Umarłe przekonania

Opublikowano: 26.04.2009 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 674

Musiałem się rozstać z wieloma przekonaniami, które przez długi czas były dla mnie ważne.

Nieostatnie wśród nich, głosiło, że w konflikcie międzynarodowym należy: ZAWSZE I WSZĘDZIE POPIERAĆ SŁABSZEGO.

Zgodnie z nim, w Strefie Gazy należałoby z równą mocą identyfikować się z Hamasem, jak życzyć niepowodzeń interweniującym tam oddziałom izraelskim. Obiektywne uwarunkowania, za którymi kryje się wola mocarstw, stłoczyły na mikroskopijnym obszarze ponad milion ludzi. Skazanym na nędzę ogranicza się suwerenność, dodając tym sposobem zniewagę do krzywdy. A jeśli się buntują, poddaje się ich operacjom chirurgicznym.

Dodajmy tu niszczenie szczególnie wrażliwych na ciosy obiektów cywilnych, zwłaszcza szkół i szpitali, setki, a może nawet ponad tysiąc ofiar… Rzadko kiedy sytuacja aż do tego stopnia każe wpijać wzrok w ekran i zaciskać pięści. Chociaż takim dziecinnym gestem chce się odreagować znajdowanie się w roli kibica, któremu nieodłącznie towarzyszy bezsiła. Jednak dystans, który obciąża mimowolną winą, zarazem sprzyja refleksji. A gdyby stosunek sił jakimś cudem się zmienił? Ilu cywilnych, jak najbardziej, Izraelczyków mogłoby liczyć na przeżycie w mieście, do którego wkroczyłyby oddziały Hamasu?

Starcia izraelsko-palestyńskie, gdy przez chwilę obejrzy się je zupełnie na chłodno, sprowadzają się do rytualnych wzorców. Państwo żydowskie dokonuje wykalkulowanych demonstracji siły. Ich adresatem, oprócz liderów palestyńskich, bywa też własna opinia publiczna. Komu, w zbliżających się wyborach, powierzy ona bezpieczeństwo kraju – kalkuluje się w ministerstwie obrony oraz wśród jego politycznych zwierzchników – jeśli nie świeżym pogromcom terrorystów? Koszty tej gry ponoszą mieszkańcy domów typowanych do zbombardowania.

Na przeciwnym biegunie – podejrzewa się czasami – analogicznie politykierskim celom służą popisy słabości. Wątpliwe, czy ugrupowania palestyńskie, których głównym tytułem do chwały są uderzenia ich zbrojnych ramion, przetrwałyby ustalenie się pokoju czy chociaż względnie trwałego rozejmu. Nie tylko polityka Izraela odpowiada za przysłowiową palestyńską nędzę. Zdarza się i tak, że nieszczęścia dolegające zbiorowości eksploatują przywódcy, którzy podjęli się ją z nich wyzwolić. Szefowie Al-Fatah już dawno zamienili się z wędrownych partyzantów w prosperujących całkiem przyzwoicie lokalnych liderów. Tej mutacji sprzyjała pomoc Unii Europejskiej dla ich rodaków, która nierzadko gubiła się po drodze między potrzebującymi a pośredniczącymi. A gdyby jej nie wystarczyło, zawsze można zmusić Amerykanów do płacenia sobie za względnie umiarkowany kurs wobec ich izraelskiego sojusznika.

Hamas – trudno nie przyznać – rozwinął się w efekcie podwójnie zawiedzionych nadziei. Niepodległego państwa, którego wywalczenie lub wynegocjowanie obiecywał Arafat, ciągle brakowało, a równocześnie pogłębiała się korupcja wewnętrzna. Z perspektywy europejskiej, wygodnie jest miotać na Hamas – w części lękliwe, a w części pogardliwe – oskarżenia o fundamentalizm, szowinizm czy rasizm. Ale przecież w jego potwornym czasem obliczu wyraziła się sytuacja tej części Arabów palestyńskich, którym presja narodu nieporównanie górującego nad nimi siłą wojskową i – co gorsza – dynamiką cywilizacyjną, grozi uduszeniem.

Tonącemu, który odbił się od dna degradacji, tylko ogłupiony komfortem lew salonowy będzie miał za złe, że nie uraczył nas kunsztowną arią. Drastyczne położenie nieraz usprawiedliwia nawet zbrodnie. Te ostatnie popełnia się bowiem z jego winy. Wieki temu, na tej samej ziemi nazywanej świętą, gdzie obecnie zbrojne grupy palestyńskie próbują się przeciwstawić jednej z najsilniejszych armii świata, sułtan Saladyn popisywał się rycerskimi gestami wobec (z jego punktu widzenia) intruzów, których stamtąd wypędzał. Mógł sobie na to pozwolić, bowiem miał nad nimi znaczną przewagę liczebną, jak również organizacyjną. A jeżeli w decydującej bitwie pod Al-Hattin jego konnicę rozpędziłyby salwy karabinowe? Wówczas uciekłby się pewnie do skrytobójczych zamachów.

Pamiętając, w imię czego Hamasowi daje się wiele wybaczyć, zauważa się jednak, że wpadł on w pułapkę, w której ugrzęzły wcześniej ruchy sprzeciwu o podobnej genezie. Z bojowników, którzy zabijanie wrogów usprawiedliwiają własnym ofiarowaniem się na śmierć, wyrasta profesjonalny klan psów wojny (to określenie, jeżeli ono kogoś razi, można zastąpić – uzasadnionymi tradycją historyczną – asasynami). Reprezentowanie zbiorowości strąconej na dno zostaje zastąpione jej planowym rozgrywaniem. Walka z niezbędnego środka zamienia się w swego rodzaju organizacyjną rację bytu. Czemu, na przykład, służyło drażnienie Izraela przy użyciu rakiet chałupniczej produkcji o niewiele większej sile rażenia niż pociski z procy? Chyba w sztabie Hamasu nie liczono, że historia, w której daleki przodek generałów izraelskich król Dawid, podobną bronią zwyciężył potężnego Goliata, powtórzy się przez odwrócenie. Kto wie, czy działania z góry skazane na nieskuteczność nie były narzędziem wewnętrznej rywalizacji z Al-Fatah, której propaganda Hamasu zarzuca już nawet nie bierność, tylko jawną zdradę. Planiści izraelskich operacji wojskowych odnoszą się do cywilów po stronie przeciwnika z technokratyczną bezdusznością. Ale Hamas, z kolei, ulega skłonności do wykorzystywania ich jako żywych tarcz. Niewykluczone, iż nauczył się od Armii Wyzwolenia Kosowa, że żniwo śmierci na własnym zapleczu wymusza pożądane reakcje publiczności zachodniej.

Nie wymagajmy nieosiągalnej czystości od działaczy starających się wpłynąć na politykę realną. Co jednak – pytając aż do bólu realistycznie – by to przyniosło, gdyby Hamas narzucił kiedyś Izraelowi swoje warunki? Wolności, a nawet równości byłoby między Synajem a Libanem jeszcze mniej niż obecnie.

A może zwycięstwo Hamasu zmieniłoby światowy układ sił na niekorzyść supermocarstwowego hegemona? Dzisiaj – inaczej niż kilka lat temu – wygląda, że amerykański lewiatan prędzej zepsuje się od głowy (czy raczej swojej centralnej giełdy). Ruchawki na marginesach historii za to mu nie szkodzą. Zresztą, po przejściowych niepowodzeniach z Iraku oraz pogranicza Libanu z Izraelem jego – oraz czołowego sojusznika – stratedzy znowu umieją sobie z nimi radzić. Wgłębiając się w dzieje Bliskiego Wschodu od roku 1948, szybko się stwierdzi, że nie pasują tam wszelkie oceniające etykietki. Izrael nie jest ani spadkobiercą ocalonych z Zagłady, ani „rasistowskim państwem kolonialnym”, którym obwołują go nadgorliwi entuzjaści walki Palestyńczyków.

Przyglądać się – szczególnie krwawym – wydarzeniom na świecie każe pewnie instynkt moralny. Żeby je trafnie poznać – a nie tylko w związku z nimi krzyczeć – bardziej niż jednoznacznym zaangażowaniem musi on jednak posługiwać się niemoralnym chłodem.

Autor: Jacek Zychowicz
Źródło: Obywatel


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. ludek 26.04.2009 15:34

    Państwo izrael jest państwem równie bandyckim jak usa i nie ma tu nic do rzeczy kto jest silniejszy a kto słabszy. Bandytów należy tępić za wszelką cenę a lizanie tyłków przez kolejne rządy rp obu tym państwom stawia nas w roli współwinnego bandytyzmu. Polscy politycy którzy na to pozwalają nawet milcząco prędzej czy później doczekają się jedynej “nagrody” jaka za zdradę może zostać wymierzona.

  2. Velevit 26.04.2009 15:54

    Porównanie Izraela do USA jest słabe, ja bym powiedział, że niewiele różni się od Niemiec hitlerowskich. Toć to rasa panów jest w tym Izraelu P:

  3. Raptor 26.04.2009 17:02

    No i USA coraz mniej się różni od Niemiec hitlerowskich 🙂

  4. frasobliwy 26.04.2009 18:57

    Artykuł zawiera manipulacja w celu odwrócenia uwagi czytelnika od rzeczywistego problemu.

    Manipulacja 1: To nie jest konflikt miedzy Izraelem a Hamasem jak sugeruje autor, ale Żydami a Palestynczykami.

    Manipulacja 2:

    cyt. “Musiałem się rozstać z wieloma przekonaniami, które przez długi czas były dla mnie ważne. Nieostatnie wśród nich, głosiło, że w konflikcie międzynarodowym należy: ZAWSZE I WSZĘDZIE POPIERAĆ SŁABSZEGO.”

    Żydzi-Palestynczycy to przede wszytskim ukkład najeźdzca-napadnięty. Przypominam, że Żydów na poczatku XX wieku w Palestnie nie było, a syjonistyczni ideolodzy zapowiadali czystkę na tubylcach. Zwracanie uwagi na to kto jest słabszy służy tylko temu by dojść do “mądrości” życiowej, ze słabszy nie zawsze ma racje. Ciekawe kiedy Zychowiecz dojrzał do tej prawdy? Niemcy hitlerowskie były słabsze niż alianci. Zychowicz je popierał? Na pewno nie. No więc po co te kłamstwo o popieraniu słabszych? Tylko po to by zbudować propagandowa figure retoryczną.

  5. frasobliwy 26.04.2009 19:02

    I jeszcze ordyanrne kłamstwo:

    “Obiektywne uwarunkowania, za którymi kryje się wola mocarstw, stłoczyły na mikroskopijnym obszarze ponad milion ludzi.”

    Te obiektywne uwarunkowania to były żydowie bojówki w 1947-1948:
    – gwałcące kobiety przed rozstrzelaniem
    – mordujace dzieci na oczach rodziców
    – wycinajacych genitala
    – rozpruwajacych brzuchy ciezarnych kobiet
    – wrzucajace granaty do domów

    700 tys ludzi uciekło by zrobić miejsce na Izrael. uciekli min. do Strefy Gazy, ale i tam dopadły ich żydowskie oddziały. Żydowskie panie Zychowicz, a nie żadne “obiketywne uwarunkowania”.

  6. frasobliwy 26.04.2009 19:05

    Te “obiektywne uwarunkowania” to kasa Rotshildów i deklaracja Balfoura z 1917. Już w XIX wieku Rotshildowie mieli tyle kasy, że się moiwlo, ze posiadaja połowe świata. Aż musieli porobić miliarderów ludzi-słupy żeby to ukryć. Oczywiście lepiej się kryć za “złymi” mocarstwami gojów. Pójdzie na ich konto.

  7. W. 27.04.2009 07:49

    W Twoich komentarzach Frasobliwy znajduję podobne kłamstwo:

    “Żydów na początku XX wieku w Palestnie nie było”.

    Byli, ale żyli razem z Palestyńczykami. Żadne państwo świata nie jest w 100% mononarodowe. Wszędzie są mniejszości i większości. Podstawą problemów wojennych jest ideologia jednego kraju jednej nacji. Ta ideologia stała się przyczyną konfliktu żydowsko-palestyńskiego.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.