Kości w muzealnych gablotach

Opublikowano: 22.01.2010 | Kategorie: Historia

Liczba wyświetleń: 831

Wśród rytualnego ceremoniału włącznie z przywoływaniem duchów zmarłych przodków i pocieraniem nosów, Narodowe Muzeum Walii zwróciło Maorysom kości ich przodków. W czasie godzinnej uroczystości pryskano się wodą i wykonano pieśń przejęcia zmarłych przez żywych, co symbolicznie wieńczyło ziemską wędrówkę tych pierwszych, łącząc ich dusze z ciałem.

Następnie już bez ceremoniału, ale za to pieczołowicie, muzealne rekwizyty zapakowano i odprawiono w drogę powrotną do Nowej Zelandii. – Narodowe Muzeum Walii zbadało szczątki i uświadomiwszy sobie ich znaczenie dla społeczności Maorysów uznało, iż zwróci je tam, skąd pochodzą, by ich dusze mogły spocząć w spokoju – wskazał dyrektor działu archeologicznego Muzeum Richard Brewer.

TRUDNE ODPOWIEDZI

Pytanie, którego nikt nie zadał dotyczy tego, w jakim celu w ogóle ściągano cudze kości z jednego końca świata na drugi? I czy rzeczywiście trzeba było upływu 130 lat, by uświadomić sobie, że mają one znaczenie dla społeczności Maorysów w sensie duchowym i symbolicznym? Menedżer odpowiedzialny za przewóz szczątków przypomniał, iż Maorysi wierzą, iż „powrót przodków do ich ojczyzny umożliwi żywym i umarłym odzyskać poczucie godności i naprawić krzywdy z przeszłości”. Wystawianie cudzych szkieletów w muzealnych gablotach, pochylanie się nad nimi przez dżentelmenów w białych fartuchach z profesorskimi tytułami uchodzi w świecie zachodnim za przejaw naukowego podejścia do życia, ale z punktu widzenia Maorysów, łamie prawa i poczucie godności tych, którzy wobec kości mają nadprzyrodzone, duchowe prawa. Spostrzeżenie to prowadzi do kolejnego pytania: dlaczego w imię nauki prawa te podeptano? Odpowiedź może się wydać szokująca: Wielu naukowców w czasach królowej Wiktorii, a więc wówczas, gdy do brytyjskich muzeów zwożono czaszki i szkielety z imperium – było rasistami i swój rasizm wywodziło z naukowego światopoglądu. Jeszcze bardziej szokujące jest to, że podejście to ma się dobrze również w czasach nam współczesnych.

MY I ONI

Wiktoriańscy naukowcy uważali za oczywiste, iż jedne rasy są lepsze, a inne gorsze, jedne cywilizowane, a inne barbarzyńskie. Słowo rasa nie miało tego pejoratywnego znaczenia, co dziś i bywało używane wymiennie ze słowem naród. Miarą cywilizacji było brytyjskie podejście do życia (British way of life). Badania na szkieletach i czaszkach prowadzono dla potwierdzenia tej teorii. Z początkiem lat 20. XX w. historyk A.D. Innes napisał o Maorysach: „To barbarzyńcy, którzy praktykowali kanibalizm i składali ofiary z ludzi jeszcze w latach czterdziestych XIX w. Nie byli to jednak wyłącznie dzikusy w sensie ludzkich zwierząt. Mieli bardzo wyraźne wyobrażenia o własności i zbiorowym działaniu, żyli w warunkach wyraźnie zaawansowanego systemu plemiennego”. Maorysi według Innesa byli „zasadniczo wyższą rasą od australijskich aborygenów zarówno pod względem fizycznym jak i intelektualnym”. O tych ostatnich historyk Russel Ward napisał: „My (w domyśle biali Australijczycy) jesteśmy cywilizowani, a oni nie są”. Dlatego można było im odbierać dzieci, ziemię, poddawać obróbce speców od psychologii społecznej i wyłączyć wobec nich stosowanie przepisów antydyskryminacyjnych.

NAUKOWY PRZYMUS

W 2005 r. wyszło na jaw, iż idol politycznej lewicy z lat 70., socjalistyczny prezydent Chile Salvador Allende (obalony przez gen. Augusto Pinocheta z pomocą CIA w 1973 r.) w 1933 r. (w roku, w którym Adolf Hitler doszedł do władzy) doktoryzował się pracą „Umysłowa Higiena i Przestępczość”. Allende podobnie jak Innes wyznawał tę samą teorię w myśl, której pewne cechy zachowania właściwe są niektórym „etnikom”, obce innym narodom. O Cyganach napisał np., iż charakteryzuje ich „lenistwo, łatwość wpadania w gniew i próżność”, a o Hebrajczykach, że „przejawiają tendencje do malwersacji, oszustw, a nade wszystko do lichwy”. Wniosek, który Allende wyprowadził z tych rozważań jest taki, iż skłonność do przestępczości jest w jednych narodach silniejsza, niż w innych. Jako minister zdrowia w latach 1939-41, Allende usiłował wprowadzić program obowiązkowej sterylizacji psychicznie chorych, ale napotkało to na opór lekarzy.

Program przymusowej sterylizacji zastosowano w neutralnej Szwecji. W latach 1936-76 pozbawiając w ten sposób praw rodzicielskich ok. 60 tys. kobiet, które w oparciu o ekspertyzę medyczną uznano za nieodpowiednie do macierzyństwa z przyczyn jakiegoś upośledzenia fizycznego lub umysłowego. Po uchyleniu prawa dopuszczającego takie praktyki, parlament przyjął ustawę legalizującą przejmowanie dzieci takich matek przez państwo z myślą o przekazywaniu ich do adopcji „do (społecznie) odpowiednich rodzin”. Kryteria uznania rodziny za odpowiednią zmieniają się. W Anglii Kościół katolicki zagroził zamknięciem sierocińców, jeśli pary gejów uzyskają prawo do adopcji. W Szwecji już je mają.

FONTANNA ŻYCIA

Teorie o nierówności ras i stosowaniu metod, które zyskały nazwę eugeniki (selektywnego rozmnażania ludzi, by ulepszać gatunki z pokolenia na pokolenie szczególnie, jeśli chodzi o dziedziczenie cech uznanych za pozytywne) były rozpowszechnione od połowy XIX w. aż do 1945 r., w przypadku Szwecji nawet dłużej. Hitlerowskie pseudo eksperymenty medyczne i niewyobrażalne okrucieństwa na ludziach w imię eugeniki miały teoretyczne oparcie w teorii naturalnej selekcji gatunków Karola Darwina i eugeniki jego kuzyna Francisa Galtona. III Rzesza usiłowała wprowadzić obie teorie na skalę przemysłową. Ewolucję gatunków Darwina z 1858 r. zastosowano w hitlerowskich Niemczech do pobudzenia liczby urodzin (produkcji) ludzkiego gatunku uznanego za rasowo lepszy, kosztem zmniejszenia urodzin gatunku uznanego za rasowo gorszy. W walce o Lebensraum „lepsi” zgodnie z teorią ewolucji mieli wypierać „gorszych”. Ich rolą była dominacja słabszych, a nie płodzenie z nimi wspólnego potomstwa.

Praktycznym zastosowaniem tego myślenia był realizowany w latach 1939-45 w Niemczech i Norwegii program Lebensborn (Fontanna życia) stawiający sobie za cel wyhodowanie ariańskiej super rasy, czyli przyszłej elity. Specjalne kliniki powstały w Norwegii, gdzie niebieskookie Norweżki, nieposiadające w rodzinie żydowskich przodków, zachęcano do kontaktów seksualnych z SS-menami dla wyprodukowania „czystego rasowego” potomstwa. Takich dzieci urodziło się ok. 10 tys. w Niemczech i ok. 9 tys. w Norwegii. Wychowywano je w rodzinach zastępczych lub specjalnych sierocińcach. Po wojnie dyskryminowano je i dziś są to ludzie rozbici.

CEL PAŃSTWA PRZEDE WSZYSTKIM

Wiek XX przedstawiany jest jako okres totalitaryzmu: hitlerowskiego i stalinowskiego. Metody stosowano podobne, choć ideologie były nie do pogodzenia. Oba potrzebowały wroga wewnętrznego – Hitler rasowego, zaś Stalin – klasowego. Hitlerowski rasizm wyrastał z rozpowszechnionego na długo przed dojściem Hitlera do władzy, nawet w środowiskach naukowych – rasistowskiego światopoglądu. Stalinizm był wypaczoną wersją utopii Marksa dostosowaną do potrzeb chłopskiego społeczeństwa rosyjskiego przez Lenina. Stalin był mniej naukowy i nie tak technicznie zaawansowany co Hitler. Społeczeństwo sowieckie miało powstać nie w oparciu o eugenikę, lecz „rewolucyjny” terror. Oba systemy cementował kult wodza. Człowiek liczył się w nich tylko na tyle, na ile realizował cele państwa wyznaczone przez partię posiadającą monopol rządzenia.

Ani jedna, ani druga odmiana totalitaryzmu nie ma jednak monopolu na społeczną inżynierię, jeśli pod tym pojęciem rozumieć programowanie rozwoju społeczeństwa zgodnie z góry przyjętymi założeniami ideologicznymi i politycznymi celami np. w imię lansowanej do absurdu filozofii politycznej poprawności. Jej upowszechnianie idzie w parze z coraz dalej idącą ingerencją państwa w wychowanie dzieci kosztem rodziny, która przestaje pełnić swoją tradycyjną społeczną rolę. Dysfunkcyjny model rodziny szwedzkiej ma związek z tym, że tamtejsza partia socjaldemokratyczna rządzi krajem od kilkudziesięciu lat i nic nie robi, by go zmienić.

SPOŁECZNA INŻYNIERIA

Produktem społecznej inżynierii jest społeczeństwo nowozelandzkie, przynajmniej takim było w latach 20. XX w., gdy brytyjski historyk W. Pember Reeves pisał: „Odległość i koszty podróży trzymały z dala (od Nowej Zelandii) najbiedniejszych, najbardziej ignoranckich i najmniej wydajnych emigrantów z Europy, zwłaszcza z kontynentu europejskiego. Imigranci w Nowej Zelandii to albo osoby korzystające ze wsparcia rządu, co oznacza, iż są rodowitymi Brytyjczykami, starannie wyselekcjonowanymi,albo (jeśli pochodzą z Europy) są mężczyznami i kobietami posiadającymi pewną wiedzę, energię, śmiałość i wystarczające środki na długą podróż. Skutkiem tego surowego procesu odsiewania jest prężna i inteligentna społeczność, która tam mieszka”.

Podczas gdy do Nowej Zelandii trafiali „prężni i inteligentni”, sąsiednia Australia służyła za karną kolonię, miejsce zsyłek społecznie niepożądanego elementu. W latach 1618-1967 kolejne rządy brytyjskie wysłały tam oraz do RPA, Rodezji, Nowej Zelandii i Kanady 130-150 tys. dzieci. Po II wojnie światowej program repatriacji brytyjskiego rządu objął 8,3 tys. dzieci, z czego 7 tys. trafiło do Australii. Były to dzieci z biednych rodzin, porzucone, bezdomne lub ofiary społecznych patologii. Niektóre wysłano (faktycznie deportowano) w wieku 3 lat. Inne odbierano rodzicom. Rząd nie chciał brać na siebie ciężaru ich utrzymania i przygotowania do życia w społeczeństwie. Zatem we współpracy z organizacjami charytatywnymi, mającymi z takimi dziećmi do czynienia, wysyłał je do kolonii, obiecując przy tym lepsze życie. Dzieciom mówiono, że ich rodzice umarli, zaś rodzicom, że dzieci trafiły do adopcji. W Australii rozdzielano rodzeństwa, zmieniano imiona i kierowano do instytucji pod wieloma względami przypominającymi obozy pracy. Wiele maltretowano fizycznie, psychicznie, nawet seksualnie. Do dziś czują się okradzione z domu rodzinnego i ojczyzny. Australii obawiającej się żółtego zalewu zależało na zwiększeniu liczby białych imigrantów, a kolejnym rządom brytyjskim na pozbyciu się socjalnego ciężaru.

ŚWIAT DUCHÓW

Czy aż tak bardzo różnimy się od Maorysów, o których pisał A.D. Innes blisko sto lat temu? Tak jak oni nie jesteśmy dzikusami w sensie ludzkich zwierząt, mamy wyobrażenia o własności i zbiorowym działaniu, ale wciąż żyjemy w warunkach zaawansowanego systemu plemiennego. Maorysi wiedzą o nas to, czego my sami nie wiemy o sobie – nasz świat pełen jest duchów, które dążą do połączenia się z kośćmi. Duchy nie mogą się bez nich obyć. Więc szukają ich po muzeach, gdzie służyły do uzasadnienia pseudonaukowych teorii, nie do końca zdyskredytowanych.

Autor: Andrzej Świdlicki
Źródło: eLondyn


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. ryn 22.01.2010 08:49

    “Czy aż tak bardzo różnimy się od Maorysów, o których pisał A.D. Innes blisko sto lat temu?”
    Ależ tak, bardzo się od nich różnimy jako “cywilizowane” plemię. Przede wszystkim nasi bogowie odeszli od nas do nieba (jak pisali starożytni filozofowie charakteryzując wkraczanie ludzkości na kolejny etap rozwoju) a ich bogowie ciągle są z nimi. Nas charakteryzuje egoizm, materializm, a ich uduchowienie i życie w harmonii z kosmosem. Zdecydowanie się różnimy. Mamy zupełnie różne priorytety. Mimo cywilizacji, rozwoju techniki, nauki, jakoś daleko nam do Cywilizacji przez duze C, bo nie na komputerze i lotach kosmicznych ani na materialnych wygodach polega człowieczeństwo.

  2. Robert Śmietana 22.01.2010 09:39

    Różnimy się od Maorysów. Różnimy się tym, jakie dusze wcielają się w ich i w nasze ciała.

    Oczywiście nie powoduje to żadnych następstw typu: my jesteśmy lepsi, oni gorsi. Wszyscy są równi. 6-klasista i 2-klasista tak samo są kochanymi dziećmi.

  3. Jac 22.01.2010 12:32

    Tylko kto tu jest 2-klasistą biorąc pod uwagę, że wielu z nich było Kahunami

  4. zbawiony 22.01.2010 15:33

    Niczym się nie różnimy od Maorysów. Jesteśmy grzesznikami jak oni i potrzebujemy przebaczenia grzechów przez wiarę w odkupieńczą śmierć Jezusa na krzyżu.

  5. Robert Śmietana 22.01.2010 17:10

    Jac, nie wiem, bo to zależy od przypadku. W każdym społeczeństwie jest pewien procent ludzi na innym poziomie niż ogół.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.