Wyjść z bezdomności

Opublikowano: 07.09.2010 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1688

Chociaż konserwatywny burmistrz Londynu, Boris Johnson, obiecał uporać się z problemem bezdomności do 2012 roku, liczba bezdomnych w brytyjskiej stolicy zamiast spadać, w ciągu trzech lat, wzrosła o ponad półtora tysiąca.

Wiosną weszły w życie przepisy, które mówią, że osoby żyjące w Wielkiej Brytanii ponad trzy miesiące bez pracy i nauki będą natychmiast deportowane do rodzinnego kraju. Jednak takie działania nie spowodują, że bezdomnych będzie mniej. Problem jest bardziej złożony.

Ewa Sadowska przybyła do Londynu w 2007. Jej organizacja, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, jako jedyna polska organizacja, odpowiedziała na list z londyńskiej dzielnicy Hammersmith & Fulham, w którym była prośba o pomoc. W związku z dużym napływem Polaków do Wielkiej Brytanii po 2004 roku, problemem dla dzielnicy, stali się bezdomni pochodzenia polskiego. Organizacje charytatywne, które pomagają bezdomnym, z Polakami miały kłopot. Nasi rodacy byli bardzo nieufni wobec Brytyjczyków. Często barierą nie do przejścia był brak znajomości języka angielskiego. Wobec ściany z jaką spotkały się brytyjskie organizacje, postanowiono skontaktować się z instytucjami z Polski. Wielkiego odzewu nie było – z władzami Hammersmith & Fulham skontaktowali się tylko państwo Sadowscy z „Barki”.

Początkowo streetworkerzy wyszukiwali bezdomnych Polaków, którzy zdecydowali się na powrót do kraju. – Zarzucano nam, że idziemy w ilość, nie w jakość – opowiada Ewa Sadowska. – Podejrzewano nas o to, że za każdą „głowę”, którą wysyłamy do Polski, dostajemy pieniądze. Nam jednak chodziło o to, żeby nie tyle wysłać ludzi do kraju, ale przede wszystkim wyciągnąć ich z bezdomności.

Wychodzenie z bezdomności – bo tak w żargonie „barkowiczów” nazywa się powrót na łono społeczeństwa – odbywa się etapami. Przede wszystkim bezdomny sam musi chcieć, aby to zrobić. Poza tym bezdomność wiąże się z jeszcze jednym ważnym problemem – uzależnieniami.

– Ja nie piję już kilkanaście lat. Jestem alkoholikiem, ale nie pijącym. Niedługo będę miał rocznicę, życia w trzeźwości – opowiada Janusz Surma, lider streetworkerów z „Barki” w Londynie. – Byłem bezdomnym, alkoholikiem, do tego jeszcze dochodziło uzależnienie od hazardu. Teraz kiedy sam wyszedłem ze swoich problemów, staram się pomagać innym. Między innymi wysyłając zdecydowanych na powrót, do siedziby „Barki” w Poznaniu – kończy. Ci, którzy zdecydowali się na powrót, są otoczeni opieką psychologów i terapeutów. Wychodzenie z bezdomności i uzależnień to długi proces.

ŻYCIE JAK W MADRYCIE

– Jak bezdomny jest głodny, to znaczy, że jest leniwy – opowiada „Coolturze”, wychodzący właśnie z bezdomności Wojtek. – W Londynie jest tyle miejsc, gdzie można zjeść, ubrać się, ogolić i przespać, że człowiek w sumie, to oprócz własnego kąta, ma wszystko – mówi. – To wszystko wymaga jedynie pewnej koordynacji.

Wojtek stracił pracę bo były redukcje. Początkowo szukał pracy dosyć intensywnie, mieszkał u znajomych, w końcu skapitulował. Do Londynu przyjechał z małej angielskiej miejscowości, bo słyszał, że tu jest łatwiej. – To, że jesteś bezdomny, nie oznacza od razu, że lądujesz na ulicy. Ja wybrałem mieszkanie na squotcie – kontynuuje Wojtek. – Jednak dopiero dotarcie do Sattelite House i odnalezienie Centrum Ekonomii Społecznej, spowodowało, że wracam do normalnego życia – kończy.

Wojtek jest w trakcie realizacji nowego projektu – kręci horror o „bedomnych zombi”. Wszystko za pomocą Sattelite i Centrum Ekonomii Społecznej. – Nie chciałem, żeby było sztampowo. Wszyscy najchętniej kręciliby tylko filmy o tym jak to ciężko być bezdomnym – nie bez ironii opowiada o projekcie.

– Nie wszyscy, którzy mówią, że mieszkają na squotach, w rzeczywistości w nich pomieszkują – wyjaśnia Hubert Abramek z CES. – Czasem ludzie adoptują na nocleg jakiś garaż czy szopę i mówią, że mieszkają na squocie – precyzuje. – Tutaj, żeby być na ulicy wystarczy nie dostać jednej wypłaty, tygodniówki. Wtedy nie ma się na mieszkanie, nie ma się na jedzenie i jest się na ulicy – dodaje Janusz. Niestety zdecydowana większość bezdomnych jednak mieszka na ulicach. Nie potrafii przestać pić. Jeśli jesteś pijany, do ośrodka pomocy bezdomnych nie wejdziesz. Taka zasada. – Trudno ludziom nie pić. To jest czasem jedyna ucieczka od problemów – mówi Janusz Surma, streetworker. – Najtańszy cider, to zaledwie dwa funty – Ludzie zaczynają pić czy brać narkotyki ze strachu przed życiem na ulicy i z nudy – mówi Lisa Harrison z Providence Row, organizacji pomagającej bezdomnym we wschodnim Londynie. Stan zawieszenia pomaga przetrwać w tak skrajnych warunkach, ale nie można mówić tutaj o życiu. To egzystencja.

Czasem warunki są wręcz urągające. Nie tak dawno, dziennikarki BBC, opowiadały o tym, że polscy bezdomni pieką na rusztach szczury. Ta informacja odbiła się szerokim echem, chociaż niektórzy poddawali ten fakt w wątpliwość. – Ja osobiście widziałam w jednej z dzielnic Londynu, gdzie pracuje Barka, osiedle kartonowe, gdzie grupa Polaków mieszkała i rzeczywiście na początku otrzymywali żywność z pobliskiego Tesco – opowiada Ewa Sadowska. – Ponieważ ukradli tam też parę kanapek, pracownicy przestali bezpłatnie przekazywać im żywność i osoby te, ponieważ nie miały co jeść, łapały i smażyły szczury. Nowym sposobem fundacji „Barka” na aktywizację bezdomnych, jest właśnie wspomniane centrum.

NADZIEJA UMIERA OSTATNIA

Polacy stanowią duży odsetek wśród prawie 4 tys. londyńskich bezdomnych. Większości z nich nie przysługuje prawo do pomocy socjalnej, bo aby otrzymać zasiłek, imigranci z krajów Europy Wschodniej muszą na Wyspach przepracować rok na pełnym etacie. Często też są wykorzystywani, np. zatrudniani do wyładunku towaru. Pracodawcy płacą im nie gotówką, ale butelkami z tanim alkoholem. O samą pracę też nie jest łatwo. – Pamiętam takie dobre dwa, trzy tygodnie. Wysyłałem wtedy około stu CV dziennie. Raz czasami ktoś zadzwonił, ale potem szybko dzwonił przepraszając, że nie mają jednak miejsca – opowiada Wojtek.

Wojtkowi się udało. Wyrobił nowe dokumenty, pracuje dorywczo. Nie chce wracać do Polski, podobnie jak większość bezdomnych. Jest też inny problem. – Bezdomni wolą zostać tu i przetrwać kryzys, wieść takie życie jakie wiodą niż wrócić do kraju i tam szukać zatrudnienia – mówi Hubert Adamek z Centrum Ekonomii Społecznej. Nie oznacza to jednak, że udaje się wszystkim. Niestety dużo zależy od silnej woli i mocnego postanowienia o wyjściu z bezdomności. Jak bardzo jest to trudne, widać na brytyjskich ulicach, Gdyby problemu nie było, nie spotykalibyśmy bezdomnych.

– Do tej pory udało nam się zaktywizować około 40 bezdomnych – mówi „Coolturze” Hubert Adamek. – Kolejni czekają na zatrudnienie – kończy.

Centrum pozwala znaleźć bezdomnym pracę, jakieś lokum. Zazwyczaj jest to praca dla specjalistów – tapicerów, murarzy, malarzy. Przecież każdy bezdomny jakiś fach zazwyczaj ma. Czasem znajduje się prace dorywcze, ale jest część bezdomnych, którzy pracują „przy taśmie” w fabryce, gdzie kwalifikacje nie są wymagane, ale można zarobić na dach nad głowa i jedzenie. Trzeba też pamiętać, że część bezdomnych jest bezdomnymi z wyboru. Nie chcą pracować, bo to nie jest im potrzebne do szczęścia. Mają co jeść, w co się ubrać.

Przerażającym jest fakt, że wśród bezdomnych jest bardzo dużo młodych Polaków. Mają po dwadzieścia – dwadzieścia kilka lat. Ich bezdomność jest wynikiem zderzenia się z „wielkim światem” oraz wolnością od rodziców i obowiązków. Są tacy, którzy mając dostęp do stosunkowo dużych pieniędzy, w porównaniu do warunków polskich, „szaleją” i popadają w uzależnienia. To w końcu prowadzi do utraty pracy. Brak pracy prowadzi na ulicę.

Są również tacy, którzy od samego początku pobytu w UK lądują na bruku. Ich pośrednicy, którzy oferowali pracę okazali się oszustami, a oni sami okazali się bankrutami bez środków na przetrwanie. Ludzie pędzą do swojego Eldorado, a na miejscu się okazuje, po raz enty, że Eldorado to jedynie legenda. Polacy korzystają z wolności jaką dostali po kilkudziesięciu latach izolacji. Brzmi to patetycznie, ale pracownicy „Barki” podają „zachłyśnięcie się wolnością” jako jeden z głównych powodów naiwności naszych rodaków, która kończy się ulicą. – Są osoby, dla których na bilet do Anglii, składały się czasem całe wioski – mówi Ewa Sadowska. – Teraz głupio im wrócić do swoich stron i zawieść pokładane w nich oczekiwania – kończy.

Łatwa praca bez znajomości języków za duże pieniądze to iluzja. Życie bez dachu nad głową i bez pracy, to brutalna rzeczywistość.

Autor: Piotr Dobroniak
Źródło: eLondyn


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.