Liczba wyświetleń: 655
(…) Nie wiem, co o tym myśleć. To było niezwykłe spotkanie, które wprawiło mnie w zadumę i skłoniło do refleksji.
Do tej pory nigdy na to nie zwracałam uwagi, aż do pewnego zadziwiającego spotkania, do którego doszło kilka dni temu. Samo to spotkanie jest czymś zaskakującym dla mnie, ale także i rozmowa, która wówczas miała miejsce. Dotyczyła bowiem tego, iż prawdopodobnie w chwili swojej śmierci, zmarli dają nam znaki, że właśnie odchodzą…
Jako, że moja mama pracuje w szpitalu, zdarza się, że czasem tam chodzę, mając jakąś sprawę do mamy. Czasem muszę czekać, aż będzie miała wolną chwilę. Do zdarzenia, które chcę opisać doszło właśnie podczas takiego oczekiwania. Dzień był słoneczny i ciepły, tak więc postanowiłam poczekać na ławce przed szpitalem. Siedząc i obserwując co dzieje się na pobliskim parkingu nawet nie zauważyłam, jak obok mnie usiadła starsza kobieta. Wyglądała na przygnębioną i szczerze mówiąc, gdy na nią spojrzałam, zrobiło mi się smutno, mimo że jeszcze przed chwilą byłam pełna radości i optymizmu, rozkoszując się pięknym dniem. W pewnej chwili powiedziała coś takiego: “Życie jest takie krótkie, a żaden rodzic nie powinien chować swojego dziecka” (znaczenie słów było podobne). Byłam bardzo zaskoczona i nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Wpatrywałam się w tą kobietę w milczeniu, oczekując wyjaśnienia czy raczej sprecyzowania tego, co usłyszałam wcześniej. Jednak kobieta siedziała w milczeniu. Dopiero po około minucie powiedziała prawie szeptem: “Mój syn odszedł.” Wyciągnęła z portfela małe, czarno-białe i lekko podniszczone zdjęcie, które wsunęła mi w dłoń. Na fotografii ujrzałam uroczego chłopca w blond włosach. Mógł mieć około 7 lat. Wydusiłam tylko, że strasznie mi przykro i wówczas kobieta zaczęła opowiadać swoją zadziwiającą, ale i jakże smutną historię z lat 80-tych. Miała syna, Roberta, który miał 5 lat. Któregoś dnia zachorował i trzeba go było hospitalizować. Jako, że jego stan był ciężki, czasem któryś z rodziców czuwał przy nim nocą. Do tego zadziwiającego zdarzenia doszło którejś nocy, kiedy z synem pozostał mąż kobiety. Wróciła ona do domu, w którym był pies jej syna. Ze względu na zaistniałą sytuacje, nie mogła zmrużyć oka, a pies leżał w pokoju dziecka. W pewnym momencie, między godziną 2-3 zaczął przeraźliwie wyć. Gdy kobieta starała się uspokoić zwierzę, usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć, sądząc że to mąż wrócił do domu. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła, że za drzwiami nie było nikogo. Po chwili zadzwonił mąż z informacją, że ich syn właśnie odszedł. Czy ów dzwonek do drzwi był sygnałem pożegnania? Czy pies wyczuł, ze jego pan odchodzi? Bardzo prawdopodobne, że właśnie tak to można interpretować.
Gdy kobieta to opowiadała, była bardzo spokojna, zapatrzona gdzieś w dal. Ja za to czułam się ogromnie poruszona. Mimo, że rozmowa ta nie trwała długo, miałam wrażenie, że siedziałam wspólnie z tą kobietą co najmniej godzinę. Potem dopiero po krótkiej analizie tego spotkania, doszłam do wniosku, że mogło to trwać około 10-15 minut. Po tej opowieści, kobieta spojrzała w moim kierunku i powtórzyła słowa, które powiedziała na początku: “Żaden rodzic nie powinien chować swojego dziecka.” Schowała zdjęcie syna i usłyszałam tylko:” Do widzenia pani”. Po czym opuściła teren szpitala, udając się w kierunku targowiska handlowego.
Nie mam pojęcia jaki cel był w tym spotkaniu? Kobieta zupełnie mi obca siada obok mnie na ławce i zaczyna opowiadać tragiczną historię z życia, a do tego tak niezwykłą. Nie wydawała mi się ona niezrównoważona czy chora psychicznie. Nie odczułam zupełnie nic negatywnego. Za to historia, którą opowiedziała, dała mi do myślenia. Samo to spotkanie dało mi do myślenia. Zaczęłam zwracać baczniejszą uwagę na ludzi, których poznaję. Czy ma to jakieś znacznie, kogo poznamy? Czy jest to ustalone gdzieś “u góry”? Czy takie spotkania mają na celu nas zmienić? No i te słowa, które powtórzyła dwukrotnie: “Żaden rodzic nie powinien chować swoich dzieci”… Zupełnie nie wiem, dlaczego akurat mi sie to przytrafiło. Nie wiem, co o tym myśleć. To było niezwykłe spotkanie, które wprawiło mnie w zadumę i skłoniło do refleksji.
Autor: Agnieszka Kijewska
Źródło: Serwis NPN