Chce pan o tym porozmawiać…?

Opublikowano: 17.07.2023 | Kategorie: Publicystyka, Publikacje WM, Wierzenia, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 2128

Celem artykułu jest wskazanie, że zarówno psychologia, szczególnie „naukowa”, „akademicka” z jej racjonalizmem poznawczym oraz empiryzmem metodologicznym, jak i psychiatria będąca najwyższą dziedziną medycyny, czyli nauki o organizmie ludzkim i ciele człowieka – sprowadziły niemal do parteru w ciągu XX wieku wszelkie „fantastyczne” przeżycia ludzkie, sięgające pytań ostatecznych i egzystencjalnych. Mówiąc prościej: nie mam zamiaru negować zarówno faktu, że obie nauki niesamowicie wiele zrobiły, aby pomóc rzeczywiście rzeszom cierpiących nerwowo i psychicznie.

Nie neguję, że psychologia wraz z psychoterapią, nawet „freudowską” (która opiera się zasadniczo na tradycji negacji faktu istnienia „duszy nieśmiertelnej”) oraz psychiatria z metodami fizycznymi i biologicznymi (leki, terapia wstrząsowa, operacje neurochirurgiczne) wspaniale radzą sobie z doczesną częścią ludzkiej psyche; ignorowanie przeżyć duchowych może wynikać z faktu, że jak mi powiedział wprost lekarz – „my nie leczymy duszy”. W domyśle – „my leczymy nerwy”. Może istnieje potrzeba rozgraniczania obu porządków: neurologiczno-psychiatryczny i psychologiczny dotyczy „normalnych”, codziennych przeżyć człowieka od poczęcia do śmierci. Jednak rzecz jest w czym innym.

Albowiem czym innym jest sytuacja, kiedy lekarz, powiedzmy neurolog, mówi: „leki pana wyleczyły na tyle, na ile mogły; swoje zrobiliśmy. W sprawach duszy proszę się kontaktować z teologiem, filozofem czy kapłanem, a nawet specjalnie przygotowanymi osobami do posługi egzorcystycznej”; a czym innym, kiedy psychiatra wprost neguje treści wiary chorego i mówi, że człowiek to tylko geny, chemia i układ nerwowy. Ta jaskrawość obrazu celowo została tu ukazana. Ostatecznie cała psychiatria stanąć musi przed dylematem: czy wszystkie przeżycia chorobowe i normalne można tłumaczyć w sposób naturalny, czy istnieją rzadkie, ale nieraz spektakularne zjawiska z innego porządku bytowego i epistemicznego, wobec których mądry lekarz przyjmie przynajmniej postawę „możliwe najbardziej życzliwego stanowiska wobec omawianych spraw”.

Tej dobrej woli zdaje się brakować szczególnie w szpitalach dla nerwowo chorych, gdzie lekarze wyznają i kierują się paradygmatem ściśle materialistycznego obrazu kondycji ludzkiej, jako rzekomo zawieszonej między dwiema nicościami. Jakże ubogi ten obraz! I jak smutny, gdyby był prawdziwy.

Na szczęście jak zwykle okazuje się, że kondycja ludzka pełna jest tajemnic i nie daje się sprowadzić do warunków materialnych, środowiskowych, a nawet psychologicznych czy osobowościowych. Psychiatryzacja jest jednak faktem. Będąc niejeden raz na hospitalizacji, miałem okazję próbować zagadnąć o kwestie, umownie mówiąc, „pozagrobowe”. Prawie żaden lekarz nie był kompetentny: z tym proszę do swego spowiednika. I dobrze, że tak mówili. Inni pacjenci jednak napotykali nie tylko na zwykłą „spychologię”, ale wręcz zachęcani byli do porzucenia „fantastyki religijnej”, a w najlepszym razie – do traktowania udziału w Eucharystii czy liturgii jako „ciekawego obyczaju z punktu widzenia teorii kultury”. I nic ponadto.

Nic dziwnego, że dość szybko zdałem sobie sprawę, że zarówno stosowane leki, obecnie na skalę masową, jak i powstające wciąż „terapie świeckie”, i to coraz częściej spoza nurtu akademickiego (co niekiedy bywa jeszcze gorsze od klasycznych terapii, które przynajmniej w teorii nie szkodzą), nie dadzą mi pełnego zdrowia ani tym bardziej nie rozwiną duchowo. Jednak zanim to zrozumiałem, minęło wiele lat szamotania się między lekami, terapią i spowiedzią oraz egzorcyzmami, które wydawały mi się sprzeczne. One się uzupełniają, ale pod warunkiem, że nie negujemy z góry żadnej z nich: jeden potrzebuje leków, inny tylko dobrej spowiedzi generalnej, inni potrzebują terapii czy porady, a ktoś może modlitwy uwolnienia, czy ostatecznie egzorcyzmu. Ale…

Ale tak się dzieje tylko, jeśli psychiatra nie będzie z góry zakładał, że człowiek to tylko hormony, i w zasadzie „nic więcej”; z drugiej strony mądry kapłan, widząc, że penitent jest ewidentnie w kiepskim stanie, wypowiada dziwne treści, a może ma myśli samobójcze, też nie poprzestanie na sakramencie pojednania, tylko wręcz skieruje penitenta na konsultację do psychologa, który w razie stwierdzenia, że przeżycia są normalne, uspokoi penitenta, a w razie stwierdzenia zaburzenia, skieruje na terapię. W skrajnych wypadkach, psycholog, jak również spowiednik, powinni skierować do ambulatorium, a jeśli ktoś wydaje się sobie lub innym zagrażać – wezwie pogotowie. To oczywiście jest tak rzadka sytuacja, że tylko teoretyczna, ale zawsze trzeba mieć na uwadze, że zarówno spowiednik, jak i świeccy pracownicy pracują z ludzką psychiką, a kapłan – z dającą życie wieczne duszą. Jest to tak delikatna materia, że nic dziwnego, że coraz częściej księża kończą kursy psychoterapeutyczne, studiują psychologię, a na Zachodzie nawet medycynę. Niemniej trzeba mieć na uwadze, że czasem panuje tu taki chaos, że trudno rozróżnić, co jest najbardziej potrzebne: jeśli przeżycia kogoś wydają się bardzo niepokojące, panuje zasada, że najpierw leczymy i chronimy życie fizyczne człowieka, podobnie jak w wypadkach drogowych, a potem wieńczymy cały proces leczenia terapiami chrześcijańskimi, spośród których spowiedź, zwłaszcza regularna, częsta i u stałego spowiednika góruje nieraz znacznie nad niekiedy bardzo efektownymi, ale mało efektywnymi praktykami egzorcystycznymi.

Psychiatria i psychologia, a także inne dziedziny humanistyki i nauk społecznych bardzo pomagają człowiekowi; ale nie dadzą nikomu głębszego spokoju i na dłuższą metę, nie mówiąc o celu życia każdego człowieka – szczęścia na wieki. Należy zatem sprzeciwić się sprowadzaniu wszystkich przeżyć zarówno normalnych, jak i „fantastycznych” do jednego worka z napisem „omamy i urojenia”, bo to okropne uproszczenie tak skomplikowanej materii, jaką stanowi podmiotowość osoby i godność ludzka. Przypomnę na koniec taki kawał, smutny, ale oddający w pełni opisane krótko zjawisko „psychiatryzacji religii i wiary”, nie tylko naszej: „Kiedy mówisz do Boga, nazywają to modlitwą. Kiedy Bóg mówi do ciebie – nazywają to schizofrenią”.

Myślę, że w tym miejscu zakończymy bez dalszego komentarza, podkreślając, że wszystko ostatecznie ma swój sens i że naukę tworzą ludzie omylni, więc trudno wymagać od lekarzy, że byli jeszcze specjalistami z zakresu teologii życia wewnętrznego. Ale nie powinni negować ani faktu, że ktoś w ogóle wierzy, ani – tym bardziej – istotnych treści wiary swoich beneficjentów, a tak się dzieje wciąż jeszcze w dawnym, przypominającym „jedynie słuszny, naukowy pogląd na świat”, stylu działania lekarzy w wielkich szpitalach dla cierpiących nerwowo i psychicznie. Ktoś przecież powiedział, że „wszechświat ma się tak do duszy, jak kropla do oceanu”. Duszy ludzkiej zważyć, ani zmierzyć – na szczęście – się nie da.

Autorstwo: Rafał Sulikowski
Źródło: WolneMedia.net


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.