Polska nie zarobi na bazach USA!!!

Opublikowano: 19.05.2007 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 634

WIĘCEJ STRAT NIŻ ZYSKÓW

Co rusz polska opinia publiczna karmiona jest informacjami nie tylko o politycznych, ale także materialnych korzyściach współpracy z USA. Teraz część przedstawicieli mediów i polityków z Wiejskiej próbuje nas przekonać o tym, jakim do wielkim interesem będzie lokalizacja amerykańskich baz wojskowych na terenie Polski. Doniesienia o takiej możliwości zelektryzowały władze lokalne, które nagle zobaczyły górę złota jaka miałaby się znaleźć w kasie gmin dzięki stacjonowaniu na ich terenie Jankesów. Kiedy jednak bliżej przyjrzymy się problemowi, łatwo zauważymy, że polityczny sojusz z Ameryką drogo nas kosztuje, a na amerykańskich bazach więcej stracimy niż zarobimy.

Właściwie w dyskusji na temat stacjonowania amerykańskich baz wojskowych w Polsce można by się ograniczyć do stwierdzenia, że suwerennością kupczyć nie wypada. Tak się jednak składa, że promotorzy politycznego sojuszu z Ameryką i NATO są jednocześnie zwolennikami merkantylnych argumentów. Dokonajmy zatem rachunku nie sumienia, ale zysków i strat.

ŚWIŃSKI INTERES

Ostatnio elity polityczne mają sporo problemów aby wykazać, że dzięki współpracy z Amerykanami społeczeństwu polskiemu żyje się lepiej, że forsowane wydatki ma armię i zbrojenia ożywią polską gospodarkę i przyniosą nowe miejsca pracy. Wydatki na zbrojenia, interwencje zbrojne (Irak), bazy wojskowe, modernizację armii itd. pochłoną w najbliższych latach dziesiątki miliardów złotych z kasy państwa. W większości dotyczy to wypadków na sprzęt amerykański i dostosowanie polskiego wojska do standardów NATOwskich. Obiecane natomiast przez USA wielkie inwestycje (tzw. “offset”) w związku z zamówieniem przez rząd samolotów F-16 (kontrakt kosztuje nas 17,5 mld. złotych) okazały się – jak wielokrotnie donosiła prasa – w dużej części fikcją. Podobnie zresztą jak w przypadku kontraktu na dostawę kołowy transporterów opancerzonych (kosztować nas będą 5 mld. złotych). Przed rozstrzygnięciem przetargu na F-16 dokonano zmian w ustawie, która pozwoliła Amerykanom do offsetu (czyli – w uproszczeniu – środków, które są zobowiązani obrócić w Polsce) zaliczyć inwestycje dokonane dwa lata przed podpisaniem umowy na dostawę samolotów. W jego ramach, jak się okazuje, znajdzie się zatem szereg inwestycji amerykańskich, które – wydawało nam się – były poczynione bez związku z zamówieniem na samoloty i dużo, dużo wcześniej. W dość dziwny sposób do “offsetu” ma być “dołączona” produkcja, czy jej część, w gliwickim General Motors. Wiele natomiast nowych inwestycji budzi poważne kontrowersje. Mówi się na przykład, że w ramach offsetu Amerykanie zamierzają nam wybudować tuczarnie świń Smithfields Food. Gdyby się tak stało oznaczałoby to dodatkowe koszty ekonomiczne, ekologiczne i społeczne z powodu zatrucia środowiska i deregulacji lokalnych rynków rolnych. Sam koncern Smithfields Food cieszy się ponurą sławą w USA, gdzie zmuszony jest płacić ogromne kary ekologiczne i jest oskarżany o wywołanie wielu chorób, na które cierpią mieszkańcy Karoliny Północnej.

Sam koszt zaoferowanych Polsce F-16 wydaje się wyjątkowo wysoki, bowiem za sztukę (zamówiliśmy 48) zapłacimy ok. 73 mln. dolarów (ok. 270 mln. złotych). Mniejsza część tych pieniędzy to wartość samego sprzętu. Większość idzie na dostosowanie polskiego systemu do obsługi F-16. Kiedy F-16 były jeszcze hitem na rynku zbrojeniowym pisało się (”Wprost”, 20 stycznia 1991 r.), że samolot kosztuje 6 mln. dolarów, a kiedy koszty przystosowania systemu są wysokie, cena może sięgnąć 30 mln. dolarów. Dlaczego w przypadku Polski – za przestarzały już technologiczny sprzęt – trzeba zapłacić 73 mln. dolarów, tego nie wiemy. Wiemy natomiast, kto zgarnie zyski – amerykańskie koncerny zbrojeniowe.

“O kłopotach z offsetem” za zamówienia zbrojeniowe pisała – generalnie proamerykańska i prowojenna – “Gazeta Wyborcza” w artykułach z 19 kwietnia i 11 sierpnia 2003 roku. Andrzej Kubalik na pytanie w jakim stopniu umowa offsetowa pomoże polskiej gospodarce odpowiada, że nie wiem, bowiem rząd niechętnie ujawnia szczegóły. Zatem powstają wątpliwości, ile faktycznie na tym skorzystamy. Iż z offesetem coś jednak jest nie tak dowodzi i to, że wybierając się w styczniu 2004 roku do USA prezydent Kwaśniewski miał wyjaśnić problemy związane z amerykańskimi zamówieniami: “Dożo więcej – pisała Gazeta Wyborcza przed wizytą (27 stycznia 2004) – Amerykanie obiecują w kwestiach militarnych (offeset za zakup samolotów F-16, dozbrojenie polskiej armii za udział w operacji w Iraku). Przełomem może być ewentualne wygranie przez zakłady Bumar wartego ponad 500 mln. dolarów kontraktu na wyposażenie nowej irackiej armii”. Bumar jednak kontraktu nie dostał. W atmosferze skandalu, polska klasa polityczna po raz kolejny, kiedy napluto jej w twarz udawała, że to pada deszcz. Na otarcie łez Kwaśniewski (ciekawe czy zdjęto na lotnisku jego odciski palców?) przywiózł 66 mln. dolarów na samoloty typu “Herkules”, które służą przede wszystkim do przerzutu wojsk w odległe rejony działań np. na Bliski Wschód. Wsparcie to dla naszej obronności bardzo wątpliwe. Fakt ten określono w gazetach jako finansowa “pomoc rządu amerykańskiego”, co często w praktyce oznacza po prostu zwyczajną pożyczkę, którą później, z mniejszymi czy większymi odsetkami, trzeba zwrócić. Przypomnijmy, że koszty wysłania naszych wojsk do Iraku wyniósł 30 mln. dolarów.

GOSPODARCZEGO BUMU NIE BĘDZIE

Jak z tego jasno widać interesy z naszymi przyjaciółmi z sojuszu atlantyckiego rodzą poważne wydatki i niewielkie oraz wątpliwe korzyści ekonomiczne. Podobnie będzie w przypadku powstania na terenie Polski amerykańskich baz wojskowych.

Kiedy Niemcy zdecydowanie odmówili wzięcia udziału w nowej wojnie z Irakiem, zaczęto głośno mówić, że rząd USA “z zemsty” zamknie swoje bazy wojskowe w tym kraju i przeniesie je do Polski. W niektórych mediach zaczęto z zachwytem pisać o tym fakcie, roztaczając wizje jakie to straty w wyniku tego posunięcia Waszyngtonu poniesie gospodarka niemiecka, a ile zyskamy my Polacy, myląc przy tym przychody z kosztami, dane prawdziwe z wyimaginowanymi. Ale efekt został osiągnięty. Z kraju posypały się “zgłoszenia” różnych władz lokalnych (a i samego premiera), które za obietnicę bliżej nie sprecyzowanych zysków, gotowe byłyby gości Amerykańskich żołnierzy u siebie.

W Niemczech stacjonuje obecnie 71 tysięcy żołnierzy amerykańskich, z tego najwięcej w Nadrenii Palatynacie. Koszt utrzymania dużej bazy wojskowej, jak np. Ramstein to około 1 mld. dolarów rocznie. Ta właśnie liczba rozpala umysły naszych żurnalistów. Chodzi tu jednak o koszt całościowy, o wszystkie wydatki związane z bazą poniesione zarówno w Stanach, jak w Niemczech: na pensje, paliwo, naprawy, system dowodzenia, itd. Jedna z polskich gazet podała, że “opłaty za usługi i należności za towary przekraczają w Ramstein 340 mln. dolarów”. Być może tak jest, ale jaką z tego część stanowią towary dostarczone bezpośrednio ze Stanów i przez Amerykańskie firmy?

Tak naprawdę zdecydowana mniejszość z tych środków trafia na “rynek” niemiecki. Na przykład całe niemieckie budownictwo i rzemiosło (łącznie) osiąga dzięki bazom obroty rzędu 184 mln. euro rocznie, handel detaliczny 31 mln. euro, gastronomia i hotelarstwo 5 mln. Oczywiście gdyby przeniesiono bazy do Polski, dotyczyłoby o wiele mniejszej części, powiedzmy jednej dziesiątej, sił stacjonujących za Odrą. Zatem i obroty z Amerykanami byłyby wielokrotnie mniejsze. Trzeba jednak tu stwierdzić iż podawane liczby, które na pierwszy rzut oka brzmią poważnie, nie są znaczące. Wyobraźmy sobie tylko, że np. polska firma Mitex S.A. (jedna z większym na rynku budowlanym) odnotowuje obroty rzędu 200 mln. euro rocznie. Nestlé Polska sprzedając jedynie płatki, czekoladki, koncentraty spożywcze, kawę i lody odnotowuje rocznie obroty rzędu 550 mln. euro na polskim rynku detalicznym. Obroty rzędu 5 mln. euro potrafi wyrobić jeden porządny hotel. Konkluzja jest prosta: znaczenie baz amerykańskich dla niemieckiej gospodarki jest niewielkie, podobnie będzie i w przypadku Polski. A co za tym idzie dalej, nie ma to wielkiego wpływu także na rynek pracy. Podsycany przez prasę entuzjazm studził sam minister obrony Szmajdziński mówiąc: “Chodzi o to, byśmy nie stworzyli wrażenia wielkich korzyści finansowych, bo one aż tak wielkie nie będą”. Zwłaszcza – wypada dodać – w porównaniu z kosztami.

KTO ZA TO ZAPŁACI?

Nikt nie chce się podjąć obliczeni ile na przykład będzie kosztowało polską służbę zdrowia wzrost zachorowalności na raka w wyniku zrzucania przez amerykańskie samoloty paliwa JP-8, czy zastosowania pocisków uranowych. Wiadomo, że zachorowalność wzrasta. Tym bardziej dziwić musi akceptacja istnienia bazy wojskowej na terenie zurbanizowanym, jak w przypadku poznańskich Krzesin – 10 km od centrum miasta.

Wojewoda wielkopolski w związku z planami wobec lotniska w Krzesinach wydał zarządzenie w sprawie utworzenia wokół bazy specjalnej strefy, w której wprowadzono określone ograniczenia budowlane. Obszar ten objął 92 kilometry kwadratowe, w większości w obrębie aglomeracji! Na mniej więcej 1 tego terenu wprowadzono całkowity zakaz budownictwa mieszkaniowego. Mieszkańcy i właściciele działek mogą jednak żądać od państwa odszkodowania lub wykupu terenu. Nie wiadomo jak wielkie roszczenia to wywoła, gdyby jednak założyć, że (uśredniając) przeciętnie cena każdego metra kwadratowego w strefie spadnie tylko o kilka złotych, to strata może sięgnąć ponad 500 mln. Również obecni mieszkańcy strefy, mogą zażądać od państwa odszkodowania, np. za wzrost uciążliwości hałasu; mogą domagać się zapewnienia ochrony akustycznej np. zamontowania nowych dźwiękoszczelnych okien. Jakiej liczby to może dotyczyć gospodarstw domowych? Nawet kilkunastu tysięcy, zatem w konsekwencji to wydatek przynajmniej rzędu kilkudziesięciu milionów złotych. Dodajmy: żeby w ogóle Amerykanie zainteresowali się lotniskiem w Krzesinach wydano na jego modernizację (w latach 2000-2003) 240 mln. złotych. Zatem bilans otwarcia licząc tylko część kosztów to minus ok. 800 mln. złotych. Tego nie da się “odzyskać” sprzedając codziennie kilkuset Amerykanom świeżych bułek.

Nie mówi się również o tym, iż w kosztach funkcjonowania baz będziemy musieli partycypować, jeżeli nie bezpośrednio to pośrednio, ponosząc koszty infrastrukturalne wokół nich: zniszczone drogi, lasy, zanieczyszczenia, potem rekultywacja terenu. Ustawa o pobycie obcych wojsk na terytorium Polski wyraźnie stwierdza, iż za szkody wyrządzone skarbowi państwa, w tym Lasom Państwowym, przebywający ewentualnie u nas Amerykanie nie zapłacą ani grosza. Krótko mówiąc: oczywiście płynące od Amerykanów zlecenia będą lukratywnym kąskiem dla wybranych gremiów polityczno-biznesowych, jednak bazy to interes do którego będziemy musieli, jako zwykli obywatele, dołożyć.

Autor: Jarosław Urbański
Źródło: Internetowa Biblioteka Anarchistyczna


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.