Wolność = Ja Nie!

Opublikowano: 03.08.2010 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 776

Kompania Piwowarska zdecydowała, że zdejmie baner z napisem „Zimny Lech” umieszczony niedaleko Wawelu. Stało się tak po tym, jak osoby uważające, że taki napis nie jest stosowny w pobliżu miejsca pochówku Lecha Kaczyńskiego (m. in. eurodeputowani Marek Migalski i Ryszard Czarnecki) ogłosiły akcję bojkotu jej produktów.

Kilka dni temu Facebook odblokował konto blogerki Kataryny, zawieszone wcześniej po zgłoszeniach o naruszanie regulaminu. Choć zarządzający tą internetową społecznością mogli przyjąć interpretację regulaminu niekorzystną dla Kataryny (jest w nim napisane, że użytkownicy muszą rejestrować się pod „real name” czyli prawdziwym nazwiskiem), to jednak ugięli się w obliczu protestu zorganizowanego przez ok. 0,04‰ użytkowników.

Jakiś czas temu Coca-Cola po protestach ludzi oburzonych piosenką Michała Figurskiego i Kuby Wojewódzkiego „Do celu” („Jarek po trupach do celu, każdy chce leżeć na Wawelu”) wycofała się ze sponsorowania audycji radia Eska Rock, w której zostało to zaśpiewane. „Wyrażamy ubolewanie, że nasza marka została wykorzystana w programie, który mógł urazić uczucia wielu osób” – napisali przedstawiciele koncernu.

Okazuje się, że giganci biznesu liczą się ze zdaniem zwykłych ludzi i to nawet wtedy, gdy nie jest ono wyrażane w zbyt masowy sposób.

Dlaczego? Ano dlatego, że źródłem ich zysków są właśnie tacy zwykli ludzie. Zwykli ludzie, którzy mogą zrezygnować z kupowania i użytkowania ich produktów. Zwłaszcza, że konkurencja nie śpi – zamiast piwa Lech można wypić piwo Żywiec, zamiast Coca-Coli Pepsi, a z Facebooka można zrezygnować na rzecz NK, Twittera czy MySpace. Więc lepiej się zwykłym ludziom nie narażać. Nawet, jeśli niezadowolonych jest mało. Bo jeśli się nie zareaguje, to za chwilę może być ich więcej, a wizerunek firmy na tle konkurentów dozna uszczerbku. A to może przełożyć się na wymierne straty finansowe. Jeśli dajmy na to 10% lub nawet 1% konsumentów zrezygnuje, zyski będą odpowiednio mniejsze.

Inaczej jest z państwem. Rządzący państwem nie liczą się ze zdaniem zwykłych (a nawet „mniej zwykłych”) ludzi aż w takim stopniu. Przykład pierwszy z brzegu – protest przeciwko zmianom w ustawie o radiofonii i telewizji, podpisany przez wielu znanych publicznie przedstawicieli organizacji pozarządowych i tzw. środowisk twórczych, poparty dodatkowo kilkuset głosami „szeregowych obywateli”. Nie przyniósł żadnego efektu – po porozumieniu politycznym PO i SLD zapowiedziano już, że zmiany przejdą.

Inny przykład – jednomandatowe okręgi wyborcze. Mimo wielu petycji na rzecz wprowadzenia ordynacji wyborczej do Sejmu opartej na takich okręgach (np. www.jednomandatowe.pl, apel.jow.pl, wcześniejsze apele do prezydentów Kwaśniewskiego i Kaczyńskiego, nie mówiąc już o 750 tysiącach podpisów zebranych pod wnioskiem o przeprowadzenie w tej sprawie referendum) rządzący konsekwentnie je ignorują, posuwając się aż do łamania prawa (wspomniany wniosek o referendum mimo złożenia w Sejmie nie doczekał się w ogóle rozpatrzenia, a formularze z podpisami zniszczono).

Ignorowane są również głosy ludzi domagających się powołania niezależnej międzynarodowej komisji dla zbadania przyczyn katastrofy w Smoleńsku, wcześniej zignorowano protest rodziców przeciwko ustawie wprowadzającej obowiązek szkolny dla sześciolatków, czy na przykład (to już za poprzednich rządów) apel o usunięcie Romana Giertycha ze stanowiska ministra edukacji lub obywatelską inicjatywę ustawodawczą na rzecz przywrócenia kary śmierci (w tym ostatnim przypadku projekt w ogóle nie trafił pod debatę).

Dlaczego państwo jest mniej skłonne liczyć się ze zdaniem jednostek i (stosunkowo) małych grup ludzi, niż prywatne firmy? Bo „konsumenci” usług państwa nie mogą z nich zrezygnować – a w każdym razie nie mogą zrezygnować z płacenia za nie w podatkach. Nie da się przystąpić do bojkotu podatku dochodowego tak, jak można przystąpić do bojkotu piwa Lech. Można co najwyżej (w tzw. demokracji) wybrać inny zestaw polityków, którym się go będzie płaciło. Ale i to jest utrudnione – pojedynczy człowiek ani mniejszość społeczeństwa nie może dokonać wyboru, że będzie ten podatek płacił politykom np. z PiS czy SLD zamiast z PO, taki wybór może zapaść jedynie większością głosów. Dodatkowo konkurencja na „rynku politycznym” jest praktycznie ograniczona (przynajmniej w Polsce) do jedynie kilku dużych partii, a wybierając którąś z nich wybiera się przymusowo całość oferty (nie można wybrać np. oferty PSL w zakresie ubezpieczeń społecznych i oferty PiS w zakresie polityki zagranicznej). No i w końcu wyboru można dokonać nie w każdej chwili, a tylko raz na jakiś czas przy urnie.

Więc rządzący liczą się ze zdaniem „zwykłych ludzi” tylko w niektórych przypadkach – wtedy, gdy może ono zostać wykorzystane przez opozycyjnych polityków do zablokowania ich zamiarów (jak zdarzyło się w przypadku protestu przeciwko zamiarom cenzury Internetu, gdy rządowi realnie groziło weto prezydenta wobec przygotowywanej ustawy „okołohazardowej”) lub wtedy, gdy może wpłynąć na zmianę poparcia w wyborach na tyle znaczącą, by przełożyło się to na ich wynik. Oznacza to, że zdanie wyrażone przez 1% lub nawet 10% wyborców, którzy i tak stanowią elektorat opozycji będzie zignorowane – chyba że sytuacja jest akurat taka, że przeciągnięcie ich na swoją stronę zostanie uznane możliwe i potrzebne. Oznacza to również, że im dalej do wyborów, tym większa szansa, że zdanie to będzie zignorowane, tak samo jak zdanie ludzi, za którymi nie stoi żadna licząca się w grze wyborczej siła polityczna. Ignorowane będzie również zdanie ludzi w sprawach, które przy wyborach mają dla nich znaczenie drugorzędne – bo i tak zagłosują oni zgodnie z tym, co stanowi dla nich najwyższy priorytet (np. na Komorowskiego dlatego, by prezydentem nie został Kaczyński).

Jeśli chcemy, by państwo liczyło się ze zdaniem jednostek i małych grup w stopniu przynajmniej takim, w jakim robią to prywatne firmy, to jest na to tylko jeden sposób – te jednostki i grupy powinny mieć realną możliwość jednostronnego zrezygnowania z usług państwa i jego bojkotu polegającego na niepłaceniu podatków, przynajmniej częściowego. Na przykład zrezygnowania z płacenia podatku dochodowego w zamian za rezygnację z usług administracji państwowej i samorządowej (wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych są mniejsze niż koszty pracy urzędników, więc wymiana uczciwa) – gdyby taki zadeklarowany „bezpodatkowiec dochodowy” musiał jednak skorzystać z usług jakiegoś urzędu, to płaciłby za to bezpośrednio. Albo inaczej – zrezygnowania np. ze wszystkich podatków poza dochodowym, w zamian za rezygnację z wszystkich usług państwa poza ulubioną trójcą liberalnych konserwatystów: obroną narodową, bezpieczeństwem publicznym i wymiarem sprawiedliwości (planowane wydatki w budżecie państwa na te dziedziny są niewiele wyższe od wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych, ale państwo ma też spore dochody niepodatkowe, więc wymiana uczciwa).

Jak do tego doprowadzić, to odrębny problem. Ale pierwszym i najważniejszym krokiem jest tu uzmysłowić sobie, że podstawową przyczyną, dla której państwo lekceważy pojedynczych obywateli i mniejszości, nie liczy się z ich opiniami, nie widzi potrzeby ich uzgadniania ani opracowania sposobu ich uzgadniania (nawiązując do postulatów Deklaracji Obywateli) jest jego przymusowość z punktu widzenia jednostki. Inaczej traktuje się klienta, który może odejść, inaczej niewolnika, który odejść nie może. Niestety.

Eric Frank Russell, amerykański pisarz SF napisał kiedyś opowiadanie (niestety w Internecie udało mi się znaleźć tylko wersję anglojęzyczną) o świecie zamieszkanym przez szczęśliwych ludzi, którzy nie dają sobie narzucić żadnej opresyjnej władzy, bo wiedzą, na czym polega wolność. Polega mianowicie na odmowie. Wolność realizuje się w odmowie. Ich naczelna zasada brzmi: „Wolność = Ja Nie!”.

Możemy powiedzieć „Ja Nie!” Kompanii Piwowarskiej, Coca-Coli czy Facebookowi, widzimy pozytywne rezultaty i uznajemy to za właściwe. Nie możemy powiedzieć „Ja Nie!” państwu (przynajmniej nie narażając się na represje) i widzimy negatywne rezultaty. Dlaczego nie uznać tego wreszcie za niewłaściwe?

Autor i źródło: Jacek Sierpiński


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. Murphy 03.08.2010 16:58

    @Jacek Sierpiński: Jaki jest tytuł tego opowiadania?

  2. Murphy 03.08.2010 16:59

    OK. Znalazłem na źródle. 🙂

  3. batori 03.08.2010 19:00

    Murphy może podasz linka ?

  4. batori 03.08.2010 19:01

    Ciekawy artykuł. Murphy może podasz linka ?

  5. falcon_millenium 04.08.2010 03:20

    Czas najwyższy powiedzieć: JA NIE!
    Władza bowiem uzurpuje sobie prawo do “WŁADZY ABSOLUTNEJ”.
    KONSTYTUCJA Rzeczpospolitej Polskiej mówi jasno:

    Art. 4.
    1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
    2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

    Nie ważne czy coś do końca jest zgodne z prawem. Decyzję o tym, czy coś jest zgodne z prawem podejmuje zazwyczaj sama władza, jak więc decyzja ta może być obiektywna i rzetelna.
    Referendum jak widać w obecnych czasach w zasadzie nie istnieje. Rządów nie interesuje nasze zdanie. Ich interesują ich rozgrywki polityczne i to co realizują dla siebie. Naród nie ma tu wiele do powiedzenia, a jak ostatnio widać, nasze obywatelskie akcje i podpisy sama władza ma głęboko w nosie. To jest na pewno NIEDOPUSZCZALNE.

    Zacznijmy może od podstaw kształtowania wartości, czyli od początku życia młodego człowieka.

    Jedną z kwestii, która mnie interesuje jest FAKT.. że jako członkowie systemu jesteśmy zarejestrowani przez system podczas naszej zupełnej niepełnoletności i przede wszystkim bez świadomości i prawnej dorosłości. Jakże w takim razie ktokolwiek może wymagać od nas płacenia czegokolwiek, skoro decyzja ta została podjęta przez sam system bez naszej całkowitej i świadomej zgody. Dostajemy metryczkę (numerek) i już jesteśmy kolejnym niewolnikiem, który po ukończenia 18 lat, zasili konta polityków kasą.

    Sami jako społeczeństwo na to zezwalamy. Jest to dla większości po prostu normalne.
    Po osiągnięciu pełnoletności automatycznie rozpoczynając nową pracę, płacimy podatki i nikogo ten fakt nie dziwi.
    Ja jednak uważam, że na nic się nie zgadzałem. Niczego nie podpisywałem i w moim imieniu też nie podpisywali moi rodzice. Nie zgadzam się na taką formę przymusu, tym bardziej, że ja osobiście zwalniam ludzi rządzących z pracy, ponieważ nie realizują wiele dla dobra społeczeństwa a raczej to społeczeństwo destabilizują. WŁADZA JEST NA NASZYM GARNUSZKU! Dlaczego więc podatek muszę płacić skoro nie zatrudniłem tych ludzi. Alternatywy nie ma żadnej jak zauważył autor tekstu, a sam przymus płacenia podatku komuś, kto nie spełnia oczekiwań społeczeństwa jest jak działanie mafii, która siłą przymusza do płacenia haraczu.

    Wiele jest takich spraw. Na przykład sprawa wyboru wyznania. Mnie jako niepełnoletniemu obywatelowi nie wolno podejmować żadnych ważnych decyzji, jednak nie przeszkadza to kościołowi naciskać na rodziców. Dzieci “muszą” iść do komunii czy innych zbędnych dla mnie “sakramentów” dokładnie według woli rodzicieli. Dlaczego kościół nie zmieni swojego postępowania i nie zaczeka na świadomy wybór jego członków, tylko podstępnie realizuje wszystko wtedy, kiedy sami nie potrafimy podjąć takich decyzji.

    Sprawę komplikuje fakt, że rodzice najczęściej próbują realizować swoje niespełnione marzenia “INWESTUJĄC” w dzieci i narzucając im swoje własne podejście do wszystkiego. Na własne potrzeby wychowują dzieci i pod własne spełnianie oczekiwań.

    Argumenty najczęściej wysuwane brzmią mniej więcej tak:
    1. Jak będziesz dorosły, to będziesz decydował!

    wersja z szantażem:

    2. Jak będziesz sam zarabiał to będziesz decydował, dopóki cię utrzymuję będziesz robił jak ja ci powiem.
    3. Nie jesteś u siebie w domu! masz robić jak ci każę.

    i najgorsza wersja:

    4. BO TAK! lub sp…. z tego domu skoro nie chcesz robić tego, co ci każemy.

    To jest WOLNOŚĆ? To jest MIŁOŚĆ? czy to jest dokładnie ta sama relacja jak między obywatelem a rządem?

    Wielu z dorosłych uzurpuje sobie prawo do stanowienia o swoich wychowankach nawet w okresie późniejszym. Naciski na dzieci już dorosłe niejednokrotnie nie kończą się wraz z osiągnięciem dorosłości. Systemy szantażu i nagradzania za COŚ, są obecnie stosowane w bardzo wielu rodzinach i w całym systemie władzy. Nie dziwi więc, że po osiągnięciu 18-go roku życia, kochane dzieci uciekają z domu jak najszybciej, żeby choć przez chwilę na studiach, poczuć kawałek
    wolności zanim system dopadnie ich całkowicie. Niedowartościowane Ego rodziców jest tutaj podstawą. Jakże bowiem mogą się oni mylić, skoro tyle już przeżyli i tyle widzieli. Jakże ktoś młodszy może w ogóle zabierać głos i mówić im, że źle postępują.
    ICH DZIECKO nie może myśleć inaczej niż oni! A jeśli myśli, to trzeba to jak najszybciej zmienić!

    Dzieci jednak mają najczystsze spojrzenie i doskonale widzą obłudę starszych. Nie tyczy się to tylko polityków i władzy!

    Nie jest więc tylko winą systemu, że narzuca nam wszystko po kolei. Największe znaczenie ma tutaj świadomość jednostek. ŚWIADOMOŚĆ RODZICÓW! Jednostki natomiast zaabsorbowane zwiększaniem swojego “statusu”, zakłamaną prezencją siebie i swojej rodziny lub po prostu przygniecione minimalną płacą spowodowaną najazdem
    potężnych koncernów, które rujnują gospodarkę, wyprowadzone z równowagi psychicznej całym tym bajzlem politycznym z którego niewiele wynika dla dobra społeczeństwa, NIE INTERESUJĄ się zbytnio tym co dzieje się w SYSTEMIE, bo albo mają dość, albo zajęte są konsumpcją, albo po prostu nie mają na to czasu.

    Same ustawy i akty prawne napisane są takim językiem, że jeśli nie siedzisz w temacie, to niewiele możesz z tym zrobić.
    NIE MA PRZEJRZYSTEGO PRAWA!

    Sami stwarzamy zatem obecną rzeczywistość i oprócz władzy, która swoje wzorce przenosi na swoich bliskich niedorosłych i obywateli, dokładnie w taki sam sposób przenoszą je rodzice. Sami dajemy przyzwolenie na postępowanie władzy – naszą własną ignorancją.

    GDZIE zobaczymy wpajane w nas za młodu wartości? skoro dorośli / politycy / policja zazwyczaj jedno nam wpajają a drugie robią. Które to są wartości??
    GDZIE TUTAJ JEST WOLNY WYBÓR? GDZIE WOLNOŚĆ? GDZIE PRAWDA?

    Dzieci jednak wszystko to widzą i później wyrzucają te wszystkie “wartości” na śmietnik, bo w życiu nie da się żyć miłością i szacunkiem! Potrzebna jest KASA! Są bardzo świadome, że trzeba kłamać i oszukiwać, żeby zarobić i wiele się nie narobić.
    Są też świadome, że lepiej z polityką nie mieć nic wspólnego, bo można dostać po łbie.

    Robią zatem swoje w ciszy i takim samym zakłamaniu, byle się nie wychylać.

    Później jest tylko ocena. Kogo to ja wychowałem / wychowałam.
    Cóż, było się obłudnym i zakłamanym.. owoce są takie jak drzewa…

    Przykład idzie zawsze z góry!

  6. Murphy 05.04.2023 09:28

    @batori: And then there were none, by Eric Frank Russell
    https://www.abelard.org/e-f-russell.php

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.