Obrona Złotego Cielca

Opublikowano: 11.04.2016 | Kategorie: Publicystyka, Wierzenia

Liczba wyświetleń: 1088

Złoty Cielec miał i ma zdecydowanie złą opinię. Bywa często synonimem boga-uzurpatora lub bóstwa pozornego. Innym razem – fałszywej czy zwodniczej idei, której uległa jakaś zaczadzona nią wspólnota społeczna. Wówczas odstrasza. Zarówno w obrębie religii, jak i poza nią. Choć ci, co figurę Cielca przywołują, nie kierują się zwykle namysłem, lecz stereotypami.

A wszystkiemu winien nie tylko „Stary Testament”, w którym powołano go do istnienia, lecz także charakter społecznego świata, powstały między nowożytnością a naszymi czasami. Warto więc może przyjrzeć się temu, co czytamy o nim w żydowskich (i chrześcijańskich zarazem) świętych księgach. Potem – pomyśleć o współczesnym łez padole. Bo tam i tu są źródła owej opinii. Jak sądzę – niesprawiedliwej.

ZŁOTY CIELEC JAKO DESPEKT DLA JEHOWY

Oto mówi się w „Księdze Wyjścia”, że pewnego razu Mojżesz wybrał się na górę Synaj i długo, bardzo długo z niej nie wracał. Przeciągały się bowiem jego rozmowy z Jehową. W ich trakcie na kamiennych tablicach żmudnie kształtował się zapis przykazań dla Izraelitów. Mieli się kierować nimi zawsze. Niezależnie od okoliczności.

Ale oni, oczekując powrotu swego przywódcy, nie wytrzymali. Po jakimś czasie popadli w niepokój i zniecierpliwienie. Jałowe zaś tkwienie w obozie na pustyni rodziło jeno beznadzieję. Nie wiedzieli, co dalej ze sobą robić. Poprosili więc Arona, aby uczynił im innego boga, który by szedł przed nimi i prowadził do miejsca przeznaczenia.

Aron zgodził się. Zażądał tylko, by mu przyniesiono wszystkie złote kolczyki, jakie nosiły kobiety. Przetopił je i odlał posąg Złotego Cielca. Postawił przed nim ołtarz. Oznajmił, że teraz on jest właśnie ich bogiem. I Izraelici odetchnęli z ulgą. Radośnie złożyli mu pokłony i rytualne ofiary. Odprawili modły. Po czym jedzono, pito i bawiono się. Pewnie też dyskutowano o dalszej podróży.

Jehowa obserwował to z niesmakiem, bo ich postawę uznał za wyraz braku pokory, sprzeniewierzenie i zejście z drogi, jaką im wyznaczył. Jak każdy zresztą boski antyczny satrapa za nic miał stan ich ducha i położenie. Jeżeli zdecydował, żeby czekali, mieli czekać. Nawet – z ich perspektywy – za długo. A tu tworzą sobie jego konkurenta! I czynią go nawet kimś odeń wyższym. Toż to despekt na jego honorze.

Nie mógł tego tolerować. Wpadł w gniew. I wszystkich ich chciał zniszczyć. Uległ jednak błaganiom Mojżesza. Udobruchał się. Nakazał mu powrót do obozowiska i zaprowadzenie zgodnego z jego wolą i zasadami porządku.

Gdy zatem przywódca Żydów, zbliżywszy się do obozu, ujrzał posąg Złotego Cielca i wokół niego roztańczoną i nietrzeźwą gromadę swych pobratymców, wpadł w furię. Rzucił na ziemię kamienne tablice z przykazaniami, napisanymi palcami Jehowy i rozbił je. Cielca natomiast spalił w ogniu, roztarł na proch, rozsypał w wodzie, którą potem kazał wypić Izraelitom.

Zauważywszy zaś, że stali się oni nieokiełznani i krnąbrni wobec Jehowy i jego osobistego autorytetu, rozkazał synom Lewiego, by zabili najbardziej krewkich, głośnych i gorliwych czcicieli Cielca. Mieli przy tym nie baczyć ani na wiek mordowanych, ani przyjaźnie, ani własne z nimi pokrewieństwo. Trupem padło wtedy trzy ich tysiące.

I Jehowa został w pełni tym ukojony. Natomiast trupy zabitych niezbyt go poruszyły. Ważniejsze było, by trwało niezmiennie, co nakazał i zakazał. Także to, że Żydzi pokajali się. Kolejne tedy zdarzenia potoczyły się, jak się potoczyć miały.

Złoty Cielec odtąd stał się właśnie synonimem boga fałszywego. Lud zaś wyparł ze swej pamięci to, że przez moment miał odrębną od Jehowy i Mojżesza wolę, by ustanawiać własnych duchowych i politycznych przywódców. Nawet boga.

KULTURA JAKO GRZECH

Ta mityczna opowieść była w świecie antycznym oczywista i w pełni zrozumiała. Zaś bóg w nim – jak piszą od dawna historycy kultury – to synonim natury, która ustanawia nie tylko prawa dla siebie samej, ale i reguły ludzkich zachowań czy funkcjonowania instytucji społecznych (m.in. rodziny). Stąd jasne było, że to Jehowa nadał spisane na kamiennych tablicach przykazania dla Żydów.

Pojmowano go zaś na sposób bezwzględnego i kapryśnego satrapy. A podporządkowany mu przywódca musiał być do niego podobny. Zachowywał się więc też na sposób boski, czyli równie bezwzględny i kapryśny. Podporządkowana mu społeczność musiała być przy tym posłuszną i karną masą.

Tworząc Złotego Cielca, ołtarz dla niego, potem modląc się i składając ofiary, Izraelici postąpili wbrew naturze, czyli porządkowi ustanowionemu przez Jehowę. Ciężko zgrzeszyli. I z punktu widzenia świadomości antycznej – słusznie zostali upokorzeni i ukarani. Cielec zaś – spalony w ogniu.

Tak chce ta straszna opowieść. Wedle niej ludzie, którzy raz podporządkowali się jakiejś wierze i jej symbolom, mają biernie trwać w niej (i jej zasadach) zawsze. A gdy nie wiedzą, co robić, muszą czekać, aż coś władza boska (Jehowa) i polityczna (Mojżesz) postanowią. Czas zaś oczekiwania na ich decyzje wcale nie musi być określony.

Niezależnie więc od tego, co się z nimi (i wokół nich) dzieje, nawet im na myśl nie powinno przychodzić, by wziąć sprawy w swoje ręce. Zwłaszcza: zmienić wiarę i władzę. Boć ludzka cierpliwość musi być bezgraniczna. Reszta nie ma znaczenia. Istnieją tylko nieprzekraczalne granice tolerancji władzy. One jeno się liczą.

I tego wszystkiego właśnie doświadczyli Izraelici, zmuszeni do wypicia zmieszanego w wodzie prochu po spalonym Złotym Cielcu. Po nim zaś miała pozostać zła sława fałszywego boga.

PRZEBŁYSKI WOLNOŚCI

Na to wszystko jednak można spojrzeć inaczej. Nie jako na jeden z licznych epizodów w biblijnej narracji, lecz jako na historyczną (choć umitycznioną) próbę wyrwania się ludzi z natury i kultu jej boskości, ku światu ustanawianemu ich własną wolą i czynem.

Nowy zatem bóg, jakiego stworzyli, miał wprawdzie postać zwierzęcą, lecz jego ciało zrobiono ze stopionych złotych klejnotów izraelskich kobiet (które zresztą – podobno – weszły w ich posiadanie za usługi erotyczne dla swych dawnych panów egipskich). Oni też, mocą swej zbiorowej podmiotowości, nadali mu boskość. Wymyślili rytuały i modły. Wówczas Złoty Cielec i wszystko z nim związane, stanowiło dzieło ich inwencji.

Był to więc (krótki co prawda) moment przejścia od natury do kultury, od zwierzęcego podporządkowania stada naturze do podmiotowej wolności ludzi.

Tego jednak nie widać, gdy zamiast perspektywy historyczno-kulturowej przyjmujemy religijną, dla której “Biblia” ma autorytet księgi świętej. Natomiast zawsze tam, gdzie panuje świętość, nie ma miejsca dla wiedzy. A wszelka autonomiczna względem boskości kultura i obce jej wytwory, to – jak powiedziano – sfera grzechu.

Ale Jehowa nie budzi już dawnego lęku. Usnął bowiem od długiego czasu między przytulnymi stronami swej “Księgi”, śniąc minioną wszechmoc i splendory panowania. I nie budzą go nawet wciąż liczne rzesze wiernych mu wyznawców. Tak po prawdzie – bardziej zajmują się oni przede wszystkim robieniem interesów i karier. Przywódców zaś (nawet deklaratywnie religijnych) obchodzi jeno prozaiczne utrzymanie władzy. A tych na samym dole – trud wiązania końca z końcem, niż biblijne subtelności.

Wprawdzie owi wierni nadal mają go za pana, ale nie kojarzą z antycznym despotą. Przestał też być uosobieniem natury i ucieleśnieniem jej mocy. Stał się figurą wyobraźni.

Przytoczona wyżej opowieść jest dlatego bezpańską metaforą, z której wolno nam teraz literacko i filozoficznie korzystać, by mówić o ważnych dla nas rzeczach i sprawach. Nie należy tylko biernie i z góry ulegać złej opinii o Złotym Cielcu.

Dla nas bardziej znaczący jest przecież ów przebłysk zbiorowej podmiotowości, kiedy to, poprzez tworzonego przez siebie boga, wznosili się ponad naturę. I już nie chcieli mieć jej (jako Jehowy) nad sobą. A wraz z nim – Mojżesza.

Jednakże doceniając rangę tego przebłysku, nie wolno zapominać o jego połowiczności. Ich podmiotowość wszak była ograniczona. Znalazło to wyraz w ich postawie. Skoro bowiem już się zdecydowali na stworzenie nowego boga, nie powinni byli ograniczać się tylko do sfery religijnej. Polityczny realizm wymagał, by pomyśleć, co będzie dalej, zwłaszcza, gdy Mojżesz powróci z góry Synaj.

Oni tymczasem jedynie złożyli mu pokłony i rytualne ofiary, odprawili modły i – niefrasobliwie – oddali się zabawie, pijaństwu i ucztowaniu. To wszystko wprawdzie pozwalało rozładować napięcia, wywołane poczuciem beznadziei, ale nie zabezpieczało ani trwałości dla powołanego właśnie religijnego kultu Cielca, ani ich świętego spokoju. Dlatego Mojżesz, gdy powrócił, mógł zrobić z nimi, co chciał. Krnąbrnych zaś i niepokornych wobec siebie po prostu wyrżnął.

A powinni byli to przewidzieć. Następnie – zorganizować się. Wybrać nowego przywódcę. Obmyślić strategię i taktykę walki. Przekonać wątpiących. Izolować, rozbroić i spacyfikować niezłomnych zwolenników Mojżesza. A nawet – w razie ich oporu – zabić. Itd.

Oni natomiast myśleli w sposób magiczny: sądzili, że powołany przez nich bóg jest sam przez się równie potężny, jak natura uosabiana przez Jehowę. I pokona go swą boską mocą. Nic dziwnego: byli wszak niedawnymi niewolnikami faraona. Nie stać ich było na wzniesienie się ponad ich kondycję i stanie się pełnymi podmiotami swego społecznego losu. Wierzyli, że zrobi za nich wszystko Złoty Cielec, jak przedtem robił to Jehowa i Mojżesz.

Niestety: tako i my czynimy w społecznym swym funkcjonowaniu. Kierując się zaledwie swymi (ograniczonymi) zdrowymi rozsądkami, sądzimy, że wyjdziemy z sieci pętających nas zależności i powiązań społecznych, politycznych czy ekonomicznych kapitalistycznego bytu, gdy tylko znajdziemy nowy, “prawdziwy” przedmiot wiary lub ideę. I wewnętrzne momenty wyzwolenia od tego, w co wierzyliśmy dotychczas, błędnie często traktujemy jako unicestwienie tej sieci. Cieszymy się wtedy, zapominając o rzeczywistości.

Lecz zawsze prędzej lub później nadchodzi (jakiś) Mojżesz, by – w imię dotychczasowego ładu i porządku – uruchamiać swych siepaczy…

I to najważniejszy morał, jaki płynie z rozmyślań nad tą opowieścią o Złotym Cielcu.

Autorstwo: Jan Kurowicki
Źródło: Strajk.eu


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

13 komentarzy

  1. supersebi900 11.04.2016 09:35

    muszę juz jechać do pracy wiec tylko w kilku słowach…Dzięki wykopaliskom w starozytnym miescie Ugarit wiemy jak kształtował się najwczesniejszy kult boga Jahwe(Jaw),odczytane artefakty jasno wskazują ze bozek ten nalezał do Zgromadzenia Bogów-Elohim-było w nim 70 bozków.Jahwe był synem Ela,wnukiem Baala,prawnukiem Dagona.Był tez głownym bozkiem grupki ludzi,co bylo wowczas praktykowane powszechnie.przedtsawiany był z głowa Byka lub w całosci postaci Byka.Są na to artefakty!Zatem biblijny złoty cielec to nic innego jak Jahwe w swej pierwotnej postaci,o której napewno wielu jego wyznawców pamiętalo.Miłego dnia!

  2. MvS 11.04.2016 16:26

    Mnie w opisie zniszczenia złotego cielca przez Mojżesza zawsze zastanawiał ten proszek. Wydaje mi się, że to jest kluczowy element. Spalił w ogniu i starł na proch… zaraz, zaraz, gdzie ja to czytałem. A, już wiem, to opis produkcji ormusu.
    Może ktoś wyjasni, dlaczego Mojżesz dał do picia roztwór złota monoatomowego swoim współplemiencom.

  3. MasaKalambura 11.04.2016 18:53

    NIe opisaliście znaczenia podstawowego. Złoty cielec to poprostu symbol bałwochwalstwa. Ludzie w tamtych czasach powszechnie oddawali cześć bogom, których wcześniej sami wykonali. Izrael dopiero co wyszedł z Egiptu – królestwa posągów i bałwochwalstwa. Był nim tak skażony, że nawet widząc cuda, jakie się przed nim działy, cielca czcić pragnął. Oprócz politeizmu, bałwochwalstwo było najbardziej rozpowszechnionym rodzajem religii na Ziemi. Tylko nieliczni ludzie wierzyli że Jednego Boga, którego nie można opisać ani odwzorować, gdyż wykracza to poza możliwości człowieka. Zarówno mentalne, czy językowe, ale też możliwości kształtowania materii.

    Rozważania w niektórych powyższych komentażach na temat mnogości Elohim jest zwyczajnie smieszne. Właśnie monoteizm jest istotą kultu Izraela. A druga cecha podstawowa, to niemożność Boga odwzorowania ani opisania ponad to, co sam o Sobie powiedział. Druga cecha to odejście od bałwochwalstwa.

    Nasz Bóg, miłosierny i litościwy, tylko On przenika świadomością wszelkie dostępne obszary i czasy, wszędzie będąc niezmienny i ten sam. Wiedzący wszystko. Tylko do Niego warto składać proźby, tylko z Nim warto łączyć się w miłości w codziennych aktach czci. Bo tylko on wszystkich próźb jest w stanie wysłuchać i je spełnić. I tylko On na naszą miłość odpowiada żywą potężną milością, większą od tej przeżywanej przez zakochanych ludzi, czy rodziców i dzieci.

    Czy takiego Boga można pokazać? Czy taki Bóg to byk ze złota?

  4. MasaKalambura 11.04.2016 20:38

    Zgodnie z moja wiedza Bog nie jest mną. Jest mnie całego świadomy. A także świadomy wszystkiego innego co istnieje. Jest bliżej nas niz tętnica naszej szyi. Jednak mną nie jest. Jest ponad tym wszystkim. Niebo jest Jego tronem. A Ziemia podnóżkiem Jego stop.

    Jak z Nim mozna rozmawiać? Tez proste. Ja mowie On słucha. Kidy o cos prosze On daje mi to lub nie. To Jego odpowiedz. Ja kocham Jego, On oddaje mi miłość Swoją. To Jego odpowiedz. Pytam Go o cos a On wskazuje mi odpowiedz w postaci snu. Pokazując przyszłość lub rozwiązując moje dylematy o ktore sie do Niego zwracam. Tak rozmawia sie z Bogiem.

    Bo rozmowa w rozumieniu ludzkim możliwa jest tylko z prorokiem. A nim raczej nie jestem.

  5. MasaKalambura 11.04.2016 22:14

    Zwracam się do Niego wielokrotnie w ciągu całego dnia, codziennie od dawna. Jestem muzułmaninem.

    Wszechmoc Boga jest ograniczona przez Niego Samego. On sam ustanowił granice Swego oddziaływania na mnie dzięki czemu możliwe jest posiadanie tego, co zwie się wolną wolą. Nie możesz ograniczyć Wszechmocy Boga zabraniając Jej Siebie Samą ograniczyć dając nam wolność od Siebie a jednocześnie będąc przy nas.

    Przecież dzięki temu ukryciu bezmiaru Swej potęgi umożliwił wątpienie ateistom, którzy z uporem maniaka twierdzą, że Boga nie ma. A wiarę w Niego uczynił autentycznym wyczynem który jest uznany za dobry uczynek, bo wielką jest wiara tych co nie widzieli a uwierzyli i dzięki wierze poznali, że On Jest.

  6. MasaKalambura 12.04.2016 10:12

    Przy kontaktach wielokrotnych (wiele razy dziennie codziennie) proszenie Boga o coś staje się powtarzalne. Człowiek nie ma aż tak wielu życzeń, a większość z tych, które ma są życzeniami nie dość że błahymi, to często szkodliwymi. Dlatego albo się z nich wycofujemy (zwykle zapominamy) albo wręcz żałujemy, że tego chcieliśmy i mamy. Stąd twoje 50/50 może mieć zupełnie inne proporcje. Bo ludzie są różni i mało kto rozumie że spełniane są zazwyczaj prośby pożyteczne dla wszystkich. Prośby altruistyczne, służące dobru szeroko pojętemu. A i to w zależności od zasług tych, dla których prosimy.

    Nie do końca też rozdzielałbym modlitwę i wiarę od wiedzy i świadomości. Te cztery istnieją wszystkie na raz w prawdziwym wiernym. Bez wiary nie ma doświadczania. Bez modlitwy nie ma świadomego kontaktu, nie ma umiejętności skupiania uwagi na Bogu, abstrakcyjnym dla umysłu obiekcie. Umiejętność nakierowywania uwagi poprzez części ciała to lata praktyki. Modlitwa wychodzi na poziomie środka czoła a wraca poprzez czubek głowy. Nauka nakierowywania energii przez te ośrodki jest konieczna. I tu nieodzowna jest miłość, należy ją w sobie wzbudzić, bo to właśnie ją musimy nauczyć się uchwycić, nakierować przez te ośrodki do Tronu Boga i wysłać.

    Zwykle z serca płynie ona w dół do miłości własnej (ego na poziomie pępka) albo do miłości erotycznej (na poziomie narządów seksualnych) albo na poziomy najbardziej prymitywne służące przetrwaniu.
    W kulcie Boga uczymy się strumień miłości serca kierować ku górze, ku prawdzie (gardło) ku wizji (czoło) i ku Najwyższemu (korona).

    Tego wszystkiego nie da się osiągnąć bez praktyki, wiedzy i miłości. W Islamie odpowiedniki tych trzech to Islam, Iman i Ihsan. W tym Ihsan – świadomość Boga i miłość do Niego – jest najważniejsza.

  7. MasaKalambura 12.04.2016 19:24

    Nie ma nic złego w modlitwie o łaski doczesne. O dostatnie lub chociaż godne życie, o kochającego troskliwego partnera i szczęśliwą rodzinę czy o wysoką pozycję zawodową. Te trzy poziomy jak najbardziej powinny być zrównoważone i osiągnięte aby móc zająć się dalszym rozwojem.

    Problem pojawia się, gdy człowiek nie myśli o niczym innym. Kiedy swoją miłość ukierunkowuje tylko na te trzy poziomy poniżej serca. Człowiek jest bowiem skonstruowany na sięganie nieba, i bez tego nie może być szczęśliwy.

    Tragedia i nieszczęście przychodzi wtedy, gdy te niskie poziomy stają się człowieka bóstwami, złotymi cielcami. Bałwochwalstwo i politeizm tego typu zamyka całkiem drogę ku rozwojowi. Brud bałwanów zaślepia serce, wielość bogów rozregulowuje duchową koncentrację. Powstaje bezmyślny pijany tłum pełen chciwców, cudzołożników i uzależnionych od wysokiej pozycji. Tak jak lud Mojżesza pod Synajem.

    Religia Boga Żywego służy właśnie temu, aby podnieść wzrok człowieka. Aby wyrwać go z tego tłumu i pokazać mu, że jego granice sięgają wiele dalej. Że może nie tylko kochać płytko, ale może kochać tak, jak kochał Jezus (PZN). Bezinteresownie i bez względu na innych. To otwiera drogę do życia w prawdzie i wtedy to, co od takiego człowieka wychodzi jest prawdziwie twórcze i mistrzowskie. Rozrastający się duch takiego człowieka poszerza możliwości jego postrzegania i stają się możliwe rzeczy niesłychane. Miłość, jaka w takim istnieniu się gotuje dosłownie wypływa we wszystkich kierunkach by powrócić ze zdwojoną siłą.

    A to jest źródłem niewysłowionego szczęścia i spokoju. Cel religii prawdziwej został osiągnięty. Teraz wytrwanie w niej, by przejść z sukcesem Dzień Sądu i misja zakończona.

  8. MasaKalambura 13.04.2016 10:01

    Mt 24,36 ” Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec”

    Łk 20,37 “A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa “O krzaku”, gdy Pana nazywa Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Bóg nie jest [Bogiem] umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją»”.

    Z tych dwóch zdań już wysnuć można wniosek, że Sąd to nie jest coś indywidualnego, ale zbiorowego. Kiedy przyjrzeć się innym zapisom w Biblii albo w Koranie, wychodzi wyraźny obraz, że będzie to doniosłe dla całej planety wydarzenie. Zmarli wyjdą z grobów by udać się na Sąd. Nie ma w tym ani odrobiny alegorii. Zatem nie ma mowy o wypaczeniu nauki. Nie można z martwych wstać, gdy wcześniej się nie umarło i martwym nie stało.

    Przyśpieszyć Sądu się nie da. Nikt nie powinien tego chcieć, bo tak wielu na Sąd gotowych nie jest.

    Sądu nie możemy przyspieszyć, ale przybliżyć możemy zbawienie, i już za życia trwać w stanie błogosławieństwa Bożego i by takiemu umrzeć. Każdego człowieka czeka śmierć aż do Sądu po którym śmierć zostanie zwyciężona.
    I temu ma służyć religia.

  9. MasaKalambura 13.04.2016 13:29

    Wznoszenie ku górze energii rozwija w człowieku altruizm, ale nie zabiera nigdzie jego ciała. Ktos taki pozostaje tutaj aż do śwojej śmierci. Z nielicznymi wyjątkami. Owszem wielu osobom będzie łatwiej oderwać się zupełnie od tego świata i dla nich odosobnienie będzie jedynie słuszną drogą. Ale wielu z nas, jeśli nie większość, na takie oderwanie sobie pozwolić nie może. Mają rodzinę, długi czy inne zobowiązania, które należy uregulować. Jeśli bowiem chcesz być w zgodzie z Bogiem, musisz zaprowadzić zgodę i równowagę w swoim życiu wobec ludzi, którymi jestes otoczony.

    Dla takich ludzi też jest wyjście. Nie radykalne, ale stopniowe. Pozostajemy tutaj tak jak żyliśmy, ale mentalnie dodajemy pozostałe 4 poziomy, które w sobie rozwijamy. Bo jedno nie wyklucza drugiego. Doładnie tak, jak uczył Jezus:

    Mt 6,31 “Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.”

    Troszczcie się, ale nie za bardzo. Zachowując równowagę pomiędzy tym co na górze i na dole, możemy spokojnie iść do przodu. I stale, bez przerwy sie wznosić.

    Twierdzisz, że ta równowaga jest wykroczeniem przeciwko Duchowi? Jej brak nią jest. Gdy osiągając równowagę wszystkich siedmiu ośrodków świadomości, zewnętrzny destruktywny impuls na jednen z nich może być z łatwością zrównoważony przez pozostałe. Nie posiadając takiej równowagi, uderzony w jeden ośrodek rozpadasz sie cały. Ten stan równowagi to właśnie ZIMNO. GORĄCO natomiast powstaje wtedy, kiedy cały zespół 7 ośrodków zaczyna emitować, wibrować. wrzeć. Kiedy przenika cię nieskończona boska miłość. Wtedy jest to gorąco na wszystkich 7 poziomach drgań, na całym spektrum światła duszy, żaden z kolorów nie pozostaje zimy, żaden nie jest opuszczony. Wszystkie razem stanowią jeden gorący piec. Zrównoważony ale w pełni pracujący.

    Natomiast letnim pozostaje ten, który jest niezrównoważony. Który grzeje tylko dołem a na górze jest wyłączony, albo na odwrót, tylko góra gorąca (ale to znacznie żadziej, bo to Góra steruje dołem a nie na odwrót) a dół zimy. Wtedy jesteśmy letni. Patrząc na całość częściowo zimni, a częściowo gorący. Ani zimni ani gorący. Letni.

    Równowaga w życiu to pierwszy etap rozwoju duchowego. Idżcie drogą środka. Ani zbyt w lewo ani zbyt w prawo. Ale zawsze cali i w pełni świadomi.

  10. MasaKalambura 13.04.2016 16:09

    Ap 3,15 “Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust”

    Nasze zimno i gorąc od czynów zależy. Zatem w czynach, postępowaniu, w zachowaniu na wszystkich dostępnych poziomach musimy albo działać – gorący, albo nie działać – zimny. Częściowe działanie czyni nas letnimi.

    Ap 3,17 “Ty bowiem mówisz: “Jestem bogaty”, i “wzbogaciłem się”, i “niczego mi nie potrzeba”,a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. ”

    Zatem, jak widzisz porzucenie wszystkiego nie jest drogą zalecaną.
    Nigdzie nie napisałem, że stan pobożności jest celem ostatecznym. Celem ostatecznym, jest zebranie wystarczającej ilości skarbu w Niebie, który przeważy ciężar zaległości wobec innych i Boga co pozwoli na przejście przez Sąd z sukcesem i wejście do życia ostatecznego, życia bez śmierci jako wygrany.

    Ap 3,18 “Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił,
    i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. ”

    W taki to sposób rozwijasz Koronę. Oczywiście nie możesz na nią wpływać poprzez jakieś ćwiczenia, medytacje czy modlitwy, choć możesz jej używać. Ba! nawet musisz, inaczej już byś nie żył. Jedyną drogą jej rozwijania jest przejście przez Sąd zwycięsko. A to tylko, kiedy waga zasług przeważy wagę win.

    Ap 3,19 “Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.
    Bądź więc gorliwy i nawróć się! ”

    Owszem, nie dzieje się to teraz. Nikt nie wie kiedy się to dzieje. Tylko Bóg. Jednak dla Niego Sąd jest już teraz. Tak samo, jak jest dla Niego teraz powstanie Adama, czy potop. On jest wszędzie i w każdej chwili. Zawsze ten sam.
    A my będąc tu i teraz osiągnąć możemy stan błogosławieństwa – rozkwitającej korony – zapowiedzi tego, co będzie na Sądzie i po nim.

    I nie musimy umierać, bo przy naszej śmierci Bóg też jest już teraz. Nie musimy zabijać 6 by dostać się do Korony. To niedorzeczne. Trwając w równowadze czyń dobrze innym i módl się i wspominaj Boga. Łącz się z Bogiem jak najczęściej, kiedy tylko możesz.

    Żyj, ale żyj naprawdę. Niech umrze dawny ty, pełen arogancji, egoizmu, braku pokory i złej woli. Niech urodzi się nowy ty, który odcina się od przeszłości, naprawia swój świat, przywraca wewnętrzna równowagę i ze spokojem uparcie gromadzi zasługi, czyniąc wszystko dla Boga w nadziei na zebranie skarbu w niebie (hasanatów).
    Kiedy twoja waga na sądzie przeważy, rozpocznie się twój wzrost w Koronie już teraz. Już teraz dotkniesz swego zbawienia.

  11. MasaKalambura 13.04.2016 19:08

    Większa ilość dobrych uczynków w porównaniu do tych złych sprawia, że waga przeważa. A także intecja z jaką czyny są czynione. Jeśli dobry uczynek robimy na pokaz jego wartość jest znacznie mniejsza, niż gdy robimy to na pokaz. Jeśli wszystko co czynisz robisz z intencją zadowolenia Boga twoja nagroda jest ogromna.

    Mt 6,1-4 “Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. ”

    Nawet wspominanie Boga jest dobrym uczynkiem. Na przykład okrzyk: Chwała Bopu! czy Niech Bóg broni!
    Kiedy uczysz innych lub dzięki tobie inni ludzie zdobywają zasługi przed Bogiem, ich zasługi są tez twoimi zasługami, bez straty tych pierwszych.
    W pewnych okresach wartość dobrych uczynków jest mnożona. Dróg na poszukiwanie skarbu jest wiele.

    Wielkim sukcesem jest samo wejście do raju. Lepiej byc ostatnim w Raju niz największym gdziekolwiek indziej. Ale zgodnie z tym, co powiedzieli prorocy, ludzie będą podzieleni na stopnie przybliżenia, w zależności od zasług. I tylko Sprawiedliwy Bóg wie, kto bedzie gdzie i dlaczego, bo tylko On zna wszystkie nasze czyny i wie, jaka jest ich wartość w porównaniu do innych. Nie pytaj się mnie zatem o nagrodę.

    Skoro na rozwinięcie korony ma wpływ Sąd, także akceptacja wszystkich w Raju obecnych ma znaczenie.

    Tak, bardzo ważne jest aby ludzie uznali Jezusa za mesjasza, jeśli nie chcą tylko na podstawie czynów być sądzeni.
    Jak powiedział Jezus: “Nikt nie wejdzie do Raju inaczej, jak przeze Mnie.”

    Bardzo ważne jest, aby ludzie zaakceptowali lub choć poznali nauki Muhammada. Bo tylko akceptacja największych połańców jako posłańców Bożych może uratować od wejścia do Gehenny. Tak, chrześcijański czyściec to w rzeczywistości czasowy pobyt w Gehennie. Nikomu nie polecam.

    Łączenie to nic innego, jak świadome zwracanie uwagi i energii miłości w kierunku Tronu Jedynego Boga wypływające z czoła i czubka głowy. Nie ważne jak Go sobie wyobrażasz. On jest Światłością. On jest Jeden. On posłał Jezusa, Mojżesza, Abrahama, Muhammada… Wszechmocny. Miłosierny Litościwy, Doskonały. To wystarczający adres a pięknych Imion 99.

    Jak wbudzić przepływ przez czoło i czubek głowy? W tym pomocny jest akt czołobitności w połączeniu z pokorą i skruchą po przygotowaniu ciała (ablucja) jak i miejsca (czyste, na uboczu i spokojne)

    Jak sam wcześniej napisałeś, Bóg może wszystko. Nie możesz ograniczać Go, tylko dlatego, że nie starcza ci wyobraźni. Jezus mówił opotępieniu. Mojżesz o nim uczył. Muhammad się od nich nie różnił. Bóg jest zdolny potepić dusze i zrobi to z pewnością ze wszystkimi, które na to ciężko zapracowały.

    Ale jest obietnica, że każdy, u którego jest wiara choćby jak zianko gorczycy, wejdzie do Królestwa Niebieskiego.
    Jednak wielu z nich będzie najpierw oczyszczanych. A ochodzi o to, aby konieczności oczyszczania w ogniu Gehenny uniknąć.

  12. MasaKalambura 13.04.2016 19:39

    poprawka
    Jeśli dobry uczynek robimy na pokaz jego wartość jest znacznie mniejsza, niż gdy robimy to dla Boga

    przepraszam

  13. realista 13.04.2016 19:40

    jak wiele można rzec na tematy, które w swojej istocie są wątpliwe… nie do wiary… .. .

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.