Po zawodach pora na wyniki

Opublikowano: 06.09.2009 | Kategorie: Polityka

Liczba wyświetleń: 479

1 września br. na Westerplatte w Gdańsku odbyły się międzynarodowe zawody w polityce historycznej z udziałem prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, premiera Donalda Tuska, strategicznych partnerów, tzn. niemieckiej kanclerz Anieli Merkel i rosyjskiego premiera Włodzimierza Putina, którym asystowali wybitni politycy z innych krajów oraz delegacja amerykańska.

Polityka historyczna polega, jak wiadomo, na tym, by narzucić światu taką wersję historii, jaka służy politycznym priorytetom państwa, które ją uprawia. Wersje historii lansowane w ramach polityki historycznej z historyczną prawdą nie mają oczywiście nic wspólnego, a ściśle mówiąc – prawie nic, bo niekiedy uwzględniają podstawowe fakty, chociaż nie zawsze jest to konieczne. Dlatego też analiza polityki historycznej poznaniu historycznej prawdy służyć w żadnym wypadku nie może. Można z niej natomiast dedukować polityczne zamiary państw lansujących swoje historyczne polityki.

Zanim jednak przejdziemy do dedukowania, chciałbym przypomnieć najbardziej trafną analizę różnicy między II wojną światową a większością, a może nawet wszystkimi poprzednimi wojnami. Jej autorem nie jest, ma się rozumieć, żaden polityk ani historyk, tylko kobieta w zasadzie ani polityką, ani nawet historią specjalnie się nie interesująca. Jest to kolejne potwierdzenie ewangelicznego spostrzeżenia, że Bóg ukrył najważniejsze prawdy przed “mądrymi i roztropnymi”, a objawił je tzw. maluczkim, to znaczy – osobom pozbawionym urzędowej rangi. Mówię naturalnie o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, która swoją analizę przedstawiła w postaci wiersza pod tytułem “Branka”: “Dawniej, piękna dziewczyno, byłaś łupem wojny; / Branką, zdobyczną różą dla sułtana w darze. / Napastowanych włości najcenniejszym skarbem, / Unoszonym w objęciach, przed sobą, na siodle, / Pod promieniami Wenus, gwiazdy polubownej – /W brutalnym, wrogim hołdzie, piękności złożonym. / Dzisiaj skrzydlaty człowiek, gryf o ludzkiej twarzy, / Przelatując nad tobą, gardzi twym urokiem: / Pragnie cię tylko zabić, zabić i nic więcej, / Gdyż ma serce z metalu i płonie ku tobie / I twoim rówieśnicom biegnącym przez łąki, / Ogniem salwy stokrotnej i żądzą celności”.

Polska polityka historyczna pozbawiona jest wszelkich politycznych celów, albo też Polska nie prowadzi już żadnej polityki – ponieważ nie można nazwać polityką rozpaczliwych usiłowań dostosowania się do szybkich zmian sytuacji kształtowanej przez starszych i mądrzejszych. Znakomitym przykładem takich rozpaczliwie groteskowych wysiłków jest “Lekcja historii”, jakiej na łamach “Gazety Wyborczej” udzielił minister Radosław Sikorski, tym razem wcielając się w preceptora tubylczego narodu. Zganił “rocznicowe biadolenia” i próby strojenia się w “cierniową koronę”, podobnie jak “jagiellońskie ambicje mocarstwowe”, stręcząc nam w zamian “nowoczesne państwo narodowe” – oczywiście nie w znaczeniu “etnicznym”, tylko “politycznym”, czyli “obywatelskim”. Nie chodzi w tej chwili o to, czy to prawda, czy nie, tylko o to, że minister Sikorski jeszcze kilka miesięcy wcześniej uznawał “jagiellońskie ambicje mocarstwowe” – co prawda już w postaci “cienia hajduka” co to “cieniem miotły zamiata cień karety”, czyli licencjonowanego przez naszą Katarzynę Wielką tak zwanego Partnerstwa Wschodniego – za sam cymes i przedmiot swojej dumy. Kiedy jednak w grudniu ub. roku Kondoliza powiedziała, że USA nie będą już forsowały członkostwa Gruzji i Ukrainy w NATO, tylko “umacniały” tam “demokrację”, a prezydent Obama podczas wizyty w Moskwie prosił prezydenta Miedwiediewa już tylko o “poszanowanie suwerenności” obydwu tych państw, stało się jasne, że zostaliśmy spuszczeni z wodą – o czym zresztą zaświadczał ostentacyjnie skład amerykańskiej delegacji na Westerplatte. Dlatego też min. Sikorski, usiłując stworzyć wrażenie, jakby od niego zależały wschody i zachody słońca oraz następowanie po sobie pór roku, zapałał miłością do “państwa narodowego”, znaczy się – obywatelskiego. Rzeczywiście – już tam Niemcy, jako państwo poważne, jakąś tam formę “państwa narodowego” na “polskim terytorium etnograficznym” nam obmyślą, kto wie, czy nie z obywatelami starszymi i mądrzejszymi jako szlachtą jerozolimską. Czy minister Sikorski będzie im do tego koniecznie potrzebny nawet w charakterze konsyliarza – wątpię.

W tej sytuacji jest całkowicie zrozumiałe, dlaczego polska polityka historyczna ma już jedynie na celu przekonanie świata, iż Polska podczas II wojny światowej dostała największe cięgi. Problem w tym, że – po pierwsze – w przypadku Polski, poza zaspokojeniem jakiejś perwersyjnej próżności, niczemu konkretnemu, żadnemu politycznemu celowi to nie służy, a po drugie – że martyrologiczny cokół zajęty jest przez Żydów, którzy statusu największej ofiary II wojny ani jej symbolu w postaci “korony cierniowej” wydrzeć sobie nikomu nie pozwolą, ale bo też od całych dziesięcioleci ciągną z tego grubą rentę. I rzeczywiście – za porównanie Katynia do holokaustu prezydent Kaczyński natychmiast został przez Żydów skarcony, że powiedział coś “absolutnie niestosownego”. W tych okolicznościach polska polityka historyczna ociera się o groteskę – niczym w dialogu w jednym z opowiadań Janusza Głowackiego: “O czym pisze ten Maks F.? – O wojnie. – O wojnie? Mnie też raz Niemcy postawili pod ścianą; zesrałem się oczywiście, ale żeby to zaraz opisywać?”. Dlatego też reakcja uczestników gdańskich międzynarodowych zawodów na występy pana prezydenta Kaczyńskiego i pana premiera Tuska przypominała trochę zachowanie gości zwiedzających dom bez klamek; wiadomo, że pensjonariuszom nie należy się sprzeciwiać, zwłaszcza gwałtownie.

Było to widoczne zwłaszcza w wystąpieniu pani Anieli Merkel, która najwyraźniej uznała, że skoro Polakom aż tak zależy, by wszyscy uznali ich za nieszczęsne ofiary, to co będzie im żałowała? Przecież to nic nie kosztuje, a przede wszystkim – wcale nie koliduje z postulatem “przywrócenia praw” niemieckim “wypędzonym”, sformułowanym w niedawnej deklaracji CDU-CSU, a pośrednio potwierdzonym nawet we wspólnym “Oświadczeniu” episkopatów niemieckiego i polskiego. Za to rosyjski premier Putin wystąpił niejako w imieniu obydwu strategicznych partnerów, wskazując w swoim przemówieniu, iż praprzyczyną II wojny światowej nie był w żadnym razie pakt Ribbentrop-Mołotow, tylko – traktat wersalski. Rzeczywiście – zarówno Rosja sowiecka, jak i Niemcy, zarówno pod postacią Republiki Weimarskiej, jak i III Rzeszy, bez względu na różnice ustrojowe, wspólnymi siłami dążyły do obalenia porządku wersalskiego, któremu śmiertelny cios zadał właśnie pakt z 23 sierpnia 1939 roku. A dlaczego? A dlatego, że polityczny porządek wersalski akceptował i zatwierdzał istnienie w Europie Środkowej niepodległych państw “narodowych”. Jeśli więc taki porządek polityczny był w gruncie rzeczy zarzewiem europejskiej wojny, to jaki z tego wniosek? Ano jakiż by inny, jeśli nie ten, że w Europie Środkowowschodniej miejsca na niepodległe państwa narodowe nie ma? Wychodzi to naprzeciw niemieckiemu projektowi “Mitteleuropa” z roku 1915, przewidującemu ustanowienie na tym obszarze niemieckich protektoratów o gospodarkach peryferyjnych i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Krótko mówiąc – potępienie traktatu wersalskiego jest wstępem do pełzającej rehabilitacji paktu Ribbentrop-Mołotow, który obecnie – już pod postacią strategicznego partnerstwa – prowadzi Europę ku świetlanej przyszłości.

Drugim ważnym elementem wystąpienia Putina było bezwzględne potępienie wszelkiego paktowania z Hitlerem – w rezultacie nie tylko rosyjska odpowiedzialność za pakt Ribbentrop-Mołotow i wojnę już nie jawi się jako coś wyjątkowego na tle podobnych przewinień innych państw, już się rozmydla – ale przede wszystkim – wszystkie państwa milcząco przyjęły do wiadomości, że o ile paktowanie z Hitlerem jest absolutnie potępione, podczas gdy ze Stalinem – wcale nie. Krótko mówiąc – Putin przeforsował na Westerplatte doktrynę ustaloną zaledwie kilka dni wcześniej przez rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa i izraelskiego prezydenta Peresa. Jest to ważny krok na drodze do międzynarodowej rehabilitacji komunizmu, a być może – nawet stalinizmu.

I wreszcie trzeci element – w postaci deklaracji otwarcia rosyjskich archiwów dla polskich badaczy – oczywiście pod warunkiem wzajemności. Było to poważne ostrzeżenie Putina pod adresem ubeckiej agentury w Polsce, by nie czuła się zbyt bezpiecznie, bo w rosyjskich archiwach przecież są “spisane czyny i rozmowy” nawet takie, których nie ma już w archiwach IPN, nawet z ich części zastrzeżonej. Wystarczy przypomnieć, że 4 czerwca 1992 roku min. Macierewicz w “Informacji o stanie zasobów archiwalnych MSW” napisał, iż przed rozpoczęciem niszczenia akt MSW zostały one zmikrofilmowane co najmniej w trzech kompletach, z których dwa znajdują się za granicą, a jeden – “w kraju”. Reakcja na ofertę Putina pojawiła się niemal natychmiast – w postaci lawiny pełnych zadowolenia komentarzy, że wyciąga rękę – i tak dalej, a wszystkich przelicytował – pewnie nie bez powodu – Jego Ekscelencja abp Józef Życiński, zgłaszając się na ochotnika do prowadzenia dialogu z Jego Świątobliwością patriarchą Cyrylem. A patriarcha Cyryl, zapytany w rosyjskiej telewizji: Wasza Świątobliwość, powiadają, że byliście zagorzałym komunistą, a niektórzy mówią nawet, że – agentem KGB – odpowiedział: “Da, nu i czto?”.

Autor: Stanisław Michalkiewicz
Źródło: Tygodnik “Goniec” z Toronto


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Abarth 06.09.2009 17:17

    Świetny artykuł, może się nie wysiliłem w komentarzu 😀 , ale nic dodać nic ująć.

  2. Maciek 07.09.2009 00:00

    Jak tak tylko gwoli pogaworzenia o faktach…Państwo Polskie (dokładnie trzymający towarzystwo za mordę autokrata)otrzyamało koronę wasala od cesarza niemieckiego, prawda? Kaziemierz Odnowiciel otrzymał pomoc na resytuowanie Polski w szeregu krajów chrześcijańskich (pełnoprawnych) od Niemiec. Alternatywą był sojusz z silnym sąsiadem wschodnim – Litwą. Byliśmy w tym sojuszu potęgą. Niestety, nieumiejętne zarządzanie doprowadziło do zdeklasowania państwa. Mrzonki o lawirowaniu pomiędzy dwoma mocarstwami, głoszone przez Piłsudskiego, były dobre na czasy, gdy sąsiednie wielkie państwa lizały rany po I wojnie. Jak już wydobrzały, a Beck próbował nadal kontynuować tę politykę, wybuchło coś, co prawie nas zabiło. Wobec opini publicznej politycy muszą udawać suwerennych, lecz w istocie marzą o zdjęciu z nich odpowiedzialności w razie niepowodzenia eksperymentu zwanego Unią Europejską. Więc lepiej niech nawet nie udają jakiejkowlwiek wizji na politykę historyczną, bo pisać o tym, że nasz największy odbiorca towarów to ten sam łobuz, który mało nas nie zadławił w ostatniej sprzeczce?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.