Studenci wszystkich krajów, łączcie się!

Opublikowano: 16.02.2011 | Kategorie: Edukacja

Liczba wyświetleń: 714

Gdy mechanizmy rynkowe nadmiernie wpływają na sposób kształcenia, edukacja jako wartość sama w sobie odchodzi do lamusa. Co więcej, opłaty za studia sprawiają, że nie każdy może je podjąć lub jest zmuszony do zadłużenia się już u początku kariery zawodowej. Ci, których te problemy dotyczą bezpośrednio, postanowili protestować.

MYŚL GLOBALNIE, PROTESTUJ LOKALNIE

W różnych częściach świata studenckie inicjatywy w obronie publicznego szkolnictwa wyższego powstają z tych samych pobudek i formułują podobne postulaty. Dowodzi to, że problem komercjalizacji edukacji nie wynika z lokalnych uwarunkowań.

Łatwo zignorować incydentalne protesty niewielkich grup, nie mających szerszego wsparcia społecznego. Trudniej jednak bagatelizować takie, które odbywają się jednocześnie w kilkudziesięciu krajach. Pierwszą akcję na skalę światową udało się skoordynować 5 listopada 2008 r., pod hasłem Międzynarodowego Dnia Akcji Przeciwko Komercjalizacji Edukacji.

W Niemczech protest objął 7 miast i nabrał dużego rozgłosu. We Frankfurcie usunięto z uniwersytetu wszystkie reklamy, w myśl hasła „Odspamuj swój kampus”. W Marburgu ponad 250 studentów okupowało budynki uczelni oraz ulice. W Hamburgu studenci skupili się wokół siedziby Partii Zielonych, która złamała wyborczą obietnicę zniesienia opłat za naukę. Demonstracja w Mannheim zgromadziła ok. 600 uczestników, w Düsseldorfie – ok. 300.

W Chorwacji łącznie ok. 2 tys. osób wzięło udział w manifestacjach w Zagrzebiu i Puli. Organizacji studencka NUS z Wielkiej Brytanii zmotywowała tysiące studentów z całego kraju do udziału w protestach ulicznych. W Austrii żacy zebrali się przy wiedeńskiej giełdzie, by zwrócić uwagę opinii publicznej na fakt dotowania banków – zamiast edukacji. W Belgradzie zorganizowano 5-dniowy koncert rockowy; pokłosiem tego wydarzenia było powstanie organizacji nagłaśniającej problemy szkolnictwa. Protesty we Włoszech wiązały się z okupowaniem uczelni i uniemożliwianiem prowadzenia zajęć, demonstracjami i manifestacjami. Spotkały się one z bezwzględnością władz.

– Zajmowanie uniwersytetów to nie demokratyczny protest, lecz przemoc. Wyślemy policję przeciwko studentom, już wydałem odpowiednie rozporządzenia ministrowi spraw wewnętrznych – groził w 2008 r. Berlusconi. Jego odezwa ukazała się w gazetach równocześnie ze zdjęciami z protestów, podczas których policja przy użyciu pałek i gazu łzawiącego walczyła z młodzieżą (rannych zostało pięciu studentów).

Podobnie było poza Europą. W Buenos Aires w imię protestu zrealizowano artystyczną inscenizację utowarowienia edukacji, wyświetlono także filmy pokazujące, jak proces ten przebiegał w Hiszpanii i Portugalii. W stolicy Liberii, Monrowii, zgromadziło się ponad 250 uczniów i nauczycieli z różnych szkół, a także przedstawicieli organizacji pozarządowych. Międzynarodową akcję poparło także Stowarzyszenie Studentów Bangladeszu: na kampusie w Dhace setki studentów i wykładowców zaprezentowały filmy wyjaśniające cel akcji. W Kanadzie protest podniosły m.in. dwie grupy skupione wokół Uniwersytetu w Toronto: Komisja na rzecz Sprawiedliwej Edukacji oraz Stowarzyszenie Studentów Zaocznych. Demonstracje zorganizowały również grupy m.in. w Egipcie i Sierra Leone.

Na całym świecie krytykowano przede wszystkim wzrost opłat za studia oraz postulowano darmową edukację. Łącznie w akcję zaangażowało się 25 krajów z 5 kontynentów. Tym samym zyskała ona rozgłos, a uczestnicy utwierdzili się w wierze w istotność swoich postulatów i postanowili wzmóc działania. Koordynację poszczególnych inicjatyw umożliwiła platforma Międzynarodowy Ruch Studencki (International Student Movement, www.emancipating-education-for-all.org), która w Sieci publikuje informacje o planowanych wydarzeniach oraz umożliwia komunikację za pomocą chatów i forum internetowego. Już wiosną 2009 r. zorganizowano globalny tydzień akcji studenckich pod hasłem „Odzyskaj swoją uczelnię”.

STUDENCKA KULA ŚNIEŻNA

Jesienią 2009 r. zorganizowano kolejną falę strajków, pod hasłem „Edukacja nie jest na sprzedaż”. Aktywiści, zachęcając do współpracy, pytali: „Czy publiczna edukacja nadal służy dobru wspólnemu, czy może bardziej zajmuje się interesem prywatnym i biznesowym?”. Ostrze krytyki skupiono na tym, że funkcjonowanie instytucji naukowych jest coraz bardziej uzależnione od ich atrakcyjności dla sponsorów. Według protestujących, edukacja powinna być niezależna i dostępna dla każdego.

Sukces demonstracji zorganizowanych rok wcześniej, sprawił, że do protestu przyłączyły się nowo powstałe grupy, m.in. z Polski. Skala tygodniowej akcji znacznie przerosła oczekiwania. W wielu miastach globu odbyły się demonstracje, których uczestnikami byli głównie studenci, choć nie tylko oni. W Berlinie na ulice wyszło 25 tys. osób, w Turynie – 15 tys., zgromadzenia w Rzymie i Neapolu liczyły po 10 tys. uczestników.

Zaangażowanie w globalny ruch protestu można było zobaczyć nawet w takich krajach jak Zimbabwe, gdzie studenci Narodowego Uniwersytetu Technicznego pokojowo okazywali swój sprzeciw wobec „dolaryzacji” edukacji: ustanowienia opłat za naukę w obcej walucie – dolarach amerykańskich. Gdy demonstracje stały się dokuczliwe, uczelnie czasowo zamknięto, a 75 studentów aresztowano.

Jak wspomniano, inicjatywy zyskały poparcie nie tylko żaków. Wśród walczących o przyszłość edukacji znaleźli się również reprezentanci kadry akademickiej. W Niemczech do akcji przyłączyły się m.in. niektóre związki zawodowe, wychowawcy przedszkolni oraz media. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich milczący protest w związku ze wzrostem opłat za studia o 100% był inicjatywą rodziców studentów.

W sumie protest w 2009 r. objął 52 kraje na 5 kontynentach. W kolejnym roku łącznie w ponad 100 miastach na całym świecie wzięło w nim udział niemal 270 tys. uczniów, studentów, pracowników naukowych, osób pracujących oraz bezrobotnych.

PROFESJONALNI BUNTOWNICY

„Globalna fala akcji dla edukacji” – tak brzmiało hasło międzynarodowych strajków na rok 2010. Fala ta miała być, jak tłumaczyli animatorzy Międzynarodowego Ruchu Studenckiego, okazją do wzmocnienia sieci oraz inspirować i jednoczyć ludzi na całym świecie w walce o wolną i dostępną edukację. Wydarzenie miało również pełnić funkcję informacyjną, ukazując poszczególnym społeczeństwom naturę i skalę problemów takich jak zadłużenie studenckie czy służebna rola publicznej edukacji wobec rynku pracy.

Inicjatywa zyskała cykliczność i zdaje się, że z roku na rok będzie angażowała coraz większe rzesze. Ciekawe jest też to, jak dynamicznie rozwija się w wielu krajach stopień zorganizowania ruchu, który zwłaszcza w Niemczech zaczyna przypominać „państwo w państwie”. Grupy z poszczególnych miast, zrzeszone na szczeblu krajowym, tworzą strukturę przypominającą harcerstwo. Nieco podobnie też funkcjonują: zagrzewające do walki hasła, relacje i raporty z akcji, deklaracje poparcia dla innych inicjatyw, gazetki… Powstały specjalne portale, blogi internetowe, a także kanał na portalu YouTube, pod nazwą united4education. Pełnią funkcję informacyjną oraz komunikacyjną, umożliwiając bieżące śledzenie poszczególnych akcji. Te z kolei są organizowane coraz bardziej profesjonalnie, a jednocześnie – coraz odważniej.

Okazuje się, że młodzież jest twórcza i dobrze zorganizowana, o ile motywacja do działania pochodzi od wewnątrz. Inicjatywy są bardzo różnorodne: od „spokojnych” akcji informacyjnych przez „atrakcje”, jak choćby układanie nietypowych konstelacji z krzeseł na uczelniach, po wielotysięczne demonstracje uliczne. Studenci chętnie organizują koncerty i spotkania np. w pubach, co zwiększa zainteresowanie inicjatywami wśród tych, których uwagę trudno byłoby przyciągnąć samymi aspektami ideologicznymi. Często wykorzystywanym narzędziem są tzw. flash moby, które w przewrotny sposób mają zmusić do refleksji lub stanowić symboliczną manifestację. Flash moby stały się bardzo popularne i zdominowały zeszłoroczne (2010) akcje protestacyjne. Są sposobem, by zwrócić uwagę, nieraz w zabawny sposób, na poważne problemy.

Tak jak wtedy, gdy jesienią 2010 r. setki młodych ludzi jednocześnie usiadły na centralnej stacji rzymskiego metra i czytały książki, blokując jej większą część, po komunikacie mówiącym, że „pociąg edukacji jest na ślepy torze”. Jedna ze studentek mówiła:

– Jesteśmy tu dziś, ponieważ chcemy wybierać pomiędzy kilkoma drogami oraz móc wsiąść do takiego pociągu, dzięki któremu zyskamy naszą przyszłość, którą próbuje się nam odebrać!

Podróżni zareagowali brawami na inicjatywę młodych ludzi, która była częścią fali strajków i okupacji związanych z reformą dyskutowaną we włoskim parlamencie.

Młodzież strajkuje nadal, a władza wciąż to bagatelizuje. Obecne protesty są “przypomnieniem starych sloganów i przejawem dążenia do zachowania statusu quo. Trzeba mieć odwagę, by wprowadzać zmiany” – broni się włoska minister edukacji. Twierdzi, że jej reformy zbliżą szkolnictwo do świata pracy i uczynią bardziej międzynarodowym. Ich przeciwnicy wskazują, że sytuacja edukacji jest coraz gorsza (np. w 2010 r. nakłady na utrzymanie budynków szkolnych zmalały o 8 mln euro w stosunku do roku 2009), a planowane zmiany będą ostatnim zadanym jej ciosem.

W Manili, stolicy Filipin, studenci zdecydowali się na nietypowy rodzaj strajku – jego uczestnicy… byli nadzy.

– Naga prawda jest taka, że rząd nadal nie traktuje edukacji jako podstawowego prawa! – tłumaczył jeden z aktywistów.

Z kolei w Seulu część studentów ogoliła głowy w tradycyjnym akcie protestu. Jego symbolika nie wzruszyła jednak tamtejszej policji, która była przygotowana na demonstrację i szybko aresztowała niemal 50 osób. Podczas okupacji uczelni w Katalonii, trwającej ponad 100 dni, w wyniku interwencji specjalnych oddziałów policji wiele osób zostało rannych, a to sprowokowało kolejne protesty, tym razem przeciwko stosowaniu przemocy przez rząd. Warto wspomnieć, że w marcu 2009 r. demonstracja zgromadziła 50 tys. Katalończyków.

Do przykrych zdarzeń dochodzi zwłaszcza podczas spontanicznych, wręcz desperackich akcji studenckich. Tak jak np. na Uniwersytecie w Sussex (Wielka Brytania), w którego budynku w marcu 2010 r. zabarykadowała się młodzież zbulwersowana decyzją rządu o obniżeniu nakładów na szkolnictwo wyższe. Policja przy użyciu gazu pieprzowego rozpędziła strajkujących, a kilku aresztowała. Po kilku dniach większość aktywistów otrzymała wiadomość o zawieszeniu w prawach studenta.

LEKCJE ZZA ODRY

Jednym z najbardziej aktywnych uczestników globalnej akcji jest dobrze zorganizowane środowisko niemieckie, z Deutsches Studentenwerk jako jednostką zwierzchnią dla 58 mniejszych w całym kraju. Poprzez współpracę z uniwersytetami i miastami akademickimi, przyczyniają się one do poprawy funkcjonowania szkolnictwa wyższego i uczestniczą w kształtowaniu otoczenia życia studenckiego.

W celu koordynacji i informowania o strajkach roku 2009 utworzono w Niemczech specjalny portal, istniejący do dziś (www.bildungsstreik.net). Można tam znaleźć pomysły i wskazówki dotyczące akcji, artykuły, aktualności dotyczące protestów w obronie edukacji. W Tygodniu Strajków 2009 wzięło udział ponad 100 lokalnych zrzeszeń studentów, organizacji pozarządowych i grup rodziców. 90 tys. osób uczestniczyło w pochodach ulicznych, sporo uczelni było okupowanych. Wydarzenia wzbudzały wiele emocji. W Essen podczas niemal 3-tysięcznej demonstracji, policja zatrzymała 154 osoby. Natomiast we Frankfurcie n. Menem studenci okupujący gmach Uniwersytetu Goethego zostali zaatakowani przez policjantów, gdy obradowali. Funkcjonariusze siłą opustoszyli budynek, kilka osób trafiło do szpitala.

Jednym z alternatywnych pomysłów były „napady na bank”, które miały na celu paraliż ich pracy. Wybrano banki, ponieważ są symbolem kapitalistycznego świata finansów. Według studentów, rząd przeznacza na wsparcie banków (zwłaszcza podczas kryzysu) pieniądze, które powinien inwestować w edukację. Były to całkowicie pokojowe przedsięwzięcia, podczas których studenci urządzali np. spontaniczne seminaria lub odgrywali symboliczne scenki.

Zaangażowanie niemieckich studentów było ogromne zarówno podczas akcji pokojowych, jak i tych bardziej radykalnych. Masowe protesty niemieckich studentów w lecie 2006 r. pokazuje film pod polskim tytułem „Lato oporu” (można go obejrzeć w Internecie). Uwagę protestom poświęcił także filmowiec Martin Kessler, który zdumiony energią młodych ludzi postanowił udokumentować całą sytuację i jej atmosferę.

– To, co mnie interesuje, to: co z tym dalej będzie? Z tą nową jakością, bojowością, zajmowaniem autobusów czy dworców i formami protestów, które były dotychczas w Niemczech nieznane – mówił autor filmu „Kick it like Frankreich: der Aufstand der Studenten” (“Odrzuć to jak Francja: powstanie studentów”).

Unsere Uni (Nasza uczelnia) to pomysł polegający na „przejęciu władzy” przez studentów poprzez zajmowanie głównych auli uniwersytetów. Inicjatywa została zapoczątkowana w Austrii oblężeniem Uniwersytetu Wiedeńskiego. Grupy w wielu innych miastach (w sumie ok. 60) solidaryzowały z wiedeńskimi kolegami „przejmując” swoje uczelnie i obradując tam, bądź przez akcje informacyjne, w których deklarowali, że popierają postulaty austriackich studentów. Portale #unsereuni powstały szybko w Niemczech i Szwajcarii. Młodzi ludzie zaczęli zbierać się w obronie edukacji w aulach uczelni wielu miast niemieckich, austriackich oraz szwajcarskich, m.in. Zurychu i Bazylei. W programie były także warsztaty i wystąpienia. Dziś z inicjatywą związanych jest blisko 7 tys. osób, z czego ponad 800 stanowią wykładowcy.

W grudniu 2009 r. niemieccy studenci zaczęli zbierać pierwsze plony swoich działań. Tamtejsze ministerstwo edukacji zaczęło wprowadzać w życie mini-reformy studiów licencjackich, m.in. uelastyczniono plany zajęć oraz ułatwiono zmianę szkoły. Politycy w reakcji na studenckie strajki obradowali na spotkaniach w Bonn i Hamburgu. Ministrowie edukacji poszczególnych landów postanowili pracować nad doskonaleniem systemu kształcenia wyższego. Kanclerz Angela Merkel, w odpowiedzi na list otwarty przedstawicieli szkolnictwa wyższego, zdecydowała, że do 2015 r. na edukację i badania w Niemczech przeznaczane będzie 10% PKB, co odpowiada kwocie rzędu 250 mld euro rocznie – w roku 2008 było to 8,6% (215,3 mld euro), a rok wcześniej 8,4% (204,1 mld euro).

– Nie ma powodu, żeby spocząć na laurach. Inwestycje w edukację i naukę są przyszłościowe – szczególnie w czasach kryzysów ekonomicznych – oświadczyła niemiecka minister edukacji, nauki i badań, Annette Schavan.

Z kolei w ramach współpracy międzynarodowej w maju 2010 r. w Bochum udało się zorganizować Europejski Kongres Edukacji. Celem była analiza systemów edukacji i związanych z nimi problemów, a także wypracowanie propozycji strategii przyszłego zarządzania tym sektorem. Uczestnicy mieli możliwość udziału w dyskusjach i warsztatach, natomiast na wieczory zaplanowano atrakcje kulturalne.

Protestują także studenci z Europy Wschodniej, m.in. w kilkunastu miastach Ukrainy (we Lwowie aż 7 tys. osób). W tym kraju studencka akcja była w roku 2010 przede wszystkim wyrazem sprzeciwu wobec „ustawy 796”. Wprowadziła ona stosunkowo wysokie opłaty za egzaminy poprawkowe, których wysokość uzależniono m.in. od… wieku wykładowcy (sic!). Źródłem dodatkowych kosztów dla żaków uczyniła m.in. absencję na zajęciach, jednak sięgnęła także do kieszeni ambitnych studentów, wprowadzając odpłatność za zajęcia dodatkowe. Wprowadzono także opłaty za dostęp do Internetu na terenie uczelni. A wszystko to w sytuacji, gdy konstytucja Ukrainy w art. 53 mówi, iż państwo winno zapewnić obywatelom bezpłatną edukację.

Nic zatem dziwnego, że fala strajków u naszego wschodniego sąsiada stała się dość głośnym wydarzeniem. Młodzi ludzie twierdzą, że dotychczas byli ignorowani i dopiero skala protestu zmusiła władze do wzięcia ich głosu pod uwagę. Ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz nakazał premierowi Mykole Azarowowi anulowanie ustawy, jednak studenci na tym nie poprzestali i postanowili odtąd śledzić poczynania władz związane z edukacją. Protest zorganizowała niezależna organizacja studencka Priama Dija (Akcja Bezpośrednia). Walka ukraińskich studentów wciąż trwa. Cel nie został osiągnięty. Obietnica Janukowycza zawieszenia dekretu nr 796 okazała się kłamstwem, którym posłużono się, by uspokoić rozgniewanych młodych ludzi.

SZKOŁA AKTYWNOŚCI SPOŁECZNEJ

Trudno niestety mówić o większych wymiernych sukcesach dotychczasowych studenckich akcji protestacyjnych. Wszelkie reakcje i obietnice władz były jak dotąd niekonkretne lub oznaczały wycofanie się ze szkodliwych pomysłów, nie poprawiając sytuacji wyjściowej. Na niektórych uniwersytetach obiecano współpracę ze studentami za pomocą grup konsultacyjnych, kwestie finansowe nie uległy jednak większym zmianom. Aktywiści nie osiągnęli zatem swoich celów i planują nowe demonstracje.

Mimo to, trudno przecenić znaczenie dotychczasowych przedsięwzięć. Wielu studentów twierdzi, że najważniejszym efektem dotychczasowych mobilizacji było nagłośnienie problemów edukacji. Refleksja wśród całego społeczeństwa może przełożyć się na realne zmiany, które będą możliwe tylko przy wspólnych staraniach i nacisku na władze.

Protesty studenckie objęły także inne problemy społeczne. W Iranie podczas strajku zorganizowanego w Dniu Studenta młodzi ludzie skandowali antyrządowe hasła (swoją odwagę ponad dwustu z nich przypłaciło aresztowaniem). Z kolei we Francji studenci zorganizowali się, by strajkować przeciwko reformie podwyższającej wiek emerytalny. Okazuje się, że w niejednym przypadku strajki w obronie publicznej edukacji przyczyniły się do większego zaangażowania społecznego i wiary w znaczenie wspólnych działań.

STUDENT TO BRZMI… JAK?

W Polsce protesty studenckie mają zazwyczaj formę bezpośredniej reakcji na zmiany w prawodawstwie, jednak i u nas rodzi się ruch „na co dzień” walczący o autentycznie publiczne szkolnictwo.

W 2009 r. powołano Demokratyczne Zrzeszenie Studenckie (www.demokratyczne.pl), którego deklarowanym celem jest “walczyć o naukowe, materialne i społeczne interesy społeczności studenckiej”, siłami samych żaków. W Międzynarodowym Dniu Studenta, 17 listopada 2009 r., DZS wpierając międzynarodową akcję podniosło „Alarm dla edukacji”. Protest objął 10 miast, w których zorganizowano demonstracje i flash moby. Liczba uczestników sięgnęła ok. pięciuset. Wiele emocji wzbudzały prace nad ustawą o szkolnictwie wyższym. Główne hasła pokrywały się z tymi, które zdominowały akcje w innych krajach: „Chcemy edukacji, nie prywatyzacji!”, „NIE płatnym studiom”. Inicjatywa DZS była pierwszą, która tak jednoznacznie poruszyła tę tematykę w Polsce.

– DZS powstał po to, aby takie wartości, jak wolność, równość i solidarność znalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości edukacyjnej – tłumaczy Maciej Łapski, student Uniwersytetu Warszawskiego, działający w DZS od początku. – Po 20 latach neoliberalnej transformacji nowe pokolenie dorosło i dojrzało wreszcie do tego, żeby powiedzieć „Dość!”. Nie zgadzamy się na prywatyzację i komercjalizację edukacji. DZS tworzą zarówno ludzie, którzy zdobyli już doświadczenie w innych organizacjach, jak i tacy, którzy w ruchu studenckim stawiają swoje pierwsze kroki. Łączy nas wspólna świadomość społeczna i polityczna oraz wspólne cele i ideały. Chcemy odbudować etos studenta i uniwersytetu zaangażowanego. W czasach PRL-u władze stawiały znak równości pomiędzy słowami „student” i „wywrotowiec”. Co by się dzisiaj znalazło po drugiej stronie tego równania? Czy naprawdę jest aż tak pięknie i wspaniale, że nie warto się buntować? To pytanie chcemy zadać polskim żakom – dodaje.

U podstaw organizacji leży idea egalitaryzmu, dlatego od początku dbano, by nie tworzyła się w niej wewnętrzna hierarchia, co sprawiło zresztą, że sąd odrzucił wniosek o rejestrację stowarzyszenia. To natomiast skutkowało jego nieformalnym charakterem i utrudnieniami w funkcjonowaniu, np. problemami z udostępnianiem pomieszczeń na spotkania.

Jesienią 2010 r. doszło do intensyfikacji działań, m.in. w związku z kolejnym „Alarmem dla edukacji”. Łapski zapowiadał:

– Mamy kilka pomysłów na dalszą działalność. Przede wszystkim, stawiamy na kontakt bezpośredni. Będziemy chodzić po akademikach i wydziałach, by rozmawiać ze studentkami i studentami o naszych postulatach i wyzwaniach, jakie stoją przed młodymi ludźmi.

Duży zapał, który towarzyszył wznowieniu aktywności, znalazł odzwierciedlenie w czynach. W Międzynarodowy Dzień Studenta, 17 listopada 2010 r., wielu żaków wzięło udział w akcji pod hasłem „Proces Boloński leży!”, w ramach której położyli się przed budynkami uczelni. Nie bacząc na warunki atmosferyczne, studenci spędzili długie godziny, pokazując, że edukacja „leży”. Happeningi udało się zorganizować m.in. w Warszawie, Katowicach, Cieszynie, Gdańsku, Krakowie i Lublinie. Wysłany został także list otwarty do minister nauki i szkolnictwa wyższego z prośbą o podjęcie konsultacji społecznych i napisanie nowej wersji ustawy.

Aktywiści DZS-u deklarują, że ich głównym celem jest wyrwanie ruchu studenckiego z letargu.

– Zdajemy sobie sprawę z tego, że rząd nie traktuje nas JESZCZE poważnie, ale już nasza w tym głowa, żeby to zmienić. Nie jesteśmy przy tym tak naiwni, żeby sądzić, że dokonamy tego jednym protestem. Przed nami ciężka praca: wiele rozmów, artykułów, spotkań, happeningów i protestów – mówi Łapski. Młodzi aktywiści chcą w ciągu najbliższego roku przygotować własny projekt ustawy dotyczącej szkolnictwa wyższego.

Problem został podjęty także w Gdańsku, przez Otwarty Komitet Uwalniania Przestrzeni Édukacyjnych (OKUPÉ). Grupa została założona w 2009 r. Zwraca ona uwagę na patologie towarzyszące działalności uniwersytetów. “Opowiadamy się za tym, by studenci, doktoranci, wykładowcy i pracownicy uczelni sami decydowali o zachodzących na niej zmianach. Opowiadamy się za ochroną idei autonomii uczelni względem władz państwowych i potęg kapitalistycznych. Uważamy uczelnię za społeczność – universitas – którą buduje wspólna praca nas wszystkich, toteż wszyscy powinniśmy mieć wpływ na zasady jej funkcjonowania” – napisali twórcy inicjatywy.

Komitet, w którego spotkaniach roboczych w pierwszych miesiącach istnienia brało udział do czterdziestu osób, swoją aktywność rozpoczął od walki z… płotem okalającym Kampus Bałtycki. Grupa dołączyła do „Alarmu dla edukacji”, a wcześniej m.in. przygotowała, w marcu 2009 r., happening na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, podczas którego studenci w przestrzeni nowego budynku uczelni udawali zombie. W ten sposób chcieli pokazać dehumanizujący wpływ skomercjalizowania edukacji. Niestety, od pewnego czasu Komitet ogranicza się przede wszystkim do działalności informacyjno-edukacyjnej za pośrednictwem bloga internetowego (www.okupe.blogspot.com).

Na aktywistycznej mapie Polski wyróżnia się także Wrocław, w którym powstała grupa ochrzczona przez media „Odzyskaj swoją edukację” (zob. www.odzyskajedukacje.wordpress.com). Jak twierdzą, uczelnie stały się masowymi fabrykami dyplomów, a kształt szkolnictwa dyktują wyobrażone potrzeby rynku pracy. Działania podejmowane przez inicjatywę to pokazy filmów, pikiety, akcje plakatowe i happeningi uliczne. W ramach Tygodnia Działań na rynku stolicy Dolnego Śląska zorganizowano tzw. Miasteczko Edukacji Krytycznej, które służyć miało debacie na temat problemu i poszukiwaniu rozwiązań. Skierowano także listy do władz.

PIERWSZE JASKÓŁKI, OSTATNI LUDZIE

Jak widać, w Polsce pojawiło się kilka grup będących potencjalnymi aktorami w walce o przyszłość edukacji. Niemniej jednak faktem jest, że grupy tego rodzaju mają zwykle charakter efemeryczny, a zaangażowanie polskich studentów i środowisk akademickich w akcje protestacyjne jest niewielkie. Kilkaset osób protestujących w całym kraju to niewiele w porównaniu z tysiącami strajkującymi w jednym mieście, jak dzieje się to w wielu państwach.

A może polscy studenci po prostu nie widzą powodów, żeby się buntować? Ewentualna likwidacja studiów bezpłatnych nie będzie stanowiła dla większości z nich dużej zmiany, gdyż już teraz płacą za edukację. Być może uważają, że „sami są sobie winni”, bo przecież gdyby byli lepsi, dostaliby się na studia bezpłatne? Poza tym, skoro większość studentów musi płacić za swoje wykształcenie, zapewne resztę czasu przeznaczają na pracę zarobkową. Gdzie zatem czas i siły na strajki w imię edukacji, zwłaszcza że wielu z nich ma prawo czuć się przez nią oszukanych, gdyż okazała się bezużyteczna w życiu codziennym. Skonfrontowani z bezlitosnym rynkiem pracy, przeżywają rozczarowanie, bo pomimo lat nauki nie spełniają wymagań pracodawców, a duża część wiedzy, którą posiedli, nie zostanie nigdy wykorzystana.

Z drugiej strony, chodzi o kulejącą w Polsce solidarność i partycypację obywateli, a przede wszystkim o ich świadomość, że mają prawo do wpływania na otaczający świat.

– Odniosę się do tezy Nietzschego o „ostatnich ludziach” – mówił student z Monachium, zapytany o sens protestów. – Są oni tylko konsumentami, już nie istotami myślącymi. Nie lubią walczyć, bo jest to zbyt wyczerpujące; są mali i słabi wewnętrznie. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że polityka jest tworzona właśnie przez tych, którzy nie potrzebują nikogo innego jak konsumentów…

Autor: Klaudia Maria Budek
Zdjęcie: massimo ankor
Źródło: “Obywatel” nr 1 (52) 2011


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

16 komentarzy

  1. Sebek 16.02.2011 19:24

    Jeśli autor tego tekstu jest tak wspaniałomyślny to niech opłaca tym studentom, ale niech robi to za swoje pieniądze! Od mojej kasy wara.

  2. Prometeusz 16.02.2011 21:38

    Moja propozycja:

    Studenciaki wszystkich krajow, dorosnijcie – wezcie odpowiedzialnosc za siebie w swoje wlasne rece i ruszcie d**ska do jakiejs sensownej roboty.

    Pozdrowka,
    Prometeusz

  3. ogon 16.02.2011 22:42

    Na szczęście w Polsce jeszcze nic nie płacimy za szkołę, uff…

    4,9 mld na przedszkola / 919 tyś dzieci = 5332 zł
    15,3 mld na podstawówki / 2,268 mln dzieci= 6745 zł
    8 mld na gimnazja / 1,35 mln dzieci = 5926 zł
    3,5 mld na zawodówki (i technika) / 807 tyś dzieci=4337 zł
    3,6 mld na licea / 760,5 tyś dzieci = 4734 zł

    Wynik końcowy to oczywiście kwota w zł wydana przez rok nauki na jedno dziecko.
    Tyle kosztuje darmowa edukacja – płaci oczywiście państwo, więc obywatele nie muszą się niczym przejmować:)

    Dane wyliczone za rok 2008/2009, pdf gdzieś w archiwum. Nowe dane za 2009/2010 pokazują drobny wzrost kosztów.
    http://www.stat.gov.pl/gus/5840_3430_PLK_HTML.htm

    Pozdrawiam wszystkich zwolenników socjalizmu 🙂

  4. Trinollan 16.02.2011 23:17

    Sugerowanie studentom, aby zarobili na własne studia – własne wykształcenie, przygotowujące do pracy – nie jest dojrzałe. Popatrzeć wystarczy na stawki na prywatnych uczelniach i wziąć pod uwagę co bardziej wymagające kierunki, aby uświadomić sobie, że taki postulat jest niemożliwy do spełnienia i nie ma nic wspólnego z realiami studiów.

    Niezależnie od możliwości i powyższego argumentu, sądzę, że edukacja i szkolnictwo to aspekt, którego finansowanie przez państwo poprzez podatki WSZYSTKICH, niezależnie od tego, czy się uczą, czy nie, jest najbardziej sensownym ‘socjalem’. W żaden inny sposób naród nie zaprofituje, jak przez edukację kolejnych pokoleń.

    Ale nie… zabieramy się do zmian w prawie od dupy strony. Policjanci mają bycze emerytury, górnicy też, rolnicy grają na nosie tym, którzy podlegają pod ZUS… ale największą zagwostką, jak widzę, jest obecnie szkolnictwo.
    Pewnie, wprowadźmy opłaty, najlepiej od razu takie jak prywatne uczelnie, gdzie dostać może się każdy. Idiociejmy jako naród. W końcu to leży w interesie wszystkich.

  5. Sebek 17.02.2011 06:56

    Zgadzam się, że naród idiocieje. Co raz bardziej chce socjalizmu, czyli głównego sprawcy ich większości zmartwień. Do tego naród nie rozumie podstawowych spraw, takich jak to, że dziś uczelnie prywatne są drogie i kiepskie, bo nie ma wolnego rynku.

    No i jak normalny człowiek, może nie dawać się okradać, no nie? Trinollan tak jak mówię jak jesteś taki wspaniałomyślny to zarób na tych studentów, ale od moich pieniędzy wara.

  6. Prometeusz 17.02.2011 13:28

    @ Trinollan:

    Moim zdaniem to Twoje, socjalistyczne podejscie jest niedojrzale. Nigdzie nie mowie, ze maja na nie zarobic. By nie byc goloslownym, przedstawie swoj punkt widzenia w sposob bardziej szczegolowy:

    1) Przed rozpoczeciem liceum. Czy w ogole warto? Wiekszosc dzieciakow wybiera licea, bo sa one dobrze rozreklamowane – dobre stopnie, dobre wyniki, dobrze zdana matura, dobre studia. Wiadomo, ze wiekszosc uczniow o przecietnych zdolnosciach skonczy w tzw. ‘zawodowkach’ i bedzie to zarodek pozniejszej nieskowykwalifikowanej sily roboczej.

    Pozostaja jednak technika i mozliwosc zdobycia wiedzy realnej i praktycznej, otwierajacej drzwi do zawodow wysoko wykwalifikowanych, technicznych i majacych przyszlosc oraz liczne wolne nisze na rynku pracy. No ale ktoz to bedzie reklamowal i sponsorowal, prawda? Rodzice najczesciej przejawiaja swoja nowoczesnosc i troske o dziecko lekcjami skrzypiec, pieciu jezykow obcych (po co nauczyc sie jednego na prawde dobrze, nim rozpocznie sie nauke kolejnego, prawda?) oraz wyborem najlepszego liceum w okolicy. Socjalistyczne panstwo lozy wiecej kasy na rok edukacji TEORETYCZNEJ w liceum, niz na rok edukacji PRAKTYCZNEJ w technikum i to dopelnia obrazu tragedii.

    2) Studia. 90% ‘kierunkow’ to swoiste nowotwory socjalistycznego systemu masowej produkcji marginalnej jakosci magistrow, dochtorow i profesorow. Popatrzmy rozsadnie na owo zagadnienie – jakie sektory wymagaja wieloletniej, zmudnej nauki teoretyczno-praktycznej? Mozna wyroznic trzy podstawowe (czesto w duzym stopniu wzajemnie zalezne i uzupelniajace sie):
    a) Wysoko wykwalifikowane prace fizyczno-techniczne, czyli rozmaite dzialy inzynierii, architektury, mechaniki i elektroniki (czyli ongisiejsze Akademie Techniczne, ktore w wiekszosci rekrutowac moglyby co lepszych absolwentow technikow, a wiec PRAKTYKOW, a nie tylko TEORETYKOW po liceum, ludzi zainteresowanych i obeznanych w temacie, bedacych na czasie z rozwojem elektroniki i technologii, a takze czesc absolwentow licealnych profili scislych dawnego chem-fiz, mat-fiz etc.);
    b) Wysoko wykwalifikowane, specyficzne zawody teoretyczno-techniczne, czyli przede wszystkim: kierunki medyczne i kierunki prawno-administracyjno-ekonomiczne (podejmujace w wiekszosci absolwentow klas licealnych o profilu scislym, dawne biol-chem, mat-hist etc.);
    c) Wysoko wykwalifikowane kierunki teoretyczne, obejmujace pozniejsze pozycje w sektorze edukacji, dyplomacji, nauki oraz sportu i sztuki na roznych szczeblach (tu trafiaja w wiekszosci najlepsi uczniowie tzw. profili humanistycznych klas licealnych, profili sportowych, szkol i wyzszych szkol muzycznych i in.; ze wszystkich trzech ww. kategorii ta jest zdecydowanie najwezsza i wymaga najwiecej uwagi; jednym slowem tak, jak od kandydata na dobra akademie medyczna wymagane byc powinny bezbledne wyniki i doskonale zrozumienie olbrzymich zakresow materialu, tak i od potencjalnego przyszlego wykladowcy historii/jezykow romanskich powinna byc wymagana niesamowita wiedza, nie tylko z zakresu historii nowozytnej/starozytnej, ale bieglosc i polot z zakresu jezykoznawstwa, podstawowa znajomosc conajmniej rdzeni jezykow wymarlych i wspolczeznych z zakresu interesujhacej i pokrewnych grup jezykowych etc.);

    Niestety. 90% ‘kierunkow’ i studentow spedza zycie na bezmyslnym kuciu do sesji czegos, czego i tak nigdy nie zrozumieja, chlaniu, imprezach, panienkach i, pozal sie Panie Boze, ‘aktywizmie’. Za czyje pieniadze? Za moje, Twoje i Pana Kowalskiego. Czy jakis bedzie z nich w przyszlosci pozytek? Zaden. Anglisci, europeisci, historycy sztuki wspolczesnej, muzycy bez polotu, architekci niewydarzeni, wuefisci niedocwiczeni, znawcy Davida Beckhama (tak, tak!) i ‘stosunkow miedzynarodowych’ badz ‘historii’ – zajma miejsca w kolejce zapomogowej, za ladami Lidli i Carrefour’ow, McDonaldow i okienkami ZUS’ow (coraz czesciej takze za granica!); wyleja swoje rozgoryczenie na i tak juz dostatecznie zniecheconych i zaniedbanych uczniow podmiejskich gimnazjow i podtstawowek. Jednym slowem zmarnuja nasze pieniadze, a takze wlasne zycie i zycie wielu z naszych dzieci (oraz czesto i wiele naszego wlasnego swoja wlasna, niewydarzona nieudolnoscia).
    I) Po kiego grzyba w ogole isc na ‘studia’? Bo mgr brzmi dumnie (tak, wiem, mnie tez to zawsze zastanawialo…), bo bede elyta spoleczna, bo mamusia i tatus ma aspiracje etc., BO PANSTWO PLACI i moge miec 4-5-6 lat darmowych, szalonych wakacji/kontynuacji szkolnej przygody (?!);
    II) Jak glupim, bezmyslnym i pozbawionym intelektualnych hamulcow trzeba byc, by wybierac kierunki, ktorych tysiace absolwentow siedza na bezrobotnym/ukladaja towar na polkach hipermarketow?

    3)Oplaty. Trinollanie, to bardzo proste i niektore kraje po dzis dzien zachowaly chociaz rdzen dawnego, NIESOCJALISTYCZNEGO, rozsadnego systemu: podejmujac edukacje wyzsza, zaciagasz wobec wspolobywateli dlug, ktory zaczniesz po ich zakonczeniu splacac w formie oplaty stalej (na podobienstwo podatku). Jezeli nie splacisz, komornik szybko Cie wypunktuje.
    Gdyby wprowadzic ow system z pelna konsekwentnoscia, to cala machina edukacyjna bardzo szybko zmienilaby sie z przerosnietego, nowotworzejacego guza w cos duzo mniejszego i bardziej wydajnego. Na poprawe poziomu niestety czekac nadal trzebaby wiele lat (system ‘edukacji’ bazujacy na powtarzactwie, tescikach i innych dup*tewkach zawsze promowal bedzie biernych powtarzaczy i zakute lby), ale sama wydajnosc wzrozlaby o rzedy wielkosci.
    Mlodym ludziom rowniez taki system zrobilby wiele dobrego – znikneloby momentalnie 95% zyciowych KALEK w wieku 25 lat, ktore nie tylko emocjonalnie pozostaja na poziomie poznego gimnazjum, ale takze w realnym zyciu na niewiele sie nadaja (ani to-to komputera nie naprawi, ani domu nie wyremontuje, ani kola w samochodzie nie zmieni, swetra na drutach nie wydzierga i pozadnego posilku nie ugotuje; za to oplotuje psiapsiolke, nowy numer czasopisna i koniecznie POLITYKOW i JAK TO SIE ZLE NA SWIECIE DZIEJE). Przykro powiedziec, ale prawie 90% wspolczesnych (a juz strach o przyszlych pomyslec!) pokolen to 25-letnie, niewydarzone nastolatki o mniemaniu 10-krotnie przewyzszajacym wartosc realna.

    Ale niestety, glupolki wola ulegac populizmowi i protestowac. Wiesz aby o co oni protestuja np w UK? O to, ze panstwo nie jest w stanie dluzej pokrywac czesci ich dlugu i beda musieli w przyszlosci splacac wieksza jego czesc (dotychczas i tak splacali tylko niewielka czesc swoich dlugow).

    Jezeli Twoim zdaniem socjalizm i produkcja seryjna miernot za cudze pieniadze to dojrzalosc, to chyba nie mamy o czym w ogole rozmawiac.

    Pozdrowka,
    Prometeusz

  7. Szaman 17.02.2011 14:22

    Sebek:

    Najwięcej to ty chłopcze zarabiasz na Banki, kampanie reklamowe polityków i ich pensje, ZUS który cie okrada, i fundusz zdrowotny( na leczenie ludzi których trują wyżej wymienieni a którzy są za głupi żeby się zorientować i tym podobne) i na usuwanie skutków głupoty ludzkiej(które występują bo edukacja jest na niskim poziomie).
    Na edukacje z twojej kieszeni idzie może 1% twoich podatków przy dobrych wiatrach więc daruj se takie bezmyślne teksty i lepiej zacznij bojkotować tych złodziei którzy naprawdę mają coś wspólnego z okradaniem ludzi z pieniędzy.

    Dobra edukacja niesie ze sobą tyle korzyści że ten twój 1% zwróci ci sie z nawiązką z 20 razy:
    -wyedukowane społeczeństwo jest mniej skore do przestępczości i bezsensownej przemocy a wiec mniejsze nakłady na służby porządkowe które uwaga uwaga też opłacasz z twojej kieszeni
    -gdybyśmy mieli wyedukowane społeczeństwo w porę to takie inicjatywy jak WOLNE MEDIA nie były by teraz potrzebne bo nikt by za naszymi plecami nie doprowadził do takiej sytuacji jak brak wolności słowa, rządy pieniądza czy notorycznie ograniczanie wolności. Tylko niewykształconym da sie wcisnąć bajki w stylu blokujemy wolne media bo zawierają treści satanistyczne(TO TYLKO PRZYKŁAD A NIE RZECZYWISTY FAKT!) Na durnym społeczeństwie zależy TYLKO RZĄDOM bo durniom da się wcisnąć wszystko.
    -wyedukowane społeczeństwo NIE wybrało by takiego rządu jaki mamy teraz tylko ludzi myślących bo wyedukowanych nie da się ogłupić kampanią reklamową!
    -każdy przyzna że z Wykształconymi ludźmi rozmowa ma większy sens i że jak się czyta pod artykułami komentarze w stylu “wybrałem po bo pis jest głupi i piszecie głupoty bo po jest fajne a Komorowski ma fajnego wąsa i za 4 lata znowu na niego zagłosuje” to szkoda gadać.
    -ludzie niewykształceni są przyczyną masy wypadków, powodowanych zaniedbaniami wynikającymi z braku wiedzy za które też płacisz bo jak taki dureń w zakładzie wysadzi butle z gazem bo on nie wiedział że nie można tego podgrzewać palnikiem tak długo to myślisz że z czyich pomiędzy bedą potem leczyc oparzenia pracowników któzy przeżyją eksplozję?

    Można by tak wymieniac i wymieniać ale książek nie będę tu pisał. Jedno jest pewne:
    Co najmniej połowa problemów z jakimi walczymy na co dzień jest powodowana przez to że społeczeństwo jest bandą niewykształconych durniów którzy nawet jak pokończyli studia to i tak gó**no wiedzą.

    Osobiście popieram takie inicjatywy w 100%.
    Wolna edukacja prowadzi ludzi do świetlanej przyszłości a sprywatyzowana prowadzi nas do władzy pieniądza ciężkiej harówki za grosze taniej siły roboczej jaką jest student ciułający na swoje studia. Niewykształconych studentów którzy zamiast oświecać sie nauce i rozwojowi, poświęcają się wyżej wymienionej harówce a potem niewyspani i zmarnowani idą na egzaminy oblepieni ściągami. i w ostateczności do społeczeństwa debili które da se wcisnąć każdy kit i niema nawet siły protestować jak już coś widzi bo po 12 godzinach zapie**lania w robocie to jednostce ludzkiej często się nawet nie chce wstać i zrobić obiadu(co oczywiście prowadzi do złego odżywiania złe odżywianie do chorowania a chorowanie do wydawania kolejnych pieniędzy na fundusz zdrowotny- kółko zamknięte:P)

  8. matimagic 17.02.2011 14:45

    Szaman –
    nie lubie argumentów ad personam, ale jesteś gimnazjalistą/licealistą? Bo jeśli jesteś studentem to nie wiem, masz klapki na oczach? Nie widzisz tego, że skoro dla przeciętnego studenta większego miasta edukacja jest bezpłatna to ma kolejne 5 lat życia na bimbanie? Nie mówię, że wszystkie kierunki studiów i one same są bez sensu – ale jak czytam to co pisze autor o biednych polskich studentach przytłoczonych rzeczywistością to mi się śmiać chce – BARDZO DOBRZE że banda leni po politologii, socjologii czy innym zarządzaniu pracuje w McDonaldzie – skoro przez 5 lat uprawiali zdawactwo, cieszyli się z każdej tróji jaką przytulili i chodzili na wypasione imprezy to niech się nie dziwią, że nie mogą znaleźć zatrudnienia. NIE, nie gardzę tymi kierunkami – gardze ludzmi, którzy mając świadomość, że nie jest tak ciężko jak na architekturze, budownictwie, prawie czy medycynie, OPIER***AJĄ SIĘ i są szczerze zdumieni, że rynek ich nie chce. DO ROBOTY!

    A propos wyedukowanego społeczeństwa – myslisz że kto powoduje więcej wypadków – student 3 roku zarządzania czy w jego wieku mechanik po technikum? Odpowiedz sobie sam.

  9. matimagic 17.02.2011 14:52

    BTW – studia drogie? Co droższe kierunki (prawo na prywatnych uczelniach, ekonomia, budownictwo tamże) kosztują 6/8 tyś. za oba semestry. Czy mają stupendia? Jak jesteś dobry – mają. Jak nie to nie idziesz na studia. Jesteś przeciętniakiem, to bierzesz kredyt – zmobilizuje Cię do tego żeby zdać te studia i znaleźć dobrą pracę. Poza tym, od czego jest rodzina? – z chęcią Ci pomogą – o ile nie jesteś wyzwolonym młokosem, który wszystko zrobi SAM!

    Doświadczenie uczy jednego – jak człowiek nie zarobi pieniędzy sam – wogóle ich nie docenia ( i dlatego mamy rzeszę magistrów od siedmiu boleści).

  10. Szaman 17.02.2011 16:06

    no tak zacznijmy od początku:
    5 lat na bimbanie- bimbanie jest bo egzaminy i tak się zda jak się ma kasę i to właśnie powoduje system płatnych studiów:
    Coraz większe rozwarstwienie społeczne!
    no tak piszesz że rodzice dają? jak nie maja to nie dają wiec czyje dzieci bedą wyedukowane? no jak czyje najbogatszych a do czego te dzieci to doprowadzi? no tak! do jeszcze większego bogactwa! a z kolei dzieci których rodzice nie maja to nie pójdą an studia bo rodzice im nie dają a sami nie chcą się pisać na układ: zapieprzam w robocie a potem idę na studia i jeszcze mam się uczyć wieczorowo ? o a jak nawet juz sie zgodzi taki student na taki wysiłek to już widzę jak ma czas sie uczyć tak samo jak jego rówieśnik z bogatej rodziny. i jak zdaje potem egzaminy. A gdzie tu życie prywatne? każdy dla zdrowia psychicznego powinien je mieć.

    Poza tym czy ktoś tu zazdrości? co to coś złego jest w czasie wolnym? to że banda debili na kierowniczych stanowiskach w korporacjach stworzyła rynek pracy na którym człowiek ma zapierniczać jak robot? To nie jest nic pozytywnego i jak chcesz mieć do kogoś pretensje to nie do studentów którzy rzeczywiście w tych 5 latach edukacji widzą sposób dla siebie na przedłużenie sobie należnej każdemu wolności od harówki której im do 65 jeszcze nie zabraknie(są widać sprytniejsi od ciebie) a wina takich ludzi jak ty którzy się godzą na ten wyzysk ludzkich zasobów.

    Problem z zatrudnieniem studentów socjologi czy politologi wynika z tego mój drogi panie że nasza gospodarka jest ściśle nastawiona na przemysł, produkcję i konsumpcję a nie z powodu tego że studenci tych kierunków są nieukami.

    “A propos wyedukowanego społeczeństwa – myślisz że kto powoduje więcej wypadków – student 3 roku zarządzania czy w jego wieku mechanik po technikum? Odpowiedz sobie sam.”

    Nie wiem kto umieszcza studenta na zarządzaniu bez przeszkolenia w mechanice w warsztacie ale podejrzewam że właśnie tam poradziłbym ci szukać odpowiedzi XP ponadto studenci mój drogi często są po technikum właśnie więc podejrzewam że jeśli by porównać % wypadków spowodowanych przez studentów po technikum mechanicznym na 3 roku zarządzania a ucznia technikum (czyli jedyne sensowne porównanie bo te twoje to jak porównywać wodę i piasek- co jest lepszą cieczą?) XP i odpowiedz se sam teraz kto spowoduje mniej wypadków?

    Na koniec zostawiłem sobie perełkę – kredyt.
    O tak wszyscy bierzmy kredyty! Zadłużajmy się i powiększajmy inflację! doskonały pomysł na dobrobyt kraju naprawdę XD

    Prawda jest taka drogi rozmówco że ty chyba należysz do grupy tych ludzi któzy nie odrobili swojego zdania domowego zbyt wiele razy. Efekty widać..

    Poczytaj sobie o Ameryce tam wszyscy myśleli tak naiwnie jak ty XD
    Pomijając już fakt że kredyt to kolejny powód rozwarstwiania społeczeństwa bo biedny bierze kredyt i staje się jeszcze biedniejszy jako ze zamiast 1000 zł musi spłacić 1100 to jeszcze tych dodatkowych 100 zł nie wyda Xsińskiemu w sklepie żeby ten zarobił tylko komu ? A no bankierom i ekonomistom którzy mają już kasy potąd!

    Radzę poczytać o skutkach brania kredytów dla państwa. I nie błaźnić się tu więcej.

  11. matimagic 17.02.2011 17:07

    Nie mogę, czy Ty wierzysz w co piszesz? Rozwarstwienie społeczne bierze się stąd, że jedni mają forsiatych rodziców, a inni nie. A da się to zniwelować? Owszem, ciężką pracą – na pewno nie zaliczaniem po łebkach egzaminów byle na następny semestr. 5 lat na wesołe życie, bo cięzka praca Cię czeka? – nie ma sprawy, od dziś mam ochotę pobimbać sobie i zająć się profesjonalnie grą w World of Worcraft – przez najbliższe 5 lat będziesz mnie sponsorował prawda? Bo ja nie planuję utrzymywać nic nie robiących leni.

    Nic nie pisałem o zazdrości, ale jej idealnym przejawem jest to, że powołujesz się na “rozwarstwienie społeczne” – wiesz, że nie da się go uniknąć? No chyba że jak Platon zbudujesz swoje własne państwo i ustawisz wszystkich tak jak chcesz. Powodzenia ( nie wrzucam).

    “Problem z zatrudnieniem studentów socjologi czy politologi wynika z tego mój drogi panie że nasza gospodarka jest ściśle nastawiona na przemysł, produkcję i konsumpcję a nie z powodu tego że studenci tych kierunków są nieukami.”

    o, przepraszam, nie wiedziałem, że jest takie zapotrzebowanie na nich w innym, jakimkolwiek społeczeństwie. zresztą zastanów się i przyznaj szczerze – jaka ilość z nich idzie na te studia, bo chcą pracować w zawodzie/związanej działalności, a jaka bo nie ma alternatywy ( za słaba matura żeby się gdzieś dostać, nic nie potrafią bo byli w liceum na humanie, a boją się jak ognia wziąć na siebie odpowiedzialność i zacząć działać na własną rękę – firma, cokolwiek).

    wypadki – “studenci mój drogi często są po technikum” – równie dobrze mogę powiedzieć, że mordercy często są praworęczni. I co z tego wynika? NIC. Powiedz mi, co pochłonie więcej pieniędzy – naprawa statystycznych strat kogoś po technikum czy edukacja studenta politologi po technikum (zakładamy że student nie będzie pracował w zawodzie, bo tylko tacy podpadają pod ten przykład).

    Perełka – kredyt. Wymieniłem go jako jeden z kilku sposobów, tak naprawdę mało istotny w polskich warunkach – na obecnym poziomie kosztów studiów. Kto Ci każe brać kredyt i studiować – czemu nie zostaniesz kafelkarzem, malarzem, kierowcą? Obiecuję Ci, da się z tego wyżyć, ale koniecznie chcesz wykształcić dzieci? Nie ma sprawy, lepszą pracę da Ci duży wysiłek.

    Żeby nie być gołosłownym – skończyłem human w dobrym liceum. Kasy było mało, wychowywałem się tylko z mamą krawcową. Ale wziąłem dupe w troki, pożyczyłem troche od dalszej rodziny, troche od znajomych, swoje oszczędności, wynająłem punkt, otworzyłem firmę – dziś nie narzekam na pieniądze. Studiuję prawo, zapieprzam więcej niż inni, bo bez pracy nie ma kołaczy. A jak słyszę smęty i narzekania studenciaków, którzy chcieliby z moich pieniędzy studiować, to mi się instant ręcę zaciskają i pokopałbym ich wszystkich w tyłki, żeby wyjęli głowę z ciemnej dziury i zatroszczyli się o swój los.

    Na koniec schemat wydawania pieniędzy unijnych przez państwowe uczelnie – dla entuzjastów państwowej edukacji 🙂

    http://pokazywarka.pl/rozwoj-uni-wroc/

    -Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych:

    Stypendia dla doktorantów: 33, stypendia dla mlodych doktorów: 4;

    -Wydział Nauk Społecznych:

    Stypendia dla doktorantów 24, stypendia dla młodych doktorów: 4;

    VS

    -Wydział Fizyki i Astronomii:

    Stypendia dla doktorantów: 6, stypendia dla młodych doktorów: 2;

    -Wydział Matematyki i Informatyki:

    Stypendia dla doktorantów: 6, stypendia dla młodych doktorów: 4;

    -Wydział Chemii:

    Stypendia dla doktorantów: 9, stypendia dla młodych doktorów: 2;

    xdddddddddddddddddddd

  12. Szaman 17.02.2011 18:19

    Ech znalazł się biedny zakompleksiony uczeń który po liceum poszedł od razu do pracy i żeby poczuć się lepszym od swoich rówieśników, którzy kontynuowali naukę, oraz aby się dowartościować, postanowił wyznawać kult pracy i wyrobi stereotyp studenta nieroba aby jego światopogląd trzymał się kupy…

  13. matimagic 17.02.2011 19:03

    Teraz tylko mnie obrażasz, jeśli Twoim zdaniem dyskusja polega nie na wymianie poglądów i argumentów a na poniżaniu kogoś i wpasowywaniu go do stereotypu “zakompleksionego ucznia po liceum” to przykro mi ale nie jesteś partnerem do rozmowy. Nie muszę wpasowywać nikogo w swój światopogląd – zdaję sobie sprawę, że wspomniane przeze mnie nieróbstwo i całego zagadnienie nie odnosi się do każdego. Ale moim zdaniem, w ogólnym rozrachunku lepiej nie promować obijactwa, myślenia na tu i teraz, myślenia za kogoś, a ciężką pracę i wysiłek z tym związany.

    Nie mówię, żeby zlikwidować wszelkie formy pomocy dla studentów – finansowanie akademików, przystępny kredyt studencki ( moim zdaniem zbyt przystępny ) – to tylko przykłady, jak można komuś ułatwić, a nie podać wszystko na tacy.

    Państwo zawsze WSZYSTKO zrobi gorzej, niż obywatel za te same pieniądze.

  14. Lakszmi 17.02.2011 19:20

    podsumowując szamana i mitmagica wnioskuje że lepiej być niewyspanym ale szczęśliwym studentem po wypasionej imprezie, niż niewyspanym zblazowanym zmęczonym pracą, i tak jest dość samobójstw wśród studentów…
    cały system edukacji jest zły są inne sposoby ale nikt nie jest zainteresowany ich wprowadzaniem w śród władz z tych samych powodów dlaczego nikt nie wprowadza skutecznych naturalnych metod leczenia…kontrola jest ważniejsza od pieniędzy widać to na każdym kroku bo pieniądze to rzecz bez realnej wartości
    budzimy się! byliśmy długo pod wpływem negatywnych sił
    czas udać się w głąb siebie i odkryć wewnętrzną moc

  15. Szaman 17.02.2011 23:59

    Teraz tylko mnie obrażasz, jeśli Twoim zdaniem dyskusja polega nie na wymianie poglądów i argumentów a na poniżaniu kogoś i wpasowywaniu go do stereotypu „zakompleksionego ucznia po liceum” to przykro mi ale nie jesteś partnerem do rozmowy.

    Nie obrażam tylko zwracam uwagę na fakt iż strasznie wynosi pan pracę na piedestał jednocześnie bardzo demonizując studenckie swobody.
    No niemniej teraz widzę że zaczyna pan mowi z nieco mniejszym zaangażowaniem emocjonalnym:

    “Nie muszę wpasowywać nikogo w swój światopogląd – zdaję sobie sprawę, że wspomniane przeze mnie nieróbstwo i całego zagadnienie nie odnosi się do każdego. Ale moim zdaniem, w ogólnym rozrachunku lepiej nie promować obijactwa, myślenia na tu i teraz, myślenia za kogoś, a ciężką pracę i wysiłek z tym związany.”

    No więc poprzednie pana wypowiedzi wskazywały jakoby wszyscy studenci byli na jedno kopyto i wszyscy jak jeden mąż wykorzystywali swój wolny czas po za uczelnią na pijaństwo i swawolę albo grę w MMOG. Z mojego Doświadczenia z rożnymi osobami wiem iż do takiego uogólnienia światopoglądowego często posuwają się osoby które z rożnych powodów nie dostały się na studia i teraz aby się dowartościować postanowiły wmówić sobie ze studenci to nieroby. Pan natomiast reprezentował podobne zachowanie powyżej.
    Tak jak pan wspominał są rożni studenci i różni ludzie jedni się obijają jak mają swawolę inni rozwijają. Taki jest świat i tacy są ludzie. jedni potrzebują więcej czasu aby dojrzeć np do założenia firmy innym w sumie na tym nie zależy i czują jedynie presję społeczeństwa która pcha ich w ten wyścig szczurów.
    Jeśli ktoś jest taki że lubi jak inni za niego myślą to to czy będzie sam opłacał studia sobie czy nie niczego nie zmieni na lepsze w jego przypadku a może jeszcze pogorszyć sprawę bo jak będzie taki wystawiony na ciężką monotonną robotę w Mc Donaldzie na zmywaku żeby sobie na studia zarobić to tam go wręcz przeciwnie nie nauczą myśleć samodzielnie a douczą aby słucha innych i nie myślał za dużo..

    Ciężka praca jest dobra kiedy:
    jest rozwijająca, jest rozsądnie ciężka a nie wycieńczająca i w zdrowym otoczeniu wykonywana a nie w atmosferze mobbingu, stresu i wyzysku.

    Z przykrością muszę stwierdzić ze większość wielkich firm, w których ci studenci w dobie dużego bezrobocia, mogą znaleźć pracę, taki koktajl mołotowa serwuje.

    Nie mówię, żeby zlikwidować wszelkie formy pomocy dla studentów – finansowanie akademików, przystępny kredyt studencki ( moim zdaniem zbyt przystępny ) – to tylko przykłady, jak można komuś ułatwić, a nie podać wszystko na tacy.

    A ja mówię że zamiast prywatyzować i czyni uczelnie płatnymi należy podwyższa progi wymagań stawiane studentom i wtedy nie będzie obiboctwa a reszta tak jak w moim pierwszym komentarzu o ludziach i wykształceniu.
    Prywatyzacja edukacji już teraz pokazuje swoje oblicze. pan moze sobie nie zdaje sprawy ale poziom uczelni prywatnej zależny jest od kwoty wpłaconej za semestr a zdawalnośc studentów od zasobnosci ich portfela.
    To prowadzi proszę pana do tego właśnie czego stara się pan uniknąć tyle że w innym wymiarze:
    będzie banda obijających się studentów których rodzice mają zasobny portfel bo się kiedyś dorobili ale i tak zdają prędzej czy później bo stać ich będzie na opłacenie sobie 9 terminów (a na którymś w końcu uda się ściągnąć:P)
    i banda niewykształconych biedaków którym nie bedzie się chciało pracowac za grosze w fordzie i jesc zupki chinskie z suchą bułką zeby im tylko starczyło na opłacenie studiów. Bedą woleli się zaczaić na takiego gościa jak pan, przywalić deską i skraść portfel.

    Dlaczego? Bo system oparty na pieniądzu nigdy się nie sprawdzi i zawsze będzie powodował wyzysk, korupcję i rozwarstwienie.

    Jako społeczeństwo jesteśmy pewną wspólnotą która w taki czy inny sposób się wspiera.
    W zyciu pelmiennym całe plemię uczyło młodych, przekazywało im wiedze ze wszystkich dzeidzin. była to praca- pewien wysiłek i czas ludzi. To był ich wkład w rozwój społeczności który zwracał sie z nawiązką.

    W społeczności na duża skalę gdzie pieniądz jest (a przynajmniej powinien byc) odpowiednikiem pracy i wysiłku, też wszyscy wkładamy ten % swojej pracy w postaci dochodu na kształcenie następnych pokoleń tyle że nie w bezpośredni sposób. Jak dla mnie to jest całkowicie naturalne i niezmienne od pokoleń.

    I jeszcze jedno. Myślałem ze jako właściciel firmy zdaje pan sobie sprawę ze te pieniądze które idą na edukacje ostatecznie i tak trafią do pana jeśli np prowadzi pan firmę handlująca podręcznikami, zeszytami, sprzętem szkolnym albo po prostu w warzywniaku to przecież szkoła musi się zaopatrzyć. Wykładowcy swoje pensje prędzej czy później wydają na to na co wydajemy je wszyscy a jeśli nie to zawsze ostatecznie ktoś dzięki temu będzie miał kasę żeby skorzystać z pana usług

    Za to z innymi sektorami jak np wojsko(kontrakt na myśliwce z USA ), Elektrownie atomowe(Projekt elektrowni od usa), to już nie jest tak sielankowo bo te pieniądze najczęściej porostu rozchodzą się za granicę i tyle je polska widziała. Dlatego jak wyżej wspominałem niech pan lepiej się skupi na prawdziwych złodziejach naszych pieniędzy. I to GRUBYCH

    Na tym, tylko, portalu, zarówno w Archiwum jak i całkiem na świeżo, można znaleźć masę artykułów o przykładach marnowania duuzo większych pieniędzy z naszych podatków, niż te które idą na szkolnictwo a pan się czepia akurat tych co w sumie i tak, mimo tego obijactwa większości studentów, najbardziej służy Polakom i Polsce. Bo dopóki uczelnia rządzi wymóg wiedzy a nie kasy to nawet totalny nieuk coś dziś ze studiów wynosi. Nawet jeśli ich nie skończy .

    I o zachowanie tego właśnie stanu walczą studenci opisywani w artykule.

    Pozdrawiam

  16. Prometeusz 18.02.2011 05:12

    @Szaman:

    90% studentow to rowniez jest marnowanie naszych pieniedzy, o czym zreszta wypowiedzialem sie powyzej.

    Jedno, co mnie zastanawia, to to – jak mozna realizowac cos za czyjes pieniadze wbrew jego woli i nawet mu tego nie oddac? Rozumiem, ze jeden z drugim chce sobie dogodzic i zgoda – niech sobie z moich pieniedzy na to pozyczy. Ale nie WEZMIE, tylko POZYCZY. Poczym odda. Bo tak sie sklada, ze studenciarnia w wiekszosci zachodniej Europy walczy o to, by NIE ODDAWAC. Czyli inaczej KRASC (w wersji dla mlodych socjalistow: redystrybuowac dobra).

    System edukacji nie jest zly, bo platny (socjalizm na prawde dziurawi mozg – czy profesorowie wykladaja za darmo, odczynniki same sie robia, podreczniki same drukuja, a budynki pojawiaja sie same z siebie po oddaniu moczu w bramie po piatkowej imprezce?). Jest zly, bo ma byc zly; ma masowo produkowac tepych, zadufanych w sobie, zyciowo niewydarzonych jelopow o kosmicznym mniemaniu i oczekiwaniach. W ten sposob znika klasa srednia i inteligencja, a pojawia sie cos nowego – ludzie nie tylko bezmyslni (lub, jak kto woli, wyksztalceni – ja wole okreslenie ‘uksztaltowani/urobieni’), ale takze wyposazeni w dwie lewe rece w kwestiach praktycznych.

    A mowia, ze glupich nie sieja… i w sumie maja racje. ‘Ksztalca’ ich, i to za nasza krwawice 🙂

    Pozdrawiam,
    Prometeusz

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.