czy w wypadku, o którym mowa, zaszły cuda i jakie?” Na to pytanie, gdy Przewielebni Kardynałowie i Ojcowie Kościoła Konsultorzy odpowiedzieli twierdząco. Ojciec Święty, zebrawszy wszystkie głosy, odłożył do następnego dnia najwyższą sentencję, by uzyskać dla siebie i dla innych czas, potrzebny dla ubłagania światłości bożej w sprawie tak wielkiego znaczenia. Dziś tedy, trzeciej niedzieli Adwentu Pańskiego, Ojciec Przenajświętszy, odprawiwszy mszę solenną w swej kaplicy domowej, udał się do wielkiej sali Watykanu, i zasiadłszy na tronie pontyfikalnym, rozkazał przybliżyć się przewielebnym kardynałom: Serafinowi Cretoni, prefektowi św. Kongregacji obrzędów i Dominikowi Ferrata, łącznie z W. O. Aleksandrem Verde, Promotorem Wiary Świętej i niżej podpisanym Sekretarzem; i w ich obecności wygłosił Dekret solenny, stwierdzający „trzy oczywiste cuda”: pierwszy, „cud doskonałego i nagłego uzdrowienia siostry Teresy de Saint-Augustin, chorej na chroniczny wrzód w żołądku”; drugi – „doskonałe i nagłe uzdrowienie siostry Julii Gauthier de Saint-Norbert, chorej na wrzód rakowy lewej piersi”; trzeci – „doskonałe i nagłe uzdrowienie siostry Joanny Marji Sagnier, chorej na tuberkuliczne zapalenie okostnej.” I rozporządził, aby Dekret niniejszy ogłosić i włączyć do akt Świętej Kongregacji Obrzędów, w grudniu 1908 roku. Podpisy Serafin, Kardynał Cretoni – Prefekt Św. Kongregacji Obrzędów † Diomedes Panici – Arcybiskup Laodycejski, Sekretarz Św. Kongregacji Obrzędów dnia 9 lutego 1909 roku w tej samej sali i z tą samą ceremonią, zawyrokował papież, że można przystąpić ze wszelką pewnością do beatyfikacji Joanny d”Arc, sługi Bożej.

Tyle oficjalnie Kościół.

Za uświęcenie Joanny, Watykan zainkasował z górą milion franków, które napłynęły z różnych stron świata, oraz od zainteresowanych jej beatyfikacją. Z samej diecezji orleańskiej wysłano w 1904 r. przeszło 100 tys. franków! Ów milion był poważnym „argumentem”, pozwalającym arcymistrzom rzymskiego wyznania podjąć decyzję o wszczęciu procesu beatyfikacyjnego. Gdyby nie żywa gotówka, Joanna d’Arc nadal prawdopodobnie pozostałaby „diablicą”.

Niespodziewane sukcesy militarne Joanny d’Arc przyprawiły o wściekłość zawiedziony w politycznych rachubach zdradziecki kler francuski, który sprzyjał najazdowi, (skądinąd zjawisko w Polsce przedrozbiorowej doskonale znane), przeto postanowił zemścić się na niej w sposób dla siebie właściwy.

W 25 lat po spaleniu na stosie, Joannę uroczyście uznano za niewinną. Ot, zwykła Pomyłka…

Dopóki kler katolicki we Francji był u władzy, nie myślał wcale zajmować się Dziewicą. Dopiero po oddzieleniu od państwa, podjął w Rzymie starania o beatyfikację „wiedźmy”, spalonej pięć wieków wcześniej, chcąc wykazać francuskiej dewocji swoją „troskliwość” o „narodowe świętości”. Poza tym chciał w ten sposób pośrednio wpłynąć na ewentualną zmianę uchwały parlamentu z 11 grudnia 1906 r. o rozdziale Kościoła od państwa i o konfiskacie kościelnych dóbr.

Beatyfikacja przebiegła gładko i od 6 lutego 1909 r. „kacerka” z Rouen została „błogosławioną”. Od 1919 r. pełni rolę funkcyjnej katolickiej, czyli „świętej” patronki Francji, zupełnie podobnie jak jeden z organów krwiobiegu Jezusa jest patronem Polski, o czym przypomina się każdego roku w czerwcu.

Katolicyzm nie byłby sobą, gdyby nie zaczął wymyślać bajecznych wydarzeń związanych z Joanną d’Arc.
A więc zakrzątnięto się wokół niej i puszczono w obieg „prawdziwą” historię, że św. Joanna zaraz po uwięzieniu, została cudownie uprowadzona z lochów Inkwizycji przez anioła, a jej miejsce zajęła pewna nabożna mniszka, odpowiednio „natchniona” przez ducha świętego, i że to właśnie owa mniszka spłonęła per procura na stosie w Rouen, i ona została wpierw okrzyknięta za winną kacerstwa i czarownictwa, a w 25 lat po spaleniu, oczyszczona z piętna hańby, dzięki „cudownej” interwencji samej świętej Dziewicy!

Inna wersja tej bzdury głosiła, że Joanna została uwolniona z więzienia przez oddanego jej więziennego dozorcę (jak u Dumasa!), po czym ukrywała się w Metzu, gdzie wyszła za mąż i miała dwóch synów. Miała umrzeć naturalną śmiercią w 1443 r. czyli w 12 lat po domniemanej śmierci na stosie.

Dziwna to praktyka Kościoła! Kiedy w 1430 r. Joanna dokonywała nadludzkich rzeczy i jednoczyła Francuzów do walki z angielskim najeźdźcą, wówczas kościelni sędziowie skazali ją na śmierć.

W niemal 500 lat później, Kościół promuje ją na świętą pod pozorem, że w jakimś francuskim Pacanowie, będąc w konkurencji z miejscowymi lekarzami, przeczyściła komuś żołądek, opróżniła kiszkę stolcową oraz wyprostowała nogi trzem obskurnym mniszkom!

Historia dokonań Joanny d’Arc to dzieje wszystkich Mesjaszów, których ludzkość widziała tysiące. Stoimy przed Golgotą z której spływała krew mordowanych przez Kościół, na której wyrósł wielki las krzyży umęczonych i płonęły stosy…

Ofiary katolicyzmu nie mają początku, i nie mają końca, bowiem dopóki w ludziach żyje pragnienie wolności duchowej i sumienia, a także intelektualnej; dopóki Kościół zachowawczy, gnuśny i podstępny, kryjący się za imieniem Boga oraz szańcami dogmatów, będzie usiłował być panem Ludzkości, dopóty będzie konflikt między wiarą, wiedzą i wolnością słowa…

Autor: Bogdan Motyl
Źródło: Alternatywa

PRZYPISY:

1. X. Szcześniak W. Słownik apologetyczny wiary katolickiej, t. II, Warszawa 1894, s. 179;

2. Dzień 30 maja (na mocy cywilnej ustawy z 10 lipca 1920 r.) jest świętem narodowym Francji. Kościół ogłosił Joannę patronką kraju, Orleanu oraz telegrafu i radiowych transmisji. Jej święto przypada na 30 maja. W 1980 r. w miejscu stracenia Joanny d’Arc wzniesiono Kościół pod jej wezwaniem.

3. Chodzi o królową francuską Izabelę Bawarską (1371-1435). Od 1385 r. żona Karola VI. Wbrew swojemu synowi, Karolowi VII, za króla Francji uznała Henryka VI, któremu oddała córkę Katarzynę za żonę.

4. Kanclerz podał nawet nazwisko kandydata, który „nie mniej dokonać może od Joanny.” Był to niejaki Guillaume de Mende, pasterz z Gevaudan, wysłany przez Boga w celu gnębienia Anglików. Był to chłopiec zdrowo trącony na umyśle, miewający halucynacje, lub jak kto woli. „objawienia”. Kanclerz postawił go w 1431 r. na czele jakiegoś oddziału, który niebawem wpadł w ręce Anglików. Pasterz-delegat boga, został przez nich zaszyty w worku i utopiony w Sekwanie.

5. Upośledzony umysłowo Henryk VI Lancaster. Proklamowany na króla Anglii i Francji jeszcze jako niemowlę (1422). Koronowany w 1429 r. w Westminster oraz w 1431 r. w Paryżu. Objęcie rządów zbiegło się z wystąpieniem Joanny d’Arc i kontrofensywą Karola VII we Francji. Zdetronizowany przez Edwarda IV Yorka w 1461 r. odzyskał tron w 9 lat później. W 1471 r. na rozkaz Edwarda IV został stracony w Tower.

6. Wyjaśnili światli teolodzy, że Belial ukazując się w postaci pięknego anioła, to demon nieposłuszeństwa i był czczony przez Fenicjan. Satan jest władcą Piekieł. Behemot to głupi i ociężały diabeł, który żre trawę jak wół. Takie oto prawdy i uczone definicje były w Kościele świętymi aksjomatami.

7. Advocatus diaboli dosłownie: „obrońca diabła”. Duchowny, który w trakcie procesu beatyfikacyjnego lub kanonizacyjnego, przedstawia wszelkie negatywne opinie fakty, które mają zdyskredytować kandydata na świętego lub błogosławionego. Jak widać, Kościołowi trudno obejść się bez pomocy Szatana, którego przeklął.

8. Beatyfikacja: błogosławiony (beatus), błogosławiona (beata). Życiorys kandydata(ki) jest przedmiotem badań. Jeżeli zostawił po sobie jakieś wartości pisane, są one przedmiotem szczegółowej analizy. Osoba beatyfikowana mocą papieskiej decyzji, odbiera cześć tylko (lokalnie) na ściśle określonym terytorium, w przeciwieństwie do kanonizowanych (świętych), których kult jest powszechny. Beatyfikacja może być wstępem do kanonizacji, czyli świętości. Kanonizacja: nieomylne orzeczenie papieża, że dana osoba jest święta i zbawiona, której oddaje się cześć w całym Kościele. Życie kanonizowanego musi cechować się heroizmem i znaleźć potwierdzenie w cudach, które zdziałały się za jego pośrednictwem. Z tym ostatnim warunkiem w Kościele rzymskim nigdy nie było problemów.


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.