Porwanie Europy

Opublikowano: 15.07.2010 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 508

„Nie Wszystkie cegły Muru Berlińskiego trafiły do muzeum, część z nich użyto do budowy nowego Muru Schengen.” (Goran Svilanowic, pierwszy minister spraw zagranicznych Serbii epoki po Milosevicu)

Bałkany – trochę zapomniany region Europy….pleskawica, baklawa, Goran Bregovic, wojna, wino… i cały ciąg luźnych skojarzeń, które przychodzą na myśl każdemu, kto niespecjalnie interesuje się „tamtą” częścią świata. Dlaczego więc próba zainteresowania kogokolwiek tematem? Wystarczy spojrzeć na mapę „Nowej Europy”, przeanalizować kilka zdarzeń historycznych, spróbować pojąć Europę globalnie i wreszcie – przestać być trochę egoistą, pochodzącym z kraju, który jest członkiem Unii Europejskiej, a z którego do niedawna nie było wcale łatwo się wydostać.

Bałkany przez wieki uznawane były za obszar kulturowo obcy Zachodowi, mimo oczywistej bliskości geograficznej. Były terenem ścierania się Wschodu i Zachodu, czego naturalną konsekwencją było wpisanie się do Europy Środkowej, a ściślej mówiąc – jej zarysowanej zaledwie koncepcji Środka Europy z jego trudnością definicyjną i potrzebą nazwania nowego bytu w Europie po upadku Muru Berlińskiego, wbrew typowo europejskiej tendencji do dualizm. Stąd też dążenie do europeizacji i bycia częścią Europy w jej zjednoczonej formule. Sama Unia Europejska nie jest jednak do końca przekonana czy ma siłę i odwagę otworzyć się na Bałkany. Może to obawa przed bałkanizacją Europy, a może odwrót od idei Europy zjednoczonej, która wytarła się w dużej mierze także na skutek ostatniego rozszerzenia, które miało miejsce w 2004 roku. Coraz częściej mamy więc do czynienia z niebezpiecznymi porównaniami strefy Schengen do Muru Berlińskiego, tyle że jego granice zostały przesunięte i oddzielają teraz nie tyle obszary wpływów politycznych, co katolicyzm i protestantyzm od prawosławia i islamu. Tak więc już w tym momencie, należy zasygnalizować, że problem podzielonej Europy widoczny jest na kilku płaszczyznach: społecznej, geopolitycznej, psychologicznej i religijnej.

W wymiarze politycznym, dążenia krajów należących geograficznie do Zachodniej części Bałkanów, które starają się o liberalizację reżimu wizowego i akces, uzasadnione są poprzez oczywiste trudności w przemieszczaniu się, co jest o tyle upokarzające dla obywateli tych krajów, że kilka, kilkanaście lat temu, w wielu przypadkach przynależeli oni do jednego kraju, zostawili za granicami rodziny, a teraz zmuszeni są starać się o wizy, co paradoksalnie stało się na skutek wprowadzania w życie idei „Europy bez granic”. Kwestia wiz była wielokrotnie poruszana na arenie europejskiej. Kraje, których obywatele są zobowiązani do posiadania wiz, podkreślają jak wiele trudności wiąże się z biurokratyzacją procedur i jak wysokie są koszty. Otrzymanie wizy wiąże się bowiem z wniesieniem opłaty kilkudziesięciu euro (35 – 60 euro), koniecznością posiadania przy sobie minimum 30 euro na dzień, przedstawieniem wyciągu z konta bankowego, zaświadczenia o zarobkach nieruchomościach, zatrudnieniu, dostarczeniem aktualnych zdjęć i spełnieniem jeszcze kilku wymagań, co i tak nie zawsze kończy się sukcesem, bo każdy konsulat, który odmówi przyznania wizy, nie ma obowiązku uzasadnienia odmowy. Zdobycie wizy nie jest więc aż tak łatwe, jak powiedział były konsul niemiecki w Belgradzie Bernhard Hauer, który porównał procedury do rezerwacji hotelu. Komizm i tragizm społeczeństw odciętych, ukazali pisarze Serbii, Czarnogóry, Albanii, Bośni i Hercegowiny w zbiorowym opracowaniu – „The best stories from the Visa Queues”. Wchodzimy tu na płaszczyznę społeczną, zindywidualizowanego odbioru mechanizmów politycznego sterowania życiem jednostki, co w „Europie obywateli” nie powinno mieć miejsca. Potęguje to negatywne odczucia w stosunku do Wspólnoty i poczucie wykluczenia, zresztą w odniesieniu do młodzieży bałkańskiej i wschodnioeuropejskiej ukuto już nawet określenie „ a generation of izolation”, o tyle zasadne, że badania wyraźnie wskazują, że 70% młodych regionu nigdy nie wyjechało za granicę, bo albo nie było ich na to stać, albo nie otrzymali wizy. Trudno więc dziwić się Macedończykom, którzy po akcesie Bułgarii, masowo starali się uzyskać jej obywatelstwo. Szacuje się, że około 2,5 tysiąca obywateli Macedoni zdobyło bułgarskie paszporty, a wśród nich znalazł się także…były premier Ljubczo Gieorgiewski.

Wejście krajów bałkańskich do Unii i objęcie ich swobodą przemieszczania się, byłoby rodzajem zabezpieczenia dla Europy, że teraz zdobędzie ona pełną kontrolę nad regionem, który zbyt często jak na europejską średnią był terenem konfliktogennym. Nadzieja złudna, zwłaszcza w kontekście niemocy decyzyjnej organów unijnych. Unia najprawdopodobniej ma tego świadomość, podobnie jak zdaje sobie sprawę, że bałkańskie problemy, w drodze akcesji mogą stać się jej własnymi. Teraz UE nadzoruje na Bałkanach 3 misje stabilizacyjne i chyba wolałaby przy tym pozostać. Jest jednak jeszcze trzecia możliwość, kraje bałkańskie w ramach wspólnych interesów, po wstąpieniu do Unii Europejskiej mogą się do siebie zbliżyć. Byłoby to jedną z nielicznych okazji, w przeciągu kilkudziesięciu lat, do naturalnego zneutralizowania iskrzących problemów i potencjalnych konfliktów. Mamy tu więc do czynienia z geopolitycznym postrzeganiem problemu i odejściem od jego pozornej lokalności.

W wymiarze gospodarczym, Unia powinna spojrzeć na Bałkany i Europę Wschodnią przez pryzmat potencjalnych korzyści, jakie przyniesie przesunięcie rynków europejskich bliżej Azji. Tylko zjednoczona Europa może stać się znaczącym ogniwem w globalizującym się świecie, co w ostatnich latach zostało przesłonięte przez partykularne interesy państw członkowskich i lęki zamieszkujących je narodów, kiedyś postrzegających zjednoczenie i imigrację – naturalną konsekwencję otwarcia na biedniejszy Środek i Wschód, jako czynnik wzbogacający kulturowo i dzięki napływowi tańszej siły roboczej, także finansowo.

Z tego wynika, że Unia może mieć więcej korzyści niż strat z rozszerzenia swych granic na pozostałe kraje Europy, które ponownie miałyby zostać do nie j wprowadzone. Izolacja może grozić nasileniem się nacjonalizmów, zwłaszcza w tej części Europy, w której zawsze przekładały się one na krwawe starcia. Linia „niewidzialnego muru Schengen”, wzdłuż podziału religijnego, narzuca oczywiste skojarzenia do koncepcji Huntingtona, tyle że w skali mikro. Zamykanie się Zachodu, o ile pójdzie on tą właśnie drogą, wpłynie również negatywnie na procesy demokratyzacyjne w regionie Bałkanów, a także na Białorusi i Ukrainie, nie wspominając już o Kaukazie, który chciałby zbliżenia z Zachodem ale jego niefortunne położenie na zawsze zamknęło go w strefie wpływów rosyjskich.

Problem krajów bałkańskich w Strefie Schengen, dzięki przekraczaniu kolejnych kamieni milowych na mapie drogowej, naszkicowanej przez unijnych decydentów, prawdopodobnie w ciągu najbliższych lat (dla niektórych z nich decydujące będą najbliższe miesiące) zostanie rozwiązany, o ile Unia wyjdzie obronną ręką z kryzysu, który odsłonił jej słabości i zachwiał jej podstawami. Nadal pozostanie jednak problem „ściany wschodniej”, wschodnich granic Unii, które nienaturalnie rozgraniczyły kraje, które więcej łączy niż dzieli, włącznie z przynależnością do Europy Środkowej – dla jednych wyimaginowanego bytu geopolitycznego, dla innych naturalnej konsekwencji ścierania się Wschodu i Zachodu, co paradoksalnie wpłynęło na umocnienie świadomości swej odrębności. W przypadku tego problemu, na horyzoncie nie widać możliwość rozwiązania w ciągu najbliższych dziesiątek lat. Pojawiają się mniej lub bardziej śmiałe pomysły włączenia Ukrainy do struktur europejskich lub choćby liberalizacji reżimu wizowego, ale w tle cały czas patrzy się na reakcję Rosji.

Jurij Andruchowycz w jednej ze swoich powieści – „Moscoviada. Powieść grozy” napisał – „Niekiedy śni nam się Europa” i dziś ta refleksja nie traci na aktualności. Co więcej, ponad tysiącletnia idea zjednoczenia u progu szans na realizację, poprzez obawy polityków w postawieniu kropki nad „i” i dokończeniu dzieła, które tak w odniesieniu do nowych krajów członkowskich, jak i tych z poczekalni – wiecznie przejściowej zonie, może być również postrzegane jako sprawiedliwość dziejowa i zakończyć wreszcie ten długi „wiek murów”, jak nazwany jest wiek XX, w którym najwyraźniej cały czas tkwimy.

Autor: Barbara Maria Mazurkiewicz
Źródło: Le Monde diplomatique

O AUTORCE

Barbara Maria Mazurkiewicz – Absolwentka Wydziału Humanistycznego UMCS w Lublinie, Wydziału Politologii UMCS w Lublinie oraz Wydziału Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji KUL w Lublinie. Autorka artykułów publicystycznych z zakresu Europy Środkowej, problemów emigracji oraz geopolityki oraz artykułów naukowych z zakresu medioznawstwa i wizerunku medialnego. Pracuje w PR.


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.