Milczenie, nieprawość, wstyd

Opublikowano: 25.04.2009 | Kategorie: Prawo

Liczba wyświetleń: 433

Czy państwo polskie, w swoich własnych granicach, na wniosek obywatelki państwa obcego, może pozbawić obywateli polskich dachu nad głową i eksmitować? Może. A wszystko zgodnie z prawomocnym orzeczeniem polskiego Sądu Najwyższego.

Piętnastego kwietnia o północy upłynął termin ultimatum, jakie rodzinom państwa Moskalików i Głowackich wyznaczyła obywatelka Niemiec, Agnes Trawny. Polacy – w sumie dwanaście osób – muszą opuścić swój dom w Nartach (okolice Szczytna na Warmii i Mazurach), gdzie mieszkali od ponad trzydziestu lat. Oznacza to, że państwo polskie pozwala, by między Bałtykiem a Tatrami ponownie rozbrzmiewał ironiczny rechot Historii. Czy zatoczy ona koło i znowu będzie z Polaków drwić? Czy Niemcy znowu będą rugować Polaków z polskiej ziemi?

Wszystko to być może, gdyż wszystko odbywa się zgodnie z prawem obowiązującym na terenie Rzeczypospolitej. Przy akceptacji urzędników reprezentujących nasze państwo i za przyzwoleniem sędziów reprezentujących polski wymiar sprawiedliwości.

TAM I Z POWROTEM

W 1970 roku Agnes Trawny, z pochodzenia Niemka mieszkająca w Polsce, otrzymała w spadku 60 hektarów ziemi we wsi Witówko oraz gospodarstwo w miejscowości Narty. Kiedy zdecydowała się na wyjazd do Niemiec, grunty i zabudowania przeszły na własność skarbu państwa, a następnie Lasów Państwowych. Jesienią 1977 roku do domu Trawnych wprowadzili się nowi właściciele, natomiast Agnes Trawny otrzymała od rządu niemieckiego odszkodowanie za utracone mienie.

Ćwierć wieku później postanowiła odszkodowanie zwrócić, a zaraz potem do polskiego sądu wpłynął wniosek o zwrot dobytku. Był rok 2001. Pięć lat później (grudzień 2005) polski Sąd Najwyższy uznał roszczenia Niemki, orzekając, że Agnes Trawny powinna mienie odzyskać. Zarazem polskiego sądu nie zainteresowało, gdzie mają podziać się obywatele Polski. Jak to się w takich wypadkach mówi: nie to było przedmiotem rozstrzygnięcia. Jakby sędziowie chcieli przekonać świat, że prawo jest ważniejsze od sprawiedliwości, więc pies drapał przyszłość kilkunastu obywateli Rzeczypospolitej.

Nie wiadomo, jak potoczą się losy tych ludzi. Ale jedno nie ulega wątpliwości: odpowiedzialność za skutki uregulowań prawnych przyjętych przez polski parlament, a dotyczących tak zwanych “późnych przesiedleńców”, powinno wziąć na siebie państwo polskie. Powinno, choć bardzo nie chce.

Tymczasem w województwie warmińsko-mazurskim toczy się już ponad 50 podobnych spraw. Wkrótce będzie ich jeszcze więcej: z Warmii i Mazur wyjechało do Niemiec ponad 150.000 osób i fala procesów o zwrot majątków tych, którzy formalnie nie zrzekli się polskiego obywatelstwa, a wyjechali do RFN po 1956 roku, wzbiera bardzo gwałtownie. Czemu ludzie ci nie mieliby powtarzać drogi Agnes Trawny, skoro polskie prawo na to pozwala?

POLACY NA BRUK?

Wydaje się to nieprawdopodobne, acz polskie sądy wydają prawomocne wyroki również w innych sprawach dotyczących owych “późnych przesiedleńców”. Na mocy tych rozstrzygnięć, nieruchomości znajdujące się na terenach, które stały się częścią naszego kraju po Konferencji Poczdamskiej, przechodzą w ręce właścicieli szczycących się niemieckim obywatelstwem. Zaraz potem na progach polskich domostw pojawiają się Niemcy z nakazami eksmisji i w towarzystwie polskich komorników. Dotyczy to zwłaszcza Warmii i Mazur.

A przecież od roku 1989 Polaków przekonywano, że powojenne rozliczenia z Niemcami zostały definitywnie przesądzone i ostatecznie zamknięte. Polski minister spraw zagranicznych, Władysław Bartoszewski, grzmiał z trybuny sejmowej, że podobne do opisanych wyżej scenariusze nie mają racji bytu. Czy to głupota wówczas przez niego przemawiała, czy, co nie daj Boże, świadomie wprowadzał Polaków w błąd?

Janusz Dobrosz, były wicemarszałek Sejmu, a obecnie prezes Ruchu Społecznego Naprzód Polsko, miał rację, gdy ostrzegał: “Po stronie niemieckiej przesiedlenia były od początku kwestionowane, zaś przesiedleńców z rozmysłem określano jako ?wypędzonych=, aby wywołać negatywną konotację. W kwestiach własnościowych całe niemieckie prawo wewnętrzne, konstytucja, orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wyraźnie zmierzały do tego, aby roszczenia zachowały aktualność”.

O CZYM MYŚLĄ NIEMCY

Gdy jednak przed paroma laty Jarosław Kaczyński zarzucił sądom, że wydają orzeczenia sprzeczne z narodowym interesem Polski, rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Piotr Hofmański, zaprotestował: “Apel, żeby sądy kierowały się nie prawem, ale racją stanu, jest nawoływaniem sędziów do łamania prawa”. Wtórował mu wówczas prezes Sądu Najwyższego Lech Gardocki, w wywiadzie dla agencji Reutera krytykując Jarosława i Lecha Kaczyńskich za “podkopywanie polskiego wymiaru sprawiedliwości przez ciągłą krytykę oraz ingerowanie w działalność sądów”.

Jako że podobne konstrukcje myślowe w ustach prezesa polskiego Sądu Najwyższego brzmiały co najmniej osobliwie, niektórzy dedykowali mu słowa Eriki Steinbach, notabene nie tylko szefowej Związku Wypędzonych, ale i posłanki do Bundestagu: “Nasz związek nigdy nie zrzeknie się prawa do własności i odszkodowań, a rząd Polski dla wyrównania krzywd może oddać wypędzonym jakieś tereny państwowe”. I o tym właśnie Niemcy myślą, choć – póki co – większość obawia się jeszcze głośno to artykułować.

Ładne kwiatki, nieprawdaż? I kwiatki te natychmiast rodzą pytanie: a co stanie się, jeśli Polacy nie oddadzą ziemi Niemcom? No i dziś już wiemy, co się stanie: zmuszą ich do tego sądy. Nie, nie niemieckie. Te znad Wisły. Polskie.

POLSKA BEZSILNOŚĆ

19 listopada 2007 roku weszła w życie ustawa, nakazująca lokalnym samorządom uporządkowanie ksiąg wieczystych, a w szczególności zewidencjonowanie nieruchomości, które przeszły na własność państwa na terenach włączonych do Polski po 1945 roku. Chodzi przede wszystkim o to, by w sposób zgodny z prawem i stanem faktycznym – poprzez wpisanie do ksiąg wieczystych – zaewidencjonować mienie, jakim dysponuje Skarb Państwa oraz samorządy w skali całego kraju.

Jest na to czas do 19 maja tego roku. Do listopada samorządy powinny przesłać takie wykazy do sądów. Do tej pory z tego obowiązku wywiązało się około 60 z 379 polskich powiatów i wygląda na to, że w tym tempie cała operacja potrwa jeszcze co najmniej trzy lata. Tymczasem tylko w Olsztynie, z powodu niemieckich roszczeń, w chwili obecnej zagrożone jest mienie kilkudziesięciu polskich rodzin, zaś nieuregulowany status mają kamienice zamieszkane łącznie przez kilkaset osób (Związek Miast Polskich szacuje, że w skali całego kraju ten problem dotyczy około miliona nieruchomości).

A Polska milczy, wskazując na paragrafy i bezsilnie rozkładając ręce. Milczy jak… nie, tego nie napiszę. Ale wstyd mi za taką Polskę.

Autor: Krzysztof Ligęza
Źródło: Tygodnik “Goniec” z Toronto


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. Rysiek 25.04.2009 22:09

    Wstyd! Wstyd! Wstyd!

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.