Ballada o bajzlu

Opublikowano: 30.10.2008 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 588

Heroina jest dla nich wszystkim… Wszystko jest dla nich zbyt okrutne…

Centrum Katowic, ulica Mickiewicza, okolice Empiku. Dla większości ludzi to jeden z głównych przystanków autobusowych. Stąd odjeżdżają busy do niemal wszystkich śląskich miast – Zabrza, Gliwic, Sosnowca… Codziennie przewijają się tędy dziesiątki ludzi, w tym ONI… Dla nich jednak jest to prawdopodobnie ostatni przystanek w życiu. Przystanek śmierci.

Nazywają go bajzlem, bałaganem lub “AB” (od pobliskiego sklepu “Albert”) To tu skupia się ich codzienne życie, a właściwie to tu czerpią siłę do przetrwania kolejnych ciężkich dni.

– Wiesz coś? – to pierwsze pytanie jeśli jesteś z “tematu” (bierzesz kompot) i pojawiasz się na bajzlu. Chodzi o informację, czy wiesz kto aktualnie posiada materiał. To pytanie czasem niesamowicie dołuje gdy przychodzisz na skręcie. Oznacza bowiem, że nie tylko ty szukasz, czyli może pojawić się problem, bo towaru jest często za mało. Nie ma go prawie nigdy gdy chcesz kupić dodatki (leki potęgujące działanie kompotu). Kilku starych, a może tak już zniszczonych, alkoholików od razu zaczepia Cię z tekstem – “Co potrzebujesz?”.

Asortyment jest stały. Divki, klono i rolki. Cena – jak za centymetr kompotu 6 zł. Ci sprzedawcy to specyficzna “podgrupa” heroinowego biznesu. Nie są narkomanami, często nawet nigdy nie próbowali. Za to piją wszystko co ma procenty. Całe dnie spędzają na bajzlowej ławce. W każdej chwili gotowi ci sprzedać to czego potrzebujesz. Pomimo tego, że jest to ścisłe centrum miasta nie kryją się. Robią to na oczach nieświadomych przechodniów.

Inaczej jest z kompotem. Od kiedy weszła w naszym kraju era telefonów komórkowych wszystko załatwia się przez telefon. Pojawia się jednak problem. Bo dla dilera, który na sprzedaży kompotu zarabia setki złotych kupno telefonu to nie problem. Tym bardziej, iż jest to dla niego narzędzie pracy. Heroiniści natomiast jeśli go posiadali, to na pewno leży on już w pobliskim lombardzie albo u dilera, sprzedany za kilka centów kompotu. Właśnie dlatego u większości narkomanów to karta telefoniczna jest podstawą przy załatwianiu towaru. Coraz rzadziej zdarza się, by dilerzy odwiedzali bajzel. Jeśli tak jest to zwykle wcześniej umówili się z klientami, których zgarniają stamtąd w bezpieczne, ustronne miejsce. Zwykle za Empik, nad pobliską rzekę “Rawe”, do pustostanu lub za Katowicki Spodek.

Tam zazwyczaj następuje od razu podanie (wstrzyknięcie) materiału co widać po dziesiątkach igieł i strzykawek walających się po ziemi. Igieł, które dla kogoś zakutego prawdopodobnie w 90 proc. niosą śmierć. Większość kompociarzy jest bowiem nosicielami wirusa HIV. Prawie wszyscy mają również HCV. Normą są choroby wynikające z braku higieny – wszawica, gronkowiec. Na bajzlu słyszy się historie o dilerach wpuszczających do towaru zakażoną krew. Ryzyko zakażenia nawet dla osoby używającej sterylnego sprzętu jest więc ogromne.

Często te śmiertelne wirusy są narzędziem obrony przeciwko np. skinheadom, którzy choć sami zażywają amfetaminę czy marihuanę nienawidzą kompociarzy. Według nich to właśnie sposób podania substancji czyni z człowieka narkomana. Konfrontacja z heroinistą wyposażonym w używaną igłę zawsze skutkuje rezygnacją z wymierzenia sprawiedliwości i ucieczką napastnika. Zdarzały się w przeszłości głośne przypadki gdy narkomani na dworcu PKP wymuszali od podróżnych pieniądze i grozili zakażonymi igłami. To akty totalnej desperacji, do których jednak prędzej czy później prowadzi heroina.

Normą jest zdobywanie pieniędzy żebrząc. Miejsc jest wiele – deptak na ulicy Stawowej, dworzec PKP, PKS, przystanki autobusowe. Zbiera się najczęściej na jedzenie, coś do picia. Jeśli nie jest się mocno zgrzanym można udawać normalnego bezdomnego, których także w Katowicach nie brakuje i zarobić codziennie na kilka centów. Problem pojawia się jednak gdy ludzie zaczynają Cię kojarzyć z bajzla i omijać szerokim łukiem.

Wtedy pozostają jeszcze sklepy, oczywiście te “niespalone” (w których jeszcze nie złapano Cię na kradzieży). Kradnie się co popadnie alkohol, bombonierki, kawę, dezodoranty. Łupy z łatwością można sprzedać na stoiskach dworcowych, u taksówkarzy czy w punktach gastronomicznych. Obydwie strony wiedzą z jakim towarem mają do czynienia. Często składają zamówienia na konkretne bombonierki czy kawy. Płacą gotówką, przeważnie połowę ceny sklepowej. Czasem żeby zarobić w ten sposób trzeba objeździć cały Śląsk (sklepy w Katowicach są w większości spalone) często zdarzają się wpadki, co wiąże się z kilkugodzinnym czekaniem na policje i najczęściej mandatem. Weterani sklepów mają ich po kilkadziesiąt.

Ryzykowne, ale z punktu uzależnienia, bardziej komfortowe jest bycie “naganiaczem”. To pewnego rodzaju pośrednik między klientem a dilerem. Z marketingowym zacięciem reklamuje ci towar swojego “pracodawcy” jako najmocniejszy i najlepszy. Bez problemu umawia Cię z dilerem albo sam przynosi Ci towar od niego. Stawki są różne, w zależności od liczby klientów. Wypłata prawie zawsze w kompocie, czasem jakieś gratisy w postaci słodyczy i innych dilerskich fantów.

Najszybszym jednak zarobkiem są pieniądze z prostytucji. Tu miejscem spotkań z klientem jest dworzec PKP i przylegająca do niego estakada. Decydują się na nią przeważnie dziewczyny, często niepełnoletnie, zniszczone przez nałóg, zdesperowane. Pomimo ich niezachęcającego wyglądu z łatwością znajdują klientów. Często poważnie wyglądających, w garniturach, jakby z innego świata. To co ich przyciąga to zapewne wiek dziewczyn i przede wszystkim cena. Seks oralny kosztuje kilka złotych, zdarzało się że kosztował kilka… papierosów. To najbardziej niebezpieczna i przerażająca forma “zarabiania”. Większość dziewczyn jest bowiem nosicielem, z czego wydaje się, że nie zdają sobie sprawy ich klienci. Może w normalnym życiu mają rodziny, żony, partnerki, dzieci. Ich dworcowa przygoda może zakończyć się dla nich wszystkich tragicznie. Druga strona medalu to nieletnie dziewczyny – narkomanki, mimo coraz większej nagonki na pedofilów to zjawisko wydaje się być tam zupełnie tolerowane o czym świadczy fakt, że ciągle istnieje.

Zdarza się, że dziewczyny najczęściej bezdomne mieszkają u swoich klientów, oprócz pieniędzy dostają także dach nad głową co w przypadku heroiniarzy jest luksusem. Mieszka się, a właściwie nocuje na klatkach, w pustostanach coraz rzadziej na dworcu gdyż sokiści (SOK – Straż Ochrony Kolei) skutecznie “czyszczą” dworzec z narkomanów. Tak naprawdę nieważne gdzie się nocuje, ważne żeby na kilka godzin mieć gdzie zmrużyć oko. Ci, którzy dopiero zaczynają nocują jeszcze w domach, choć prawdopodobnie heroinowy ciąg wyprowadzi ich niebawem na ulice.

Tak naprawdę każdy z nich ma swoją historię, dramat. Kiedyś – historyk, syn, gimnastyczka artystyczna, ojciec, muzyk, student, matka. Dziś – narkoman. Mają także marzenia. Najczęściej o końcu tego horroru o normalności. Niewielu się jednak udaje, niewielu ma tyle siły bo zrobić jeszcze coś sensownego z sobą. O śmierci starają się nie myśleć. Pomimo tego, że prawie co tydzień umiera jeden z nich, zdają się jej nie widzieć. Zawsze znajdują jakiś inny, pozanarkotykowy powód przez który ktoś odszedł. Tak jest łatwiej.

Czego nienawidzą? Przeważnie siebie, za to co robią. Pojawiające się incydentalnie wyrzuty sumienia szybko jednak tłumią je dawką kompotu. Nie tolerują każdego kto poda narkotyk pierwszy raz nowej, nieuzależnionej osobie. Ktoś taki nie ma wstępu na bajzel. Prócz tej “żelaznej” zasady, na bajzlu nie ma innych. Nie ma także przyjaźni, sympatii, szczerości. Przymus wzięcia kolejnej dawki bierze górę nad wszystkim co w normalnym życiu wydaje się świętością. Związki, które sporadycznie powstają szybko się rozwalają. Powód prawie zawsze ten sam – towar. Na skręcie nie ma bowiem czasu na myśl o drugiej osobie. Jest tylko myśl o uldze. Uldze w imię wszystkiego. A tym heroina jest właśnie dla nich wszystkim…

Autor: Kamil Sarna
Źródło: Wiadomości24.pl

Autor był uzależniony od polskiej heroiny, mieszkał na ulicy. Leczył się w ośrodku stacjonarnym. Jest trzeźwy.


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.