Ocean jest zrujnowany

Opublikowano: 02.11.2013 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1301

Tym, co odróżniało ten rejs od wszystkich innych, była cisza. Nie chodzi o brak dźwięku. Wiatr wciąż chłostał żagle i gwizdał w takielunku. Fale wciąż rozbijały się o kadłub z włókna szklanego. Było też wiele innych odgłosów: stłumione dudnienie, głuche odgłosy szurania, jakby łódź przedzierała się przez jakiś gruz czy inne śmiecie. Brakowało głosów ptaków, które podczas wszystkich poprzednich, podobnych do tego, rejsów otaczały łódź. Brakowało ptaków, bo brakowało ryb.

Równo 10 lat temu, kiedy żeglarz z Newcastle Ivan Macfadyen obrał dokładnie ten sam kurs z Melbourne do Osaki, by złowić ryby w oceanie między Brisbane a Japonią, wystarczyło zarzucić wędkę z przynętą.

“W ciągu 28 dni tej podróży nie było ani jednego, abyśmy nie złowili wystarczająco dużej ryby, żeby ją ugotować i zjeść z ryżem” – wspomina Macfadyen. Ale tym razem na całym tym odcinku długiej podróży morskiej złowiono tylko dwie sztuki. Brak ryb. Brak ptaków. Prawie żadnych oznak życia, jakiegokolwiek. “Przywykłem w minionych latach do tych wszystkich ptaków i ich głosów” – mówi. “Podążały za łodzią, odpoczywając czasem na maszcie, zanim ponownie wzbiły się w niebo. Można było obserwować, jak w oddali nad powierzchnią morza krążą całe ich stada, żywiąc się sardynkami”. Ale w marcu i kwietniu tego roku tylko cisza i pustka otaczały jego łódź, Funnel Web, kiedy pędziła po powierzchni jakby nawiedzonego oceanu.

Na północ od równika, powyżej Nowej Gwinei, oceaniczni rajdowcy zobaczyli w oddali wielką łódź rybacką łowiącą na rafie. “Cały dzień tam byli, trałowali tam i z powrotem. To był duży statek, jak statek-matka” – wspomina. Pracowali też całą noc, używając silnych reflektorów. Rankiem Macfadyena obudził załogant wołając głośno, że ze statku spuszczono łódź motorową. “Oczywiście byłem zaniepokojony. Byliśmy nieuzbrojeni, a piraci są prawdziwym problemem na tych wodach. Pomyślałem, że gdyby ci faceci mieli broń, to bylibyśmy w poważnych tarapatach”.

Ale to nie byli piraci, przynajmniej nie w tradycyjnym sensie tego słowa. Motorówka zacumowała spokojnie obok, a Melanezyjczycy ofiarowali nam dary: owoce, słoiki z dżemem i przetwory.

“Dali nam pięć dużych worków po cukrze pełnych ryb” – mówi. “Były to dobre, duże ryby, wszelkiego rodzaju. Niektóre były świeże, ale inne najwyraźniej, leżały na słońcu przez jakiś czas. Powiedzieliśmy im, że w żaden sposób nie damy rady spożytkować wszystkich tych ryb. Było nas tylko dwóch, nie mieliśmy też odpowiedniego miejsca do ich przechowywania. W odpowiedzi po prostu wzruszyli ramionami i powiedzieli nam, żeby wywalić je za burtę. Powiedzieli, że i tak by to zrobili. Powiedziano nam, że była to tylko niewielka część z jednego dnia połowów. Że są zainteresowani tylko tuńczykiem, więc wszystko inne traktują jak śmieci. Wszystko było zabijane, wszystko niszczone. Po prostu trałowali na rafie dzień i noc, ogołacając ją z każdego żywego stworzenia”.

Macfadyen poczuł ukłucie w sercu. To był jeden kuter wśród niezliczonej liczby innych, skrytych za horyzontem, z których wiele robi dokładnie to samo.

Nic dziwnego, że morze było martwe. Nic dziwnego, że nie złowili nic na wędkę. Nie zostało już nic do złowienia.

Jeśli brzmi to przygnębiająco, to dalej było jeszcze gorzej. Kolejny etap długiego rejsu przebiegał z Osaki do San Francisco i przez większość tej podróży otaczająca ich pustka była zabarwiona przyprawiającym o mdłości przerażeniem i poczuciem lęku.

“Od wypłynięcia z Japonii czułem się tak, jakby sam ocean był martwy” – mówi Macfadyen. “Nie widzieliśmy prawie żadnych żywych stworzeń. Zobaczyliśmy jednego wieloryba, jakby toczącego się bezradnie na powierzchni wody z czymś, co wyglądało jak wielki guz na głowie. Było to dość odrażające. Przebyłem w moim życiu wiele mil przez ocean i byłem przyzwyczajony do oglądania żółwi, delfinów, rekinów i żerujących w wielkiej obfitości ptaków. Ale tym razem, przez 3000 mil morskich, nie było nic żywego do oglądania”.

Miejsce życia zajęły śmieci w zdumiewających ilościach.

“Część z nich jest skutkiem tsunami, które nawiedziło Japonię parę lat temu. Fala wdarła się wgłąb lądu, podniosła niewiarygodne ilości różnych rzeczy i zmyła je do morza. I to wciąż tam jest, gdziekolwiek spojrzeć”.

Brat Ivana, Glenn, który zaokrętował się na Hawajach na rejs do Stanów Zjednoczonych, patrzył w osłupieniu na “tysiące tysięcy” kawałków żółtego plastiku unoszące się na powierzchni. Ogromne gmatwaniny syntetycznych lin, żyłek i sieci. Kawałki styropianu liczone w milionach. I plamy ropy i benzyny, wszędzie. Są tam niezliczone setki drewnianych słupów energetycznych, odłamane zabójczą falą i wciąż ciągnące za sobą na środku morza przewody elektryczne.

“W minionych latach, kiedy byłeś unieruchomiony przez flautę wystarczyło po prostu uruchomić silnik i tak przepłynąć kawałek” – mówi Ivan. Nie tym razem. “W wielu miejscach nie mogliśmy uruchomić silnika w obawie przed oplątaniem śruby masą kawałków lin i kabli. To niespotykana sytuacja na oceanie.”

“Decydując się na uruchomienie silnika, nie mogliśmy robić tego w nocy, tylko w dzień, mając oberwatora na dziobie przyglądającego się bacznie śmieciom. Na wodach powyżej Hawajów można było z dziobu patrzeć w głąb oceanu. Widziałem, że śmiecie nie pływały tylko na powierzchni, ale aż do dna. I to we wszystkich rozmiarach, od butelek po napojach po przedmioty wielkości dużego samochodu lub ciężarówki. Widzieliśmy wystający z wody komin fabryczny z przyczepionym do niego pod powierzchnią wody czymś w rodzaju kotła. Widzieliśmy coś na kształt dużego kontenera, który po prostu przewracał się na falach. Lawirowaliśmy wśród tych szczątków. To było jak żeglowanie przez wierzchołki gór śmieci.”

“Pod pokładem można było stale słyszeć uderzenia kadłuba o różne rzeczy, ciągle baliśmy się, że walniemy w coś naprawdę dużego. W efekcie tych uderzeń kadłub został porysowany i powgniatany w każdym miejscu przez te odłamki i kawałki, w stopniu jakiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy”.

Plastik był wszechobecny. Butelki, torebki i wszelkiego rodzaju domowe sprzęty, jakie tylko można sobie wyobrazić, od połamanych krzeseł po szufelki na śmieci, zabawki i inne przybory. I coś jeszcze. Żywy, żółty kolor lakieru łodzi, który nigdy wcześniej, w minionych latach, nie wyblakł od słońca i morskiej wody, w reakcji z czymś na wodach Japonii stracił swój blask w tyleż dziwny, co i bezprecedensowy sposób.

Po powrocie do Newcastle Ivan Macfadyen nadal próbuje wyzwolić się z szoku i przerażenia, które stały się jego udziałem podczas tego rejsu. “Ocean jest zrujnowany” – mówi potrząsając głową w pełnym szoku niedowierzaniu.

Uznając, że problem jest ogromny i że żadne organizacje czy rządy nie wydają się być szczególne zainteresowane znalezieniem rozwiązania, Macfadyen szuka pomysłów. Planuje lobbować wśród ministrów, mając nadzieję na ich pomoc. W najbliższym czasie będzie próbował przekonać organizatorów wielkich australijskich regat oceanicznych do pozyskania żeglarzy do uczestnictwa w międzynarodowym programie, w którym żeglujący wolontariusze monitorują śmieci i życie morskie.

Macfadyen został uczestnikiem tego programu, gdy był w Stanach Zjednoczonych, odpowiadając na wezwanie naukowców amerykańskich, którzy prosili żeglarzy o wypełnianie codziennych formularzy badawczych i pobierania próbek do badań promieniowania – w związku ze znaczącym zagrożeniem powstałym po awarii elektrowni atomowej w Japonii, będącej konsekwencją tsunami.

“Zapytałem ich, dlaczego nie domagamy się, by flota przepłynęła i posprzątała ten bałagan” – powiedział. “Ale odpowiedzieli, że według ich wyliczeń szkody dla środowiska powstałe ze spalania paliwa potrzebnego do wykonania tej pracy byłyby większe niż pozostawienie śmieci tam, gdzie są”.

Autor: Greg Ray
Tłumaczenie: PRACowniA i Przyjaciele
Źródło oryginalne: The Herald
Źródło: PRACowniA


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

13 komentarzy

  1. agama 02.11.2013 10:17

    wszyscy jesteśmy homo, ale nie wszyscy są sapiens.

  2. pablitto 02.11.2013 11:55

    po prostu hardkor :/

    ciekawe, czy ktoś “z zewnątrz” nie stwierdzi w końcu, że ludzie są już zbyt dużym zagrożeniem dla istnienia tej planety – podobnie jak my odstrzeliwujemy jakieś lisy czy bobry…

  3. agama 02.11.2013 12:24

    Apophis stwierdził i leci do nas z lekcją. Mam nadzieję, że nie spadnie na USA albo Izrael, bo to najbardziej cywilizowane i wartościowe państwa na świecie, tylko prosto na Polskę.

  4. MichalR 02.11.2013 12:42

    Nie uważam żeby trałowanie denne było złe. Jednak należy ocean podzielić na kwadraty w których można łowić bezkarnie i w których łowienie z użyciem sieci jest surowo wzbronione i zagrożone wysokimi karami finansowymi.

    Dzięki takim śródoceanicznym parkom zwierzęta oceaniczne mają miejsce i czas na odbudowanie swojego gatunku. Jak pokazuje praktyka i eksperymentalne parki tego typu. jeden kilometr kwadratowy parku oceanicznego powoduje 3 krotny wzrost połowów ryb na sąsiadującym kilometrze i to już w 3 lata po wprowadzeniu zakazu połowu.

    Korzyści ekologiczne i finansowe są wyraźne. Jeśli 50% oceanów byłoby prawnie chronionych (co jest utopią), albo chociaż 50% terenów przybrzeżnych to nie musielibyśmy się martwić o to że kiedyś zabraknie nam ryb. Co więcej mielibyśmy pewność że ilość ryb na naszym stole wzrośnie niemal dwukrotnie (mimo dwukrotnie mniejszego terenu przeznaczanego na połowy).

    Obecnie ekolodzy nie idą tak daleko w promowaniu parków oceanicznych. Obecnie promują model w którym przeznaczenie 10% powierzchni oceanów jest niezbędne z naukowego punktu widzenia (aby było gdzie prowadzić badania nad różnorodnością ekologiczną organizmów wszechoceanów). Przeznaczenie 20-25% powierzchni oceanów na parki mogłoby spowodować że z okolicznych wód możnaby utrzymać poziom “wydobycia” ryb na tym poziomie który obecnie notujemy. Natomiast 50% wód oceanicznych przeznaczonych na parki mogłoby spowodować odbudowywanie się bioróżnorodności oceanów do poziomu sprzed około 100 lat.

  5. pablitto 02.11.2013 15:55

    … wówczas najlepiej należałoby zobowiązać straże przybrzeżne, żeby strzelały do nielegalnych szabrowników (najpewniej na zlecienie grubych korporacji biorących w hurcie za niezłą stawkę). Po paru takich akcjach może by się w końcu nauczyli “myśleć”.

    PS. Wątek piratów somalijskich też zahacza o ten temat, dlatego mają b. duże poparcie społeczne w Somalii. Cóż, my też mamy “nasz” mit o Janosiku, i jesteśmy z tego dumni, bo robimy z tego filmy i seriale – takie historie zdarzają się codzień w dzisiejszym świecie. Czyli co – czcić takiego bohatera – wszystko jest cacy. Zacząć robić podobnie do wszelkich Robin Hood’ów – no no, tylko spróbuj 😉

  6. beth 02.11.2013 17:46

    (Komentarz usunięty – nadużywanie WIELKICH znaków. Przeczytaj regulamin. Admin)

  7. Komzar 02.11.2013 18:14

    Ekolodzy to tylko zgrabna nazwa grupy lobbującej rozwiązania dużych koncernów. Dla przykładu popierają coś takiego jak efekt cieplarniany. Chyba wiadomo już kto za tym stoi.

    Na opisane w artykule problemy jest tylko jedno wyjście i nie ma znaczenia czy się to komuś podoba czy nie. Ludzie muszą coś jeść a tylko to zostało. Więc to wyjście to depopulacja.

  8. MichalR 02.11.2013 19:29

    Ekolodzy nie są zorganizowaną grupą. Fanatycy ekologiczni nie mają nic wspólnego z racjonalnymi ekologami, a Ci z tymi mówiącymi od kilkudziesięciu lat o zakręcaniu wody w kranie.

    Stowarzyszenia ekologiczne które znam nie są dotowane przez nikogo. Wyszarpują pieniądze z Unii Europejskiej podszywając swoje projekty pod aktualne programy unijne.

    Oczywiście istnieją takie organizacje jak WWF czy Greenpeace. Jednak moim skromnym zdaniem ich ostatnich należy nazwać tymi samymi ekologami z którymi zapewne identyfikowałaby się większość ludzi. Problem w tym że media wszystkim przypinają tą samą plakietkę “Ekologów” w momencie gdy ekologia (oikos = dom; logica = nauka a zatem ekologia to po prostu nauka o domu – o środowisku w którym żyjemy) łączy w sobie wszystkie nauki przyrodnicze (począwszy od badania ekosystemów aż po badanie zjawisk przyrodniczych).

    Ekolodzy nie mają pieniędzy. Bo niestety nikt ich nie finansuje. Wielu za to inwestuje w kontrowanie wszystkiego co ekolodzy powiedzą. Gdyby ekolodzy mieli prawo głosu w kwestiach ekologicznych nie istniałoby coś takiego jak handel emisjami CO2. Wtedy ludzie staraliby się walczyć ze źródłem problemu, a nie robić z samego problemu biznes.

    Kto walczy z globalnym ociepleniem? Największy legalny biznes świata? Nafciarze, którzy chcą żebyśmy nie doszli do jednego zdania tylko rzucają fałszywe tropy, aby zawsze znalazł się ktoś kto powie “nie można jednoznacznie stwierdzić czy globalne ocieplenie jest czy nie”, albo gorzej “czytałem badania sponsorowane przez niezależny (petrodolarowy) instytut i wiem że globalnego ocieplenia nie ma”

    @beth
    Moja organizacja ekologiczna od ponad 5 lat walczy brakiem świadomości u ludzi. Jak sądzisz jak to się stało że ludzie wolą kupować butelkowaną wodę kranową niż czerpać ją prosto z kranu? Skoro wymogi jakościowe są takie same to nikt Ci nie zagwarantuje że woda przepuszczona przez domowy filtr będzie gorsza od wody kupionej w butelce. Nie będzie!

    Tak długo jak konsument nie zda sobie sprawy jak został nabity w butelkę i tak długo jak będzie traktował ekologów jak maniaków przykuwających się do drzew, tak długo będziemy mieli wszechobecny bubel.

    Ekolodzy są skazani na budowanie inicjatyw oddolnych bo nie mają żadnego wpływu na prawo.

    Byłem ostatnio na szkoleniu budowania miejskiej strategii rozwoju regionu i pewien młody radny podszedł do mnie i powiedział “Co Ty tu chcesz osiągnąć? My przyjechaliśmy tu się tylko napić, a was zaprosiliśmy bo wypada. Korzystajcie z okazji.”

    Jedyne co mogę to bruździć im w papierach których i tak nikt nie przejrzy.

  9. Komzar 02.11.2013 20:52

    @bos, ja tylko powiedziałem co było by a właściwie jest jedynym rozwiązaniem. Nie mówiłem, że to zrobię czy też jak. Stwierdziłem jedynie bardzo prosty fakt, że przyczyną tej zagłady ekologicznej jest nadmierna populacja człowieka z czego prosty wniosek, że lekarstwem jest jej zmniejszenie. To czy i jak ktoś będzie chciał te lekarstwo zaaplikować to inna sprawa i nie mój problem na dzień dzisiejszy.

    @MichalR, masz racje, zrobiłem skrót myślowy i zamiast Greenpeace napisałem ekolodzy. Jak widać nawet na mnie ta medialna nagonka działa i jak człowiek głębiej się nie zastanowi to odruchowo stawia znak równości między ekologami a tą agenturą.
    Na szczęście mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Niezależnie od tego co myślą urzędnicy to prawo przyrody jest jedno i niezmienialne, przynajmniej z punktu widzenia człowieka). Ma też jeszcze jedną zaletę – nie ma litości ani nie myli się. Konsekwencje zawsze będą i popełnianie błędów zawsze zaowocuje przykrymi konsekwencjami co w praktyce oznacza, że ta depopulacja dokona się tak czy inaczej. Taki urzędas nawet nie będzie wiedział dlaczego choruje i umiera oraz jego dzieci, nie zmienia to faktu, że natury to nie obchodzi i będzie robić swoje.
    W tym przypadku faktycznie nieznajomość prawa nie jest okolicznością łagodzącą.

  10. manek 02.11.2013 23:14

    Gostek troche wyolbrzmia w sumie to dobrze bo nalezy robic wszytstko aby zwiekszyc ochrone przyrody a zwlaszcza oceanow i morz.
    Tak sie sklada, ze mieszkam w Australii (Sydney) i troche siedze w temacie. Jestem instruktorem nurkowania aktywnie wspieram wszystkie kampanie ochronne rekinow itd i naprawde nie jest tak zle. Australia wlasnie otworzyla najwiekszy na swiecie morski park narodowy z zakazem komercyjnych polowow. Park jest naprawde gigantyczny 350 tys km (Polska ma 312 tys km kw.) Wokol Sydney takze, jest strefa zakazow polowow komercyjnych wiec jak idziesz na spearfishing (kussza) to zawsze cos zlapiesz albo nawet osmiornice. Nurkuje sporom takze wokol Australii Filipiny (wlasnie za 2 tyg znowu sie tam wybieram)bali, Fiji, Vanuatu itd i ryb, rekinow, zolwi jest sporo. Mam pelno wklasnorecznie robionych zdjec. NIe bylem na Hawaajch ale rok temu moj dobry znajomy przyplynal jachtem hawaje-fiji-Brisbanezatrzymal sie u mnie i jakos tez nie narzekal na brak ryb.
    Prosze mnie nie zrozumiec, popieram kazda akcje, ktora pomoze natualnemu srodowisku. Akcje takie musza byc robione madrze. Przykladowo, zanim rzad otworzyl wspomniany wczesniej park, rpzez alta negocjowal z rybakami o formie rekompensaty.

  11. Komzar 03.11.2013 07:01

    @manek, miejscami może nie jest źle ale obraz ogólny to po prostu rozpacz. Tu chodzi o życie na planecie i trudno je opisywać liczbami ale powiedzmy, że jak z powodu działalności człowieka populacja zwierząt morskich zmniejszyła by się o 5% ogółem to już było by bardzo źle. Nie znam dokładnych danych, nikt z nas nie zna ale nie mówimy tu o 5% wpływie.
    Negocjowanie z rybakami to jakaś paranoja, nie tędy droga. Rozsądne wyjście to nie ustalenie rezerwatu wielkości Polski ale wyznaczenie terenów połowowych mniejszych od obszaru Polski. Jeżeli ktoś myśli, że taki rezerwat coś zmienia w przyrodzie to już jest bardzo źle a tak myślą urzędnicy. Oczywiście z punktu widzenia jednej osoby tak jak Ty to w porządku, nadal upolujesz kilka ryb ale to nie o to chodzi. Człowiek powinien współpracować z przyrodą tak jak inne gatunki to znaczy jego działalność powinna być symbiotyczna i niezauważalna w pewnym sensie którego nie chce mi się tu opisywać.
    Najkrócej powiem tak – to co robimy powinno być tak zorganizowane, że przyroda na bieżąco uzupełniała by to co my “zjadamy” co daje możliwość istnienia systemu teoretycznie w nieskończoność, czyli jest to system stabilny. My tak nie postępujemy, jeżeli utrzymamy nawet 1/3 obecnej ilości połowów i zatruwania oceanów to system niedługo (w skali czasu życia planety) umrze.

  12. manek 03.11.2013 10:50

    @Komzar- generalnie dobrze mowisz, tylko zapominasz, ze zyjemy na Ziemii a nie na jakiejs idealnej planecie. Urzedniczy to politycy (albo na odrot) oni musza wspoldzialc z wlasnie takimi rybakami bo to jest potezna galaz gospodarki plus wszystko okolo niej- male stocznie, szwalnie sieci,warsztaty remonotwe itd Nie mozna z dnia na dzien powiedziec-sorry nie wolno juz wam lapac ryb. Poza tym ryby sa mocno promowane jako zdrowe jedzenie alternatywa dla miesa .
    Powinno byc kompleksowe rozwiazanie, poczawszy od pieniedzy na rozwoj badania tunczyka (jego zawsze bedziemy jesc) – aby mozna latwo chodowac, szeroka edukacja- szczegolnie u Chinczykow,ze jedzenie pletw rekina to kurestwo ,kosmiczne kary za smiecenie do oceanow ale jednoczenie zapewniony recycling.
    Reasumujac ludzie z jedzenia ryb nie zrezygnuja, hodowla to chyba jedyne rozwiazanie aby sprostac zapotrzebowaniu na nie.

  13. Komzar 03.11.2013 11:15

    Wybacz @manek ale moim zdaniem nadal nie rozumiesz. Właśnie dlatego, że żyjemy na Ziemi a ludzie nie są idealni potrzebne są rozwiązania o których mówię. Gdyby rybacy byli rozsądni nie trzeba by było nic regulować. Wiedzieli by dokładnie ile można łowić i jak rocznie i choć by nie wiem co nie złowili by ani jednej ryby więcej.
    Oczywiście wiem, że również dlatego, że Ci ludzie są krótkowzroczni to nigdy się tych rozwiązań nie wprowadzi ale to akurat nie problem jak już mówiłem. Natury nie da się tak naprawdę skrzywdzić, jedynie można odczuć konsekwencje złego gospodarowania i te na pewno przyjdą. To naprawdę nie ma znaczenia z puntu widzenia Ziemi czy ograniczymy wyniszczanie oceanów teraz i z tego powodu teraz spadnie populacja ludzi ale w sposób kontrolowany i z możliwością wprowadzenia rozwiązań zastępczych jak zaawansowana hodowla roślin. Czy też zniszczymy nasze żerowiska i pozdychamy z powodu głupoty ( głodu) tylko troszkę później (już wielu umiera z niedożywienia nawet o tym nie wiedząc). Natury nie da się oszukać. 🙂
    Potem oceany się odbudują i już. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
    Argument w stylu, że rybacy są powiązani ze stoczniami nie jest żadnym argumentem bo nie o powiązania tu chodzi a o ilość zabijanych zwierząt morskich. Z tego co mówisz wynika jedynie, że już jest nas za dużo skoro musimy to robić i nie umiemy znaleźć innego wyjścia. To dobry moment by połowów zaprzestać i pozwolić naturze dostosować ilość populacji ludzkiej do rozmiarów adekwatnych do terytorium. To są procesy naturalne które jak mówiłem i tak zajdą, od nas zależy jedynie jak będziemy do tego przygotowani.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.