Dar Donalda dla Polski

Opublikowano: 25.09.2018 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 4114

Podczas gdy prezydent RP pojechał do Ameryki, żebrać o nową Północną Grupę Wojsk, Ameryka przysłała nam największy skarb, jaki miała do oddania: Georgette Mosbacher. Chyba nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak hojny to dar.

Być może trudno w to uwierzyć, oglądając dziś nową ambasadorzycę USA — jej blikujące oblicze, pole zbyt wielu wysiłków medycyny estetycznej, absurdalne, obciągające uszy do ramion klipsy wyobrażające amerykańskie paski i gwiazdki, krzykliwy makijaż i cokolwiek przechodzoną u siedemdziesięciolatki kokieterię — ale jej szczególnym życiowym talentem było skłanianie milionerów do ożenku, na który nie mieli ochoty.

Georgette Mosbacher wyszła za mąż trzy razy, a każdy następny mąż był bogatszy od poprzedniego. Ostatni miał ten dodatkowy walor, że jako potentat naftowy z Teksasu, był także kumplem rodziny Bushów, co zapewniło jej wejście do republikańskiej elity.

Głowa misji dyplomatycznej naszego Największego Sojusznika i Przyjaciela, od najmłodszych lat inwestowała uczucia w mężczyzn dojrzałych i zamożnych. „Może szukałam w nich swojego ojca” — odpowiadała na sugestie, iż jej wybory nie było do końca podyktowane sercem. Z tym, że — w odróżnieniu od mężów, którzy byli, jeden w drugiego, milionerami — jej ojciec, który zginął w wypadku samochodowym, kiedy Georgette miała 7 lat, był hydraulikiem. Choć inne wersje jej życiorysu sugerują, że był restauratorem, albo kierownikiem kręgielni.

Opiewany przez amerykańskie media od lat 1980. życiorys nowej ambasador USA w Polsce jest barwny jak płomienna czerwień jej włosów — i zapewne równie prawdziwy. „Nie urodziłam się ruda, ale urodziłam się, żeby być ruda” — głosi Georgette. Ufarbowanie włosów było jej pierwszym krokiem do „świata glamour”.

Glamour to francuskie słowo, zaadaptowane do języka amerykańskiego. W oryginale oznacza pewien typ ekstrawaganckiego seksapilu — słownik Larousse daje tu przykład Rity Hayworth — ale Ameryka określa tak wykwintny przepych. I tak rozumie je szefowa misji USA w RP. “Prasa ma problem z glamour. W Hollywood jest akceptowalny, ale wszędzie indziej jest podejrzany” — odpowiada, pytana dlaczego media przedstawiają ją jako kabotynkę z nadmierną skłonnością do autopromocji.

Obok trzech mężów Georgette ma na swoim koncie dwie książki. Pierwsza, zatytułowana jest: „Kobieca siła: Uwolnij w sobie moc, by stworzyć życie na jakie zasługujesz”; druga: „Na to trzeba kasy, kotku: Sprytny przewodnik do totalnej finansowej wolności”. Obie aż kipią od dobrych porad z gatunku: mężczyzn najlepiej poznawać w soboty w FAO Schwarz (ekskluzywny nowojorski sklep z zabawkami); wtedy jest tam wielu bogatych rozwiedzionych ojców. Albo: wyprowadzaj swojego psa w okolicy, w której chcesz mieszkać, a nie tam, gdzie mieszkasz.

Do szczególnie cennych rad należy także sugestia, jak przekonać męża do przepisania na ciebie kosztownych nieruchomości: „Poczekałam na moment szczególnie delikatny — na przykład, kiedy zmarł mąż przyjaciółki — żeby móc użyć tego wydarzenia jako świeżego argumentu na rzecz mojej potrzeby uzyskania niezależności. Kiedy chciałam, żeby przepisał tylko na mnie nasze nowojorskie mieszkanie, mówiłam o tym, jak brakowało mi poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie, kiedy zmarł mój ojciec i jak ważne dla mojego emocjonalnego dobrostanu jest bezpieczeństwo posiadania własnego dachu nad głową — i świadomości, że nikt nie może mi go odebrać”.

„Własny dach nad głową” to warty 10 milionów dolarów apartament na 5th Avenue, pełen złotych tkanin, barokowych mebli, niby-rzymskich popiersi. Apartament, wraz z palladiańskim domem na plaży w ultraekskluzywnym South Hampton, alimentami rzędu pół miliona dolarów rocznie i nazwiskiem, otwierającym wszystkie drzwi, Georgette wyniosła ze swojego ostatniego małżeństwa: z potentatem naftowym i sekretarzem handlu w administracji Busha seniora, Robertem Mosbacherem.

I nie było to dziełem ślepego losu. Georgette nie należy do osób, które zostawiają cokolwiek losowi. Jak zauważył jeden z dziennikarzy kolumn towarzyskich, opiewających w latach 1980. spektakularną osobowość i figurę pani Mosbacher, młoda Georgette należała do tych rozsądnych osób, które rozumiały, że warto bywać w wykwintnych miejscach, choćby oznaczało to spędzenie całego wieczoru nad jedną butelką wody sodowej.

Młodość Georgette upłynęła w ubóstwie: kiedy zginął jej ojciec, ją i troje jej rodzeństwa wychowywały matka i babcia (a może prababcia, są różne wersje tej historii) która pracowała jako zwrotnicowa, co nie przeszkadzało jej nosić do pracy szpilek i jedwabnych pończoch.

Ta lekcja poglądowa — wraz ze spektakularną urodą i kolosalną dozą pewności siebie — rychło zapewniły Georgette awans finansowy i towarzyski. W 1971 roku namówiła brata na pójście na aukcję rekwizytów filmowych w Sotheby’s. Oczywiście, kupienie czegokolwiek nie wchodziło w grę, ale Georgette wyniosła z aukcji znacznie cenniejszy nabytek: dostrzegła na widowni gentlemana, który wylicytował kilka makiet z kultowego filmu „Tora! Tora! Tora!”. Podając się za reporterkę „Times Magazine”, zbierającą materiały do tekstu o Sotheby’s, wyłudziła jego nazwisko i telefon, po czym błyskawicznie się z nim umówiła, posługując się ta samą historią. Jak zapewnia, już na początku lunchu w wytwornej restauracji, do której szczęśliwy nabywca okrętów z dykty ją zaprosił, przyznała mu się do maskarady, co on uznał za urocze i pochlebne.

Robert Muir, potentat na rynku nieruchomości Los Angeles, rozwiedziony mormon, starszy od Georgette zaledwie o 19 lat, ożenił się z nią rok później. Uczucie było niewątpliwie szczere, a przypieczętował je rolls-royce corniche, który Robert kupił swej oblubienicy, kiedy przechodząc koło salonu wyznała mu, że zawsze widziała siebie w błękitnym kabriolecie.

Atoli miłość nie trwała specjalnie długo. Na horyzoncie pojawił się George Barrie — właściciel i prezes firmy kosmetycznej Fabergé, twórca wody kolońskiej Brut i kompozytor filmowy dwukrotnie nominowany do Oskara. Georgette, trzeba trafu, pracowała w jego firmie, kiedy poznali się i pokochali. Ona miała 33 lata, on 67. Małżeństwo skończyło się po dwóch latach, Georgette twierdzi, że Barrie ją bił, czemu on, póki żył, zaprzeczał.

Zawiedziona i nieszczęśliwa, ale pryncypialnie nieuznająca porażki Georgette przystąpiła do poszukiwania męża nr 3. “Zadzwoniłam do wszystkich, których znałam, i zapytałam: „Znasz kogoś, żeby mnie umówić?” Oczywiście zdarzały mi się fatalne randki. Ale musisz przecierpieć tych palantów i zboków, i nudziarzy” — opowiadała magazynowi „People”. Aż wreszcie, w 1982 roku, jej wysiłki zostały nagrodzone spotkaniem Roberta Mosbachera — wartego 200 milionów dolków potentata naftowego z Teksasu, który okazał się „miłością jej życia”.

Kiedy się poznali, Mosbacher miał za sobą dwa małżeństwa — pierwsza żona zmarła na raka, z drugą przeszedł dość nieprzyjemny rozwód, miał też czworo dorosłych dzieci i kompletny brak chęci do ożenku. “Walczyłam o niego swoim całym małym serduszkiem” — wyznawała dziennikarce. “Powiem ci tak: to był projekt”. W ramach projektu Georgette zaczęła ostentacyjnie spotykać się z innym milionerem, dla odmiany nowojorczykiem. Robert uległ perswazji.

Jako żona teksańskiego nafciarza i republikańskiego ministra handlu, Georgette odkryła w sobie talent do biznesu. Za 30 milionów dolarów — które zebrała od różnych inwestorów, kompletnie bez pomocy męża, jak zapewnia — kupiła luksusową, choć deficytową szwajcarską firmą kosmetyczną La Prairie, przekonującą klientki do cudownie odmładzających właściwości łożyska czarnej owcy. Sprzedała ją 4 lata później, zarabiając na tym ponoć 15 milionów, po czym założyła kolejną, tym razem produkującą tanie kosmetyki, choć pod ambitną nazwą „Exclusive”. Zajmowała się też promocją i doradztwem biznesowym — ale jej największym talentem okazało się organizowanie imprez, których celem było zbieranie kasy dla republikańskich polityków.

Kontakty wśród elity finansowej i politycznej, które zawdzięczała pozycji swego trzeciego męża, zapewniły jej nawet coś na kształt własnej kariery politycznej — w komitecie finansowym Partii Republikańskiej. A także przyjaźń z wieloma bywalczyniami nowojorskich salonów, w tym z ówczesną żoną Donalda, Ivaną Trump — stąd jej znakomita komitywa z obecnym prezydentem USA.

Tak gwoli ścisłości — małżeństwo z miłością jej życia także nie przetrwało. Pod koniec lat 1990., Mosbacher, emerytowany już wówczas polityk i biznesmen, postanowił spędzić jesień życia w Houston, blisko dzieci i wnuków. Pewnego dnia zadzwonił stamtąd do żony, ciągle mieszkającej w Nowym Jorku i powiedział: „Georgette, pewnie ci się to nie spodoba, ale wystąpiłem o rozwód”. Georgette, zgodnie z oczekiwaniami, nie była zachwycona.

“Był moim najlepszym przyjacielem, mężczyzną mojego życia, uwielbiałam go” — wyznawała dziennikarzowi „Washington Post”. “Tak bardzo go kochałam, troszczyłam się o każdy szczegół. Mierzyłam jego skarpetki. Lubi mieć skarpetki określonej długości”. Georgette ogłosiła, iż przyczyną rozpadu jej małżeństwa była inna kobieta. Mosbacher zaprzeczał. “Georgette to wspaniała dziewczyna. Jest zabawna i urocza, życie z nią to prawdziwy bal” — mówił „Washington Post”. “Ale chciałem być blisko dzieci i wnuków, a ona, niech ją bóg błogosławi, kocha szybkie tempo. Próbowałem z nią rozmawiać, ale te wysiłki spełzały na niczym. Georgette jest nastrojona na nadawanie, nie na odbiór”.

To w zasadzie wszystkie kwalifikacje potrzebne ambasadorowi USA w Polsce.

Autorstwo: Agnieszka Wołk-Łaniewska
Zdjęcie: Flickr/HarvardCPL
Źródło: pl.SputnikNews.com


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

14 komentarzy

  1. major 25.09.2018 13:12

    Widać, że kremlowskie botty nie oglądały dawno swojego cara.
    Tyle botoksu ile ma na facjacie Putin nie jest w stanie przyjąć żadna Amerykańska gwiazda popu, czy inna celebrytka więc miej proporcją mocium panie.

  2. Radek 25.09.2018 16:45

    Artykuł śmiesznie napisany i pewnie sporo w nim przesady, ale czyta się zabawnie. Teraz czekamy na podobny opis ambasadora Rosji w Polsce. Może kolega Major by coś ładnego napisał? Widać orientuje się w temacie.

  3. Cosmo 25.09.2018 21:22

    Ktoś doszedł do przekonania, że doświadczenie w dojeniu żydowskich frajerów na dużą kasę, może skutecznie przełożyć się na dojenie polskich frajerów na kosmiczną kasę. Czas pokaże czy inwestycja w córkę Frankensteina się opłaci.

  4. Collega 25.09.2018 22:49

    Nie trzeba być specjalistą, by zauważyć, że 2 na 3 posty tutaj, to polityczne komentarze na zamówienie.

    A poza tym, ta pani ambasador wygląda jak transwestyta.

  5. MasaKalambura 25.09.2018 23:27

    Obrażanie ambasadorów to słaby pomysł.

  6. Tallis Keeton 26.09.2018 03:34

    Tak dla ścisłości :
    1. Dziwne, a może i nie dziwne, że nie ma tu niczego na temat doświadczenia urzędniczego i ambasadorskiego tej pani, oraz jej wykształcenia, bo zapewne skończyła jakąś politologię czy historię na Yale czy gdzies?
    2. To niby największa demokracja a jakoś z nepotyzmu nie potrafiła się wydobyć – bo nawet można zostać ambasadorem bo jest sie psiapsiułką żonki prezia 😀
    poz 🙂
    tal

  7. Radek 26.09.2018 04:56

    Demokracja właśnie na tym polega, ze każdy może uczestniczyć we władzy Nie trzeba mieć żadnych udokumentowanych kwalifikacji. Tylko na mniej ważne funkcje, jak np. spawacz, trzeba mieć licencje.

  8. koszyk91 26.09.2018 07:05

    @Radek licencje to nabyła na masońskich imprezkach

  9. Cosmo 26.09.2018 09:37

    @MasaKalambura Popieram! Skupmy się na obrażaniu naszego, polskojęzycznego nierządu. Cudze wyśmiewacie – swego nie znacie!

  10. rumcajs 26.09.2018 12:09

    Każdemu daje się prezent, na jaki zasługuje…
    Nasze władze, i po części naród w oczach usmenów na takie truchło widocznie zasługuje..
    Wpis rusofoba, majora, jest takim samym, jak “dowalenie ameryce, że u nich biją murzynów…
    Poziom intelektualny podbny do poziomu “urody” tej pani…

  11. Cosmo 26.09.2018 13:16

    Ktoś, kiedyś powiedział “jaki prezydent – taki zamach” o “zamachu” na Kaczyńskiego w Gruzji. Parafrazując…

  12. Collega 27.09.2018 00:02

    @Masakalambura
    Jeżeli powiedzenie, że pani ambasador wygląda jak transwestyta według Ciebie jest obraźliwe, to obrażasz transwestytów.
    W dzisiejszych czasach, to tym bardziej niebezpieczne.

  13. MasaKalambura 27.09.2018 08:45

    Kultura osobista nakazuje skomentować to milczeniem.

  14. j3w 27.09.2018 11:56

    “(…) skomentować to milczeniem.”
    @MasaKalambura: kiedyś jakiś przebieraniec na sformułowanie “to coś” wykazał się kulturą osobistą 😉

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.