Wypędzona pamięć

Opublikowano: 28.05.2009 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 762

W przeciągu ostatnich kilku miesięcy wybuchła żarliwa dyskusja na dawno znany temat historyczno-polityczny. Decyzja niemieckiego Bundestagu o utworzeniu centrum dokumentacji mające na celu upamiętnianie przymusowych wysiedleń Niemców pod koniec II Wojny Światowej spowodowała poirytowanie nie tylko w Niemczech. Owo Centrum Dokumentacji było pod nazwą „Centrum Przeciwko Wypędzeniom“ od roku 2000 popierane i propagowane przez Związek Wypędzonych (Bund der Vertriebenen BdV), w roku 2005 po wielu kontrowersyjnych debatach koalicja partii rządzących CDU i SPD nadała mu rangę projektu rządowego. Zgodzono się na utworzenie w centralnym miejscu w Berlinie „widocznego znaku przeciwko ucieczce i wypędzeniu”.

W zeszłym roku niemiecki parlament przyznał potrzebne na ten projekt pieniądze: 2,4 milionów euro rocznie, prawie tyle samo co na Pomnik Holokaustu w Berlinie, a w grudniu tego samego roku utworzył fundację „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. W 13-osobowej radzie fundacji trzy jej miejsca były przewidziane dla BdV – to więcej niż dla każdej innej organizacji. Na jedno z tych miejsc BdV nominował swoją własną przewodniczącą Erikę Steinbach, co wywołało ogromne protesty m. in. w Polsce. W obliczu owej krytyki Erika Steinbach zrezygnowała ze względów taktycznych, zachowując jednak opcję ponownej kandydatury po wyborach do Bundestagu jesienią 2009 r. Jednakże podczas całej kontrowersji wokół osoby Eriki Steinbach zapomniano zupełnie kwestię sensu i celu, jaki miałby mieć ten „widoczny znak“. Pomijając wszelką retorykę na temat „pamięci europejskiej“ niemalże we wszystkich partiach panuje utrzymujące się ponad podziałami politycznymi przekonanie o konieczności utworzenia centralnego, narodowego miejsca upamiętniającego ucieczkę i wypędzenie Niemców. W debatach na ten temat słyszy się pojedyncze głosy krytyczne, które podkreślają, że jedyną sensowną debatą na temat przymusowych wysiedleń byłaby taka, w której uwzględniono by różnorodne perspektywy – przede wszystkim polskie i czeskie. Jest to przejaw trwającego od dawna przesunięcia społecznej pamięci w Niemczech.

Główny punkt upamiętniania II Wojny Światowej przesuwał się w Niemczech w ostatnich latach coraz bardziej w kierunku końca wojny, a w związku z tym w kierunku cierpienia niemieckiej ludności cywilnej. Tematem wielu filmów, których oglądalność sięgała kilku milionów widzów, były nie lata 1933-1939, tylko przede wszystkim rok 1945, np. zbombardowanie Drezna, ucieczka przed Armią Czerwoną, zatopienie użytego do transportu uciekinierów statku wojennego Wilhelm Gustloff, itd. Tak zwani naoczni świadkowie opowiadali o swoich przeżyciach jako żołnierze Wehrmachtu albo Flakhelfer (nieletni w służbach pomocniczych obrony przeciwlotniczej) podczas ostatnich dni wojny. Coraz więcej osób odkrywało – wspierane w tym przez media – że także członkowie ich rodzin zostali „wygnani“. Narodowy socjalizm, wojna, ale przede wszystkim własny udział w zbrodniach są uznawane za temat już dostatecznie przerobiony, dzięki czemu znikają one z pola widzenia. Wojna jest częściowo przedstawiana jedynie jako „wydarzenia historyczne”, które przyczyniły się do cierpienia Niemców po wojnie, co ma miejsce na przykład na wystawie Państwowego Muzeum „Dom Historii Republiki Federalnej Niemieckiej“ (HDG) pod tytułem: „Ucieczka, Wypędzenie, Integracja”. Ma ona być podstawą stałej wystawy nowo powstałej fundacji.

Przesunięcie upamiętniania jest skwapliwie stylizowane na złamanie istniejącego tabu. Do znudzenia powtarza się przy tym, że absolutnie nie chodzi tu o rozrachunek, tylko o to, by wreszcie mieć możliwość powiedzenia, że także Niemcy byli ofiarami II Wojny Światowej – tak jak wszyscy inni w Europie. Twierdzenie, że mówienie o Niemcach jako ofiarach wojny było przez dziesiątki lat tematem tabu jest nieprawdziwe. Samozwańczy „mistrzowie upamiętniania” od dawna chętnie i często wspominali własne ofiary. Niezliczone „groby bohaterów” oraz pomniki wypędzonych są jedną z jego form. Teza o rzekomym tabuizowaniu tematu dużo bardziej wskazuje na efekt przyzwolenia: Niemcy mogą wreszcie przestać czuć się jedynie narodem sprawców, mogą się też uwolnić od odczuwanego „ciężaru przeszłości“.

Większość Niemców jest przekonana, że wyciągnęła wnioski „z lekcji historii”. Wielu z nich czuje się niejako niesprawiedliwie „obwiniana” za przeszłość, za którą nie czują się odpowiedzialni. Dystans wobec nazistów i wojny a przede wszystkim wobec Holocaustu nie jest dla większości Niemców słowem rzucanym na wiatr, stał się dla nich czymś oczywistym. Całkowitą odpowiedzialność przerzuca się przede wszystkim na Hitlera, niekiedy winę ponoszą „czasy” albo „wojna”. Konfrontacja ze współsprawstwem, także we własnej rodzinie, gra jedynie rolę podrzędną. Niemcom często brakuje konkretnej wiedzy na temat narodowego socjalizmu i tego, co oznaczał on dla jego ofiar. Jest to widoczne przede wszystkim w braku wiedzy na temat niemieckiej brutalnej polityki wyzysku i zagłady wobec Polaków. Być może to właśnie ten fakt jest powodem jaskrawych różnic pomiędzy abstrakcyjnym mówieniem o Holocauście i innych zbrodniach narodowego socjalizmu, a w większości przypadków bardzo emocjonalnym i empatycznym mówieniem o Niemcach, cierpiących z powodu ucieczki, wypędzeń i bombardowań.

Nie dziwi więc, że Związek Wypędzonych prowadzący szeroko zakrojony lobbing miał tak znakomite poparcie dla projektu Centrum Wypędzeń. Zaskakujące jest jednak, że ów Związek w przeciągu ostatnich lat został zaakceptowany przez większość niemieckiego społeczeństwa, a nawet jednomyślnie uznany za „związek ofiar”. Przez długi czas organizacja ta ze względu na rasistowską i narodowosocjalistyczną politykę, a także ze względu na tzw. starych nazistów i neonazistów zasiadających w jej kadrach była otwarcie traktowana jako polityczny potomek nurtu prawicowego. W kręgach lewicowych i liberalnych była ona absolutnie nieakceptowana. Do „przemiany” Związku przyczyniła się Erika Steinbach, jego przewodnicząca od roku 1998. W Polsce ucieleśnia ona niemiecki rewizjonizm i nacjonalizm, w Niemczech uważa się ją za modernizatorkę i reformatorkę, która „wyciągnęła BdV z kręgów kojarzonych z prawicą”.

Erikę Steinbach różni od jej poprzedników fakt, że do jej najważniejszych celów nie należy odzyskanie dawnych ziem, ani zaprzeczenie winy II Wojny Światowej. Poza tym kłamstwo Holocaustu – przedtem otwarcie propagowane – obłożone zostało tabu, a naziści obejmujący wysokie stanowiska w kadrach Związku zostali z nich usunięci. Nie należy więc zmiany kursu, propagowanego przez Erikę Steinbach spostrzegać jedynie jako czystej retoryki. Dyskusja o prawach człowieka ma na celu umocnienie statusu ofiar dla niemieckich „wypędzonych” i potwierdzenie roli BdV jako historycznie-politycznego hegemonialnego uczestnika aktualnych wydarzeń. Zależność pomiędzy wojną a przymusowymi wysiedleniami nie jest negowana, jednak oba aspekty próbuje się przestawiać jako „akty niesprawiedliwości” o tym samym poziomie moralnym. Decydujące przy tym nie jest to, jak doszło do przymusowych wysiedleń Niemców, tylko to, że dotknięte tym osoby były niewinnymi ofiarami niemieckiej polityki prześladowań i zagłady podczas II Wojny Światowej. „Wypędzenie” jest szczególnie przez Erikę Steinbach opisywane za pomocą słownictwa pochodzącego z badań nad Holocaustem, jak na przykład: „marsz śmierci”, „obóz zagłady”, a nawet „ludobójstwo”. Przejmowanie tych wyrażeń doprowadza do relatywizacji bezprecedensowych zbrodni narodowego socjalizmu. Skądinąd dotyczy to także językowego zrównania NRD z narodowym socjalizmem, kiedy oba systemy określane są jako „dwie niemieckie dyktatury”.

Oprócz działaczy Związku Wypędzonych także wysocy rangą niemieccy politycy żądają od dawna uznania wypędzeń jako aktu niesprawiedliwości i deklarują swoją solidarność z wypędzonymi w trakcie uroczystości organizowanych przez BdV, na przykład podczas corocznego „Dnia Ojczyzny”. Wysiedleńcy są wtedy wielokrotnie stawiani za przykład gorliwej pracy nad odbudową tuż po wojnie, a ich integracja w RFN przedstawiana jest jako historia sukcesu, co jest widoczne na wspomnianej wystawie muzeum Domu Historii RFN. Ten pogląd jest jednak sprzeczny: krytycy opisują napływ wysiedleńców jako proces kryzysogenny, któremu towarzyszyła dyskryminacja. Z tego powodu „wypędzonych” należy postrzegać jako „podwójne ofiary”.

Te różne formy hegemonialnej konfrontacji z przeszłością w Niemczech mają pewną wspólną cechę: nie rozpatruje się w nich sprzeczności i ambiwalencji zawartych w historii przymusowych wysiedleń. Na przykład faktu, że wielu Niemców, którzy pod koniec wojny opuściło swoje miejsce zamieszkania – czy to ze strachu przed Armią Czerwoną, czy też pod wpływem nacisku politycznego – nie było jedynie „niewinnymi ofiarami“, wielu z nich brało aktywny udział w polityce narodowego socjalizmu, lub wyciągało z niej korzyści. We wspomnianej wystawie muzeum Domu Historii RFN większość przedstawionych biografii rozpoczyna się dopiero w 1944 r. Poza tym wielu spośród wysiedlonych nie uważa się ani za wypędzonych, ani nie chce być reprezentowanych przez BdV. Jednak wygląda na to, że na takie „szczegóły” nie będzie miejsca na „widocznym znaku”.

Autorzy: Arbeitskreis Geschichtspolitische Interventionen (AGI)
AGI (Zespół polityki historycznej) jest prywatną, niezależną, bezpartyjną inicjatywą z Berlina.
Źródło: “Le Monde diplomatique”


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. abernau 28.05.2009 09:25

    Niemcy byli agresorem, ktory rozpetal 2 wojne swiatowa, wiec chyba ciezko mowic, ze sa ofiarami. No chyba, ze ofiarami wlasnej chciwosci i checi panowania nad “podludzmi”. Przypominam, ze Hitler byl wybrany w demokratycznych wyborach, wiec mniejszosc Niemcow moze miec co najwyzej status ofiar, ale ofiar swojego wlasnego narodu – Niemcow.

    Teraz zamiast wojennych dzialan aby zapanowac nad cala Europa wybrali metode nazywana UE – gdzie zawsze beda mieli wiekszosc glosow bez wzgledu na pierwiastkowy czy inny sposob liczenia glosow. Bo to, ze ciagle doplacaja do UE, to chyba nikt nie ma watpliwosci, ze to nie z dobrego serca?

  2. Shank 01.06.2009 07:25

    Ale , no kurna mać, oni wybili nam 1/5 ludności, zniszczyli gospodarkę(komuna też nam dała w kość) i połowę Polski, i jeszcze jakiś polak ma zamiar ich bronić ? Ludzie, przerażacie mnie.

  3. Velevit 01.06.2009 09:06

    Oczywiście, że wielu Niemców było ofiarami w 2 Wojnie Światowej, niech więc postawią sobie ten pomnik, który upamiętni śmierć wielu ich ziomków spowodowanych polityką ich własnego państwa. Zgadzam się jednak, że większość szwabów, która żyła w tamtych czasach jest współodpowiedzialna tego co sie działo, dopóki naziści wygrywali wojnę zajmując coraz większe obszary europy, społeczeństwo stało na “hail” od gówniarza po dziadzię, tacy byli dumni. Obudzili sie dopiero gdy i na ich miasta zaczęły spadać bomby, nagle poczuli się pokrzywdzeni. Wydaje mi się, że w Niemczech jednak niewielu było ludzi, którzy nie popierali Hitlera, Ci jednak zasługują na pomnik, bo cała ta wojna zdecydowanie ich pokrzywdziła. Nie podoba mi się za to, że współczesnym Niemcom wciąż wmawia się, że polscy terroryści zaatakowali stacje radiową gdzieś tam, co stanowiło przyczyne dla ataku na nasz kraj. Jak nam Polakom wiadomo, ów terroryści byli podstawieni. Niemców uczy się, że polska armia podczas kampanii wrześniowej była uzbrojoną w szable, fanatyczną watahą, której zas przywódcy byli tchórzami. Za wygnania Niemców z naszych obecnych ziem obwinia się bezpośrednio Polaków, i u nas domaga rekompensaty, podczas gdy wygnani powinni domagać się jej we własnym państwie, które było bezpośrednim odpowiedzialnym za wysiedlenia Niemców, jako że wywołało wojnę. Apropo, gdzie rekompensaty dla więźniów z obozów zagłady i milionów ludzi pracujących niewolniczo w niemieckich fabrykach takich jak np. volkswagena ??? A ilu ludzi wysiedlili Niemcy i wywieźli do zach Niemiec ? Problem polega na tym, że Niemcy celowo kreują się na ofiary, spośród wszystkich narodów biorących udział w 2 Wojnie Światowej to Niemcy krzyczą najgłośniej o krzywdzie jaka im się stała. Szwaby najwyraźniej przeinaczają i wypaczają historię, myślę że nie można im za bardzo na to pozwalać, bo za parę lat może się okazać, że to np. Polacy wywołali ów konflikt

  4. siristru 01.06.2009 09:32

    Dobra, Niemcy byli ofiarami pzremocy, którą sami rozpętali. I to ma im dawać prawo do nazrekań na arenie miedzynarodowej. Niech raczej płaczą u siebie.

    Wypędzeni, tralalala, sami uciekali przed frontem wschodnim. A oni to niby nie wypędzali?

    Jeśli zrobilmy bilans okroponości i krzywd doznanych – to jak w nim wypadną Niemcy?
    To że niektórzy Niemcy byli mordowani w obozach ma zbawić ich cały naród i zmyć winę?

  5. Shank 01.06.2009 18:31

    @ realista

    Oczywiście, że odmówić to nie za bardzo, ale przecież gdyby większość nie była przychylna ideii patroszenia polaków i innych słowian,francuzów,rusków etc. to plany hitlera pozostałyby tylko planami, a jednak popierali go.

    A co do tych wypędzonych, to już jeden z przedmówców powiedział: niemcy też przecież wypędzali obcokrajowców ze swych ziem(of course żydów szczególnie prześladowali) Nie mówię , że wszyscy niemcy byli źli , ale ci którzy przeinaczają historię i są wierni nadal starym ideom naprawdę są niebezpieczni.

    I spójrzmy na nich: po PRZEGRANEJ wojnie są jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych krajów.
    A my mamy przeorane.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.