Tako mówią bliźniacy

Opublikowano: 09.10.2007 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 477

Z pewnością bardzo wnikliwe obserwacje obecnego lidera PiS, skłoniły w 1992 r ówczesnego rzecznika prasowego prezydenta Lecha Wałęsy, Andrzeja Drzycimskiego do stwierdzenia:

– Jarosławowi Kaczyńskiemu brakuje płatów mózgowych.

Zainteresowany najwyraźniej zgodził się z tą diagnozą, bowiem sąd nie musiał rozstrzygać o trafności rozpoznania.

Jarosław Kaczyński w wywiadzie do „Rzeczpospolitej” (marzec 1993 r.) zrewanżował się Wałęsie, twierdząc że jest chory na umyśle i zapowiedział podjęcie przez Porozumienie Centrum próby obalenia prezydenta, wykorzystując – jak można przypuszczać – art. 50 pkt 3 Małej Konstytucji, który mówił, ze urząd prezydenta może się zwolnić wskutek „uznania przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności do sprawowania urzędu, ze wglądu na stan zdrowia. ”

W rozmowie z Małgorzatą Subotic, tak to ujął:

– Analiza logiczna i semantyczna różnych wypowiedzi Wałęsy, mogłaby być dowodem ze względu na kompletną niedorzeczność tych wypowiedzi. Prezydent państwa musi mieć zdolność do wypowiadania się w sposób logiczny i do kontaktu z rzeczywistością.

Dobrze powiedziane, tylko czy sam Jarosław Kaczyński spełnia te warunki…?

Jarosław i Lech Kaczyńscy, to bez wątpienia osobnicy o wyjątkowo awanturniczym i niszczącym usposobieniu. Obaj są bardzo nieszczęśliwi, kiedy nie mają oponentów i gdy wszyscy zgadzają się z ich zdaniem, wobec którego w końcu sami staną w opozycji, jeżeli nikt inny tego nie zrobi…

Tak piękny, tak nadobny, jakby wyszedł z jaja.
Okazyą przysłowiu – poetycka baja,
Jakoby Jowisz, wziąwszy łabędzią maszkarę,
Zgwałcił Ledę, która stąd zniosła jajec parę.
Z jednego Polluks na świat z Kastorem się klują,
Co wszystek wieku swego gładkością celują.
Z drugiego Klitemnestera z Helena w postaci
Panieńskiej; pewnie i te nie ustąpią braci.
Stąd na gładkie niewiasty i nadobne męże
Łacińska przypowiastka: z jaja się wylęże.
Po polsku nie do ładu; chyba na tych przyda,
Co nie wiedzieć skąd, mogszy i z Ledą się żyda,
Z chłopa, z kupca i między urodzić Wołoszą,
Szlachtą czynią, może rzec: w jaju się przynoszą.
Jakóż ktokolwiek w Polszcze wieś kupi szeroką,
Wszystkim staną tysiące za jajca pod kwoką.
Rzekłszy prawdę, któż bowiem prawdy się rzec wstydzi?
Z tych jaj się chłopi, Szoci szlachta legą, żydzi.
Która łabędzie jaja tam zniesła, Ledą się
Zwała. Leda kto i nam takie rodzi bąsie.
Gdybyć jeszcze łabęcie! ale owe nurki
Ani do rady, ani użyte na Turki.
Wacław Potocki: Moralia (1688) „Z jaja się wylągnął”.

Im wyższy szczebel (poza nielicznymi wyjątkami) zajmuje dany typ w systematyce świata zwierzęcego, tym mniejsza jest dla niego jednorazowa liczba potomstwa. W przypadku człowieka, mnogi poród, uważa się za zjawisko anormalne.

Przyczyny „stwarzania” bliźniąt są uwarunkowane m.in., zaburzeniami prowadzącymi do niewłaściwego procesu bruzdkowania jednego jaja, (spotworniałości złożone).

Według dawniejszych zapatrywań, bliźnięta jednojajowe, powstawały z jaj o zdwojonym aparacie jądrowym. Ale w takim razie musiałyby występować dwie kosmówki, czego u jednojajowych nie stwierdzono, z wyjątkiem przypadku, który kilkadziesiąt lat temu opisał dr Siemens. Otóż mimo obecności dwóch kosmówek i dwóch łożysk, ogromne podobieństwo braci stwierdzało ich „jednojajowość”.

Powstawanie bliźniąt jednojajowych przypisywano także polispermicznemu zapłodnieniu jaja, (taka możliwość została udowodniona doświadczalnie), jednak prowadzi to do szybkiego obumarcia jaja, przy czym wpływa na powstanie olbrzymiego, nie zaś wielotwórczego zarodka.

Mimo anastomotycznego połączenia obu układów krążenia, zdarzają się różnice w stopniu odżywiania obu osobników, wskutek czego z jednego lub kilku z nich, może powstać płód „papierowaty” (foetus papyraceus). Wrośnięcie naczyń omoczni jednego z płodów w ciało drugiego osobnika, stwarza „pasożyta szczątkowego”.

U bliźniąt jednojajowych jeden z osobników wykazuje niekiedy całkowite lub częściowe odwrotne ułożenie narządów. Opisano przypadek tak zwanych zroślaków tułowiowych (thoracopagus), gdzie zajęcza warga i wilcza paszcza jednego tworu, były lustrzanym odbiciem tych samych anomalii u drugiego.

O odchyleniach u bliźniaków dowiadujemy się już z Pisma św.:

– Już był przyszedł czas porodzenia, a oto bliźnięta znalazły się w jej żywocie. Ten, który pierwszy wyszedł, był czerwonawy i wszystek jego skóra włosem pokryty; (…) Tuż zaraz drugi wyszedł, a piętę brata trzymał rączką…

Najbardziej porównawczymi cechami jednojajowych bliźniaków są m.in.: barwik włosów, oczu i skóry, następnie rysy twarzy, lanugo, właściwości skóry oraz cechy psychiczne. Natomiast za niepewną właściwość uważa się wzrost.

Zdarzają się jednak bliźniaki jednojajowe, zgoła odmienne pod względem psychicznym. Różnica ta ujawnia się już w kilka miesięcy po urodzeniu i raczej trudno wiązać ją z wpływem otaczającego świata.

W przykładzie opisanym przez dra Wimbergera, dwaj bliźniacy płci męskiej różnili się psychicznie już od czwartego miesiąca życia. Jeden był ponury, gniewny i złośnik, zaś drugi zachowywał się „jak dziewczynka”.

Co do źródła powstawania wieloraczków wielojajowych, niegdyś upatrywano je w superfetecji (nadpłodnienie). Niektóre ludy do dzisiaj uważają wieloraczki jako wynik nadpłodnienia z udziałem innego mężczyzny, czyli za niezaprzeczalny dowód niewierności małżonki.

Wieloraczki, szczególnie jednojajowe, są tworami natury stanowczo mniej wartościowymi, niż pojedynczy osobnik.

Na szczęście nie przynoszą one uszczerbku ludzkiej rasie, ponieważ ich mniejsza wartość jest uwarunkowana wyłącznie fenotypowo, a ponadto wybiórczość Matki Natury w stosunku do nich, gwarantuje, że ich liczba w obrębie danej populacji utrzymuje się na stałym poziomie, mimo dziedziczności zalążka dla mnogich porodów.

Tyle tytułem wstępu…

W zapoczątkowanej jeszcze w czasach PRL walce o IV RP, pan Jarosław Kaczyński kryjąc się przed służbą bezpieczeństwa, mieszkał jakiś czas w klasztorze. A było to w okresie, „gdy Macierewicz uciekał przed bezpieką jako wysoka ruda kobieta z lokami, w długiej sukni na bardzo wysokich obcasach. ”

Trochę dziwna ta samodzielność pana Jarosława. Tak bez mamusi…

Wiadomo przecież, że jeszcze jako minister u prezydenta Wałęsy, był pod opieką mamy, która przyrządzała mu śniadania i kolacje oraz dbała o jego wygląd, kupując mu nawet gacie. Kiedy miał nieco czasu, z mamusią i tatusiem udawali się w niedzielę do kościoła Stanisława Kostki na Żoliborzu. Był to tylko niemal jeden krok z jego przestronnego mieszkania przy placu Inwalidów.

Bracia chyba nigdy nie czuli się dowartościowani, bowiem Jarosław wspominając lata 90, skarży się, że nie pamiętano jego poświęcenia i noclegów poza domem:

– (…) prowadziłem niezwykle ważną, niezwykle pozytywną dla kraju akcję, a byłem okładany kopniakami. (…) a potem na zebraniu plenarnym całego klubu, potraktowano mnie właściwie jak oskarżonego o zamach stanu.

Bliźniacy nie bardzo potrafią zachować się w towarzystwie, o czym świadczą liczne gafy, które popełniają. Lech Kaczyński karczemną odzywką, którą zapamiętała cała Polska: „Spieprzaj dziadu!”, zakończył rozmowę ze starszym człowiekiem, a w 2006 r. skompromitował się w trakcie spotkania z „gościami” z Niemiec.

Andrzej Szczypiorski także negował „towarzyskie kwalifikacje” Jarosława, który – jego zdaniem – nie nadawał się do „ pełnienia roli pełnomocnika Wałęsy i prowadzenia rozmów. ”

Kiedy Tadeusz Mazowiecki tworzył rząd, Lech Wałęsa sugerował, aby powołał w jego skład Jarosława Kaczyńskiego, o „nienasyconych ambicjach politycznych”. Mazowiecki jednak tego nie zrobił, przez co Kaczyński „poczuł się zawiedziony”, gdyż „czuł się współtwórcą pierwszego rządu solidarnościowego, pierwszego rządu po upadku komunistów. ”

Z kolei Lechowi Kaczyńskiemu nie udało się zostać przewodniczącym „S”, o co usilnie się starał.

Co do natury braci Kaczyńskich… Tupet, złośliwość i chamstwo, jednym słowem negatywne cechy ich charakterów, są godne pióra Rabelais’a.

Obaj u niektórych wywołują fobie. Swojego czasu mówiono o Bronisławie Geremku, że budzi się nocy z przeraźliwym krzykiem, gdyż prześladuje go koszmar: śni mu się trzech braci Kaczyńskich.

Kiedy na początku lat 90 weszły do naszych kin dwie amerykańskie produkcje: „Kacze opowieści” oraz „Bliźniacy”, niektórzy twierdzili, że jest to odpowiedź na polski film: „O dwóch takich co ukradli księżyc”.

Kiedy Lech Kaczyński zapuścił wąsy, złośliwi szeptali, że zrobił to dla żony, aby mogła odróżnić go od Jarosława. W tamtym czasie mówiło się otwarcie, że kiedy bliźniacy spotykają się w hotelu na Klonowej, w pokoju zajmowanym przez Lecha, to coś się szykuje. Natomiast gdy Lech wyruszał do Gdańska, do żony i córki, można spać spokojnie.

Bodaj najbardziej zabolała bliźniaków nienajlepsza opinia prymasa o „politycznych awanturnikach Kaczyńskich, którzy za wszelką cenę prą do władzy.”

Pan Jarosław Kaczyński „nie chciał być szefem kancelarii” prezydenta Wałęsy. On chciał więcej…

– … chciałem być pierwszym ministrem stanu. Wałęsy to nie przekonywało. „Masz być najważniejszy, to bądź szefem kancelarii”. W końcu się zgodziłem. – wspomina tamten okres.

W grudniu 1991 r. bliźniacy odeszli z kancelarii prezydenta Wałęsy, w której – zdaniem Mieczysława Wachowskiego – byli „kapciowymi”.

Zmajstrowana przez nich koalicja parlamentarna wyłoniła na premiera Jana Olszewskiego, wbrew oczekiwaniom Wałęsy, który pokrzyżował plany żądnych władzy dwojaczków. Nie zgodził się, aby Lech Kaczyński został szefem Urzędu Rady Ministrów.

Kiedy konflikt między Kaczyńskimi a Wałęsą był już otwarty, Jarosław krytykując „Gazetę Wyborczą”, stwierdził, że „Wałęsa przestał na jej łamach mówić, a zaczął bredzić, choć od co najmniej dziesięciu lat wszystkim wiadomy był jego poziom wykształcenia i fakt, że posługuje się specyficznym sposobem obrazowania. ”

Prezydent Lech Wałęsa dwukrotnie dawał do zrozumienia, że jego najbliższy współpracownik i szef Kancelarii, jest homoseksualistą.

Kaczyńskiemu puściły nerwy, kiedy w „NIE” (nr 11/1993) ukazał się artykuł Jerzego Nasierowskiego, warszawskiego geja pt: „Mąż Kaczyńskiego”, sugerujący specyficzne związki pomiędzy liderem PC a współautorem książki „Kim pan jest, panie Wachowski”.

Lider PC na konferencji prasowej 19 marca 1993 r. zwołanej w sejmie, nie wykluczył wytoczenie procesu sądowego, tylko nie powiedział komu: Urbanowi czy Nasierowskiemu?

Ostatnią, udaną akcją polityczną bliźniąt, było ulokowanie Lecha na stanowisku szefa NIK. Walczył o tę funkcję ze Zbigniewem Romaszewskim. Dopiero w czwartym głosowaniu zwyciężył Lech Kaczyński, otrzymując 212 głosów.

Przeciwko jego kandydaturze opowiadali się posłowie SdRP, Unii Pracy, PSL a także KPN, natomiast we wszystkich (czterech) głosowaniach, Kaczyńskiego popierał Jan Maria Rokita.

Ale kiedy PC w 1992 roku przesłało do sejmu projekt ustawy o NIK, jak zawsze mało poważny Jan Maria Rokita zarzucił Lechowi Kaczyńskiemu, że chce przekształcić NIK w „Czerezwyczajkę” Dzierżyńskiego, co było nie pierwszym idiotycznym stwierdzeniem Rokity, który wcześniej głosował za jego nominacją.

W końcu, często irracjonalny Jan M. Rokita, jako szef urzędu Rady Ministrów nie wpuścił inspektorów NIK w celu skontrolowania jego „działki”.

Dziwna była ta sytuacja. Najważniejszą instytucją kontrolną w państwie miał kierować człowiek, którego partia słynęła z intryg i niejasnych spraw. Lech Kaczyński był uwikłany w tworzenie „Telegrafu”, współ odpowiadał za mocno podejrzane posunięcia fundacji prasowej, podczas gdy od szefa NIK powinno wymagać się nieposzlakowanej opinii. Jednak to nie wina Kaczyńskiego, że wybrano go na to stanowisko, a tych, którzy na niego głosowali, m.in. Jana Rokity.

W wypowiedzi dla telewizyjnej „Panoramy” 1992 r. prezydent Lech Wałęsa, skwitował krótkotrwałą prezesurę Lecha Kaczyńskiego:

– … obiecywał wielkie reformy, dekomunizację, wielkie efekty, a dziś są same konflikty, a nie ma żadnej informacji.

Wałęsa zresztą domagał się odwołania Kaczyńskiego z zajmowanego stanowiska.

Jarosław Kaczyński jeszcze jako lider Porozumienia Centrum, na spotkaniu w Olsztynie dał wyraz poglądom na demokrację i krytykę pod swoim adresem. W stylu Józefa Cyrankiewicza, ostrzegał przed „podniesieniem ręki na Polskę”…

– W pewnej chwili wyszedłem z siebie, zdenerwowałem się… (…) Walnąłem pięścią w stół i niemal wrzasnąłem: jak będziecie tutaj próbowali uniemożliwiać demokrację, demokratyczny rozwój Polski, jak podniesiecie rękę na Polskę, to was zmiażdżymy!

– Oczywiście, – wyznał później w wywiadzie Kaczyński – bardzo podobałoby mi się wycięcie komunistów, ale i z nimi należało się liczyć.

Niepokojące są takie deklaracje, bowiem swojego czasu identycznie myślał i wypowiadał się führer III Rzeszy…

Ale dzisiaj, Kaczyńscy w ogóle nie dopuszczają do siebie myśli, że innym także „podobałoby się ich wycięcie”!

Pan prezes zna bardzo dobrze swój charakterek i choleryczne usposobienie, bowiem już w 1991 r. mówił o sobie:

– Emocjonalnie chyba też jestem bardziej stonowany, nie odczuwam tak silnych fascynacji i straszliwych nienawiści, jakie widywałem w tamtym środowisku; (solidarnościowym – BM) są one dla mnie niezrozumiałe.

Jednak 17 lutego 2006 r., „stonowany” Wielki Guwerner Narodu, prezes PiS, Jarosław Kaczyński z trybuny sejmowej nazywał „głupimi Polakami” tych, którzy nie akceptują utopii głoszonych przez jego partię.

Pod koniec 1989 r. w hotelu sejmowym oraz w redakcji „Tygodnik Solidarność”, padła inicjatywa powołania partii Porozumienie Centrum, pod kierownictwem Kaczyńskich.

Mając nienasycone aspiracje i prowadząc własną grę polityczną, bliźniacy chcieli szybko zbudować silne ugrupowanie. Temu celowi służyło między innymi powołanie spółki „Telegraf”, która przechwyciła 11 miliardów (starych) złotych ze środków państwowych, a miała apetyt na następne 47 miliardów należących do ART-B.

Kiedy powstało PC, „Gazeta Wyborcza” przedstawiała przynależność do partii Kaczyńskich jako jakiś „niedobór moralny i brak przyzwoitości.” [1]

Wlokły się różne smrody za partią Kaczyńskiego. Na przykład komitet wyborczy Porozumienia Obywatelskiego Centrum wykazał w sprawozdaniu, że został przekroczony limit wydatków, ustalony w ordynacji wyborczej. (PC nie złożyło sprawozdania w ustawowym terminie.)

Przepisy mówiły, że za każdą wydaną ponad limit złotówkę, komitet wyborczy jako karę wpłaci do skarbu państwa 5 zł. PC przekroczyło wydatki o 1 miliard 226 milionów zł. a więc powinno wpłacić ok. 6 miliardów. Ale nie wpłaciło, gdyż warszawska izba skarbowa zalegalizowała pewien „trik” rozliczeniowy, polegający na tym, że ponad limitowe wydatki zaksięgowano w koszty bieżącej działalności partii, a nie kampanii wyborczej. Niby wszystko było zgodne z prawem, ale nie do końca.

Był także cały szereg innych nieprawidłowości. Na przykład wpłat na fundusz wyborczy dokonało kilka osób, a były to niemałe kwoty. W jednym przypadku aż 798 milionów (starych) zł. Wpłacającymi byli kandydaci na posłów, a później już posłowie Porozumienia Centrum, którzy przyznali, że to nie były ich pieniądze, ale nazwisk sponsorów nie chcieli ujawnić, mimo przepisu o jawności dochodów partii.

Porozumienie Centrum wydało w tamtym czasie ogromne pieniądze na kampanie wyborczą, z których nie bardzo potrafiło się rozliczyć przed izbą skarbową oraz komisją wyborczą.

Nie lepiej było z ministrami PC. Kiedy Adam Glapiński sprawując w gabinecie Jana Olszewskiego funkcje ministra współpracy gospodarczej z zagranicą, 27 lutego 1992 r. wprowadził koncesje na handel paliwami i dodatkowo kontyngenty importowe, mówiło się, że nie chodzi wcale o zwiększenie wpływów do budżetu, ale o instrument uzależniający kapitał od polityków będących u władzy.

Koncesjonowanie odbywało się w atmosferze skandalu. 5 maja 1992 r. grupa posłów KPN przez kilka godzin okupowała gabinet zastępcy Glapińskiego, wiceministra Frąckowiaka (też z PC) w proteście przeciwko niejawnej procedurze wydawania koncesji.

Glapiński wprowadził też koncesje importowe na papierosy i alkohol, w rezultacie czego, w pokornej kolejce do łask ministra ustawili się ludzie obracający miliardami, zdecydowani na różne „dotacje”, byle tylko dostać zezwolenie, gdyż jego otrzymanie, niejednokrotnie warunkowało spłacenie wcześniej zaciągniętego kredytu. Niejasne kryteria, według których przyznawano zezwolenia importowe oraz uznaniowy charakter decyzji, budziły falę podejrzeń.

Kiedy w 1993 r. aresztowano dyrektora biura poselskiego Porozumienia Centrum, Wojciecha Dobrzyńskiego, Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej, odgrażał się:

– Ci, którzy używają aparatu sprawiedliwości do rozgrywek politycznych, z czasem zostaną rozliczeni.

A co się dzieje teraz…?

Zresztą oskarżanie policji oraz prokuratury o szykanowanie PC należało do stałego repertuaru szefa partii. To samo mówił, kiedy został wezwany na przesłuchanie w charakterze świadka w sprawie Fundacji Prasowej „S”.

Obłuda Kaczyńskiego jest porażająca! To przecież nie kto inny, jak członek władz Porozumienia Centrum, wicemarszałek Andrzej Kern dał popis klasycznego nacisku na prokuraturę. I to nacisku skutecznego, kiedy złożył fałszywe doniesienie, jakoby jego córka, Monika, została uprowadzona.

Wykorzystując w celach zupełnie osobistych pozycję polityczną, pan Kern skłonił szefa łódzkiej prokuratury Eugeniusza Sindlewskiego, oraz prokurator Elżbietę Cyrkiewicz do zastosowania nieuzasadnionych środków represyjnych, czyli tymczasowego aresztowania i podsłuchu telefonicznego w stosunku do rodziców narzeczonego córki, który się panu marszałkowi nie podobał.

W końcu pod presją postępowania dyscyplinarnego prokurator Cyrkiewicz odeszła z prokuratury na własną prośbę, nie czekając, aż ją wyleją.

Kern uniknął odpowiedzialności za fałszywe oskarżenie, a Kaczyńskie władze PC wydały specjalne oświadczenie, w którym solidaryzowały się ze swoim aktywistą, wykorzystującym piastowany urząd do mieszania prokuratury w sprawy osobiste.

Na tym tle, skamlenie Kaczyńskiego o „rozgrywkach politycznych”, które leżą u podstaw rzekomego „prześladowania” członków PC, jawiło się jako wyjątkowy cynizm.

Jarosław wściekł się, kiedy w 1992 r. dostał wezwanie do prokuratury w charakterze świadka w związku ze śledztwem w sprawie Banku Handlowo-Przemysłowego w Krakowie, mającego „handlowe” związki z założoną przez Kaczyńskiego fundacją prasową „Solidarność” oraz osławionym „Telegrafem”.

Wówczas na specjalnej konferencji prasowej, Kaczyński powiedział, że „Oni brną w zwykłe kłamstwa.” Ci „oni” to prokuratorzy, którzy ośmielili się go przesłuchać. Dał do zrozumienia, że jest ofiarą walki politycznej.

Także dzisiaj wszelkie kreatury ubabrane w nieczystych interesach, czy to z lewa, prawa lub środka sceny politycznej, w przypadku podejrzeń o afery, używają tych samych argumentów: „rozgrywki polityczne”!

Ta cała postsolidarnościowa „elita”, żądna władzy, zaszczytów i profitów, tak kopała pod sobą dołki, tak zabiegała o intratne posady państwowe i oskarżała o różne łajdactwa, że w końcu samounicestwiła się.

W tym ich burdelu chodziło o to, aby z przemian społeczno-ustrojowych wyciągnąć dla siebie i swoich kumpli należny ekwiwalent, oraz urządzić się kosztem „wyzwolonej” Polski, na bazie ruiny społeczeństwa! Trzeba było przecież z czegoś żyć, i to lepiej niż „głupi Polacy”.

Na pomysł, aby Jarosław Kaczyński został redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność”, wpadła jego bratowa. Koncept zły, a skutek jeszcze gorszy!

Nie będąc dziennikarzem, musiałby – jak przyznał – „mieć dobrego zastępcę”, który prowadziłby pismo.

Ponadto „posada w «Tygodniku Solidarność» dawała mi pracę. Od wielu lat nie miałem stałej pracy, choć teraz przynajmniej byłem senatorem” – stwierdził.

Kaczyńskim przypisuje się kierownicze sprawstwo rozbicia obozu solidarnościowego. Rzekomy czołowy strateg „wojny na górze”, Jarosław, zdecydowanie temu zaprzecza:

– Z koncepcją „wojny na górze” nie miałem nic wspólnego. Dowiedziałem się o tym z prasy.

Według niego, powodem konfliktu było mianowanie przez Wałęsę Zdzisława Najdera szefem Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym.

Ale ten wątek inaczej przedstawia apologeta Jarosława Kaczyńskiego, Jacek Kurski, którego zdaniem Kaczyński miał być łącznikiem między Wałęsą a rządem, a w takiej konfiguracji, Mazowiecki obawiał się, że Jarosław będzie próbował sterować nim w imieniu Wałęsy.

– To bzdura! – skwitował wynurzenia Kurskiego, Kaczyński.

Po prawdzie, to funkcjonują różne wersje na temat jej rozpętania. Jedna z nich mówi, że bracia zostali pominięci przy podziale łupów. Jarosław przyznaje, że w 1989 r. groziło mu ugrzęźnięcie na marnej posadzie, a bliźniactwo miało dalekosiężne plany i jeszcze większe ambicje. [2]

– Od utworzenia rządu Mazowieckiego, do chwili objęcia tygodnika, („Tygodnik Solidarność” – BM) wszystko postawiłem na jedną kartę i wiedziałem, że jeśli w tej czy innej skali coś mi się nie uda, zostanę całkowicie wyeliminowany i to tak, że będę musiał pójść „w Polskę” szukać jakiejkolwiek marnej pracy. Przecież z moimi uprawnieniami nawet radcą prawnym nie mógłbym zostać, doktorat z teorii prawa jest tu zupełnie nieprzydatny, a od pracy naukowej już się jakiś czas temu oderwałem.

W wywiadzie w 1992 r. Jarosław Kaczyński ujawnił przyczyny konfliktu z ówczesnym premierem, Janem Olszewskim. Otóż spór poszedł o powyborczy podział łupów, a konkretnie o stołek szefa Agencji ds. Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa.

Na tym stanowisku bardzo zależało dwom partiom chłopskim, oraz Kaczyńskiemu, który chciał je obsadzić swoim człowiekiem. Ale premier Olszewski powierzył je Adamowi Tańskiemu, byłemu ministrowi rolnictwa w rządzie Bieleckiego. [3]

W tamtym okresie Agencja dysponowała po pegeerowskim mieniem w areale ok. 20 % ornej ziemi w Polsce, oraz ogromnym parkiem maszyn rolniczych, żywym inwentarzem, zakładami przetwórczymi i hodowlanymi, stawami rybnymi, itd. Chyba wystarczy, aby zrozumieć wyjątkowe zainteresowanie posadą szefa Agencji.

Cały majątek był łakomym kąskiem, i miał być oddawany w prywatne ręce. Rzecz w tym, aby przy pomocy swoich ludzi, rozkraść te zasoby jak najbardziej elegancko i w majestacie prawa.

Powie ktoś, że tak się nie da… W tak skorumpowanym państwie, jakim jest „odrodzona” Polska od 1989 r. wystarczy wpłynąć na jakiś bank, aby udzielił korzystnego kredytu lub zainwestował we wskazane przedsięwzięcie. Reszta była bardzo prosta. Ale najlepiej obłowić się można było właśnie przy prywatyzacji, nad którą o kontrolę do dzisiaj bezustannie żrą się wszystkie partie.

Przykład „Igloopolu”, jego podział, a następnie likwidacja, dowiodły, jak załatwia(ło) się sprawy przekształceń własnościowych na jak najlepszych warunkach dla zainteresowanych, a ze szkodą, rzecz jasna, dla Skarbu Państwa.

Wydawać się mogło, że piecza nad majątkiem państwowym powinna być powierzona człowiekowi o nienagannej opinii i niekwestionowanej uczciwości.

Tymczasem Jarosław Kaczyński chciał wówczas stanowisko szefa Agencji dla członka swojej partii z Olsztyna, niejakiego Józefa Łubienieckiego.

Tym indywiduum, posłem „kontraktowego” sejmu, interesowała się prokuratura generalna, która wystąpiła o uchylenie immunitetu, bowiem ciążyły na nim podejrzenia o fałszowanie metrykalnych dokumentów w celu uzyskania korzyści osobistych.

Łubieniecki, zasłaniając się nietykalnością, uporczywie odmawiał prokuraturze poddania się ekspertyzie grafologicznej, która mogła wykluczyć jego udział w fałszowaniu dokumentów.

Ponadto poseł-kombinator był obwiniany przez pracowników Urzędu Wojewódzkiego o czerpanie korzyści z tytułu pełnienia funkcji posła, a przez środowisko dziennikarskie Olsztyna, o nieprawidłowości w wypełnianiu funkcji likwidatora RSW „Prasa, Książka, Ruch”.

Jarosław Kaczyński był tak mocno przywiązany do Łubienieckiego, że mimo ostrych sprzeciwów lokalnych działaczy Porozumienia Centrum, w kolejnych wyborach umieścił go na liście kandydatów na posła. Jednak Kaczyńskiego spotkał sromotny zawód: wyborcy zlekceważyli protegowanego prezesa. W wyborach Łubieniecki przepadł z kretesem.

Ale Kaczyński odporny na głosy krytyki oraz opinii publicznej własnej partii, uroił sobie, że premier Jan Olszewski, powinien właśnie hochsztaplera Łubieńskiego mianować szefem Agencji.

Cóż takiego było w kameleonie Józefie Łubienieckim, zaciekłym wrogu „postkomuny”, że Jarosław Kaczyński, zagorzały dekomunizator administracji państwowej i życia politycznego, tak za nim szalał?!

Faworyt szefa PC był bardzo aktywnym członkiem PZPR, któremu w 1981 r. zabrakło tylko czterech głosów, aby został wybrany na Wojewódzką Konferencję PZPR.

Dzisiaj, kiedy słyszę Kaczyńskiego gdy mówi o rozliczaniu aferzystów, o jakimś nadrzędnym interesie państwa, o jego przebudowie, o „czystości i przejrzystości” i tym podobne farmazony, można tylko z politowaniem kręcić głową.

Być może Kaczyńscy są czyści jak łza, ale trudno nie zauważyć, że przy różnych sprawach, wypływało w określonym kontekście ich nazwisko…

Jarosław i Lech Kaczyńscy mają genetycznie zakodowaną obsesję na tle władzy oraz nieumiejętnie skrywane ciągoty do totalitaryzmu.

Jeżeli PiS nie chce zbyt jaskrawo sprzeniewierzyć się danym obietnicom przedwyborczym oraz własnemu podłożu ideowemu, musi iść (chcąc nie chcąc), drogą wydatnego podniesienia poziomu życia szerokich mas społeczeństwa. Ale, droga ta, jest szalenie ograniczona w obecnej sytuacji.

Partia braci Kaczyńskich będzie więc musiała cały czas borykać się z kwadraturą koła i zastanawiać, jak zachować władzę, jednocześnie będąc zmuszona korzystać ze środków i sposobów kompromitujących tę władzę?!

Jak utrzymać, ba, podnieść poparcie społeczeństwa z jednoczesnym zachowaniem warunków rozsadzających to poparcie?! Jednym słowem, jak podnieść poziom życia społeczeństwa, nie podnosząc go!?

Czyż po dwóch latach rządów PiS, a więc efektów realizacji przedwyborczych deklaracji polityki ekonomiczno-socjalnej, nie należy odnieść słów Adolfa Hitlera, który stwierdził w „Mein Kampf”:

– Interesy robotników wcale się nie liczyły, ponieważ w polityce zastosowanie ekonomicznych nacisków zawsze ma miejsce tam, gdzie jedna strona jest w wystarczającym stopniu pozbawiona skrupułów, a druga wystarczająco głupia.

W tak zwanych demokracjach utarł się zwyczaj, że zwycięska opcja zagarnia wszelkie stanowiska w administracji państwowej, radia, prasy i telewizji, zarządach spółek itp., jednym słowem wchodzi wszędzie tam, gdzie są pieniądze i władza. Można przyjąć, że jest to prawo zwycięzców, ale takie tłumaczenie, szczególnie w Polsce nie ma siły racji absolutnej.

Kaczyńscy mają jasno wytyczone cele, aczkolwiek nie wiadomo, czy i jakim środkami oraz metodami je zrealizują. Osobiście zaskakuje mnie podobieństwo pewnych elementów, łączących poglądy Kaczyńskich z Hitlerem.

Otóż Karl Dietrich Bracher podkreślił:

– Hitler jest niemieckim zjawiskiem. Ze swoim rygorystycznym doktrynerstwem i perfekcjonizmem w przetwarzaniu abstrakcyjnej, choć zabójczej idei o generalizujących uproszczeniach wcielał on jedną z wielu niemieckich tradycji i doprowadził ją do absurdu.

Kaczyńscy natomiast wyżej stawiają fikcję ponad realizm, zamierzenia ponad możliwości ich realizacji.

Podstawowym elementem rozwoju faszyzmu jest silny nacjonalizm – a tego w PiS nie brakuje! – który wyraża się w głęboko zakorzenionej wrogości wobec innych narodów, religii, światopoglądów, organizacji o międzynarodowym charakterze, np. komunizm, masoneria, finansjera (utożsamiana przede wszystkim z Żydami), wszelkich kosmopolitycznych idei. Prawo i Sprawiedliwość nie kryjąc swojej niechęci, (żeby nie powiedzieć – wrogości!) do Unii Europejskiej, nie jest w stanie ukryć swojego nacjonalizmu.

Kaczyńscy dołożą starań, aby naród i państwo narodowe (katolickie) wchłonęło klasy (kapitał i proletariat), a następnie je zniosło. Nie będzie klas, a będzie tylko naród, i w tym poglądzie zawarty jest cały antyliberalizm PiS.

Czymże bowiem jest mityczny naród klerofaszystowski, jeśli nie transcedentalnym prawem, narzuconym Polsce przez Jana Pawła II, który w istocie swej odrzuca swobodę polityczną, zastępując ją katolicką, jako jedynie słuszną i właściwą? Klerofaszystowski antyliberalizm i antysocjalizm, ma tę samą bazę wyjściową, co wszystkie tyranie.

W 1991 r. Jarosław Kaczyński mówi:

– … ogólnie rzecz biorąc, istotną wartością, wyznawaną przeze mnie i moją partię, jest stosunek do przeszłości. W tym się mieści również idea przebudowy teraźniejszości i radykalne pożegnanie z wpływami komunizmu.

PiS przed wyborami zaprowadzając wyimaginowaną pantizokrację utopijnego społeczeństwa, w którym wszyscy mają i rządzą po równo („solidarne państwo”), zwraca się do narodu językiem socjalistycznym. Składając obietnice „solidarnego państwa”, Kaczyńscy chcą się stać ojcowskim darem państwa-narodu. Realizując swoje cele, widać faszyzujące środki oraz metody, a sprowadzając społeczną politykę do absolutystycznego paternalizmu, zbliżają się do praktyk socjalreformizmu.

Niemoc w realizacji planowanych zamiarów, może skłonić Kaczyńskich do radykalizacji czynów, przez co zostaną zmuszeni do sięgnięcia po bardziej wyrafinowane, acz niedemokratyczne metody.

Partia Kaczyńskich tkwi w centrum konfliktu między drobnomieszczaństwem i proletariatem. A ponieważ nie sposób tu zadowolić obie strony, PiS będzie musiał poświęcić jednych na rzecz drugich.

Jawną faszyzację można próbować obejść stosownym ustawodawstwem, to znaczy tak konstruować prawo, aby było ono korzystne dla celów polityki PiS. Jednak metoda ta jest o tyle niebezpieczna, że w efekcie obróci się ona przeciwko jej twórcom, co, rzecz jasna, będzie dla nich miało opłakane skutki.

Prawo i Sprawiedliwość jako „wzorzec” przyjął tak zwane „nauki” Jana Pawła II, „wartości chrześcijańskie”, oraz „tradycje” II RP, będące najczystszą formą religijnego szowinizmu, które bardzo łatwo można zaadoptować do polityki.

Bliźniacy dzisiejszą demokrację chcą budować na fundamencie archiwalnych praw, tzw., „tradycji”, które obowiązywały od wczesnego średniowiecza, a może nawet wcześniej.

Natomiast jako „antywzorzec”, PiS obrał sobie lewicę, nie zapominając gardzić liberałami i poglądami, które są sprzeczne z prezesowskim widzeniem świata. Kaczyńscy stojąc na Platformie dla lepszego widoku, zrobią wszystko, aby politycznie wywłaszczyć lewicę, a PO udowodnić, że bez niej rządzą lepiej i „autorsko”.

Prawo i Sprawiedliwość jest partią antydemokratyczną, antyliberalną, antyparlamentarną, antykomunistyczną, faszyzującą, o wyraźnych skłonnościach do nietolerancji. Natomiast fakt, iż przemawia w obronie praw proletariatu językiem socjalizmu i rewolucji, świadczy, że nie ma własnej metodologii „nauczania”.

Zaprowadzając „nowy ład i porządek”, stopniowo zawładnie środkami masowego przekazu, które zmitologizują przeszłość braci Kaczyńskich i będą lansować jedynie słuszne poglądy. Do tego dojdzie totalna negacja systemu PRL i jej niegodnej następczyni, III RP.

Powstanie IV RP braci Kaczyńskich, w której będzie panowała sielanka: drapieżne wilki kapitalizmu przejdą na wegetarianizm, a społeczeństwo będzie przymusowo nafaszerowane cnotami i objęte policyjno-klerykalnym dozorem oraz uczone patriotyzmu przez wielkogłowych grzywaczy z LPR.

Widzę inną jeszcze analogię między faszyzmem a poczynaniami PiS. George Mosse mówiąc o „rewolucyjnym” charakterze niemieckiego faszyzmu, stwierdził:

– Nazizm był rewolucją antyżydowską. Nie mogąc być rewolucją ekonomiczną i społeczną, przesunął oś swojej rewolucji przeciwko Żydom. Jest to sprawa zasadnicza, ponieważ ideał potrzebuje antywzorca. Potrzebny był antywzorzec dla idei rasy, i Żydom przydano tę rolę.

Trwając w błogim geście modlitwy, bracia Kaczyńscy są przekonani, że stworzą „nowego człowieka” i „:nowe społeczeństwo”. Z hasłem nowego „Nadczłowieka”, wkraczają pod baldachimem grandilokwencji w system faszystowski. Natomiast Kościół udzielając im poparcia, powiela błąd z czasów Mussoliniego.

Tym łatwiej to zrobi, im bardziej korzysta ze sprawdzonych wzorców, bowiem faszyzm zasadza się emocjach, fanatyzmie (a tego z naddatkiem dostarcza Kościół katolicki m.in. w osobie Rydzyka), w negatywnych reakcjach irracjonalnych, które są udziałem najliczniejszej grupy społecznej, a której trzonem jest tak zwany „szary człowiek”. Rozbudzona nienawiść zmobilizuje chwytliwym hasłem ciemne masy, które pójdą za wezwaniem różnych „autorytetów”. Będzie to stosunkowo łatwe zadanie, bowiem Polska ma nadmiar ludzi, którzy nie potrafią myśleć.

Ponieważ PiS nie będzie w stanie wypełnić obietnic przedwyborczych, przeto niebawem ucieknie się do mobilizowania społeczeństwa pod różnymi hasłami w kierunku agresji wewnętrznej, a nie można wykluczyć, że i zewnętrznej. Nasza lewica oraz Rosja będą tu celem.

Z wypowiedzi czołowych polityków PiS można wyciągnąć wniosek, że najchętniej oddaliby oni tę część społeczeństwa, które urodziło się w okresie PRL, w ręce „wymiaru sprawiedliwości”.

W każdym razie hasła gospodarcze i społeczne, które propagował niemiecki faszyzm w arcydemagogicznej formie, znalazły się dzisiaj jako główny element programu partii braci Kaczyńskich…

Szanowni Wyborcy!

Między głupimi żyjemy, głupich widzimy wszędzie,
Kto z cudzych głupstw nie mędrszy, większym głupcem będzie.

Autor: Bogdan Motyl
Źródło: Alternatywa

PRZYPISY:

1. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, „Gazeta Wyborcza” powstała w wyniku rozmów Okrągłego Stołu. Premier Rakowski dał kredyt w wysokości kilkaset (ówczesnych) milionów złotych i przydział papieru. Wałęsa powierzył stanowisko redaktora naczelnego Adamowi Michnikowi, który razem z kolegami zrobili z tego prywatną spółkę.
Kaczyński zarzucał również Michnikowi, że przeniósł do „Gazety Wyborczej” aktywa podziemnego „Tygodnika Mazowsze”, m.in., amerykańskie dotacje z Funduszu na Rzecz Demokracji, chociaż te pieniądze były przeznaczone na działalność opozycji, a nie na prywatną spółkę „Agora”. Znaczek „Solidarności” Komisja Zakładowa odebrała „Gazecie Wyborczej” 5 września 1990 r.

2. Być może działania resortu Zbigniewa Ziobro mają na celu odwet za „niesprawiedliwy” podział po PRL-owskiego majątku. Ale jakiegokolwiek są prawdziwe motywy tych działań, zamiar PiS rozliczenia złodziei w całej rozciągłości popieram.

3. Jan Olszewski został odwołany z funkcji premiera (w czerwcu 1992 r.) jakoby za sprawą szefa MSW, Antoniego Macierewicza, który wykonując uchwałę sejmu, dostarczył posłom nazwiska osób zajmujących najwyższe stanowiska, a figurujących w archiwach jako „TW” Służby Bezpieczeństwa.


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.

Potrzebujemy Twojej pomocy!

 
Zbiórka pieniędzy na działalność portalu w czerwcu 2024 r. jest zagrożona. Dlatego prosimy wszystkich życzliwych i szczodrych ludzi, dla których los Naszego Portalu jest ważny, o pomoc w jej szczęśliwym ukończeniu. Aby zapewnić Naszemu Portalowi stabilność finansową w przyszłości, zachęcamy do dołączania do stałej grupy wspierających. Zostań naszym sponsorem i nie pozwól, aby „Wolne Media” zawiesiły działalność ku radości rządu! Ważna jest każda złotówka! Czy nam pomożesz?

Nasze konto bankowe TUTAJ – wplaty BLIK-iem TUTAJ – konto PayPala TUTAJ

Ten komunikat zniknie, w chwili szczęśliwego ukończenia zbiórki. Z góry WIELKIE DZIĘKUJĘ dla wszystkich nieobojętnych czytelników, którzy pomogą.