Biedniejszy kolega Gierka

Opublikowano: 25.06.2008 | Kategorie: Prawo

Liczba wyświetleń: 622

Pokrzywdzeni przez komunę dzielą się na równych, równiejszych i Tadeusza Smagacza – górnika z Francji.

W 1938 r. Tadeusz Smagacz dostał w prezencie gwiazdkowym angaż do pracy w kopalni Darcy w okręgu Montceau-les-Mines. Miał 14 lat, Francję uważał za ojczyznę, pracę pod ziemią za rzecz tak oczywistą jak jedzenie czy spanie. Tak zarabiał na życie ojciec i znajomi.

Polski rząd to złodzieje. W marcu 1939 r. w Darcy zginęło 24 górników. Wśród nich 18-letni przyjaciel Tadeusza. Wielu wyciągnięto na powierzchnię, gdy jeszcze żyli. Byli poparzeni, ciała zmieniły się w galaretę. Gdy próbowano ich wytrzeć z węglowego pyłu, mięso ciągnęło się za ręcznikiem.

– Pociłem się, bo na głębokości 650 metrów jest gorąco, ale również ze strachu. Pracowaliśmy nadzy, bez majtek, bo mokry materiał utrudniał ruchy – opowiada.

Może dlatego z nabożnym zachwytem przyjmował rodzicielskie zapewnienia, że nie jest Francuzem. Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały… – recytowała matka.

W sierpniu 1942 r. węgiel zmiażdżył głowę staremu Smagaczowi. Rok później uległ wypadkowi Tadeusz. Francja przyznała rentę górniczą jemu oraz matce.

– Jesteśmy wolni, wracajmy do Polski – postanowili w 1948 r.

Upewnił się w polskim konsulacie w Lyonie, że nie ma przeszkód prawnych. Franki może otrzymywać za pośrednictwem polskiego banku. Nad Wisłą czekała ich jednak niespodzianka. Francuskie renty wypłacano w złotówkach. Przelicznik był taki, że za każde 100 franków dawali równowartość 30.

W 1954 r. upomniała się o nich Caisse Autonome Nationale z Paryża. Guzik.

W latach 60. Smagacz zechciał odwiedzić grób ojca i poprosił Ministerstwo Finansów o możliwość zakupienia franków na koszty. To za duży wydatek dla NBP – wyjaśniono.

Gdy matka umierała, na sklepowych półkach stał tylko ocet.

– Kup pan odżywki w Peweksie – radził lekarz.

Nie dostał zgody na oficjalny zakup dewiz. Na konika nie było go stać. Odwdzięczył się serią artykułów we francuskiej prasie. Najwyższe władze PRL ce sont des voleurs – pisano. „Złodzieje”.

Premier to niewłaściwy organ. W 1990 r. Tadeusz Smagacz miał 66 lat i nadzieję w sercu. W PRL czuł się jak bękart, ale był przekonany, że RP naprawi krzywdy. Cieszył się jak dziecko, gdy po raz pierwszy dostał francuską rentę w normalnej wysokości. Wyliczył, że Polska zarobiła na śmierci starego Smagacza 450 tys. zł. Tyle ukradziono jego matce.

– Ona nie doczekała, ale nam oddadzą, co ukradła PRL – przekonywał kilkudziesięciu kolegów będących w podobnej sytuacji.

W 2000 r. marszałek senatu Alicja Grześkowiak głośno obiecała miliony na pomoc dla emigrantów z Kazachstanu. Wysłał do niej list. A ja? – pytał. – Czy ja jestem Polakiem drugiej kategorii? Papuasem? Nie chcę pomocy. Oddajcie, co moje, co mi bezprawnie zrabowano. Jego krzywda nie przemówiła do rozumu marszalicy.

– Glemp pomoże – wyobraził sobie, gdy zobaczył, jak prymas domaga się w Sejmie przywilejów dla seminarzystów. Szczegółowo opisał historię rodziny. Drżącymi rękami otworzył kopertę z odpowiedzią. Episkopat nie zajmuje się takimi sprawami – przeczytał. – Ale polecamy Cię Bogu, Synu.

Rozeźlony chwycił za pióro: Dlaczego ksiądz kardynał nie polecił Bogu polskich seminarzystów, a prosił w Sejmie o wsparcie dla nich? Może mi ktoś odpowie na to pytanie? Odpowiedź przyszła w terminie: Sekretariat Prymasa Polski potwierdza odbiór pisma (…). Informujemy, że w przyszłości nie będziemy odpisywali na korespondencję dotyczącą tej sprawy, gdyż uważamy ją za zamkniętą.

W 2002 r. uderzył do posła Lecha Kaczyńskiego. Parlamentarzysta przyznał, że sprawa jest bolesna, i obiecał złożyć interpelację w Sejmie.

– Nie wiem, czy złożył, bo więcej się do mnie nie odezwał. Ale jak został prezydentem, znów do niego zapukałem – opowiada Smagacz.

To nie należy do obowiązków prezydenta – usłyszał tym razem.

– Niech będzie premier bliźniak – postanowił.

Akurat roztrzaskał się autokar koło francuskiego Wizille i Jarosław Kaczyński osuszał łzy ofiar 2 mln i 600 tys. zł, choć pasażerowie byli ubezpieczeni i na pielgrzymkę udali się z własnej woli. Z zadowoleniem przyjął fakt, że głowa państwa lekką ręką przyznaje współpracownikom kilkunastotysięczne nagrody z okazji rocznicy jakiejś bitwy.

– Współpracownikom nie skąpi, znaczy ludzkie panisko – kombinował. – Pewnie i mnie odda, co komuniści zagrabili.

Kilka tygodni później okazało się, że w jego sprawie premier nie jest organem właściwym.

Francja to zły kierunek. Tadeusz Smagacz żyje w małym mieście na Podlasiu w bloku z wielkiej płyty. Ma 84 lata i nie wstaje z wózka. Całe dnie spędza przygotowując list do Ministerstwa Finansów. Po wielokroć poprawia każde zdanie, zakleja skreślenia białymi karteluszkami, wciąż od nowa przepisuje. Może do tej pory pozostał niezrozumiany jedynie dlatego, że nie potrafił należycie wyartykułować swoich racji?

Wiem, jaką otrzyma odpowiedź. Podsekretarz Jacek Dominik z Ministerstwa Finansów uważa, że nic zrobić się nie da. PRL kradła szmal Smagacza zgodnie z obowiązującym wówczas prawem, zatem brak podstaw formalnych, które przemawiałyby za podjęciem prac legislacyjnych w tym zakresie.

RP ochoczo płaci wszystkim, którzy uważają się za pokrzywdzonych przez komunę. Płaci za wszystko. Dostaną szmal pozbawieni przez tamten system majątków, choć przecież upaństwowiono je zgodnie z ówczesnym prawem. Mowa o skromnych 60 mld zł. Dostaną pieniążki niesłusznie skazani (58 tysięcy osób). Wypłaca się odszkodowania dla internowanych (10 tysięcy ludzi), choć stanu wojennego nie wprowadził najeźdźca, tylko legalny premier, a internowanym żyło się wygodnie. Nie oszacowano, ile to może kosztować. Wiadomo, że przyjdzie sięgnąć do rezerwy celowej. Na poważnie PiS rozważało pomysł, żeby zadośćuczynić 200 tysiącom ludzi ukaranych podczas stanu wojennego przez kolegia ds. wykroczeń. Są bohaterami, bo zdarzyło im się przebywać poza domem po godzinie policyjnej i zapłacili za to grzywny.

– Wszyscy koledzy umarli. Z francuskiej hołoty zostałem w Polsce tylko ja. Żeby godnie zamknąć tę historię, wystarczyłoby 500 tys. zł. Odsetek nie liczę. Oddaję je prezydentowi Kaczyńskiemu na drobne wydatki – mówi Smagacz. – Żądam odpowiedzi na bardzo proste pytanie. Czym się różnię od innych ofiar PRL?

Nie sądzę, żeby się doczekał uczciwych wyjaśnień. Bo trzeba byłoby napisać, że nikt nie miał woli politycznej, żeby zadośćuczynić takim jak on. Byli zbyt mało liczni, zbyt schorowani, za słabi jako grupa nacisku i źle by się prezentowali w telewizji: nie w ruskim łagrze tyrali, tylko we francuskiej kopalni.

Autor: Bożena Dunat
Źródło: Tygodnik “NIE” nr 19/2008


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.