Chińskie nałogi

Opublikowano: 23.09.2011 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 1088

Stany Zjednoczone zbesztane i pozbawione świadectwa najlepszego ucznia w klasie (kapitalistów), Chiny wzywane na pomoc, aby ściągnęły wielkie kasy z mielizn i pobudziły światowy wzrost gospodarczy. Nawet w swoich najbardziej szalonych snach nacjonalistycznych przywódcy chińscy nie mogli sobie wyobrazić tak spektakularnej zmiany biegu dziejów.

Za pośrednictwem oficjalnej agencji Xinhua nie odmawiają już sobie przyjemności pouczania Ameryki, że „powinna leczyć swoją długomanię” (7 sierpnia 2011 r.), oraz wyjaśniania, że teraz Chiny „mają wszelkie prawo żądać od Stanów Zjednoczonych, aby zabrały się za swój problem strukturalny”. Kto płaci za bal, ten rej wodzi w tańcu i Chiny okazują się bardzo szczodre, bo w amerykańskich obligacjach skarbowych zgromadziły już 1170 miliardów dolarów (równowartość bogactwa wytwarzanego przez Rosję). Jest to oręż finansowy, którego używają politycznie.

Popełnilibyśmy błąd, gdybyśmy mniemali, że w tej grze Chiny są izolowane. W regionie wspomnienia o kryzysie 1997-1998 r. i posunięciach narzuconych wówczas przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy nadal są żywe, jak o tym świadczy długotrwała atonia gospodarki japońskiej. Ekonomista i były ambasador Singapuru, Kishore Mahbubani, nie bez ironii zauważa, że „Zachód zignorował te wszystkie rady, których [w latach 1997-1998] udzielono krajom azjatyckim” [1]. Mimo napięć terytorialnych na Morzu Chińskim, przywódcy państw należących do Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), którzy zebrali się na początku sierpnia br., położyli więc nacisk na komplementarności gospodarek azjatyckich. Co prawda ogromny sąsiad zawadza im, a nawet jest arogancki, ale w regionie zależnym od ruchów kapitałów uganiających się za bardzo rentownymi lokatami dysponuje środkami w brzęczącej monecie.

Chiny, które lubią mówić o cudzych nałogach, powinny jednak posprzątać przed swoimi drzwiami: one również cierpią na długomanię, tyle że jej obiektem jest dług amerykański, w którym bez większego ryzyka lokują swoje nadwyżki finansowe i kontynuują eksport na kredyt. Co prawda posiadają jedynie 8,1% długu amerykańskiego, wyprzedzając Japonię (6,4%) oraz Wielką Brytanię (2,3%), ale mimo wszystko są pierwszym wierzycielem zagranicznym, nieodzownym dla Ameryki – co niewątpliwie daje im pewne prawa, ale również wywiera na nie pewien przymus. Niech tylko przestaną zakupywać amerykańskie bony skarbowe, niech tylko spadnie kurs „zielonego”, a ich ogromne rezerwy (dolarowe) pękną jak balon.

Chiny nie chcą – ani nie mogą – zrobić użytku ze swojej finansowej bomby atomowej, toteż starają się uwolnić od tej zależności, internacjonalizując własną walutę, aby osłabić uprzywilejowaną pozycję dolara. Na giełdzie w Hongkongu stwarzają coraz większe możliwości zakupu chińskich obligacji skarbowych w juanach. Nie jest to jednak najlepsza metoda wyprowadzania systemu finansowego z tarapatów.

Ponadto władze chińskie, przekonane, że rynki zewnętrzne się skurczą, starają się również przestawić swoją gospodarkę na rynek wewnętrzny. Mutacja już się zaczęła – w Chinach płace rosną, upowszechnia się minimum emerytalne itd. Przebiega ona jednak zbyt powoli, a przede wszystkim jest zbyt nieegalitarna, więc wcale nie jest powiedziane, że Chinom uda się wygrać ten wyścig.

Państwa zachodnie żywią płonne nadzieje, że rewaluacja juana i ewentualny wzrost eksportu do Chin wystarczą, aby machinę gospodarczą ponownie puścić w ruch. Nadzieje te są zwłaszcza płonne w takim przeżywającym deindustrializację kraju, jak Francja: jedną z głównych przyczyn deficytu zewnętrznego jest… „francuska produkcja samochodowa, która odbywa się za granicą” i jest reimportowana [2]. A zatem również we Francji należy leczyć się z nałogu spowodowanego przez finansjeryzację gospodarki.

Autor: Martine Bulard
Tłumaczenie: Zbigniew Marcin Kowalewski
Źródło: Le Monde diplomatique

PRZYPISY

[1] Banyan, „What’s Schadenfreude in Chinese”, The Economist, 20 sierpnia 2011 r.

[2] W studium ceł francuskich, cytowanym przez Charles’a Guay, czytamy, że „jeszcze 10 lat temu Francja znajdowała się w stanie równowagi”. Les Echos, 5 sierpnia 2011 r.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. onelove 23.09.2011 20:07

    Chiny prosimy was zanim zrobimy na was najazd splaccie FED .

  2. ManiekII 24.09.2011 00:45

    Właśnie na tym polega obecny kryzys Amerykanie za Busha zamiast zacząć oszczędzać chcieli trochę powalczyć a jak wiadomo na wojenkę trzeba pieniędzy. Gdyby rząd się nie zadłużał to Chińczycy nie mieliby komu sprzedawać bo jak wiadomo za darmo to nawet wpierdol nie dają, co innego na kredyt. Każdy człowiek na ziemi wie że kredyty się bierze łatwo gorzej jest spłacić, a bardzo trudno jak się zarabia mniej i wydaje więcej. Jak na razie amerykanie myślą tylko o zmniejszeniu zadłużania się, co koliduje z ekonomią Keynesa bo innej na świecie w ostatnich latach nikt nie praktykował oprócz paru krajów. Jednym słowem zwariować można z jednej strony chciałoby się wyłożyć trochę szmalu a z drugiej trzeba oszczędzać.

  3. mr_craftsman 24.09.2011 02:56

    oj Maniek, historia dowodzi, że konflikty zbrojne to doskonała alternatywa dla reform – dopóki trwa konflikt, masy siedzą cicho, panuje względny ład gospodarczy – są dołki i górki, ale jest względnie stabilnie.

    natomiast w przypadku kończenia konfliktów, do 2 lat po ogłoszeniu pokoju następuje silny kryzys. okres powojenny zmieniał się w czasie, w XIX wieku kryzysy występowały do 3-4 lat po wojnie, w XX wieku – 2-3 lata po wojnie, zakładam, że teraz okres się zmniejszy i kryzysów po wycofywaniu wojsk USA będziemy się spodziewać DO 2 lat – tyle jest aż nadto, aby uruchomiły się pewne procesy społeczne i ekonomiczne związane z końcem wojny.

    oczywiście są alternatywy – np wywołanie wielkich konfliktów w Afryce i wysyłanie tam korporacyjnych armii najemników, mogło by to stanowić zarzewie konfliktu Chin i USA, jako że chińczycy w Afryce trzymają się mocno.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.