(Nie)tolerancja katolicyzmu

Opublikowano: 05.02.2008 | Kategorie: Wierzenia

Liczba wyświetleń: 1026

Pan kardynał Dziwisz w iście obłudnym duchu cierpiętniczym, jak to pięknie potrafią prezentować hierarchowie Kościoła, napisał 15 stycznia 2008 r. o książce Jana Grossa „Strach” w liście do wydawnictwa „Znak”:

– Jej lektura napełniła mnie wielkim bólem.

Może powrót Inkwizycji byłby ukoił “ból” pana kardynała…?

Nie odnoszę się do treści książki, gdyż jej nie czytałem, przeto nie oceniam jej wartości faktograficznej. Ale z wypowiedzi tzw. „historyków” IPN na jej temat wynika, że jakakolwiek publikacja, nie mająca „imprimatur” Instytutu Pamięci Narodowej, jest bezwartościowa, kłamliwa i czysto propagandowa.

Tylko dżentelmeni z IPN prezentują właściwe poglądy, kompetentną wiedzę i tylko ich bełkot zasługuje na bezgraniczne zaufanie.

Tymczasem… Korzenie antysemityzmu sięgają pierwszych wieków chrześcijaństwa, a jego apogeum przypada na wieki średnie, kiedy politycznym oraz ideologicznym kierownikiem Europy był Kościół chrześcijański, z którego bez przerwy wiał trujący zaduch antysemityzmu, niosącego ze sobą prześladowania Żydów oraz ich niezliczone tragedie.

Polski antysemityzm jest wynikiem tylko i wyłącznie nauk Kościoła, który w podobny sposób szerzył nienawiść nie tylko do Żydów, ale innych wyznań czyli innowierców, bezbożników, później doszli jeszcze masoni i wolnomyśliciele.

W Polsce, władza świecka jakiejkolwiek epoki, która występowała mniej lub bardziej otwarcie przeciwko Żydom, robiła to zawsze z inspiracji Kościoła.

Dzisiejszy antysemityzm, (podobnie jak nienawiść do innowierców, bezbożników, wolnomyślicieli i masonów), jest wynikiem wychowania całych pokoleń w tak ukochanym przez Kościół rzymski duchu nienawiści oraz nietolerancji, a dla którego Żydzi, to już klasyka prześladowań.

Czy w Polsce byłby taki problem z homoseksualistami, gdy w to nie wtrącał się barbarzyński katolicyzm?
Nie! Na pewno nie! Ale ta sprawa, jak inne, otoczona jest woalką katolickiej “moralności”, której ludzie uczciwego serca nie będą przestrzegać.

Katolicy niegdzie nie potrafią egzystować w spokoju. Zawsze muszą mieć wroga, przeciwko któremu mogą wystąpić. Nie wahają się ruszyć na „swoich”, kiedy nie ma nikogo innego pod ręką.

Odwołajmy się do Historii, niedocenianej Nauczycielki Życia, która powiada, że „od chwili, gdy Kościół doszedł za Konstantyna do władzy świeckiej, przyjęta została powszechnie zasada prześladowania, którą stosowano zarówno wobec Żydów, jak heretyków i pogan.”

Aby nie było wątpliwości, kto i w jaki sposób panuje nad Ludzkością, dość będzie przypomnieć słowa ks. Szcześniaka:

– Do biskupów tedy, będących Kościołem nauczającym i spadkobiercami praw i władzy apostołów, należy z prawa bożego obowiązek wyszukiwania i nawracania zbłąkanych, przeszkadzania szerzeniu się heretyckich błędów i wykorzenienia ich w razie potrzeby przez zastosowanie środków odpowiednich. Oni też byli i są do dziś dnia inkwizytorami z urzędu (inquisitores nati), czy to sami przez się, czy przez swych delegatów.

Kościół, doświadczony szuler, przetasował karty i wykonawszy zręczną woltę, zaczął nagle głosić jakąś tolerancję, dialog z judaizmem i tym podobne brednie. Używam słowa „brednie” gdyż póki będzie istniała „instytucja nie z tego świata”, przenigdy nie pogodzi się trwale z innymi wyznaniami, a szczególnie z judaizmem, Żydami, oraz innymi wyznaniami. Skoro Watykan nie znajduje porozumienia z sektami we własnym łonie, to cóż dopiero mówić o innych religiach!?

Ale świat pilnie obserwuje poczynania czarnych magów, a Historię nie zawsze da się sfałszować…

Skoro chrześcijanie nie są w stanie kochać siebie samych w duchu „miłości bliźniego”, a przecież widać to na codzień gołym okiem, to próżno oczekiwać z ich strony tolerancji w stosunku do Żyda, innowiercy, lub ateisty.

Zresztą sama doktryna chrześcijaństwa zmierza wprost i logicznie do prześladowań. Doktryna ta była zawsze krzywiona przez Kościół i naginana do własnych potrzeb. Chrześcijaństwo jest religią destrukcyjną, zaborczą i nieobliczalną. Rozbudza najniższe i najnikczemniejsze instynkty człowieka, zamiast wynosić go na wyżyny. Działa także na nerwy, czego dowodem są tysiące „nawiedzonych”.

Konieczność wierzenia w coś, co sprzeciwia się rozumowi, musi w końcu zaowocować stanem nienawiści do innych, gdyż religiant czuje, że z jego wiarą jest coś nie tak, lecz nie ma w nim dość sił, aby zarzucić swój religijny nałóg, przeto odreagowuje swoje frustracje na niewinnych ludziach.

W przeciwieństwie do nich, nie kusi mnie raj. Nie miałbym tam nic do roboty, chyba tylko szukać gaśnic, którymi gasiłbym ognie piekielne i przeprowadziłbym bunt przeciwko tak okrutnemu bogu, który je rozpalił.

Polski antysemityzm jest równie tępy jak katolicyzm, który miał na swoim czele takich geniuszy zła i obłudy jak tzw. „prymas tysiąclecia” kard. Wyszyński. Warto temu człowiekowi poświęcić osobne opracowanie, a wówczas zobaczymy te jego wszystkie „cnoty” ewangeliczne.

Wystąpienia przeciwko Żydom na ogół wyglądały jednakowo. Najpierw wzbierał się gniew, wynikający z jakiegoś zaszłego urazu, może niepoprawnych stosunków między sąsiedzkich lub zgoła z celowo rozpuszczonej plotki. Przez pewien czas tlił się lont, którego drugi koniec był ukryty w kościele. Podpalony słowami zachęty do rozprawy, w końcu doprowadzał do detonacji nienawiści.

Wystarczyła umiejętnie wzniecona iskra, a natychmiast zaczynał się pogrom, w którym rozprawiano się z każdym Żydem, który był pod ręką. Było to stosowanie zbiorowej odpowiedzialności, bez względu na brak jakichkolwiek dowodów winy.

Ale katolicyzm to także zbrodnia na swoich „braciach” w Chrystusie innych wyznań. To także walki między sobą, katolikami. I ten stan rzeczy jest wręcz nie do skomentowania…

Korespondencja z „Dienstagischer Mercurius” (27 tydzień Berlin 1687 r.):

– W Poznaniu 17 lipca 1687 r. Dnia 17 b. m. mieliśmy tu wielką wojnę domową między jezuitami a kanonikami katedralnymi, a to z przyczyny: Studenci szkół kanoników katedralnych poturbowali ucznia klasy retoryki szkół jezuickich. Jezuici udali się ze skargą do konsula, ten jednak odmówił im sprawiedliwości. Wtedy jezuici, zebrawszy 100 swoich wychowańców, wyszli w pole, wyzywając kanoników katedralnych oraz Akademię. Słabsi liczbą akademicy o 2-ej po południu uderzyli w dzwon alarmowy, a zebrawszy 150 ludzi pieszo i konno, uderzyli na jezuitów, zepchnęli ich z pola ku mostowi, wielu zranili, jednego ciężej ranionego zrzucili z mostu do Warty i wparli ich do bramy Wodnej i w samo miasto. Ze strony kanoników nie obyło się bez poszwankowanych. Czterem rozpłatano głowy, kanonik Pilkowski ma 3 rany, dwie na głowie, a jedna na ręku. Awantura tak wyglądała, jak gdyby dwie armie ze sobą się potykały, to jedna, to druga strony miały przewagę, aż w końcu panami placu zostali kanonicy katedralni. Dnia 18 lipca kanonicy chcieli zamknąć kościół jezuitów, jako tych, którzy pobudzali do gwałtów. Jezuici się jednak na to nie zgodzili, grożąc, że gwałt siłą odeprą. Co z tego zajścia wyniknie, zawiadomię; jezuici maja teraz wypoczynek i używają go do podbudzenia zażartości w sercach młodzieży. Kanonicy katedralni pojmali flecistę jezuickiego i trzymają go aż do dyspozycji, karcąc batami i dyscyplinami, mimo, iż jezuici pragną, aby go oswobodzono.

Oto obrazek z 1687 r. będący wynikiem katolickiego wychowania. Oto skandaliczny konflikt dwóch stanów duchownych: świeckiego i zakonnego. Oto katolicka metoda wychowawcza, która hoduje wichrzycieli, napuszczanych na siebie, nie zaś obywateli.

Kilka luźnych dat związanych z tolerancją katolicyzmu:

1525 r. – na Mazowszu wydano edykt, skazujący „na śmierć i konfiskatę mienia luteranów”.

1525 r. – w Łęczycy ogłoszono statut o inkwizycji przeciwko „lutrom i heretykom”.

1532 r. – z inicjatywy abpa Macieja Drzewickiego, uchwalono, aby „przeciw rozszerzającym pisma i księgi Lutra biskupi używali surowości, której w królestwie hiszpańskim używają przeciw winnym lub podejrzanym w rzeczach religii.”

1532 r. – edykt wydany w Wilnie grozi wygnaniem z kraju „nowatorom” i ich pomocnikom.

1539 r. – na rynku w Krakowie spalono żywcem staruszkę Malcherową, tamtejszą mieszczkę, która odmawiała bóstwa Jezusowi Chrystusowi, a którą dziwkarz, biskup Gamrat z kanonikami przekonywał: “Źle mówisz niebogo, obacz się, są proroctwa o tem, iż miał Pan Bóg na świat posyłać syna swego i miał być ukrzyżowan za grzechy nasze, aby nas, nieposłusznych jeszcze Ojca naszego Adama, swem posłuszeństwem zjednał z Bogiem Ojcem. Poczciwa Malcherowa dowodziła, że to niedorzeczne, aby bóg miał być człowiekiem i żeby bóg miał się rodzić. W końcu oddano ją „do wyegzekwowania urzędowi miejskiemu a na śmierć (spalenie żywcem) szła bynajmniej niestrwożona.”

1550 r. – w Toruniu „legat papieski, Zachariasz palił portret i księgi Marcina Lutra przed kościołem św. Jana, gdy mieszczanie gradem kamieni powitali duchowieństwo i portret Lutra odbili.”

1551 r. – papież przysłał do Polski kardynała Lippomana, i radził królowi, aby stał przy jedności z Kościołem, „a pościnać najznakomitszych heretyków” (m.in. Socyna). Tenże Lippoman zebrał synod w Łowiczu „a luterantkę szlachciankę Dorotę Łużycką i kilku Żydów spalono. Właściwie tylko Łażycką palono, Żydów zaś do śmierci polewano po grzbietach wrzącą smołą. To okrucieństwo oburzyło króla i naród i odjęło wpływy wysłańcowi Ojca Świętego.”

1574 r. – akademicy w Krakowie burzą kościół kalwiński.

1590 r. – jezuita Possevin „robi układy o unię, t. j. zwalczenie Kościoła słowiańskiego.”

1632 r. – religię dysydentów uznano jako „przychodnią”, a katolicką jako „panią i gospodynią”.

1666 r. – posłowie mazowieccy żądali „zabronienia występowania z Kościoła katolickiego”.

1724 r. – (10 lipca) toruńscy studenci szkoły jezuickiej rozpoczęli z dysydentami awanturę o „nie przyklęknięcie przed katolicką procesją.” Doszło do rozruchów i bijatyki. Miejska straż aresztowała niektórych studentów. Inni chcieli tamtych z więzienia odbijać. Jezuici niesłychanie rozdmuchali całe zajście i król wysłał do Torunia komisje, złożoną z biskupa kujawskiego i 22 panów katolickich. Uwięziono 80 obwinionych, a który przyjął katolicyzm, był uwalniany… “Sądy assesorskie wydały krwawy wyrok, sejm nakazał wyrok wykonać. Lubomirski z 3000 wojska asystował przy wykonaniu wyroku. Kilku mieszczan ścięto, innym wprzód ręce odrąbywano, potem głowy; jednego po śmierci ćwiartowano. Kat wydarł z ciała serce i okazał ludowi, mówiąc: «Oto serce luterskie!» Spóźnione to okrucieństwo oburzyło Europę.”

W „Pamiętnikach historycznych do wyjaśnienia spraw publicznych w Polsce XVII wieku” z dzienników domowych Obuchowiczów i Cedrowskiego wydanych przez M. Balińskiego (Wilno 1859 r.) w „Pamiętniku” Jana Cedrowskiego taką relację znajduję:

– Roku 1682 d. 3 Aprilis w Piątek z namowy Lojolitów, alias OO. Jezuitów i rady ich pozwolił J.Pan Pac Wojewoda Wileński Hetman W-i X-a Litt-o [2] zdjąć Krzyż ze zboru Ewangelickiego na przedmieściu za Trocką bramą, za którym zdjęciem i przywodem Jezuitów, studenci z tumultem Miejskim nastąpiwszy, zburzyli i rozrzucili Zbor i domy, w których Xsięża Ewangeliccy mieszkali, poburzyli; Xięgi popalili, Xsiężą, którzy się pod truny ludzi umarłych przed strachem pochowali byli, powyciągali, pastwili się nad nimi. Dzieciątko niewinne w pieluszkach będące na ogień wrzucili, że ledwo je żywo wychwycono, ale potem umarło. Srebro Zborowe i dzwony pobrali i aparaty Zborowe, których nie mało było, wszystkie zabrali. Szpitalowi nic nie folgowano i Szpitalnym zacnym białogłowom, rabowano co znaleziono i Szpital zburzono i mur wszystek koło Cmentarza zrujnowano, ciała umarłych z grobów dobywali, pastwili się sromotnie nad nimi, palili, mężczyzny umarłe na białogłowy umarłe kładli, mówiąc: crescite et multiplicamini. Od trupów tych, które palono na cmentarzu, straszliwy był smród po wszystkiem mieście: Poganie nad ciały Chrześcijańskiemi nigdy się tak nie pastwią, jako się tam pastwili. A przy nich był jakiś Jezuita incognito, zakrywszy twarz, żeby go nie poznano, ale znać Pan Bóg i oddać nie omieszka za tak straszne pastwienie się autorom tej złości niechybne. Nazajutrz po zburzeniu zboru Jmść Pan Pac wojewoda Wileński Hetman W-o X-a Litt-o, po którym tęskni Król Jmść i cała Rzeczplita, zafrasowawszy się, prawie nagle umarł.

„Przegląd Poranny” nr 34 z 3 lutego 1907 r. Tytuł notatki: „Zajście w Betleem”.

– Dnia 22 z. m. pobili się ze sobą Franciszkanie z mnichami armeńskimi, przyczem dwóch Franciszkanów uległo poranieniu. Gwardian Franciszkanów wezwał o przybycie konsula włoskiego, który zaraz rozpoczął śledztwo. Konsul francuski też pośpieszył na miejsce. Bójka miała miejsce w świętej grocie.

W „Dzienniku Urzędowym Ministerstwa Wyznań i Oświecenia Publicznego z 1 stycznia 1924 r. na stronie 16 znajduje się następujący okólnik:

– W sprawie wydalenia Pinkasa Gałandziego. Ministerstwo Wyznań i Oświecenia Publicznego zawiadamia, iż Pinkas Gałandzi, ur. Dnia 16 stycznia 1911 r. w Tarnopolu, religii mojżeszowej, uczeń klasy III-ej I gimnazjum państwowego im. Wincentego Pola w Tarnopolu, został wykluczony ze wszystkich szkół państwowych i prywatnych na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej za obrazę religii katolickiej. Uczeń ten nie może być także dopuszczony do jakichkolwiek egzaminów państwowych. L. 11163/II.

Co za drakoński wyrok! Dwunastoletni chłopiec, który od pierwszej klasy szkoły podstawowej słyszał tylko obelgi pod swoim i swojego wyznania adresem, został wyrzucony nie z jednej lecz wszystkich szkół! Za co ten chłopiec został tak bezwzględnie ukarany? Czym była podyktowania decyzja ministerstwa wyznań, będącego zwichniętym narzędziem w ręku tępego i zawistnego klerykalizmu?

Otóż Pinkas narysował na karteczce krzyż, niesiony przez człowieka, czy też krzyż i stojącą obok niego postać. Trudno było to ustalić, ponieważ jeden z kolegów wyrwał mu zarysowaną karteczkę i wrzucił do pieca. Późniejsze relacje uczniów w tej sprawie były sprzeczne i prawdy nie dało się dojść. Jedni mówili, że Pinkas zgniótł kartkę, a następnie grał nią niczym piłką, drudzy zaś, że ją tylko opluł, a jeszcze inni, że nic podobnego w ogóle nie miało miejsca. Ale ciało pedagogiczne, w składzie którego znajdował się rzymski ksiądz, musiało się wykazać! Ten, tak pożądany dla katolicyzmu wyrok, wydał dyrektor gimnazjum w Tarnopolu, Vogl, a umocował w urzędowych dokumentach, minister Wyznań i Oświecenia Publicznego.

Któż dzisiaj pamięta masakrę w Jastkowicach (ówczesne województwo lwowskie) w grudniu 1925 r. małej mieścinie, której mieszkańcy porzucili rzymski katolicyzm i przeszli do Kościoła polsko-narodowego?
Katolicki ksiądz Kwaśny interweniował gdzie należy i przysłano oddział policji w sile ponad 100 ludzi z poleceniem „odbicia” kościoła.

– Pobito kilkadziesiąt osób (…) nie oszczędzono nawet dzieci… Bito ludzi po całej wsi. 26 grudnia policja przystąpiła do wprowadzenia do kościoła księdza rzymsko-katolickiego. Straszna to była instalacja. Olbrzymia rzeka ludu stanęła zbita masą przed kościołem, a rozjuszeni wódką i nakazem komendanta policjanci walili kolbami karabinów po głowach, kłuli bagnetami… Krew zalała obficie próg, ściany świątyni, cmentarz i drogę. We wsi, gdziekolwiek zeszło się do domu kilku ludzi, wpadali policjanci i rozpędzali, nie szczędząc kolb i bagnetów…

Cytuję za: „Głos Ziemowida” nr 16 z 1926 r. (Zachowuję pisownię oryginału):

– Mam przed sobą starca, żyda lat 65. Biedaczysko chodzić nie może, noszą go na plecach do ambulatorium. Ciekawym, co za rany. Posługacz odwija bandaże z kończyn nóg. Rany odkryte. Palce nóg zmiażdżone i okryte ropą całe, stopy od puchlizny straszne nabrzmiałe, podeszwy okropnie zbite na strzępy, zropiałe.
– Od czego te rany – pytam.
– Bili, panie.
– Kto?
– Policja.
– A czem was bili?
– Kolbami, drutem, gumą.

W tym czasie szmatławy „Kurier Poranny” z 11 kwietnia 1926 r. ani słowem nie wspomniał o akcji policji, ale triumfalnie donosi:

– Ku chwale Pana będą bić serca czterech nowych dzwonów w Kościele św. Krzyża. Biskupi kościół św. Krzyża rozporządza dotychczas mała sygnaturką i dwoma małemi dzwonkami, które wzywają wiernych na nabożeństwa i chwałą dźwiękami swego Pana. Ostatnio ufundowane zostały cztery nowe dzwony.

Przytoczyłem zaledwie kilka przykładów bandytyzmu, ba, ludobójstwa katolickiego, który terroryzował Polskę i jej obywateli różnych wyznań na całej przestrzeni naszych dziejów.

Ale czyż trzeba lepszej zachęty do morderstw, które usprawiedliwiał „najwyższy autorytet moralny”, papież Urban II (1088-1099):

– Nie uważamy za morderców tych, którzy oburzając się na ekskomunikowanych, z wielkiej gorliwości dla katolickiej Matki, Kościoła, niektórych z nich zabili.

Słowa te znajdują się w prawie kanonicznym. Papież Leon XIII (1878-1903) 4 sierpnia 1879 r. zaleca studiowanie pism Urbana II, a w encyklice z 21 kwietnia 1878 r. potwierdza wszystkie ekskomuniki swoich poprzedników.

Żadna religia nie wykazała tyle nienawiści, chęci mordu, brukania swych rąk krwią niewinnych ludzi, braku szacunku do innych wyznań, a także swoich wyznawców, co „religia miłości”, miłości zbrodni – rzymskie chrześcijaństwo.

Panie Dziwisz i wy katolickie owce, czy aby na pewno dobrze zrozumieliście słowa Jezusa, który mówił:

– Czyńcie to na moją pamiątkę.

Autor: Bogdan Motyl
Źródło: Alternatywa


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.