Bałtyk pełen bomb i pocisków

Opublikowano: 12.09.2013 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Wiadomości ze świata

Liczba wyświetleń: 526

W 50 tys. ton bomb i pocisków, które trafiły do Bałtyku po II wojnie światowej znajduje się około 15 tys. ton substancji chemicznych. Część pocisków skorodowała, a na samej Głębi Gotlandzkiej morze zanieczyszcza już 8 tys. obiektów – ustalili europejscy badacze.

Sklasyfikowania i monitoringu składowisk broni chemicznej w Morzu Bałtyckim, zarówno tych oficjalnych, jak i nieoficjalnych, podjął się międzynarodowy zespół naukowców, w ramach projektu „CHEMSEA” – współfinansowanego z funduszu współpracy międzyregionalnej Unii Europejskiej.

Po II wojnie światowej przechwycone przez aliantów, niewykorzystane niemieckie arsenały broni chemicznej, zdecydowano się zatopić. W 1947 roku zrzutów do morskich wód dokonali Brytyjczycy i Rosjanie. Najwięcej pocisków zatopiono w Głębi Gotlandzkiej i Głębi Bornholmskiej.

Oprócz oficjalnych składowisk chemikaliów w Bałtyku znajdują się też takie, o których dotąd niewiele było wiadomo. “Na trasach konwojów, które topiły broń chemiczną, znajdują się też nieoficjalne składowiska broni. Wieść niesie, że gdy Rosjanie dowiedzieli się, że przewożone przez nich ładunki są niebezpieczne, to wyrzucali je za burtę, gdy tylko ląd zniknął z oczu” – powiedział dr Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, koordynujący prace uczonych.

Dodał, że część zatopionych w morzu pocisków już skorodowała, a część wciąż koroduje. “Nasze badania pokazały, że w samej Głębi Gotlandzkiej mamy około 8 tys. bomb i pocisków, które zanieczyszczają środowisko. Potwierdziliśmy, że wokół tych obiektów występuje skażenie dna morskiego. Do tej pory było to raczej spekulacją” – wyjaśnił.

Naukowcy wykazali, że największe składowiska broni w Głębi Gotlandzkiej, to nie “stosy bomb”, ale pociski rozrzucone na powierzchni prawie 1500 m kw. Udało się też potwierdzić istnienie składowisk w polskiej części wód Bałtyku na Głębi Gdańskiej i na tzw. Rynnie Słupskiej.

80 proc. zalegających w Bałtyku chemikaliów stanowi iperyt, czyli gaz musztardowy. Na szczęście w temperaturze wód Bałtyku gaz ten zamarza i skażenie sięga tylko kilku metrów w okolicy składowiska. Pozostałą część chemikaliów stanowią związki parzące oparte o arsen, a w kilku miejscach także gaz zabijający – tabun.

“W ramach projektu badamy m.in. wpływ chemikaliów na ryby pływające w miejscach składowisk. Mają one więcej chorób, niż te z innych rejonów Bałtyku. Zaobserwowano też u nich wady genetyczne” – tłumaczył. Jak wyjaśnił, wprawdzie łowienie ryb w tych miejscach jest odradzane, ale zakazane jest tylko rybołówstwo denne, czyli zmuszające do ciągnięcia ryby z dna.

Dla człowieka największe zagrożenie ze strony składowisk chemicznych wynika właśnie ze spożywania chorych ryb. Badacz zaznaczył, że z zanieczyszczoną wodą morską nie mamy bowiem bezpośredniego kontaktu, chyba że są jakieś płytkie składowiska chemikaliów, o których nic nie wiemy.

“Rybacy przez lata wyławiali broń chemiczną w bardzo dziwnych miejscach. Część broni topiono w skrzyniach, które dryfowały i jeszcze w latach 1950. były wyrzucane na brzeg. Najsłynniejszy przypadek zdarzał się w Darłówku, kiedy wyrzuconą na brzeg beczką z iperytem bawiły się dzieci z kolonii. W efekcie ponad 100 zostało poparzonych, a czworo straciło wzrok” – przypomniał dr Bełdowski.

W ramach projektu “CHEMSEA” uczeni zamierzają uaktualnić i ujednolicić wytyczne dla urzędów morskich i dla rybaków, które wskazałyby jak postępować w rejonach składowisk i co robić w przypadku wycieku substancji trujących. Naukowcy tworzą też modele, które w razie dużego wycieku pozwolą oszacować, ile substancji się uwolniło i w którą stronę się one przemieszczają.

“Są oczywiście pomysły, by te składowiska usuwać. Jednak, ponieważ dno morskie w niektórych z tych miejsc jest skażone, to pociski trzeba by było usuwać bardzo ostrożnie, by nie podnieść osadu do wody i nie rozprzestrzenić go na duży rejon. Dlatego każdy przypadek trzeba ocenić osobno. Należy oszacować, czy warto usuwać takie składowisko, czy zrobi się w ten sposób więcej szkody niż pożytku” – zaznacza. Uczeni zwrócili się już do Unii Europejskiej z prośbą o przyznanie grantu na ocenę ryzyka i możliwości usuwania składowisk.

Rozpoczęty w 2011 roku projekt “CHEMSEA” zrzesza 11 instytucji z Polski, Niemiec, Szwecji, Finlandii i Litwy. Jego budżet to ok. 4,8 mln euro. To jeden z niewielu tak dużych projektów koordynowanych przez Polaków. Z Polski, oprócz Instytutu Oceanologii PAN, biorą w nim udział: Akademia Marynarki Wojennej i Wojskowa Akademia Techniczna.

Autor: gb
Na podstawie: PAP
Źródło: Niezależna


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. W.W. 12.09.2013 13:55

    Walka z globciem już się wystarczająco skompromitowała, to poszukali sobie innego tematu, aby dalej ciągnąć forsę.

    WW

  2. JamiroQ 12.09.2013 15:52

    @WW – problem jest realny. Mieszkam w Trójmieście i już w szkole podstawowej (głęboki PRL) nauczycielka historii wspominała o tym zagrożeniu. To są tysiące ton zatopionej broni konwencjonalnej i chemicznej (m.in. cyklon B); olbrzymie zagrożenie dla ludzi i całego ekosystemu Bałtyku (który już ledwo żyje).

  3. kudlaty72 12.09.2013 19:03

    Dlatego od lat nie jeżdzę nad Bałtyk ,a tym bardziej nie jem fląder.Kilkanaście lat temu była sprawa,że rybacy trałujący wyciągnęli w sieciach jakieś skamielone usrojstwo.Jeden zginął na miejscu dwóch poparzonych.Takich przypadków jest pewnie więcej tylko nie są zgłaszane bo boją się i łowisko.Flądry są tak samo zdrowe jak rybki z okolic Fukushimy.

  4. W.W. 13.09.2013 09:26

    @JamiroQ – problem jest jak najbardziej realny. Znam go osobiście, bo od wielu lat tam nurkuje i niejedno widziałem. To tam jest i tego nikt nie kwestionuje.
    Jednak moje stwierdzenia odnoszą się do planowanej akcji. Lekarstwo okaże się gorsze od choroby. To jest takie świństwo, że jeśli już trzeba go wydobyć, to w wyniku współpracy rządowej wszystkich państw nadbałtyckich a nie grupy cwaniaczków kombinujących, jak tu wyrwać kasę na swoje przyjemności.
    Przedstawione uzasadnienie jest bezczelnością, liczącą na debilizm czytających.
    Wiadomo, gdzie leżą te świństwa, od dawna obowiązuje tam zakaz połowów. Jeśli chcą bezpieczeństwa ludzi, jak sami patetycznie deklarują, to niech pilnują tego zakazu. Nic więcej nie trzeba robić. Tanio i skutecznie.
    Tam nic jakakolwiek doraźna akcja nie zmieni.
    Przypomnijcie sobie walkę z GLOBCIEM i jaką kasę te sk*** wyciągnęły a jak okazało się to jednym wielkim oszustwem, to …. no właśnie, im kasy i Nobla nie odebrano, ale nam przyjdzie płacić znacznie drożej za benzynę, samochody, gaz i prąd, chleb, itd.
    Takie są skutki pobłażania cwaniaczkom z pod znaku “ochrony przyrody”.

    WW

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.