Liczba wyświetleń: 641
Franco jest dziś jednym z najczęściej gloryfikowanych rządów wśród nacjonalistów, kapitalistów i kleru. Pierwsi z nich widzą w generale wodza, który uchronił Hiszpanię od „czerwonej zarazy”; drudzy zręcznego ekonomistę, którego reformy pozwoliły odbudować gospodarkę kraju; kler natomiast gorliwego katolika, stojącego na straży dawnych przywilejów. Co nikogo nie powinno dziwić, o zbrodniach dokonywanych przez Franco wszyscy oni milczą. Dlaczego? Tchórzostwo, zaślepienie, powodów jest pewnie wiele. Jednym z nich jest niewątpliwie świństwo, którego nie są w stanie wytłumaczyć ani obroną kraju, chłodnymi kalkulacjami, czy obroną chrześcijańskich wartości. Bo czym można uzasadnić odebranie setek tysięcy dzieci ich matkom?
Dramat hiszpańskich kobiet i ich dzieci rozpoczął się u schyłku wojny domowej, gdy Antonio Vallejo-Nájera (hiszpański psychiatra) oznajmił, że zaangażowane politycznie kobiety są „moralnie zdegradowane” i powinno odebrać się im dzieci. Doszedł on do takiego wniosku po eksperymentach, przeprowadzonych na uwięzionych członkiniach Frontu Ludowego i Brygad Międzynarodowych. Brzmi znajomo? Nic dziwnego. Nájera podczas pobytu w Berlinie stał się uczniem rasistów, którzy do osiągnięcia „czystości rasowej” wykorzystywali eugenikę. Po powrocie, zdobyte doświadczenie postanowił przenieść na grunt hiszpańskiej dyktatury. Próba wyeliminowania „czerwonego genu” spotkała się z ogromnym entuzjazmem nacjonalistów skupionych wokół generała Franco, oraz wśród katolickich księży.
Liczba odebranych dzieci mogła sięgnąć nawet 300 tysięcy, natomiast liczba zmarłych w więzieniach z powodu tragicznych warunków pozostaje nadal nieznana. W procederze tym uczestniczyli lekarze, którzy po porodzie wmawiali kobietom, że ich dzieci zmarły; księża, przez których instytucje przewijały się te sieroty; oraz zwykłe rodziny, które je adoptowały. Niemal całe społeczeństwo dało sobie narzucić tę chorą ideologię, a zaprowadzenie demokracji niczego nie zmieniło. Ideologiczny terror zmienił się jedynie w dochodowy biznes, który trwał do początku lat 1990.
Gdyby nie kilka osób które postanowiły wyciągnąć sprawę na światło dzienne, prawdopodobnie zapomniano by o tym epizodzie hiszpańskiej historii. Nowemu, demokratycznemu rządowi byłoby to na rękę, nie musiał by się mierzyć z powracającym problemem. Próba zamknięcia ludziom ust przez Prokuraturę Generalną spełzła jednak na niczym, a do głosu doszli sami pokrzywdzeni – dzieci „czerwonych matek”.