„Pirackie” forum okazało się pułapką antypiratów

Opublikowano: 27.10.2013 | Kategorie: Prawo, Telekomunikacja i komputery, Wiadomości ze świata

Liczba wyświetleń: 737

Forum UploaderTalk.com, z którego korzystały osoby chcące zarabiać na udostępnianiu plików, okazało się antypiracką pułapką. Przez rok zbierało dane o swoich użytkownikach, a jego anonimowy założyciel zapowiada dalsze zbieranie danych w innym miejscu.

Nie od dziś mówi się o tym, że w walce z internetowym piractwem różne organizacje mogą stosować nietypowe zagrania, obejmujące różnego rodzaju pułapki, próby badania środowiska pirackiego itd. Nigdy jednak nie było to tak wyraźne jak teraz.

Strona UploaderTalk.com ujawniła się jako antypiracka pułapka. Wcześniej była ona znana jako forum przeznaczone dla osób, które chcą zarabiać na udostępnianiu plików w sieci. Osoby te dyskutowały o programach partnerskich, bezpiecznych dla nich usługach hostingowych, monetyzacji ruchu itd.

Obecnie na stronie UploaderTalk.com znajdziemy komunikat wyjaśniający, że była to antypiracka pułapka. Jest też logo firmy NukePiracy, która świadczy usługi antypirackie, reklamując się jako dostawca “unikalnego podejścia do ochrony własności intelektualnej”.

W komunikacie znajduje się informacja o tym, że NukePiracy przejęła stronę UploaderTalk.com. Ponadto założyciel strony, znany pod pseudonimem WDF, w lekceważący sposób wyśmiewa osoby, które korzystały z jego forum.

“Zebrałem informacje o wielu z was. Zebrałem info o hostach plików, web hostach, stronach (…) Zbudowałem historię, zdobyłem zaufanie bardzo istotnych ludzi na scenie warezowej, zbierając informacje i dane cały czas (…) Więc co się stanie teraz? Już pracuję z innym ID, nową osobowością i nadal zbieram dane” – czytamy w komunikacie.

Z pewnością dla niektórych osób to nie będzie dobra wiadomość. Łatwo się domyślić, że UploaderTalk.com posiada adresy IP, adresy e-mail i inne informacje o swoich użytkownikach. Teraz po prostu trafią one w ręce antypiratów, którzy będą się starali jakoś te dane wykorzystać.

Również na stronie firmy NukePiracy znajduje się komunikat o przejęciu UploaderTalk.com. Jest on bardziej oszczędny w słowach i informuje, że WDF został przyjęty do firmy jako doradca, konsultant i strateg.

W serwisie TorrentFreak możemy poczytać o tym, co wiadomo o antypirackim agencie kryjącym się do tej pory za pseudonimem WDF. Jeszcze przed założeniem UploaderTalk.com udzielał się on na innym podobnym forum WJunction (jest to prawdopodobnie największe miejsce spotkań tego typu). WDF szybko stał się moderatorem i już wtedy miał dostęp do wrażliwych informacji.

Z nieznanych powodów WDF został wyrzucony z WJunction. Potem w internecie zaczęły się pojawiać wycieki z WJunction, a UploaderTalk regularnie o tych wyciekach informował. Z czasem UploaderTalk stało się znanym forum i choć nigdy nie było tak duże jak WJunction, korzystało z niego wiele osób związanych z udostępnianiem plików w sieci.

Trudno powiedzieć, na ile ta antypiracka pułapka może komukolwiek zaszkodzić. Z pewnością dla antypiratów oraz dla firmy NukePiracy będzie to powód do przechwałek. Będą mówić “uważajcie, bo nigdy nie wiecie, skąd uderzymy”. Dane z forum mogą być pewnymi wskazówkami w poszukiwaniu naruszeń.

Inne rzecz, że działalność UploaderTalk.com sama w sobie może być kwestionowana. W ostatnim czasie przemysł muzyczny wiele mówi o tym, że ułatwianie naruszeń praw autorskich samo w sobie jest naruszeniem (tak mówił szef MPAA przy okazji zamknięcia isoHunt).

Czy UploaderTalk.com przypadkiem nie pomagał naruszać praw autorskich? Jeśli tak, to czy można usprawiedliwić jego czyn tym, że doprowadziło to do ujawnienia wielu podobnych czynów. W rozgryzaniu sprawy od tej strony nie chodzi o to, aby usprawiedliwiać naruszenia praw autorskich. Po prostu warto przypomnieć, że walka z piractwem nie może uzasadniać każdego rodzaju działań.

Autor: Marcin Maj
Źródło: Dziennik Internautów


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

8 komentarzy

  1. Towarzysz Chuiev 27.10.2013 17:00

    Piękna historyjka WDF, pewnie skontaktowała sie znim RIAA lub inna organizacja, która chciała te dane odkupić. Podejrzewam, że w grę wchodzi suma 5,6 lub 7 cyfrowa.

  2. Komzar 27.10.2013 19:07

    Powiedzmy sobie szczerze. Cała ta walka z piractwem to troszkę ściema jest.
    Gdyby nie ono internet nie miał by większego sensu, jak ktoś ma wątpliwości to niech sprawdzi sobie co generuje największy ruch w internecie.
    Internet to olbrzymie zyski ktoś obsługuje tą infrastrukturę i bierze za to kasę.
    Potem te same koncerny jeszcze zarabiają na sprzedaży elektroniki. Gdyby nie te “piractwo” ogólnie nie było by sensu kupować smatfonów jak się nie ma co na nim odtwarzać. Nikt nie kupi telewizora z wejściem USB i obsługą formatów MPG by oglądać na nim własne zdjęcia. To są prawdziwie pieniądze i olbrzymi rynek.

  3. Delite 28.10.2013 00:22

    @Komzar Racja.

  4. Towarzysz Chuiev 28.10.2013 09:09

    Hmm, dla mnie internet bez piractwa ma sens. Pracuję zdalnie, właśnie przez internet – czyli jako jedna z nielicznych osób, używam internetu do tego do czego został stworzony – do komunikacji zdalnej.

    W Republice Irlandii nakazem Sądu Najwyższego wszyscy irlandzcy providerzy zablokowali dostęp do torrentów, w tym the pirate bay. Świat się nie skończył, łącza są tam coraz szybsze, a telewizory z wbudowanym USB są nadal w sprzedaży. Dzięki temu mogę wziąć moje fotki na pendrive i pokazać je znajomym w ich salonie, bez konieczności noszczenia ze sobą laptopa.

    http://www.thejournal.ie/high-court-order-block-pirate-bay-948503-Jun2013/

  5. aZyga 28.10.2013 10:45

    LoL to Republika Irlandii jest jakieś 3-5 lat do tyłu, bo wtedy była moda na torrenty. Piractwo było jest i będzie – można je jedynie ograniczyć przez obniżkę cen i większą dostępność tytułów.Obecna polityka antypiracka tylko nakręca ten cały ,,biznes” .Wszyscy tylko kombinują jak zrobić w bambuko RIAA i tym podobne organizacje.I stety są od nich lepsi, zawsze kilka lat przed nimi.
    I cytując wielkiego myśliciela 😉 ,,w niektórych przypadkach piractwo jest usprawiedliwione ”.

  6. pablitto 28.10.2013 11:43

    a co to jest “piractwo”?

    Sorry, ale z globalnej perspektywy społecznej “antypiractwo” to wstrzymywanie technologicznego rozwoju, podtrzymywanie różnic społecznych, itd. itp..

    Przykładów są tysiące, kilka prostych uwag:

    1. twórca (związany umową z koncernem wydawniczym) ma i tak nikły udział w zyskach (tak – promocja kosztuje etc.. -temat rzeka, z drugiej strony jakiś dziwny Gangam Stajl stał się milionerem w kilka tygodni)

    2. Soft – weźmy np. takiego AutoCAD’a (piraconego pewnie przez 90% polskich biur i inżynierów) – koszt wersji np. 20 000 zł. Mała firma ze Szwajcarii kupuje legalnie taki program za 1 “robotę”, adekwatna firma niemiecka za 2, firma z Polski za, powiedzmy 4-5 adekwatnych podobnych prac, a co ma jeszcze powiedzieć firma z Ukrainy? Meksyku? Indii? RPA? Rozumiem, że to jest fair, tak? 😉 – niech sobie pokonkurują zatem firemki z Polski na globalnym rynku z pirackim softem 😉

    3. od czego zaczęłą się nagonka na taki “MegaUpload”? – dokłądnie od momentu otwarcia przez nich LEGALNEGO serwisu muzycznego, gdzie autor kontentu miał dostawać 90% zysku z tanich opłat za utwory (podobnie działają app-story, tylko prowizję dla siebie pobierają większą) – zawinęli ich dokładnie wtedy, gdy udało im się przekonać kilka gwiazd (m.in. bodaj jakiś Puff-Daddy czy inny raper, jak pamiętam) do przeniesienia się na ich serwis.

    4. a w razie czego – nazywanie “piractwa” złodziejstwem, kradzieżą – to kłamstwo rozpowszechniane przez ACTA’o-podobnych demagogów. Piractwo to “pozbawienie posiadacza autorskich praw majątkowych jego ewentualnych przyszłych dochodów” (bo nie jest powiedziane, że jeśli ktoś miałby “nie-piracić” -kupiłby automatycznie legalnie wszystkie utwory, które teraz ma “za darmo”) . To nie to samo, co np. kradzież bochenka chleba ze sklepu.

    Piractwo to nie tyle problem jakiejś “legalności” – to problem niezadowolonych z zysków kilku głównych korporacji “cyber-mass-medialnych”, które widzą, że ludzie przestają używać ich “kanałów” – a najbardziej przeraża ich to, że ludzie tworzą sami dla siebie portale informacyjne jak ten, tworzą muzykę, telewizje, oprorgamowanie (nie daj boszsz open-source! 😉 – innymi słowy, społeczeństwo zaczyna tworzyć same, dla siebie – z pominięciem tych smutnych panów w najdroższych garniturach… to jest to, co ich “przeraża” – i przed tym się właśnie panicznie bronią.

  7. MateuszW 28.10.2013 22:26

    @pablitto: Stworzyłeś kiedyś coś, co mogłeś sprzedawać (co mogło być piracone) i nie było open-source? Byłeś kiedyś po drugiej stronie barykady (że z powodu piractwa coś straciłeś)?

    “Piractwo” dotyka nie tylko wielkie korporacje. Jeśli jakiś autor decyduje się na współpracę z agencją wydającą jego dzieła, to wiadomo, że ryzyko jest mniejsze – dostaje mniej, ale też i udział w zyskach jest relatywnie mały. Jeśli ten sam autor stwierdzi, że nie chce “karmić agencji” tylko zrobić na własny koszt, to w przypadku “skutecznego” piractwa – autor traci na tym dużo więcej, niż agencja, która ma XX różnych autorów i 1 strata nie oznacza końca biznesu.

    W przypadku gdy jesteś autorem wydającym swoje dzieła (załóżmy: programy), jeśli np. zatrudniasz kogoś do pomocy, płacisz podatki i zusy i robisz to poważnie (oficjalnie) – to masz koszty i dla mniejszych podmiotów to nie są małe kwoty. Załóżmy że bierzesz kredyt na działalność. Jeśli spiratują Twój program tak, iż użytkownicy zamiast kupować będą ściągać łatwo dostępne pirackie wersje – wówczas nie kupią oni Twojego produktu – do Ciebie kasa nie trafi – a Ty zaczniesz ich nazywać złodziejami – bo nagle się może okazać, że kredytu nie da się spłacić.

    Dopiero jak uda Ci się koszty zrekompensować, wówczas możesz mówić o utraconych zyskach przez piractwo(zakładając że dotychczasowe wpływy pokrywają rozwój produktu).

    Wskazywanie, iż nie jest podobne do kradzieży bochenka chleba jest niezbyt trafione. Zarówno twórca (autor) jak i piekarz, muszą zainwestować (w sprzęt, wiedzę, pracowników, biuro..itd) i zwraca się im to dopiero, gdy klienci zaczną kupować i łączna kwota zakupów pokryje koszty. Tyle że dla każdego kradzież bochenka z piekarni jest kradzieżą, bo to rzecz namacalna. W przypadku piracenia nie masz “namacalności” i dla niektórych oznacza zaproszenie do ściągania i korzystania. Bo to i tak kopia. A to że autorowi nie zwróci się rozwój bo ludzie nie zakupią odpowiedniej ilości “kopii”…to nieważne, ważne że korporacje nas koszą, więc “można piracić”. Kogo interesuje czy twórca stracił coś przez piractwo czy nie…

    Niektórzy argumentują – że ściągają aby sprawdzić dzieło – a że im się nie podobało, to nie kupią wersji komercyjnej. Ale jak idzie do piekarni – to jeden z drugim musi z góry zapłacić, bo żaden piekarz nie sprzeda chleba na zasadzie “jak smakuje to zapłać”, bo wtedy sprzedawcy poszliby od razu z torbami. Więc jeśli nie zasmakuje im chleb to i tak tę kasę mają w plecy.

    Więc jeśli byś chciał, aby ludzie faktycznie przestali korzystać z usług “tłustych kotów” (korporacyjnych pośredników), twórcy musieliby mieć warunki, aby realizować swoje dzieła bez obaw, że piractwo doprowadzi ich do bankructwa. Dlatego też wielu decyduje się na pracę na rzecz w/w agencji, dlatego że oferują bezpieczeństwo – stąd efekt – korporacje chcą odbić “ryzyko” korzystając z usług agencji antypirackich i spirala się nakręca.

    Jak widzę, że np. chciałbym stworzyć apkę na androida i móc ją rozwijać, a wiem, że ludzi przyzwyczajono do bardzo niskich cen, to licząc potencjalną ilość użytkowników x typową cenę komercyjnej apki ze sklepu (np. 5/10zł) mając na uwadze koszty DG przy takim przedsięwzięciu – nie podejmę się tego, bo niestety musiałbym do tego dopłacać i nie chciałbym zbankrutować jak wiele osób przede mną, które myślały że uda im się rozwijać produkt i wyjść minimalnie na swoje. I nie tylko ja tak myślę. A wiadomo, iż pomimo tego, że apki na androida są bardzo tanie, to i tak piractwo (i pochodne) ich nie omija. Więc niska kwota produktów wcale nie jest zaporą dla piractwa.

    A duże firmy…ich wcale to nie “przeraża”… Tak samo jak open-source – szczególnie że to ostatnie to darmowa robota – nie trzeba zatrudniać pracowników, więc korporacje sprzedając produkty oparte o open-source zarabiają więcej niż gdyby musiałby zatrudnić pracowników do wykonania adekwatnej pracy. Zresztą można popatrzeć kto tworzy open-source – z reguły są to osoby, które są już “utrzymywane” przez duże firmy, albo mają stabilną sytuację finansową – i gdy im “piractwo” nie jest straszne.

  8. pablitto 29.10.2013 10:08

    Witam!
    Więc może od początku – akurat trafiłeś kulą w płot, tak, że lepiej być może nie mogłeś na WM 😉 – otóż tak, stoję po tej “drugiej” stronie barykady, biorę udział w tworzeniu kilku rzeczy od ładnych paru lat, znam smak developerki w tym pięknym świecie i zapewne również “straciliśmy” na piractwie “miliony” przez te dekady :]

    Zgodzę się z częścią argumentów jak najbardziej, jak również z tym, że open-source jest wykorzystywany grubo przez korpo. “Legenda miejska” głosi, że np. w DirectX (nie wiem do której wersji) w kodzie są polskie komentarze (!), bo jak brali tam części z OpenGL’a – się złożyło, że nasz rodak akurat pisał kawałek kodu, i zostawił tam dla siebie komentarze w naszym języku. Goście z m$ zostawili to na zasadzie cut&paste, albo może myśleli, że jest coś ważnego w tych szeleszczących krzaczkach, nie mówiąc o wykorzystywaniu kodu wszelkich Linuxów itd. itp.

    Rzeknę tyle – problem “piractwa” to jest problem globalny, społeczny, behawioralny -wręcz antropologiczny 😉 i stawianie tego w sposób, że tu się ktoś napracował, tu kredyt a tam ktoś to “ukradł” jest bardzo bardzo bardzo dużym uproszczeniem. Poza tym, po prostu – gdyby nie piractwo, w krajach takich jak Polska (a co dopiero dalej na wschód/południe) bylibyśmy “zdźiebko” zapóźnieni technologicznie. Zresztą dalej jesteśmy – w sensie dostępności szeroko pojętej zaawansowanej technologii “dla Kowalskiego”.

    Narzekanie na piractwo, to coś jakby np. narzekanie na samochód, że jest sprawcą tylu wypadków. Nie będę się tu zapętlał w jakichś wywodach – to o czym napisałeś jest prawdziwe, tylko to (powiedzmy) – czubek góry lodowej, pod którym siedzi cała konstrukcja patologicznego systemu na tej planecie.

    PS. a ludzi jakoś siła nie przymusisz i tak do kupowania tego, co wydaje Ci się, że powinni kupować (no, chyba że palisz właśnie kubańskie cygaro poprawiając gajer od Armaniego, i patrzysz pytając o to na swój sztab od marketingu, PR’u etc.. 😉

    a z innej mańki, właśnie wpadła mi głupia myśl – wyobraźmy sobie, że jakieśtam nasa “odkryło” np. rój meteorytów, walący prosto jak w gębę strzelił na tą naszą biedną planetkę – i mamy X lat/miesięcy do “impaktu”… cóż wszystkie siły naukowo-twórcze planety postawione są w stresie na nogi, by szukać panicznie jakichkolwiek rozwiązań sytuacji – i co? Czy w pięknym “kapitalistycznym” systemie (od razu zaznaczam, że cudzysłów jest celowy, jak i nie jestem fanem “komunizmu” w adekwatnym cudzysłowiu – zresztą oba te patologiczne systemy chyba więcej łączy niż dzieli i to też są znaczne uproszczenia)… odzywają się nagle głosy… – ooooo przepraszam, ale ten produkt jest opatentowany przez korporację X – użyto go bezprawnie! A pan Kazek z Koziej Wólki zasymulował cośtam na nielegalnej kopii programu do liczenia naprężeń! Do tego pani Gienia zrobiła wizualkę impaktu kawałka skały o Ziemię na nielegalnej Mayi 23b z kradzioną Newton-smash-library! A Pan Zdzisio nie zapłacił VAT’u od stworzonego działka fotonowego ;)… itp. itd… – czyż to nie jest Monty Python? 😉 – więc wyobraźmy sobie, że np. taka sytuacja może mieć niebawem miejsce, i im szybciej damy technologicznie kopa, tym większe mamy szansę na przeżycie, a TO nie jest system społeczny “skrojony” do współpracy i dostępności wiedzy/technologii. Inaczej wszyscy “pławilibyśmy się” 😉 we względnym dobrobycie, eliminując po drodze wszelkie patologie z biedą i przestępczością włącznie -jako skutek uboczny po drodze.

    Moim skromnym zdaniem obrona “anty-piractwa” (nie mówiąc już o patentach;) to jak leczenie raka przez “zachodnią medycynę” za pomocą amputacji czy śmiertelnego promieniowania. To również współtworzenie jednej wielkiej korporacji, która zacznie de facto rządzić światem, jak w tanich holiłódzkich filmach, za kilkadziesiąt lat – i taki los zgotujemy naszym dzieciom czy wnukom. W sensie – gdyby temu nie przeciwdziałać, i ufni w troskę korporacji o dobro ludzkości 😉 i ponoszone przez nich koszty i w ogóle… pozwolić tym smutnym panom działać. – PSS. to nie są domysły, wystarczy spojrzeć na statystyki 😉

    Nie chodzi mi też o to, że piractwo jest super świetne i jest lekarstwem na całe zło 😉 – to jest po prostu naturalna reakcja ludzka na otaczającą (patologiczną w tym względzie) rzeczywistość. Zmuszanie ludzi do “przestrzegania prawa” (no właśnie – a kto te prawo ustala? -Ty? -ja? -chyba nie za bardzo ;/) to jak… hmm…. moze po prostu od razu stwórzmy dla nich specjalne obozy… 😉 czekaj… zaraz, skądś to znam… hmm… 😉

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.