Liczba wyświetleń: 592
Recenzja filmu “Labirynt Fauna” w reż. Guillermo Del Toro
– Mercedes, wierzysz we wróżki?
– Nie. Ale kiedy byłam mała, wierzyłam. Wierzyłam w wiele rzeczy, w które już nie wierzę…
Guillermo Del Toro tworzył już filmy o tematyce fantastycznej. Wystarczy wspomnieć o takich dziełach, jak mocno komercyjne “Blade II” czy “Hellboy”. Meksykański reżyser nie podejmował się jednak tylko ekranizacji komiksów, nakręcił także przy współpracy z Pedro Almodovarem “Kręgosłup diabła”. Niedawno podjął się całkowicie samodzielnie wyreżyserować baśniowy “Labirynt Fauna”. I jest to bez wątpienia najlepszy film Meksykanina.
Del Toro dobrze wie, że film jest dobry tylko wtedy, jeśli posiada odpowiedni klimat. “Blade II” niewątpliwie klimat posiadał. “Labirynt Fauna”, choć bez wątpienia jest to kino o innym ciężarze gatunkowym niż opowieść o łowcy wampirów, również jest wielce nastrojowy. Naprawdę czuć w tym dziele magię. Film jest baśnią, jednak dzieci nie powinny go oglądać pod żadnym pozorem. Akcja dzieje się w wielu różnorodnych miejscach, niektóre zachwycają nasze oczy, niektóre są brudne, mroczne, wręcz przygnębiające i wzbudzające strach. To samo można powiedzieć o postaciach. Porośnięty korą faun o skrzypiącym chodzie i wyrazie twarzy tak tajemniczym jak jego charakter nie sprawia przyjemnego wrażenia. Także wróżki zbyt urodziwe nie są, nie wspominając o przerażającym stworze, którego Ofelia spotyka po przejściu przez magiczne drzwi. Jednak każda baśniowa postać to swoiste dzieło sztuki. Do tworzenia tajemniczego klimatu przyczynił się również sam Del Toro i jego sposób reżyserii. Rzekłbym, że jest to połączenie dwóch szkół: pełnej wysublimowanego piękna szkoły europejskiej oraz nastawionej na komercyjne efekciarstwo szkoły hollywoodzkiej. Mieszanka ta jest bardzo przyjemna dla oka. Tak samo jak muzyka dla ucha. Javier Navarette stworzył bardzo solidną oprawę dźwiękową: może niezbyt efektowną i nie zapadającą na długi czas w pamięć, ale idealnie współgrającą z wydarzeniami na ekranie.
Na oddzielne zdanie zasługuje gra aktorów, a w szczególności trzynastoletniej Ivany Baquero. Młodziutka Hiszpanka zagrała bardzo dojrzale dziewczynkę przygniecioną złem tym świata i uciekającą przed nim w świat swojej fantazji. Być może ta rola otworzy jej drzwi do wielkiej kariery. Równie świetnie Sergi Lopez odegrał postać bezwzględnego kapitana Vidala. Zabicie wieśniaka, przesłuchanie więźnia czy rozmowa z Ofelią – ta sama kamienna twarz. Istne zło wymalowane na facjacie. Znakomicie brzmi tu głos Fauna granego przez Douga Jonesa. Chrapliwy, niezwykle tajemniczy i emocjonalny wzbudza strach i sprawia, że zachowanie Fauna jest praktycznie nie do przewidzenia.
Guillermo Del Toro stworzył dzieło łączące piękny świat baśni z pełnym zła i ludzkich ułomności światem realnym. Na “Labirynt Fauna” nie można iść jak na zwykły film rozrywkowy. Pobudza on widza do refleksji nad ludzkim losem i nad słabością jednostki wobec okrucieństwa wojennego świata. Niektóre postacie są symbolami różnych wartości ludzkich: Ofelia – niewinność, Vidal – zepsucie oraz niczym nieuzasadnione okrucieństwo, Faun – symbol ucieczki od tego okrutnego i niezrozumiałego świata. Sam tytułowy labirynt może służyć za alegorię różnorodnych losów ludzkich.
Piękna scenografia, świetna gra aktorska, dramaty moralne bohaterów, magia lejąca się z ekranu. “Labirynt Fauna” porusza myśli i porusza zmysły. Osobiście dawno nie widziałem filmu zawierającego motywy fantastyczne, który równocześnie porusza tak bolesną i realną tematykę. Podsumuję jednym zdaniem: małe arcydzieło kinematografii, które zapewne jednak nie znajdzie uznania wśród szerszej publiczności przyzwyczajonej do bardziej “normalnych” filmów.
Autor: Szymon Witt
Źródło: Krzyk