Historia społeczna podsłuchów

Opublikowano: 29.08.2013 | Kategorie: Historia, Polityka, Prawo, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 846

Edward Snowden jest dziś ścigany nie tylko przez Stany Zjednoczone. Łatwość, z jaką niektóre rządy europejskie uznały za oczywiste dążenie Waszyngtonu do aresztowania byłego pracownika CIA, pokazuje, że także na naszym kontynencie i w naszych krajach podsłuchiwanie obywateli na masową skalę mogłoby przejść. Źródłem nowej polityki podsłuchów są jednak Stany Zjednoczone.

Rewelacje Edwarda Snowdena o zasięgu programu elektronicznego nadzoru Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) każą znów postawić pytanie o ingerencję amerykańskich agencji informacyjnych w życie obywateli. Jednak cała afera obnaża, poza faktem nagrywania metadanych uzyskanych dzięki liniom telefonicznym i surfowaniu w internecie, inną rzecz, równie niepokojącą: większość Amerykanów przyzwala na kontrolę prywatnej komunikacji elektronicznej. Zgodnie z sondażem Washington Post przeprowadzonym kilka dni po deklaracjach Snowdena, 56% populacji ocenia, że program nadzoru PRISM jest „akceptowalny”, a 45% – że państwo powinno „mieć możliwość monitorowania poczty każdej osoby, by zapobiegać terroryzmowi”. Te wyniki są mało zaskakujące – nieprzerwanie od ponad dekady media, eksperci i przywódcy polityczni przedstawiają nadzór jako nieodzowną broń w walce z terroryzmem.

Takie przyzwolenie na szpiegowanie nie zawsze istniało w Stanach Zjednoczonych. Kilka tygodni przed zamachami z 11 września 2001 r. jeden z tytułów dziennika USA Today brzmiał „4 na 10 Amerykanów nie ufa FBI [Federal Bureau of Investigation]” (20 czerwca 2001). Przez dziesięciolecia kolejne badania ministerstwa sprawiedliwości ukazywały wyraźny sprzeciw obywateli wobec podsłuchów telefonicznych zlecanych przez władze publiczne. W latach 1971–2001 stopień nieufności oscylował w granicach 70–80%. Ale zamachy na World Trade Center i Pentagon, a następnie wojna z terroryzmem prowadzona przez prezydenta George’a W. Busha zmieniły sytuację i zmusiły Amerykanów do gwałtownej rewizji ich odwiecznego sprzeciwu wobec nadzoru obywateli.

HISTORIA TELEFONII I… PODSŁUCHÓW

W 1877 r. na świecie była zaledwie jedna linia telefoniczna, łącząca 778 stanowisk między Bostonem a Salem (Massachusetts). Jednak technologia miała się rozprzestrzeniać z ogromną szybkością. Na początku XX w. 1 na 1000 Amerykanów ma telefon; 20 lat później wskaźnik ten osiąga 1%; w połowie stulecia telefonem dysponuje już połowa populacji. Dziś Stany Zjednoczone mają więcej telefonów niż mieszkańców. Pod koniec XX w., zanim pojawiły się światłowody i telefony komórkowe, podsłuchy nie wymagały wyszukanych narzędzi technicznych ani znacznego współudziału firm telekomunikacyjnych. Do zarejestrowania rozmowy na linii zbudowanej z przewodów miedzianych wystarczył dostęp do kabla i zacisk szczękowy, by dołączyć do niego mikrofon.

Pierwsze skandale związane z podsłuchami sięgają początku XX w. W czasie I wojny światowej praktyka ta – potępiana przez ludność – rozpowszechnia się tak bardzo, że Kongres uznaje ją za nielegalną, i to pomimo realnego niebezpieczeństwa związanego ze szpiegami obcych państw. Po wojnie wiele stanów idzie tym śladem: adaptuje ustawy, które ograniczają możliwości nadzoru ze strony lokalnych sił porządkowych.

Żaden z tych zabiegów nie przeszkadza jednak w utrzymywaniu wiadomych praktyk. W czasach prohibicji (1919–1933) policja lokalna i federalna, pragnąc nadzorować przemytników wykorzystujących telefon do kontaktowania ze sobą producentów, dystrybutorów i konsumentów alkoholu, regularnie łamie prawo – rejestruje rozmowy. Prokurator generalny Stanów Zjednoczonych Harlan F. Stone, popierany przez opinię publiczną, zajmuje się tą kwestią i w 1924 r. zabrania ministerstwu sprawiedliwości stosowania podsłuchów. Próżny trud – Departament Skarbu i Bureau of Investigation (późniejsze FBI) nic sobie nie robią z decyzji Stone’a i sekretnie podtrzymują praktyki.

Dwa lata później nowa afera umieszcza tę kwestię w samym centrum debat – w Seattle agenci federalni szpiegują rozmowy byłego porucznika policji Roya Olmsteada, podejrzewanego o przemyt rumu. Pomimo nielegalności podsłuchów wymiar sprawiedliwości uznaje racje policji i skazuje Olmsteada. Decyzja wywołuje wrzenie w sądowych kuluarach. Sędzia Frank Rudkin przyznaje wówczas, że ryzyko przestępstwa nie może usprawiedliwiać nielegalnych praktyk policji: „Żaden z agentów federalnych nie ma prawa podsłuchiwać cudzych rozmów telefonicznych w celu wykorzystania ich przeciwko podsłuchiwanym. Takie działania są żałosne i nie do przyjęcia. Zgoda na to oznaczałaby przyznanie, że dążenie naszych przodków do ustanowienia – dla nich i dla ich dzieci – państwa, które zapewniałoby wolność i dobrobyt, poniosło klęskę” [1].

W 1928 r. Olmstead kieruje sprawę do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Otrzymuje wsparcie różnych firm, m.in. Seattle Pacific Telephone and Telegraph Company, która publikuje deklarację w obronie prawa przemytników do nieszpiegowanych rozmów: „Gdy dwie linie telefoniczne połączone są z centralnym biurem [firmy telefonicznej], uznaje się, że zarezerwowane są wyłącznie dla tych dwóch użytkowników, i w tym sensie należą wyłącznie do nich. Osoba trzecia, która nadzoruje linię, łamie prawo własności użytkowników i firmy telefonicznej” [2].

Dziś widok dostawcy internetu czy przedsiębiorstwa telekomunikacyjnego broniącego prawa swoich klientów do życia prywatnego byłby czymś dziwnym. Facebook, Google, MSN i reszta współwinnych oskarżanych przez Snowdena udają raczej, że nic im o tym nie wiadomo…

Ostatecznie Sąd Najwyższy orzeka przeciwko Olmsteadowi wynikiem 5 głosów do 4. Louis Brandeis, jeden z sędziów, wyraża zaciekły sprzeciw wobec decyzji: „Zbrodnia jest zaraźliwa – przekonuje. – Jeśli państwo sytuuje się ponad prawem, to zachęca innych, by postępowali podobnie, zaprasza do anarchii. Zapewnianie, że w walce z przestępczością cel uświęca środki – że państwo może popełniać zbrodnie, aby skazać przestępcę – będzie miało fatalne konsekwencje. Sąd Najwyższy powinien stanowczo przeciwstawić się takiej zgubnej doktrynie” [3].

KTO JEST WYWROTOWCEM?

Spojrzenie Amerykanów zmienia się w latach 1940. Trwa wojna, a telefon nie stanowi już przywileju elity zaprzyjaźnionej z urzędnikami sądowymi i przez nich chronionej: staje się dostępny dla klas niższych. Władze publiczne muszą w związku z tym ponownie przyjrzeć się kwestii legalności podsłuchów. Krótko przed przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do wojny John Edgar Hoover, dyrektor FBI, wymusza na Kongresie nowe prerogatywy w kwestii kontroli telefonicznej. Pomimo sprzeciwu Jamesa Fly’a, prezydenta Federal Communications Commission (FCC), Franklin D. Roosevelt zezwala ministrowi sprawiedliwości na potajemny nadzór „jednostek wywrotowych” i rzekomych szpiegów.

Ponieważ koncepcja wywrotowości Hoovera wydaje się dość szeroka, jej autor wykorzystuje swoją nową władzę, by prześwietlać nie tylko nazistów. William Sullivan, jego asystent, opowie później, że w czasie wojny FBI podsłuchy wykorzystywało się regularnie, bez nakazu: „Gdy gra toczyła się o przyszłość kraju, uzyskanie zgody Waszyngtonu było jedynie zbędną formalnością. Wiele lat później [koniec konfliktu] FBI dalej podsłuchiwało rozmowy bez zgody prokuratora generalnego”. Innymi słowy, historia podsłuchów w Stanach Zjednoczonych bliska jest pewnemu przesunięciu, w wyniku którego agenci FBI powoli zbaczali z torów swojej pierwotnej misji – było nią ściganie zwolenników nazistów – aby nadzorować bojowników o prawa cywilne, przywódców związków zawodowych, pracowników socjalnych, postępowych chrześcijan i osoby podejrzewane o komunizm.

Od 1950 r., w ramach polowania na czarownice wszczętego przez walczącego z komunizmem senatora Josepha McCarthy’ego, FBI wykorzystuje lęki wywołane zimną wojną, by zwiększyć liczbę nielegalnych podsłuchów. I to pomimo sprzeciwu sądów, które nie chcą wspierać tych pomniejszych rozporządzeń prawnych. I tak, przy okazji procesu apelacyjnego Judith Coplon, posądzanej o bycie agentką KGB, FBI ujawnia, że nagrywano rozmowy oskarżonej z adwokatem. Rezultat: sąd odwoławczy unieważnia wyrok skazujący wydany przez pierwszą instancję.

Okres po śmierci Hoovera (1972) przynosi kolejne ujawnienia nielegalnych interwencji FBI i Central Intelligence Agency (CIA) w prywatne życie Amerykanów. Komisje Churcha i Pike’a [4] z 1975 r. wyciągają na światło dzienne szeroko zakrojone kampanie nadzoru, celujące w obywateli zaangażowanych w całkiem legalną działalność polityczną. Afera trafia na pierwsze strony gazet, opinia publiczna wszczyna bunt. Jednak Kongres szybko rezygnuje z dochodzenia.

Nowy skandal wybucha w 1978 r.: David Watters, były inżynier telekomunikacji CIA przesłuchiwany przed senackim podkomitetem śledczym, zapewnia, że NSA nadzoruje i nagrywa tysiące rozmów telefonicznych, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i za granicą. Ta informacja wzbudza gniew ludności, ale nic nie da się zrobić: w październiku 1978 r. prezydent James Carter ogłasza Foreign Intelligence Surveillance Act (FISA), który wprowadza tajny system prawny mający czuwać nad „bezpieczeństwem narodowym”. Zwycięstwo niewielkiego świata wywiadu, który od lat walczył o legalizację podsłuchu. Liczba zezwoleń wystawionych na podstawie tej ustawy nie przestawała rosnąć z biegiem lat (z 322 w 1980 r. do 2224 w 2006 r.), natomiast liczba odmów zawsze była śmiesznie niska: zaledwie 5 na 22 990 podań w latach 1979–2006.

NA SZEROKICH WODACH INTERNETU

Na początku internetu używali głównie wojskowi i naukowcy, a jego otwarcie na szeroką publiczność oznaczało pojawienie się nowych problemów. Aż do zatwierdzenia Electronic Communications Privacy Act w 1986 r. legalne było przechwytywanie poczty krążącej za pośrednictwem linii telefonicznych. Ustawa ta pozwala komunikacji elektronicznej cieszyć się tymi samymi zabezpieczeniami, które dotyczą rozmów telefonicznych.

W 1994 r. wielu Amerykanów protestuje przeciw Digital Telephony Act, który każe wyposażyć światłowody tak, by wykonywanie podsłuchów autoryzowanych przez sądy stało się łatwiejsze. American Civil Liberty Union (ACLU) i Electronic Privacy Information Center organizują opozycję wobec projektu ustawy. W całym kraju do gazet wysyłane są listy ujawniające jej zgubny charakter. Ale od procesu apelacyjnego Olmsteada w 1927 r. czasy się zmieniły: przemysł telekomunikacyjny wspiera z całych sił Digital Telephony Act i ustawa zostaje ostatecznie przegłosowana. Chociaż społeczeństwo nie zdaje sobie z tego sprawy, zarządzenia prezydenta Ronalda Reagana, George’a Busha ojca i Williama Clintona – każde na swój sposób – zezwalają na coraz szersze stosowanie podsłuchów i zbieranie danych osobowych przez przedsiębiorstwa. Wymiar sprawiedliwości nie ma się do czego przyczepić.

Również koniec lat 1990. nie jest wolny od afer. Pod adresem NSA pada oskarżenie o objęcie podsłuchami międzynarodowych linii telefonicznych i wykorzystywanie komputerów do analizy kluczowych słów rozmów. W tym samym czasie rozpoczyna się seria procesów mających ustalić, czy e-maile zawodowe powinny być objęte takim samym poziomem ochrony jak listy i rozmowy telefoniczne. Większość sędziów nie ma najmniejszego pojęcia o funkcjonowaniu internetu: trudno im zrozumieć, że w wymianie poczty można uzyskać taką samą poufność jak podczas rozmowy telefonicznej.

Jeśli na początku lat 1990. władza sądownicza uważałaby, że e-maile nie są niczym innym jak elektronicznymi kopertami, Stany Zjednoczone byłyby dziś zupełnie innym krajem. Podczas procesu Olmsteada sędzia Brandeis w swojej mowie ustanowił paralelę między telefonem a korespondencją pocztową: „Nie ma – potwierdzał wówczas – prawdziwej różnicy między zalakowanym listem a prywatną wiadomością telefoniczną”. Jednak w świecie po 11 września szanse na to, by uzyskać ochronę poczty elektronicznej dzięki podobnemu rozumowaniu, wydają się marne…

Patriot Act z 26 października 2001 r. rzeczywiście zniósł niektóre z limitów prawnych – ustanowionych po komisji Churcha – na podsłuchy telefoniczne prowadzone przez władze federalne. Ustawa ta znosiła również ograniczenia, które powstrzymywały służby wywiadowcze przed szpiegowaniem amerykańskich obywateli; zatwierdzała wykorzystywanie przyrządów kontrolnych umożliwiających nadzór przemieszczeń; autoryzowała masową kontrolę poczty i działań on-line. Dzięki utworzeniu w 2003 r. Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (Department of Homeland Security) państwo dysponuje scentralizowaną agencją koordynującą operacje wywiadowcze za pomocą środków, o jakich Hooverowi nawet się nie śniło i które wyniosą nadzór jednostek na nieosiągalny wcześniej poziom.

Po stu latach działania w opozycji społeczeństwo amerykańskie nauczyło się rezygnować z przysługującego mu prawa do poufności. Umyślnie utrzymywana groźba terroryzmu i obietnica, że prawa „niewinnych” będą respektowane, w umysłach wielu Amerykanów (zapominających o przeszłości) zatriumfowały nad pragnieniami ochrony życia prywatnego i wolności obywatelskich. „Pustynia zorganizowanego zapomnienia” [5] – by nawiązać do określenia Sigmunda Diamonda – pozostawia pole do popisu dla tych, którzy pragną zachowania panującego porządku.

Autor: David Price
Tłumaczenie: Magdalena Madej
Źródło: Le Monde diplomatique – Edycja polska

O AUTORZE

David Price – wykładowca antropologii na Uniwersytecie Saint Martin w Waszyngtonie. Autor książki Weaponizing Anthropology: Social Science in Service of the Militarized State, AK Press, Oakland (USA) 2011.

PRZYPISY

[1] „Minority opinion on the appeal of the Olmstead defendants”, Sąd Apelacyjny USA dla Dziewiątego Okręgu, San Francisco, 9 maja 1927, www.fjc.gov.

[2] „Amicus curia brief of telephone companies submitted to the Supreme Court in Olmstead v. United States”, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, Waszyngton 1928, www.fjc.gov.

[3] „Dissenting opinion of Justice Louis D. Brandeis in Olmstead v. United States”, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, Waszyngton 1928, www.fjc.gov.

[4] Pierwsza komisja – Franka Churcha, senatora Partii Demokratycznej sprzeciwiającego się Richardowi Nixonowi – została powołana po aferze Watergate w celu zbadania działań CIA. Druga, o nazwie wziętej od nazwiska deputowanego Otisa Pike’a, również demokraty, stanowiła jej odpowiednik w Parlamencie.

[5] Sigmund Diamond, Compromised Campus: The Collaboration of Universities with the Intelligence Community, 1945–1955, Oxford University Press, Nowy Jork 1992.


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. Il 30.08.2013 00:37

    Proponuję napisać szczegółowy artykuł o tym jak pracownicy firm telekomunikacyjnych oraz policjanci wykorzystywali i wykorzystują zapisywane nagrania rozmów oraz innych danych do prywatnych celów swoich i swoich znajomych.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.