Diabeł sarmacki, arcypolski

Opublikowano: 11.02.2013 | Kategorie: Historia, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 889

Pośród wielu kluczy do zrozumienia polskiej współczesności całkiem nie od rzeczy wydaje się ten, który odnosi się do opowieści o Sarmacji, Rzeczpospolitej szlacheckiej. Tyle że w wersji mało sienkiewiczowskiej, zdecydowanie niesprzyjającej prawicowej, onirycznej mitologii, za to o wiele bliższej prawdzie o ciemnych stronach epoki „złotej wolności” szlacheckiej.

Warto przypomnieć, że ta baśniowo-warcholska struktura była oparta na pańszczyźnie, praktycznym i symbolicznym zniewoleniu i upodleniu mnóstwa ludzi – chłopstwa. Podkreślam fakt, że były to byty ludzkie, osoby obdarzone sumieniem, godnością (dzieci Bożych) i paroma innymi atrybutami, bo zwykle sentymentalna i buńczuczna sarmacka sztuka opisu traktuje ich jak bezkształtną masę, z której raz po raz wyłania się gęba chama, którą tylko obśmiać, wypłazować i kopniakiem z wysokiego konia na powrót strącić w nicość. A w III RP – mimo całej zmienności form, odmiennych dekoracji, sposobów zniewolenia i obyczajów – na nowo odkrywamy i wdrażamy ten model rzeczywistości społeczno-gospodarczej: pańszczyznę, narastające rozwarstwienie, praktyczną samowolę i sobiepaństwo jednych przy czapkowaniu, bierności i wykluczeniu drugich. Mamy „nowe chłopstwo”, co prawda zamieszkujące także miasteczka i miasta (w pierwszym lub drugim pokoleniu), formalnie dziś równe wobec prawa, ale zdecydowanie nierówne wobec rządów pieniądza i bezprawia, mamy szlachtę zaściankową, możnych i wreszcie magnatów – dzisiejszą oligarchię, szarpiącą w swoją stronę wspólne sukno.

Istnieje zresztą interpretacja nieodległych polskich dziejów, bo dotycząca Polski Ludowej, wedle której obyczajowość szlachetczyzny – na zasadzie nie do końca uświadamianej mimikry – weszła w krwiobieg nowej rzeczywistości jako forma emancypacji czasów awansu społecznego. Oczywiście, przy założeniu, że wszystko to zostało przefiltrowane przez mity i zasady nowego społeczeństwa, w tym jego „nowo-starej inteligencji”, która przede wszystkim wzięła na swoje barki trud tworzenia i organizowania zarówno PRL-owskiej administracji, jak i stereotypów społecznych. I tak ponoć zwyczaj picia kawy przez Hestie biurowego ogniska, urzędniczki gotowe uchylić czyśćca petentowi, brał się jeszcze z obyczajów szlacheckich. Choć rzecz jasna, idea ta może się wydać dziwna: gdzie mickiewiczowski serwis do kawy, opisany w „Panu Tadeuszu”, a gdzie kawa po turecku ze szklanki? Gdzie Soplicowo, a gdzie Nowa Huta?

Czy jednak czasów PRL nie dotykał sentymentalnych wspomnień czar i duch sienkiewiczowskich fikcji – aż dziwnych w kraju, gdzie chciano uczyć myśleć naród „sowieckimi kolbami, bez alienacji”? Sienkiewicz w Polsce Ludowej wygrał w dziedzinie ducha, w trudnej do skolonizowania materii wyobrażeń społecznych, zarówno z Tadeuszem Krońskim, jak i ze Stanisławem Brzozowskim. Dzieci robotników i chłopów, inteligentów, badylarzy, cinkciarzy i taksówkarzy pospołu mówiły o Małym Rycerzu i śnił nam się Kmicic, Imć Onufry Zagłoba i wielkiej urody mości panny – nad Polską realną unosił się duch Rzeczpospolitej Nadrzeczywistej, nad granicami na Odrze i Bugu rozciągały się w snach inne, oniryczne, w poszumie husarskich piór znad kresowych stanic. W sercach Polska od morza do morza – gdy tutaj musiał narodowi wystarczyć kawałek Ziemi Odzyskanych i dłuższa linia brzegowa Bałtyku. I w całym tym miłym splendorze pamięci mocarstwowej tamta sarmacka przeszłość jawiła się świetlana i bezgrzeszna – w swym bezpiecznym, fantasmagorycznym, ludowo-inteligenckim antykomunizmie tak niewinna jak pierwsze kochanie. I właściwie trudno mieć o to pretensje, że źle robiona modernizacja kazała poranionym duszom, głowom i sumieniom otoczyć się tą otuliną sarmacką, tym kontuszowym idiotyzmem ku pokrzepieniu serc.

U początków III RP zaroiło się nam zresztą w Polsce od błękitnokrwistych postaci. Ostatecznie znalazły sobie one miejsce po zaściankach myśli i środowisk arystokratyczno-konserwatywno-monarchistycznych, zatem wiele tu o nich mówić nie trzeba. Duch sarmacki przyswoił nowe sposoby dla skutecznego odbierania i praktykowania pańszczyzny. „Kto bogatemu zabroni?” – ten młodzieżowy slogan, coraz częściej powtarzany, wiele mówi o tym, kto i w jaki sposób wyznacza dziś normy polskiej obyczajowości. I nie idzie tu jedynie o mody, kicze i podszyte złym gustem luksusy. „Kto bogatemu zabroni” – kraść, oszukiwać, z ostentacyjną wyższością odnosić się do uboższych i do tych, co mniej mogą. „Kto bogatemu zabroni” – podawać w wysokonakładowych tygodnikach opinii swój drobnomieszczański egoizm jako jedyne prawo społeczne, gospodarcze i polityczne. Kto zabroni bossom traktować pracowników jak nic nie warty motłoch? I kto zabroni bandyterce od zastraszania lokatorów uprawiać swój proceder? A prawo? Jego reprezentantów tak łatwo wciąż można kupić, nawet prawo można przecież kupić… nierządem Polska stoi, mości Panowie, hulaj dusza!

A we wszystkim ta pogardliwa nuta wyższości. Oto snobistyczna, „arystokratyczna” Polska, co ma nowe bale i atrakcje, służbę, swoich chamów oglądanych z wysokiego konia, folwarki, ganki, srebra rodowe naprędce patynowane, obyczaje i splendory. Ale już nawet miłosierdzia chrześcijańskiego w tym zwykle nie ma, tylko ślepy egoizm warstw wyższych, wrosły w Polskę realną i oniryczną, Polskę po transformacji i w Rzeczpospolitą Nadrzeczywistą. I jeden szlachetka czy magnat nosi się jak paniczyk francuski, a drugi sercem i pyskiem ciemnogrodzianin, jeden piewca nowej obyczajowości, w świecie bywały, z niejednego pieca francę jadł, drugi jeszcze nuci, by mu ojczyznę wolną Bóg wrócić raczył i z Biblii czerpie uzasadnienie dla swojego klasowego egoizmu. Ale jeden i drugi gdy chama zobaczą, gdy go w swoje ręce złapią, pod swoją władzę ekonomiczną, symboliczną, społeczną czy polityczną dostaną, to go tak przycisną, tak mu żyć nie dadzą, żeby sobie przypomniał jak jego przodkowie pańszczyznę odwalali i w czworakach żyć musieli w przyjaźni z kijem ekonoma. Ale czy z chamem można inaczej? Biedny to i głupi, biedny to pewnie złodziej i leń, biedny to niech tyra – nie ja go okradam, lecz państwo, nie ja mu grosze płacę – to państwo złotej wolności nie szanuje, wszystko zabiera. Veto, veto, veto – wyższe podatki dla bogatszych – veto, system zabezpieczeń społecznych – veto, dobro warstw niższych, duch równości – veto! Płacić chamstwu co do grosza i w terminie? Respektować nadgodziny? Dokładać się do wspólnego? Veto! – złodziejstwo to wszystko Mości Panowie, nie dajmy się złodziejstwu państwa, skamleniu ciemnoty pańszczyźnianej i socjalnej! Sobiepaństwo nasze prawem, ojczyzna to my, w prawie jesteśmy – pieniądza, statusu, przywilejów, towarzystw, koterii i układów. Vivat my, vivat nasza kieszeń, chamom precz…

Gdyby się przyjrzeć tym personom bliżej, gdyby im w poczet przodków zajrzeć, to byłaby to dla nich nierzadko mizeria i sromota. Ale w gruncie rzeczy tego się właśnie nie godzi czynić, bo ci przodkowie, co pewnie nieraz cierpieli pod butem „panów braci”, co byli za nawóz dla tych pięknych sarmackich baśni – co oni winni? Z ich życia w nędzy, w upodleniu i niemal na gnoju, w harówce i głodzie przednówka – nawet proch i pył się nie ostał. Jednak w twarz dzisiejszej szlachetczyźnie trzeba rzucić kpinę z ich póz, ich nowobogackiego prostactwa, rozkochania w sobie, sobiepaństwa podszytego tchórzem przed silniejszymi, ich dzisiejszego klientelizmu i familiarności – bo gdy mogą, to pieniądz i władzę chętnie przyjmą z rąk silniejszych od siebie i żadnej koligacji się nie powstydzą dla zysku.

Teza o feudalnym charakterze dzisiejszych polskich realiów nie jest nowa, ale chyba nikt nie rozpatrywał tej neosarmackości w odniesieniu do jej ekonomicznego uzasadnienia i motoru – obyczaju pańszczyźnianego. A przecież to właśnie coraz mocniej zaznacza się w naszym życiu społecznym i gospodarczym, wraz z nową obyczajowością, nowymi snobizmami i uprzedzeniami warstw bogatszych. Polska baśniowa i nadrzeczywista, z pozoru piękna i jako mit potrzebna – wraca na ziemię z ciężarem swoich najgorszych plag. Kmicic, Skrzetuski, Zagłoba i Wołodyjowski – szlachetkowie poczciwi, ojczyznę miłujący – ilu poddanych zdechło jak bydlęta w biedzie w ich majątkach? A ilu dzisiaj musi znosić nową pańszczyznę i nowych sobiepanków, ich arogancję, kretynizm, głupią mowę, w tym drukowaną i emitowaną w mediach? Ilu dzisiaj musi grzecznie potakiwać, gdy szlachetkowie załamują ręce, że ojczyzna jest biedna, umęczona i przegrana, bo ich złotej wolności nie szanuje, a ich sarmackiej swobodzie jeszcze stawia pozór sprzeciwu?

Nie jestem za tym, by sarmacką tradycję wyrzucać do śmietnika. Kto chce, niech z niej czerpie – w Rzeczpospolitej wielu tradycji można tolerować także i tę. Tkwią w niej elementy wartościowe i odwołujące się do tego, co w życiu społecznym bardzo się przydaje: bo i honor i dusze rogate, zawadiackie i majestat pięknych form i obyczajów są potrzebne. I przecież wiele się zmieniało w świecie szlachty – nie bez wpływu cierpień, których doświadczyła, zresztą zasłużenie. Ze szkoły dziejów, niczym w „Popiołach” Żeromskiego, po lekkomyślnych ojcach przychodzili nie raz cierpiący, wrażliwi (i przewrażliwieni) synowie. Po sobiepankach przychodzili Prometeusze: spętani, krwawiący kolejnymi powstaniami, zniewoleni, których czas przebiegał między apatią a paroksyzmami buntu.

Ale dziś? Dziś obok sarmackiego folkloru, epigonów szlacheckiej estetyki mamy tę złowrogą, neopańszczyźnianą myśl i praktykę, jakby w polskim charakterze narodowym (cokolwiek znaczy ta konstrukcja) tkwiła jakaś nieusuwalnie zła cecha, jakiś diabeł własny, arcypolski, w kontuszu i przy szabli, jakaś skaza ciężka. I powraca do nas Sarmacja, lecz nie jako ziemia szczęśliwa, godna pióra i lutni. A warto tu przypomnieć łacińskie powiedzenie, które nie zostawia złudzeń: „Clarum regnum Polonorumest coelum nobiliorum, paradisum iudeorum, et infernum rusticorum”. Piekło chłopów? Piekło warstw niższych? Na szczęście od „dobrodziejstw” feudalizmu dzielą nas wieki.

Ale czy dziś nie ma niewoli i upokorzeń? Czy panowie kosztem ludu nie bawią się w stolicy, po dworkach i pałacykach? Czy nie kręcą nosem na chamstwo i nie przeliczają (cudzej) swobody na złotówki i bardziej kosmopolityczne waluty? Czy w kasach ogniotrwałych nie trzymają tego, co wyłudzili i wzięli przemocą, realną i symboliczną, głosząc przy tym apologię złotej, własnej wolności? Tak, po wielokroć: tak. A co w odpowiedzi? Zwrotka ze starej pieśni: „A chociaż potężny niedoli jest gmach, / Niepokój wasz rośnie i wzmaga się strach, / Bo władzy nie macie skuć ducha w kajdany, / I wstyd, i gniew, i strach wam, tyrani!”. Tu kropka. I bunt.

Autor: Krzysztof Wołodźko
Źródło: Nowy Obywatel


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. rebelia 12.02.2013 14:42

    Dobry artykuł, aktualny. Jeszcze pewnego dnia się dowiemy, że mamy stulić pyski i iść harować, bo jesteśmy “źle urodzeni” a przez to głupsi, gorszego sortu. Coraz bliżej do takiej sytuacji. Może się tak skończyć, że nawet wróg nie będzie musiał się za nas brać, bo sami między sobą się podzielimy w imię jakiegoś kastowego neosarmatyzmu czy innego “boskiego, odgórnego ładu”. Już dziś słyszy się różne “feudalne” argumenty: a to że jest tak źle, bo do władzy doszły “chamy”, które “genetycznie” kochają niewolę i głupotę itp. Ja sama pochodzę głównie z “chamów” ale wcale nie mam z tym problemu, nie czuję się gorsza, i nie daję się nikomu poniżać.
    Żadnej PRZYMUSOWEJ pańszczyzny! Jak ktoś lubi stosunki feudalne czy kastowe, to niech je urządza u siebie z takimi jak on.

  2. piotr 15.02.2013 21:52

    Miszmasz taki, w tym tekście. Już byli tacy co chcieli aby nie było bogatych. W 1917 roku, bodaj że zaczęli wprowadzając swoje plany w życie. Proszę nie mylić elit postkomunistycznych z tradycją sarmacką. Nasza elita jest spuścizną po PRL-u a nie po Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Text jest dobry dla tych co nie znają historii ostatnich 20 lat. A w innych Państwach jak było. Na czym zależy autorowi , że wpisuje się w linię międzynarodowej pogardy do narodu polskiego ?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.