O poziomie nauczycieli

Opublikowano: 14.07.2009 | Kategorie: Edukacja

Liczba wyświetleń: 771

Plagą dzisiejszych czasów są nauczyciele nauczania początkowego.

Nie przestanę się zapewne dziwić, jaki geniusz w szale twórczym wymyślił coś tak idiotycznego. Przez okres trzech najważniejszych lat w życiu ucznia, w którym powstają mechanizmy i odruchy warunkujące stosunek dziecka do wiedzy i szkoły, znajduje się on w wyłącznej dyspozycji jednej osoby, która ma mu przekazać podstawy wiedzy zarówno językowej, matematycznej jak i przyrodniczej. Dobrze, jeśli ma szczęście trafić do omnibusa o szerokich horyzontach myślowych. Gorzej, jeśli edukacja biedaka przypadnie w udziale… debilowi. Wówczas dochodzi do produkcji kretynów na szeroką skalę.

Z moich obserwacji i wspomnień z czasów licealnych wynika niezbicie, że kierunki nauczycielskie na studiach wybierali uczniowie… hmm, delikatnie ujmując ostatniego sortu. Dziś mamy tego owoce. Daleko im do nauczycieli z moich lat dziecięcych, kiedy to pedagog z wykształceniem maturalnym potrafił oszołomić swoją wiedzą i wbić do głów braci szkolnej wszelakie wymagania określone w programie nauczania, a nawet zagadnienia pozaprogramowe.

Dziś nauczyciele mają pokończone studia, mają szerokie kwalifikacje i otrzymują kolejne szumnie brzmiące tytuły, ot choćby „nauczyciel dyplomowany” etc., ale nauczycielom z mojej podstawówki, bez studiów i tytułów mogliby co najwyżej lizać buty.

Przykład? Proszę bardzo. Na lekcji przyrody w drugiej klasie nauczycielka omawiała sposoby rozmnażania ssaków. Rozwodząc się nad szczegółami zaznaczyła, iż ssaki nie rozmnażają się z jajka, na co moje zafascynowane zwierzętami dziecko oburzyło się odrobinę za głośno. Wyrwane do odpowiedzi mającej wyjaśnić takie zachowanie, zaprzeczyło głoszonej przez inteligentną panią tezie, powołując się na sposób rozmnażania stekowców (dziobak i kolczatka). Zamiast otrzymać pochwałę usłyszało, że plecie wierutne bzdury i dostało pałę za fantazję i podważanie wiedzy nauczycielskiej.

Pewnie nie uwierzyłabym, że jest to w ogóle możliwe, gdyby pani owa nie była moją pacjentką i nie przesyłała mi w formie liścików swoich próśb rojących się od błędów ortograficznych (!!!). Dodam również, że mimo ewidentnej wady wymowy i wyrażania się w sposób niestylistyczny (końcówki!), nauczycielka owa legitymuje się uprawnieniami logopedy, co wyraźnie przeczy jakiejkolwiek logice.

Przez kolejne lata dziecko było systematycznie ośmieszane i upokarzane w obecności całej klasy na tyle skutecznie, że obecnie nie stara się zabłysnąć jakąkolwiek nadprogramową wiedzą, bo niby w jakim celu? Chamstwo i umysłowe upośledzenie nauczyciela wytworzyło skuteczne mechanizmy obronne u tak małego dziecka na całe życie. I domyślam się, że nie jest ono w tym odosobnione.

Takie sceny muszą mieć miejsce w całym kraju niestety… To powinno być zabronione i piętnowane wręcz, zwłaszcza że niewiele jest osób mających talent i zamiłowanie do wszystkich dziedzin, jakie wprowadza zintegrowane nauczanie początkowe. Nie wiem komu przeszkadzali poloniści, matematycy i przyrodnicy… Wrrr.

Ale… to nie koniec jeszcze. Jakieś pół roku temu los zetknął mnie z kolejnym nauczycielem. Pan w średnim wieku, bardzo sympatyczny, zagaił sam rozmowę w związku ze strajkami lekarzy, zdziwiony, że ja nie strajkuję. Po dość długiej i miłej wymianie zdań postanowiłam ponarzekać i przytoczyłam ww. opowieść. Kiedy dotarłam do miejsca, w którym moje dziecko żachnęło się po wypowiedzi pani, sympatyczny nauczyciel wszedł mi w słowo stwierdzając radośnie, że moja córka oczywiście miała rację, bo taki np. krokodyl… To jest właśnie straszne i śmieszne zarazem.

I jak tu dziwić się temu, że my lekarze uważamy, że nauczyciel to nie jest zawód, a jedynie rozpoznanie kliniczne… No jak?

Skoro zaś o szkolnictwie mowa, to wreszcie zaczęto zauważać problem zarówno kwalifikacji nauczycieli, efektów nauczania (za które ja winię system a nie dzieci), oraz nadprodukcji magistrów… bez jakichkolwiek kwalifikacji.

Ale to już jest temat innego artykułu.

Autor: Lukrecja
Materiał nadesłany do “Wolnych Mediów”


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

12 komentarzy

  1. legion 14.07.2009 10:11

    Miałem nauczycielke historii, która była żona dyrektora szkoły. Pewnego razu ta pani stwierdziła, że napaść Niemiec na Polskę w 1939 roku zaczęła się od Westerplate. Kiedy się zgłosiłem i zauwżyłem, że nie jest to tak do końca pewne, wskazując na most w Tczewie i nalot na pewna miejscowość (wybaczcie ale po tylu latach nie pamiętam już nazwy), oraz przekroczenie granicy przez Niemców gdzieś na Górnym Śląsku, wtedy nauczycielka oburzyła się i powiedziała abym jej nie poprawiał bo ona wie lepiej. Od tego się zaczeło. Niemal co lekcję byłem wzywany do odpowiedzi. Akurat mi to nie przeszkadzało bo lubiłem historię. Pomimo iż znałem zawsze odpowiedzi na jej pytania, nie stawiała mi za nie nigdy ocen, chociaż innym to robiła. Pod koniec roku chciała mi postawić na świadectwie ocene dobrą, chociaż ja uważałem że zasługuje na lepszą. Dopiero pod okiem nauczycielki z innej szkoły udało mi sie dostać ocenę bardzo dobrą. Pani, która mnie egzaminowała była mocno zdziwiona, że w mojej szkole robi mi się takie problemy i zaproponowała przeniesienie do jej szkoły. Popróbach robienia mi problemów ze strony dyrekcji starej szkoły, była interwencja w kuratorium, przeniosłem się. Dużo zawdzięczam sprytowi i uporowi moich rodziców, którzy wszystko załatwiali. Oni zdawali sobie sprawę, że dalsza nauka w tej szkole będzie dla mnie udręką i odbije się fatalnie na mojej przyszłości.

  2. Robert 14.07.2009 11:42

    Szanowna Lukrecjo 🙂
    Lukrecja to przypadkowo wybrane imię czy sugerujesz jakieś koneksje? 🙂
    Pytam, bo jadu w twoim tekście tyle, ze aż nieprzyjemnie czytać.
    Najgorsze jest, ze masz rację. Piszę “najgorsze” ponieważ wyrzucanie swojego bólu w artykule, który mógłby posłużyć jako podstawa do merytorycznej dyskusji niczemu nie służy oprócz wzrostu nienawiści po drugiej stronie.
    To tyle co do zawartych w tekście emocji. A co do meritum.
    Problem, który opisujesz, a siegam do najgłębszego poziomu,nie dotyczy li tylko nauczycieli. Jest to problem powszechny. Dotyczy również was, lekarzy, którzy o ile wiem nie uczy sie na medycynie ani holistycznego podejscia do pacjenta, ani zielarstwa, ani tzw medycyny naturalnej. Czy wiesz co to jest bioenergoterapia a przede wszstkim jak to działa. A nawet jeśli wiesz to czy dowiedziałaś sie tego na studiach? Na pewno nie. I to samo tyczy nauczycieli. Nikt ich nie uczy jak zachować sie w sytuacji kiedy dziecko wie cos czego oni nie wiedzą. A skoro tak to jak maja zareagować? Reagują tak jak wszyscy kiedy ktoś atakuje jego autorytet – agresja. Czy mógłby inaczej, ależ tak tylko że tego trzeba sie nauczyć. Ktoś musi tego uczyć, ale kto, kiedy nawet Kościół niby Ten który jest do mówienia o Miłości predysponowany sam jej nie stosuje w swoich codziennych działaniach itd itp. Jest to rodzaj błędnego koła gdzie dziennikarz musi poszukiwać sensacji bo mu za to płacą zamiast pisać z sensem, gdzie polityk musi kłamać służąc swojej partii w imię walki władzę pozbywając sie resztek sumienia.
    Świat jest chory.
    I rządzą nim ludzie, którym wydaje sie, że nikt tego nie widzi jak są chorzy wraz z tym swiatem.
    To tyczy całego systemu oswiaty, programów szkolnych i sposobów edukaji nauczycieli. Dlatego nie dziwie sie dzieciom indygo, które leją na ten system i maja go gdzieś.
    Ty Lukrecjo chcesz go zmienić czy tylko pożalić się.?
    Jeśli chesz go zmienić zacznij od siebie. Przebudź się ze snu, z tego matrixu i zrób miejsce dla swego dziecka aby i ono mogło żyć przy swidomej matce. Inaczej dziecko Twoje nawet nie bedzie maiło gdzie odreagować.
    Pa

  3. Robert 14.07.2009 12:18

    Ale tak jest wszędzie. Nauczyciele to też jedna wielka klika tak samo jak policjanci, lekarze czy politycy. Uważają się za bogów (no z małymi wyjątkami) i biada temu kto chce z nimi walczyć. Dlatego powinno się sprywatyzować szkoły a nauczyciele powinni być zatrudniani na kontrakty i przy przedłużaniu kontraktu powinna być brana pod uwagę opinia rodziców i uczniów.

    Pozdrawiam

  4. BolesławBejrut 14.07.2009 12:45

    W trzeciej klasie szkoły podstawowej miałem dyktando. Po sprawdzeniu, pani oddała nam nasze dyktanda, bardzo zdziwiła mnie moja ocena, dostałem pierwszy raz w życiu trójkę (nigdy nie miałem problemów z ortografią), niemniej kryteria były dość ostre (3 błędy – pała). Zacząłem sprawdzać: dwa błędy jak byk, wstyd, ale cóż, trudno, na klatę to biorę, z przecinkami problemy jak zawsze…ale nagle widzę…trzeciego byka, którego pani najwyraźniej nie zauważyła. Ucieszony, a zarazem dumny, że zauważyłem coś, co nasza wszechwiedząca pani (była nasza wychowawczynią) przeoczyła, biorę swoją pracę, wybiegam ze swojej ławki i krzycząc “proszę pani, a pani czegoś nie zauważyła, a ja zrobiłem o jedne więcej błąd niż pani podkreśliła” podchodzę do niej, ona bierze ode mnie pracę, sprawdza, mówi “rzeczywiście”, podkreśla na czerwono błąd, przekreśla minus trójkę, wpisuje dwójkę i oddaje mi pracę.
    Oj tak. Wyjątkowo długo i boleśnie zapamiętałem tą lekcję. Dzięki tej pani pojąłem znaczenie maksymy “milczenie jest złotem”.
    I mówiąc szczerze nie tęsknię za starymi nauczycielami, przynajmniej tymi z podstawówki i na pewno nie uważam, że w czymkolwiek przewyższali dzisiejszych.
    Aaaa i jeszcze coś: nasza nauczycielka z 1 klasy uczyła nas na matematyce, że 0 x 1 = 1. Ja miałem normalnych rodziców i brata w 5 klasie, więc powiedziałem jej, że chyba się myli. Pani zbeształa mnie, ale miała przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby na następnej lekcji powiedzieć, że miałem rację i mnie przeprosić.

  5. ex-nauczyciel 14.07.2009 16:31

    To ja Wam powiem coś z własnej praktyki. Byłem nauczycielem niemieckiego w podstawówce. Nieważne, gdzie. Przez cały czas starałem się utrzymywać co najmniej przyzwoity poziom nauczania, a nie było to łatwe, ponieważ moi uczniowie wywodzili się głównie z biednych rodzin, bywali niedopilnowani, niedożywieni, itp. Co ciekawe, rodzice wcale nie chcieli, żeby ich dzieci znały obcy język, nie wnikam, dlaczego. Ileż to musiałem się nasłuchać o tym, że oni znają rosyjski, a ten głupi niemiecki dzieciom do niczego się nie przyda (a jest przecież kontynuacja w gimnazjum, liceum, na studiach). Przychodziły mamuśki z pretensjami, dlaczego to one nie rozumieją, o czym ich dziecko się uczy? (No, cóż, jeśli dziecko jest mądrzejsze od swojej matki, to co ja mogę na to poradzić? ) Dlaczego otwierają zeszyt, a tam tyle notatek, gramatyki, słówek? Czemu kartkówki? Jak śmiem zapowiadać sprawdzian 2 tygodnie wcześniej?
    “Proszę pana, dlaczego moje dziecko ma takie dobre stopnie”? – “Bo dobrze się uczy”.
    Zdarzały się nawet hospitacje rodziców na lekcjach i podsłuchiwanie pod drzwiami, ponieważ posądzano mnie o niekomunikatywne prowadzenie lekcji i stresowanie uczniów. Wszystko to tylko dlatego, że byłem tzw. młodym nauczycielem i nie znosiłem cwaniactwa. Na lekcjach bywało przeważnie wesoło, więc tym bardziej szokowały mnie oskarżenia rodziców. W końcu zainterweniowali wychowawcy klas i miałem choć trochę spokoju.
    Potem jakimś dziwnym trafem spora część moich uczniów nie miała problemów w liceach z wykładowym niemieckim. Ale rodzice co mi dawali popalić, to moje. Do dziś nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem…

    Od wielu lat nie pracuję już w szkole i jestem z tego bardzo zadowolony. Mam spokojną pracę za porządne pieniądze i nie muszę znosić upokorzeń. Co więcej, odradzam każdemu młodemu człowiekowi (z moimi studentami włącznie) pracę w szkole, również z powodu nadal upokarzającej pensji. Gdybym jednak kiedyś miał do wyboru 1.) znów znosić te nagonki matek, czy 2.) iść na front, wybrałbym front.
    Może czasem, zanim ocenicie w swoich oczach nauczyciela negatywnie, zastanówcie się, z czym taki nauczyciel musi się zmierzyć i za jakie pieniądze. Wielu rzeczy po prostu nie widać z pozycji roszczeniowej matki, czy dziecka, które nie chce się niczego nauczyć.

  6. Heh! 14.07.2009 18:44

    Hahaha, ładnych belfrów ma córka autorki.
    Ja się śmieję ale w sumie na studiach miałem takiego fajnego wykładowcę matematyki, co przepisać swoich własnych notatek na tablice bezbłędnie nie potrafił. Rozumiem że nie każdy ma smykałkę ale gość był (jest) doktorem!!!
    Innym razem mieliśmy super wykładowcę ekonomii. Prowadził tak przyjemnie i ciekawie wykład że wszyscy nawet największe obiboki słuchały i wszystko potrafiły. Napisałem wykład bo jako że był tylko magistrem odebrano nam go po jednym wykładzie i dali nam pewnego doktora który nic nikogo nie nauczył. Mruczał coś pod nosem na auli mieszczącej 400 0sób że nikt nic nie słyszał. Ludzie przestali chodzić i każdy miał problem z zaliczeniem.

    A co do ex-nauczyciela. W liceum uczył mnie taki profesor filozof. Miał inny rodzaj nauczania ponieważ nie kazał wkuwać jakiś głupot do głowy o wierszach itp tylko lekcje prowadził na zasadzie dyskusji. Gościu potrafił nauczyć nawet mnie tych, jak uważałem wtedy, farmazonów których nie potrafili swoimi metodami nauczy inni nauczyciele. Ale skoro lekcje były niekonwencjonalne to rodzice podnosili straszny lament. Że co to za nauczyciel dzieci nic nie wynoszą, rodzice mieli za złe że zamiast wbijac im wiedzę na siłę kazał ich dzieciom myślec. Na początku niektórzy mieli z tym problemy ale doprowadził do tego że wszystkie nieuki maturę zdały bez problemów dostając niezłe stopnie. Za to nawet lepsi uczniowie innych nauczycieli mieli problemy.

  7. Falco 14.07.2009 23:28

    Kiedyś mój znajomy w trakcie rozmowy o współczenym szkolnictwie powiedział że mamy bardzo dużo nauczycieli tylko niewielu pedagogów i ja osobiście się pod tym stwierdzeniem podpisuję. Ale z drugiej strony zgadzam się w 100% z wypowiedziami zarówno z Roberta jak i ex-nauczyciela. To nie jest tylko problem wśród nauczycieli ale także w innych hermetycznie zamkniętych środowiskach zawodowych – tak to już jest bo taki nażuca się nam system, który aż kipi od błędów i niedociągnięć. Natomiast jest takie powiedzenie “bodaj cudze dzieci przyszło by Ci uczyć” z którym się również zgadzam, ponieważ w dzisiejszych czasach ten zawód wcale do najlepszych nie należy, co więcej dziś nauczyciel nie ma praktycznie żadnych szans w konfrontacji z 30 osobową klasą a jedyną jego bronią może być umiejętność zainteresowania i zainspirowanie swoich uczniów do zgłębiania danego przedmiotu ale niestety nikt tego nie uczy nauczycieli i żadko który to umie. Jednakże każdy nauczyciel (podobnie jak i policjant czy lekarz) ma prawo wyboru i w każdej chwili może zrezygnować z wykonywanego zawodu i się przekfalifikować i właśnie za to podziwiam ex-nauczyciela że potrafił podjąć taką decyzję zamiast biadolić na swój los i dalej kurczowo trzymać się posady. A tak na konieć i na marginesie przytoczę zasłyszany dowcip na temat lekarzy który zasłyszałem w radiowej trójce: Czym się różni lekarz chirurg od Boga ??? Tym że Bóg nigdy nie uważa że jest chirurgiem !!!

  8. rysio 15.07.2009 07:34

    Nauczyciele… Nie można generalizować – są profesjonaliści, którzy nie wycierając nikomu mordy gadką typu “upokarzające wynagrodzenie”, potrafią uczyć i wychowywać – ale to są entuzjaści – nauczyciele z powołania… Natomiast miernota, której zawsze coś nie pasi, odreagowuje na uczniach swoje własne problemy emocjonalne i psychiczne, odbębnia swoje obowiązkowe godziny i generalnie ma uczniów gdzieś… Miernota, która nie radzi sobie sama z sobą nie jest w stanie sobie poradzić z grupą dzieci czy młodzieży. Nauczyciel – pasjonat z powołania nie ma takich problemów, bo szacun dla niego jest naturalną konsekwencją jego zachowania i podejścia do sprawy. Taki nauczyciel jest nie tylko biegły w swojej dziedzinie, jest także pedagogiem, a przede wszystkim biegłym dydaktykiem. Miernoty natomiast nie mają pojęcia na czym polega dydaktyka. Miernoty szkodzą. Miernoty dokonują podziału uczniów na “lepszych” i “gorszych”. Miernoty otaczają się mamusiami grzecznych dzieci.

    Krzywda, jaką miernoty nakazujące zwracać się do siebie: profesorze, jest kolosalna dla jednostki i dla całego społeczeństwa. Szkody wyrządzonej przez miernoty nie ma możliwości naprawienia. Za zło jakie czynią miernoty powinny gnić w więzieniach, a nie szczekać o więcej kasy!

  9. Lukrecja 15.07.2009 23:21

    rysiu, właśnie o tym pisałam min.
    Mam w pamięci doskonałą nauczycielkę matematyki, strrrrraszną “kosę”, dzięki której od podstawówki do studiów nie miałam większych problemów z matmą (dodając,że w LO w ogóle nie miałam zeszytu do tego przedmiotu 😉 ), oraz wspaniałą nauczycielkę biologii w tymże LO, dzięki której dostałam się na medycynę.
    Dzisiaj ta druga wątpi w sens nauczania (ostatnio miałyśmy przyjemność porozmawiać) i z przykrością twierdzi,że w chwili kiedy odejdzie “jej pokolenie” nie zostanie już właściwie nikt… Uważam,że to jest nasza wielka tragedia i skończy się tak jak w USA 70% analfabetyzmem czynnościowym….

  10. Lukrecja 15.07.2009 23:32

    Mamy też obecnie zdecydowaną nadprodukcję magistrów wszelakiej maści po wątpliwej jakości szkołach im. “Psa Szarika” w Pcimiu Dolnym ( bez urazy dla pcimian ;-)….), którzy uczą min. języków obcych bez jakiegokolwiek przygotowania pedagogicznego. Mamy polonistów kupujących w aptekach “tabletki do sokania”, nie potrafiących poprawnie przeczytać i przepisać nazw leków ( dlatego też mamy leki w rodzaju Apollo – zamiast Apo-Diclo, pencylinę- zamiast penicyliny ) czy też nie znających zasad ortografii.
    Ogólnie rzecz ujmując coraz większe tumany produkują rzesze jeszcze większych tumanów, potem ci drudzy wyprodukują kolejną partię wybitnie ciemnej masy, a na koniec kolejny “yntelygentny” minister zniesie zasady ortografii i oceny w szkole :-).

  11. rysio 16.07.2009 18:06

    problem dotyczy także nauczycieli akademickich, którzy udając naukowców męczą się na obowiązkowych zajęciach ze studentami…. i zamęczają w ten sposób studentów. Naprawdę dużo wysiłku kosztuje skoncentrowanie się na zajęciach przez dłuższy czas. Pseudonaukowcy zniechęcają do słuchania i udziału w zajęciach brakiem profesjonalizmu. Teraz ich lenistwu i darmozjadztwu sprzyjają środki techniczne: wydrukuje fiszki w wersji dla niewidomych (nie rzadko z błędami) i ograniczy się do wyświetlania ich przy pomocy epidiaskopu potocznie zwanego rzutnikiem. Młodsi opierdalacze mają prezentacje w pałerpojncie…. Jeszcze inny molestują studentów zmuszając ich do wygłaszania referatów i przygotowywania bzdurnych prezentacji, czyli de facto wysługują się studentami, aby ci prowadzili za nich zajęcia…

    Dzisiejsze szkolnictwo wyższe to drukarnie – trudnią się drukowaniem i sprzedażą dyplomów.. I nie wierzcie w mit szkół z tradycjami, na poziomie itd. Wszystkie, bez względ czy nowe prywatne czy stare państwowe to jedno wielkie gie.

    A przy okazji, to pseudonaukowcy z państwowych są włąścicielami, albo pracownikami prywatnych. Żerując na strukturach publicznych uprawiają prywatny biznes włącznie z przyjmowaniem studentów z innych szkół w czasie dyżurów w innych szkołach…

  12. Lukrecja 17.07.2009 00:15

    A dodając wybitne byki w portalach informacyjnych w rodzaju :
    “wrócić z powrotem”
    “cofnąć się do tyłu’
    i kilka podobnych uznać należy,że już nikt nie pilnuje tego co i jak pisze 🙁
    (choć admin wytknął mi co nieco )

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.